część 2- rozdz. 11
Znów obudził mnie koszmar, ale tym razem nad ranem i nie obudziłam Alana. Nie chcąc go budzić wstałam powoli z łóżka i zeszłam na dół żeby zrobić nam coś na śniadanie.
Otworzyłam lodówkę i zastanawiałam się co zrobić. W końcu mój wybór padł na naleśniki. Włączyłam wieże i ustawiłam na mojej ulubionej piosence. Zaczęłam podśpiewywać razem z wokalistą i robić naleśniki.
Stałam przy kuchence i pilnowałam naleśniki żeby się nie spalił, przy okazji podśpiewywałam sobie. Nagle poczułam czyjeś ręce na tali i oddech przy uchu. Pisnełam cicho przestraszona ale za raz zorientowałam się, że to Alan.
-Głupi jesteś?
-Nie, dlaczego?- zapytał ze śmiechem i złożył pocałunek na moich ustach. Pocałunkami zszedł na moją linie szczęki i szyję co mnie dekoncentrowało i nie mogłam mu odpowiedzieć.
-Alan- szepnęłam, ale przypominało to raczej jęk.- Przestań.
-Twój głos, mówi, że ci się to podoba.- powiedział po między pocałunkami, które składał na mojej szyi.
-Mój głos mówi jedno, serce drugie, a mózg trzecie.- udało mi się ułożyć w miarę sensowną wypowiedź.
-Wiem, że twoje ciało bardzo reaguje na mój dotyk i go pragnie- wyszeptał i przygryzł płatek mojego ucha.- A ty nawet nie masz pojęcia jak seksownie wyglądasz w moje koszulce, która ledwo zakrywa ci ten seksowony tyłek. Zarumieniłam się na jego słowa, a moje serce przyspieszyło.
Brunet odciągnął mnie od kuchenki i posadził na wyspie kuchennej. Wpił się w moje usta. Zaskoczona tym oddałam pocałunek do piero po chwili. Z każdą sekunda stawał się on coraz agresywniejszy i zachłanniejszy. Ale zarazem pociągający i piękny. Brunet przejechał językiem po mojej wardze prosząc o wstęp, który od razu mu dałam. Nasze języku toczyły ze sobą walkę o dominację ale to on wygrał.
-Pozwolisz mi kiedyś dominować?- jęknełam gdy się od siebie oderwaliśmy.
-W łóżku?- zapytał i odpowiedział na swoje pytanie.-Może kiedyś.- powiedział tajemniczo.
-Wystarczyło by w całowaniu się.- powiedziłam zawstydzona.- Moje naleśniki- krzyknęłam przypominając sobie o nich. Odepchnełam od siebie chłopaka i zaskoczyłam z blatu. Ściągłam naleśnika ale do niczego się nie nadawał bo był spalony.- Przez ciebie spalił mi się naleśnik.
-Masz całą sobotę żeby ich zrobić.- powiedził ze śmiechem. Objął mnie od tyłu w tali i znów zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-Nie całą.- odpowiedziałam.- Za to że przez ciebie spalił się mój naleśnik idziemy do kina, na kręgle i pizze. Ja płacę- powiedziłam za nim on zdążył coś powiedzieć.
-Ja płacę- zaprotestował.
-Nie możesz za wszystko płacić.- postawiłam się.-Dzisiaj za wszystko płacę ja, a ty idziesz ze mną do towarzystwa.
-Lubie gdy mi się stawiasz.- wyszeptał mi do ucha.- Ale ja jestem mężczyzną i ja płacę.
-A ja nie pozwolę na dyskryminację kobiet i ja płacę.- Wyłączyłam palnik i odwróciłam się w jego stronę położyłam ręce na jego torsie i dopiero teraz zorientowałam się, że jest w samych spodniach.
-Nie dyskryminuję kobiet. Po prostu nie pozwolę żebyś za mnie płaciła.
-A ja mam pozwolić, że byś ty za wszystko mi płacił?- podniósłam pytająco brew do góry.
-Tak- odpowiedział z uśmiechem.
-Nie.- palcem zaczęłam jeździć po jego nagim torsie i lekko umięśnionym brzuchu.- Nie pozwolę żebyś za wszystko ty płacił. Dzisiaj płace ja i koniec dyskusji.
-Jesteś bardzo stanowcza.- wyszeptał i nachyliłam się na demną. Przyssał się do mojej szyi na dłuższą chwilę, a później dmuchnął na swoje dzieło.- Zgodzę się ale tylko dziś. A jutro obudzę cię jak książę swoją księżniczkę. A malinka po to żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś moja i nie wolno im cie dotykać.
-Wariat.- powiedziałam ze śmiechem.
-Tylko wariaci są coś warci.- odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
-Nalej soku do szklanek.- powiedziałam mu i odwróciłam się do naleśników żeby posmarować je czekoladą. Alan westchnął cicho zaśmiał się i zrobił to o co go poprosiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro