część 3 - rozdz. 55
Poszukuję korektora na okres kilku dni, jeśli ktoś jest chętny to zapraszam na priv.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam jak materac obok mnie się ugina, a Alan oplata mnie ramionami. Przeniósł mnie na swoje kolana i przytulił mocno, ale ostrożnie. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy, wzdychając jego piękny zapach, który kojarzy mi się z bezpieczeństwem.
-Chcesz o tym pogadać?- odezwał się po chwili ciszy Alan.
-Nie wiem.- odpowiedziałam cicho- Ja już nic nie wiem. Nie wiem co mam robić. Nie mam pojęcia. Mam już tego wszystkiego dość.
-Rozumiem.- odpowiedział i pocałował mnie w głowę.
-To życie jest jakieś pojebane. Mam już tego wszystkiego dość. Dość tych wszystkich problemów, dość tych wszystkich ludzi. Dość tego żucia. Najpierw dowiaduję, się że człowiek, który mnie wychowywał, nie jest moim ojcem. Po tem dowiaduję się, że mają matką jest moja ciotka. Potem przychodzi Damian i mówi kto jest moim ojcem. Okazuje się, że mój wróg numer dwa jest moim bratem. Potem okazuje się, że jestem w ciąży. Potem Dawid każe usunąć mi dziecko i mówi, że sobie nie poradzę. A jak by tego wszystkiego było mało, to mój kochany niby tatuś, przychodzi tutaj i chce mnie stąd zabrać. Straszy policją i tym, że to jeszcze nie koniec. Co jeszcz musi się stać, żeby moje życie się wreszcie uspokoiło i było normalne?- zapytałam retorycznie.
-Żałujesz, że mnie poznałaś?- zapytał cicho Alan.- Żałujesz, że jesteś ze mną w ciąży. Że pod sercem nosisz moje dziecko? Nasze dziecko.
Westchnęłam cicho i usiadłam na jego nogach okrakiem. Złapałam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu w oczy. Zauwarzyłam w nich, ból, niepewność, smutek i cień miłości.
-To są akurat rzeczy, których nie żałuję. Dwie rzeczy, których w życiu nie będę żałować. Dwie osoby, które kocham ponad wszystko inne. Nigdy nie żałowałam, że cię poznałam. zmieniłeś moje życie, ale na dobre. Jesteś przy mnie, wierzysz we mnie i mnie kochasz. Pokazujesz mi to na każdym kroku, w każdy możliwy sposób. Może mnie kiedyś zawiodłeś, ale to było kiedyś i po części to była moja wina, bo z tobą nie rozmawiałam. Teraz gdy jestestem w ciąży, jestem pewn, tego że chce z tobą spędzić resztę życia. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. I wierzę, że nasze dziecko będzie miało najlepszego i najbardziej kochanego ojca na świecie. Będzie miało tatę, takiego jak nikt inny. Wiem też, że będzie to najwspanialsze dziecko na świecie. Bo jest twoje.
-Nasze.- poprawił mnie Alan z uśmiechem na twarzy. Zaśmiałam się cicho i pocałował go w policzek.
-Mam ochotę, na truskawki.- jęknęłam cicho. Chłopak się zaśmiał i wstał, że mną na rękach.
-W takim razie jedziemy po truskawki.- powiedział i wyszedł z pokoju trzymając mnie na rękach jak pannę młodą.
-Puść mnie.- pisnęłam i się zaśmiałam.- Mam nogi umiem chodzić.
-A ja wolę cie ponosić.- powiedział i postawił mnie przy drzwiach frontowych.
Ubraliśmy buty, ja zarzuciłam na ramiona sweter i wyszłam. Alan zamknął dom. Schował klucze do kieszeni i splótł nasze palce. Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę sklepu.
-Daleko jeszcze?- zapytałam po jakichś dwudziestu minutach drogi.
-Drugie tyle co już przeszliśmy.- odpowiedział. Jęknęłam cicho, a on się zaśmiał. Wyprzedził mnie i pokazał rękami na swoje ramiona. Zarzuciłam mu ręce na szyję i podskoczyłam, złapał mnie pod kolanami i zaczął nieść. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Wio koniku.- powiedziałam ze śmiechem.- Moknij rumaku, mój ty kochany. Po truskawki do sklepu i jeszcze dalej.- mówiłam głośno śmiejąc się. Chłopak zaśmiał się głośno i przyspieszył.- Nie jestem za ciężka?- zapytałam po kilku minutach.- Nie jest ci źle?
-Nie.- odpowiedział.- Nic mi nie jest.
-Może jednak lepiej ci będzie jak zejdę?- zapytam cicho i pocałowałam go w policzek.
-Nic mi nie jest. Poza tym już jesteśmy na miejscu.- postawił mnie na ziemi, a ja się uśmiechnęłam.
Weszliśmy do sklepu, wzięliśmy co mieliśmy wziąść i jeszcze kilka rzeczy więcej i zapłaciliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
-Za dwa dni wracamy do Sydney? Prawda?- zapytałam przypomniając sobie o Nalli.
-Tak- odpowiedział.- A co?
-Bierzemy Nallę ze sobą. Prawda?- skinął głową.- Nie trzeba jakichś dokumentów, żeby mogła z nami lecieć?- zapytałam.
-Wszystko co potrzebne jest już załatwione. Pomyślałem o tym wcześniej. Nie martw się Nalla może z nami spokojnie lecieć.- odpowiedział.
-Dziękuję.- powiedziałam i znowu pocałowałam go w policzek.
Droga powrotna do domu, zajęła nam o wiele mniej czasu. To znaczy szliśmy mniej więcej tyle samo czasu, ale zleciał nam on bardzo szybko.
Całą drogę powrotną śmialiśmy się i rozmawialiśmy o głupotch. Trochę nawet się kłuciliśmy, ale tylko tak na żarty.
-Możemy porozmawiać?- zapytał Dawid gdy weszliśmy do środa.
-Nie.- odpowiedziałam, myśląc, że pytanie jest do mnie.
-Nie ciebie pytałem.-odpowiedział.- Możemy pogadać?- zapytał patrząc na Alana.
-Poczekaj na mnie w sypialni skarbie.- Szepnął mi brunet do ucha i pchnął lekko do przodu.
-Uważaj na siebie.- szepnęłam i poszłam na górę.
*****
170 🌟 + 80 💬= następny rozdział.
Poszukuję korektora na okres kilku dni, jeśli ktoś jest chętny to zapraszam na priv.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro