Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 3 - rozdz. 18


Alan poszedł gdzieś zaraz po śniadaniu, a raczej pojechał. Chciałam z nim pojechać ale powiedział, że nie mogę bo to ma być niespodzianka.

Tak więc siedzę i próbuje zająć czymś myśli.

Nagle przypomniało mi się o liście, który wczoraj dostałam. Wyszłam z salonu i skierowałam się w stronę drzwi obok, przy których była półka, a na niej koperta. Wzięłam ją do ręki i poszłam z nią do salonu.

Usiadłam na sofie i nie śpiesznie otworzyłam kopertę.

W środku były dwa listy.

"Wiesz szkoda, że wtedy Damian nie wziął cie do siebie, szkoda że Alan mu w tym przeszkodził. Ale nie przejmuj się nie daleko pada jabłko od jabłoni, też będziesz jeszcze taką dziwką jak twoja matka. Jednak dobrze, że zginęła wtedy w tym wypadku samochodowym. Bo gdyby teraz żyła, to dzisiaj szłabyś na jej pogrzeb."

Liścik był napisany pochyłym pismem ojca.

Jak on może tak mówić?

Przecież, mama była najwspanialszą kobietą na świecie. Nigdy o nikim źle nie powiedziała i nigdy nie była dziwką!!

Poczułam jak ogarnia mnie złość. Jak on może mówić, że żałuję, że Damian mnie w tedy nie wziął.

Wzięłam do ręki drugą kartkę i ją rozłożyłam. Na tej były jakieś wyniki badań. Grupy krwi i niezrozumiałe mi tabele.

Moją uwagę przyciągały jednak zdania na kocu.

"Z przykrością informujemy Pana, Panie Smith, że Nadia Smith, nie jest pana córka. Grupa pana krwi i grupa krwi, Pana śp. Żony nie zgadzają się z grupą krwi Pana "córki" więc nie może ona być państwa dzieckiem."

Te słowa do mnie nie docierały. Czytałam je jeszcze kilka razy.

Jak to grupy krwii się nie zgadzają?

To nie możliwe.

Byłam adoptowana?

Napewno nie, przecież widziałam zdjęcia jak mama była w ciąży. To jest nie możliwe. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

Co to ma w ogóle znaczyć?

Kto jest w takim razie moimi prawdziwymi rodzicami?

O co w tym wszystkim chodzi?

W ogóle po co on mi to wysłał.

Nie to jest pewnie jakaś pomyłka- pomyślałam. Przecież to nie możliwe, żeby moi rodzice nie byli moimi rodzicami. Przecież wychowywali mnie przez tyle lat i kochali.

To nie możliwe, przecież w domu są wszystkie wyniki badań i wszystko to co związane z porodem, wszystkie papiery i dokumenty jest wpisane, że to oni są moimi rodzicami.

Drzwi do domu otworzyły się i usłyszałam głos Alana.

-Wróciłem- krzyknął. Schowałam szybko listy do książki, która leżała przede mną na stoliku i włączyłam telewizor.

Do środka wszedł Alan z jakimś pudełkiem w rękach.

-Daj buziaka to dam ci prezent- powiedział z uśmiechem i przybliżył swoje usta do moich. Pocałowałam go szybko i się uśmiechnęłam.

Postawił pudełko na dywanie prze de mną i kucnął obok niego. Otworzył go, a moim oczom ukazał się śliczny szczeniak.

-Piesek?!- krzyknęłam z uśmiechem.

-Piesek- powiedział z uśmiechem.- Dokładniej owczarek niemiecki długowłosy. Podoba Ci się?- pisnęłam i rzuciłam się na niego przez co wylądowaliśmy na podłodze. Zaczął się śmiać, a ja zaczęłam składać pocałunki na całej jego twarzy.

-Dziękuję- pisnęłam i odsunęłam się od niego. Odwróciłam głowę w stronę pudełka. Ale nie było w nim psa. Rozejrzałam się po pokoju ale nigdzie go nie zobaczyłam.- Ale twój prezent właśnie zwiał.- powiedziałam ze śmiechem. Chłopak podniósł się i spojrzał mi przez ramię. W staliśmy z podłogi zaczęliśmy go wołać. Ale nie przyszedł.

Coś mnie podkusiło żeby zobaczyć pod sofę. Położyłam się na podłodze i spojrzałam pod mebel, i się nie myliłam piesek siedział tam przestraszony. Wyciągnęłam ręce i złapałam go delikatnie za przednie nóżki i pociągnęłam w swoją stronę.

Wyciągnęłam go spod sofy i przyciągnęłam na dwoje kolana.

-Znalazłam go- powiedziałam głośno i zaczęłam głaskać pieska.

Alan wszedł do salonu i się uśmiechnął.

-Jak dasz mu na imię?- zapytał.- To suczka.

-Masz jakiś pomysł?- zapytałam

*****

Czekam na propozycje imienia dla suczki.

120 🌟 + 35 💬 = następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro