część 2-rozdz. 26
Poczułam, krótkie i szybkie pocałunki, na szyi i twarzy, przez co się obudziłam. Mruknełam cicho gdy oddech chłopaka zaczął łaskotać moją skórę za uchem. Brunet zaśmiał się cicho i odsunął ode mnie.
-Czemu mnie budzisz?- jęknełam i zakryłam twarz kołdrą.
-Musimy wstawać- powiedział ze śmiechem chłopak.
-No i co z tego?!- powiedziałam i ściągłam przykrycie z twarzy, przysunełam się bliżej chłopaka i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on obją mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
-Musimy wstawać- powiedział bawiąc się kosmykami moich włosów.- Zjemy śniadanie, pojedziemy po Sami, a jak ją weźmiemy to pojedziemy po sukienkę.- dokończył.
-Nie lubię sukienek- mruknełam.- Wolała bym iść w spodniach.
-Wiem- powiedział ze śmiechem.- Chodź wstajemy, ubierz się i zjemy śniadanie i pojedziemy po Samante.
-Się robi- mruknełam i usiadłam na łóżku. Przetarłam oczy dłonią i zeszłam z łóżka.- Ty nie wstajesz?- zapytałam po chwili gdy chłopak nadal leżał na łóżku.
-Wstanę jak się ubierzesz- powiedział z uśmiechem.
-W takim razie się nie ubiorę, będę chodzić w piżame- taaak, a moja piżama to jego koszulka.
-Chciałem na ciebie popatrzeć- powiedział ze śmiechem.
-A ja na ciebie.- powiedziałam z niepewnym uśmiechem. Brunet zszedł z łóżka i podszedł do mnie. Położył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie. Nachylił się na de mną i pocałował mnie w nos. Stanełam na palcach i cmoknełam go w usta za nim stanął prosto.
Odsunełam się od Alana i odwróciłam do niego tyłem, podeszłam do szafy i otworzyłam ją w celu poszukania jakichś ubrań na dzisiaj. Miałam już wyciągać ubrania gdy do głowy przyszedł mi pomysł.
-Mam pomysł- powiedziałam i odwróciłam się w stronę Alana i spojrzałam na niego.- Ty wybierzesz ubrania dla mnie, a ja dla ciebie.
-Czemu nie- odpowiedział z uśmiechem i wzruszył ramionami- Ale łącznie z bielizną.- dodał z łobuzerskim uśmiechem, a po moich policzkach rozlało się ciepło.
-Nie, bez bielizny- zaprotestowałam zawstydzona.
-Z bielizna.- powiedział z uśmiechem chcąc postawić na swoim.
- Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Niech ci będzie- westchnęłam zrezygnowana poddając się. Chłopak uśmiechnął się cwaniacko i zwycięsko, podszedł do szafy, a po drodze klepnął mnie w pupę, na co pisnełam cicho ze śmiechem.
-No, skarbie, pośpiesz się, ja już mam ubrania dla ciebie, jeszcze tylko bielizna.- powiedział i odwrócił się w moją stronę po chwili.
Ominęłam go i podeszłam do szafy, stanęłam na palcach w celu poszukania jego koszulki, którą uwielbiałam, a po za tym moim zdaniem wygląda w niej świetnie.
Po chwili dostrzegłam ją, ale była za wysoko, nie chciałam prosić Alana żeby mi ją podał bo w tedy wiedział by co mu przygotowuje. Dlatego podeszłam do biurka i przesunełam fotel pod szafę.
-Już- powiedział po chwili chłopak i odwrócił się w moją stronę ale nadal nie widziałam jakie ciuchy mi przygotował.- Nie warz się wchodzić na to krzesło.- powiedział głośno, gdy zobaczył co chce zrobić.
-Nic mi się nie stanie- powiedziałam i weszłam na krzesło. Zanim wzięłam do rąk jego koszulkę, poczułam jak oplata ramionami moje uda, na co przewróciłam oczami ale też uśmiechnęłam się na myśl, że się o mnie martwi. Właśnie za to go kocham.
Wziełam koszulkę do rąk i udałam, że zaczynam się chwiać. Uścisk chłopaka zwiększył się, stał się mocniejszy, a po chwili poczułam, że mnie podnosi. Następnie postawił mnie na podłodze i westchnął.
-Mówiłem Ci żebyś uważała- powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.- Naprawdę takie to śmieszne?- zapytał i podniósł brew do góry.
-Ja udawałam, żartowałam, że się chwieje- odpowiedziałam i przestałam się śmiać.- Jesteś zły?- zapytałam gdy zobaczyłam jego minę.
-Nie- westchnął.- Nie umiem być na ciebie zły. Ale proszę nie rób tak więcej, martwiłem się, mogło ci się coś stać. A jak byś na prawdę zaczęła się chwiać? A ja nie złapał bym cie w odpowiedniej chwili to co w tedy?
-W tedy mogła bym sobie coś zrobić- przyznałam zawstydzona, tym co zrobiłam. On miał race to co zrobiłam było trochę głupie, gdyby mnie nie trzymał, a ja na prawdę zaczeła bym się chwiać to mogła bym spaść i sobie coś zrobić.- Przepraszam, nie pomyślam o tym.- spuściłam zawstydzona wzrok.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Nie przepraszaj, tylko obiecaj, że więcej nie będziesz tak robić.
-Obiecuje- obiecałam i objełam go rękami.
-No dobra, przygotuj dla mnie resztę ubrań, a ja idę pod szybki prysznic.- kiwnęłam głową, a chłopak odsunął się ode mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro