Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 8 •

Trzynasty października.
20:41

Gdyby ktoś zarzucił Chrisowi, że jego charakter był zmienny niczym humor kobiety w ciąży, zapewne zacząłby kręcić głową w nieco nerwowym geście. Ludzie ukrywali wiele rzeczy. Zazwyczaj brudne sekreciki, które mogły wpłynąć na ich bliskich, karierę i prace. W przypadku Schistada wszystko wydawało się działać normalnie. Przeciętny nastolatek, z mentalnością Boga, wierzący w siebie aż zbytnio, z wielkim ego i z manią traktowania dziewcząt przedmiotowo. Lubił kiedy ludzie spostrzegali go jako tego złego, a ojcowie ostrzegali przed nim swoje córki. Jeszcze bardziej lubił się wywyższać i korzystać ze swojej młodości. Wystawiał się ludziom jak na tacy, dając oglądać się z każdej strony. Przez to nawet przez myśl nie przeszło im pytanie, czy Christoffer Schistad również coś ukrywa. A jednak, robił to. Przez wszystkie lata szkoły średniej skrywał, że tak naprawdę nie jest idiotą, a osobą umiejącą dobrać odpowiednie i zaskakujące mądre słowa do danej sytuacji. Skrywał to, że potrafił współczuć i pomagać. Skrywał to, że czasami brakowało mu zwykłych rozmów i opowiadania kawałów dziewczynom, które w jego życiu pojawiały się tylko na chwile, byleby zaspokoić jego potrzeby. Nie lubił ukazywać głęboko ukryty cech, bo uznawał to za słabość, a ktoś taki jak on nie mógł mieć słabości. Jednak Solveigh Ekker swoim uśmiechem, nastawieniem do życia i podobnym sposobem funkcjonowania, sprawiała, że Chris w jej towarzystwie przełamywał barierę, która go ograniczała. Co więcej, czuł się z tym dobrze.

Zimne powietrze oplatające ciało Schistada, idealnie komponowało się z tym ciepłym, co jakiś czas wydychanym przez Solve i ocierającym się o jego szyję. Jej głowa nadal spoczywała na jego ramieniu, a nogi trzymała podkurczone, nieco trzęsąc się z zima. Co jakiś czas odwracała twarz w jego kierunku, jakby sprawdzając czy jej słucha, by chwilę później znów móc wlepić wzrok przed siebie, obserwując spokojną i cichą okolicę

— W pierwszy dzień wakacji mój przyjaciel organizował u siebie imprezę. Zwykłe spotkanie mające na celu przywitanie wolności i mentalne przygotowanie się do ciągłych imprez — zaczęła i wydawać się mogło, że będzie to jedna z weselszych historii, należących też do tych, których nie opowiada się dzieciom w przyszłości. — Tamtego wieczoru nie piłam, bo prowadziłam, ale miałam złe przeczucie. Masz tak czasami? Lekki stres przed wydarzeniami, które mogą zajść? Ja właśnie tak się czułam i nie myliłam się. Wracałam w nocy i kierowca z na przeciwka stracił panowanie nad samochodem, zderzając się ze mną z niemałą prędkością. — Na chwilę się zatrzymała i mocniej zacisnęła palce na rękawach swetra. — Jedyne co pamiętam po odzyskaniu przytomności to ból, który rozchodził się po całym moim ciele. Nie mogłam nawet zdefiniować co mnie boli. Na szczęście nie poniosłam żadnych większych obrażeń. Kilka zadrapań i siniaków, nic wielkiego. Jednak nie cały wypadek był najgorszy, a to co działo się po nim. Przez pierwsze dni nie byłam w stanie wsiąść do samochodu, nie mówiąc już o prowadzeniu. Nabawiłam się swojego rodzaju lęku napadowego. Wszystko co przypominało mi o wypadku powodowało, że zaczynałam panikować nie mogąc zaczerpnąć tchu. Napady pojawiały się nagle i znikały po kilku minutach, jednak zaczynało być coraz gorzej. Pierwsze wizyty u psychologa, lekarzy, czy innych ludzi, których naprawdę nie chciała widzieć. Przepisano mi leki, które miały łagodzić występowanie napadów i zapisano do Sophie Torvik, najlepszego psychologa w całym Oslo, choć wydaje mi się, że zrobiła jedynie kurs przez internet. — Zaśmiała się cicho, lecz z lekką goryczą w głosie. — Jednak nawet po tych czterech miesiącach to czasami wraca. Reakcję wywoływane głownie przez jakiś czynnik znów sprawiają, że zaczynam świrować. Ja naprawdę czuję się jakbym świrowała... — Solve wpatrywała się przed siebie, cały czas pozostając w bezruchu. Podobnie jak Chris, który wręcz z otwartymi ustami, wysłuchiwał jej słów.

— Chryste, Solve — jęknął, napotykając jej pusty wzrok. Nie smutny, zły czy przestraszony. Był po prostu pusty, jak gdyby starała się, aby emocje nie przejęły nad nią kontroli. Kiedy odwróciła spojrzenie, Chris pokręcił głową, bo coś nie dawało mu spokoju. — Nigdy nie słyszałem, żebyś miała wypadek — oznajmił niepewnie, nie chcąc zarzucać jej kłamstwa, a jedynie uzupełnić brakujące elementy układanki, których zdecydowanie było zbyt wiele.

— Byłam wtedy w Drammen, nie w Oslo. A uwierz nie należę do osób, które chwalą się czymś takim na prawo i lewo. Wolałam zapomnieć i udawać, że to nie miało miejsca. A przynajmniej chciałam zapomnieć, choć wyszło jak wyszło — westchnęła cicho i wzruszyła ramionami. Jej głos był spokojny i opanowany, Chris nawet na nią nie patrząc mógł stwierdzić, że Solve nie kłamie. Ile razy on próbował wyzbyć się ze swojej pamięci wspomnień, które tylko przeszkadzały mu normalnie funkcjonować? W tym przypadku działali w ten sam sposób.

— Okej, a tamta kobieta? Czemu ona spowodowała, że zaczęłaś... no wiesz — zapytał, nie wiedząc jak może określić stan, w którym była Solve w tamtym momencie.

— Czemu zaczęłam tak panikować? — Oderwała się od oglądania okolicy, by móc spojrzeć w jego oczy na dłuższą chwilę. Nigdy nie przyglądała mu się dokładniej. W każdej sytuacji odwracała wzrok, kiedy on nie chciał tego zrobić i z uporem się w nią wpatrywał. Jednak teraz było inaczej. Nie okazywała, że jest słabsza od niego i z uporem patrzyła w te ciemne oczy, które nieco posmutniały po jej opowieści. Nigdy nie spodziewałaby się, ze to właśnie on, Christoffer Schistad będzie wysłuchiwał historii jej życia, siedząc na szczycie dachu. W dodatku nie zagrywając totalnego dupka, którego miała okazję poznać już trochę temu. Przyglądając mu się dalej musiała stwierdzić, że na głowie Chrisa tworzył się nieład, porównywalny z tym, który sama miała na głowie każdego ranka. Jednak jego włosy były zdecydowanie krótsze od tych dziewczyny i przypominały jej odcień mlecznej czekolady, za którą nigdy nie przepadała. Ręce trzymał w kieszeni bluzy, choć byłby w stanie wyciągnąć je w kilka sekund, zważywszy na to, że czuł się niepewnie na dachu, a ona mogła dostrzec to w jego oczach. Był przystojny. To musiała przyznać, kiedy oceniała każdy detal jego twarzy, uśmiechając się lekko na widok uniesionej ku górze brwi Chrisa. Patrzyła zbyt długo. Dlatego spojrzała w górę, napotykając setki świecących punkcików. Jej jasne oczy lśniły w bladym świetle księżyca, a bordowy sweter zlewał się z ciemnym otoczeniem, wręcz tworząc z nim jedność. Czasami mogło wydawać się, że oczy, w których zawsze widoczna była nadzieje, świeciły na tyle jasno, że oddzielały ją od ciemności, która zaczynała ją pochłaniać. — Bo widzisz Chris, tamtego wieczoru podczas wypadku, nie tylko ja byłam w samochodzie — dodała i w nieco nerwowym geście spuściła wzrok. W tamtym momencie razem zaczęli upadać na dno, choć żadne z nich nie było tego świadome.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro