Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 5 •

Trzynasty października.
14:24

Cisza, nerwowe spojrzenia i niedomówienia wiszące w powietrzu, sprawiały, że Christoffer Schistad wpatrywał się przed siebie, mocno ściskając kierownicę swojego samochodu. Solveigh Ekker, mimo zmęczenia i stresu, co chwilę zerkała w jego stronę, chcąc upewnić się, że on nie zamierza tego zrobić, podobnie jak i odezwać się. Nie chciała, żeby patrzył na nią, kiedy była w takim stanie. Słowa również były teraz niepotrzebne. Żadne nie wydawały się być na tyle mocne, żeby podnieść dziewczynę na duchu, a przede wszystkim, nie na tyle wartościowe, skoro wypowiadane były z ust Chrisa. Dziewczyna oparła się o szybę, wyglądając na zewnątrz i dając mu możliwość, zatrzymania na niej wzroku na dłuższą, niebezpieczną chwilę. Nie odezwała się. Zignorowała jego wzrok i zaszklonymi oczami, błądziła po szybko przemijających obiektach. Ciężko oddychała i co chwilę zmieniała pozycje, jeszcze szybciej wracając do wpatrywania się w krajobraz, który wydawał się ją uspokajać. Na chwilę i nieskutecznie, ponieważ jej dłonie przestawały drżeć tylko na moment, a twarz nadal okazywała negatywne emocje, które starała się ukryć za złotymi puklami. On również milczał i kierując się w nieznaną stronę, wiedział, że nie jest w stanie jej pomóc. Był beznadziejnym przypadkiem człowieka, nie czującego chęci pomocy, a jeśli już, to zupełnie nie wiedzącego, jak wykorzystać nagły przypływ człowieczeństwa. Znów oderwał wzrok od drogi i skupił się na jej palcach ściskających materiał kurtki, którą niedbale na siebie zarzuciła. Nagły ruch dziewczyny, sprawił, że Norweg szybko skierował swoje spojrzenie na drogę, udając, że wcale jej nie obserwował. Solveigh za to nie krępowała się, patrzyła na Chrisa, najpewniej zastanawiając się, dlaczego to właśnie on wiózł ją w nieznane? Dlaczego nie postawiła na kogoś kogo znała lepiej i kogoś, kogo nie unikała?

— Jedź do mojego domu — wychrypiała słabym i przestraszonym głosem, by chwilę po tym wsadzić dłonie do kieszeni kurtki i przenieść wzrok na drogę. Nie protestował, najwyraźniej nie będąc do tego zdolnym, widząc ją w tym stanie. Nie pytał, kim była tamta kobieta na parkingu. Nie pytał, dlaczego tak zareagowała. Nie pytał, co ukrywa przed światem. Jednak, pytał sam siebie, dlaczego chciał jej pomóc, mimo, że nigdy wcześniej nie byłby do tego zdolny? Dlaczego zapomniał o tym, jakim zwykle był dupkiem i dlaczego bawił się w rycerza na białym koniu? Kolejny raz spojrzał na nią dopiero w momencie, kiedy nieco się skuliła, przykładając obydwie dłonie do twarzy i zaczęła lekko się kołysać. Nie tylko jej oddech przyśpieszył, ale również jego, co spowodowało, że przycisnął gaz mocniej, modląc się w duchu, aby magicznym sposobem znaleźli się przed jej domem.

Solveigh... — zaczął, starając się skupić na drodze, jednak jej cichy jęk przerwał wszystko co miał do powiedzenia.

Jedź, do cholery, jedź. — Jej głos nie wydawał się być już aż tak przerażony, w porównaniu, do skali jego drżenia i łamliwości. Kiedy znów podniosła się do góry, odrywając dłonie od twarzy, słyszał jej ciężki i nierówny oddech, który przypominał mu stan, kiedy ktoś zmagał się z brakiem tchu. Właśnie dlatego łatwiej było mu być dupkiem. Nie musiał się martwić i  włączać uczuć do gry, narażając się na te negatywne. Więc dlaczego teraz tak nie potrafił? Nie mógł się wyłączyć i stwierdzić, że przypadek panny Ekker go nie interesuje. A może mógłby to zrobić? Mógłby. Mógłby. Nie była dla niego aż tak ważna. Mógłby. Cholera, nie mógłby.

Chris zaparkował samochód na podjeździe, który miał okazję oglądać kilka dni wcześniej i odwrócił się w kierunku Solve, wyciągając do niej rękę, w celu ułożenia dłoni na jej ramieniu. Zanim jednak jego palce zdążyły zetknąć się z materiałem jej kurtki, blondynka szybko otworzyła drzwi, praktycznie wytaczając się z samochodu. Chłopak wypadł zaraz za nią, równie szybko i gwałtownie, doganiając ją, kiedy nadal trzęsącymi się rękami, wsadzała klucze do zamka drzwi. Wydawało się, że ignoruje chłopaka, mimo że posyłała mu krótkie spojrzenia. Jakby myślała, że nie jest prawdziwy, jakby był wytworem jej wyobraźni. Kiedy drzwi otworzyły się, blondynka nawet nie rzuciła kurtki na wieszak i nie zdjęła butów, a niepewnym, jednak ekspresowym krokiem, ruszyła przed siebie. Chris po raz pierwszy mógł ujrzeć jej dom od środka, jednak nie skupiał się na tym, nadal utrzymując wzrok na drobnej sylwetce dziewczyny. Kiedy znaleźli się w kuchni, Norweżka przeszukała jedną z szuflad, wyjmując niewielkie pudełeczko. Otworzyła je, mimo trudności związanych z drżącymi dłońmi i wrzuciła do swoich ust dwie, niewielkie tabletki, sięgając mimochodem po wodę, którą szybko dostarczyła do organizmu. Odłożyła pudełko na blat i oparła się o niego dłońmi, zawieszając nisko głowę. Chris nadal stał w bezpiecznej odległości, zamurowany całą sytuacją. Zrobił jeden, mało znaczący, krok do przodu, w momencie, kiedy Solve odwróciła się twarzą w jego stronę i zjeżdżając po szafkach, usiadła na podłodze, zanosząc się płaczem. Choć właściwie, nie był to płacz, a lament, duszony w sobie od wielu, wielu dni. Właśnie wtedy ruszył niepewnie w jej stronę. Kto przypuszczałby, że ktoś tak wyzwolony i nie bojący się niczego, będzie odczuwał stres i lekki lęk, spowodowany przez stan innej osoby. Przez to nie bawił się w żadne większe miłości, bo przyjaźnie nie doprowadzały ludzi aż do takiego przywiązania, jak było w przypadku miłości. W tym momencie martwił się bardziej niż kiedykolwiek, właściwie nie znając Solveigh. Więc co stałoby się gdyby pokochał pannę Ekker?

Ominął wysepkę kuchenną, za którą zniknęła dziewczyna i wyłonił się zza niej, widząc kulącą się na podłodze Norweżkę, która obejmując rękami kolana, ukrywała w nich twarz. Jak bardzo jej stan musiał być zły, skoro nawet nie obchodziła ją osoba Chrisa, znajdująca się w jej domu? Chłopak również o tym nie myślał, kiedy koło niej kucnął, wiedząc, że podobnie, jak wtedy kiedy byli w aucie, słowa na niewiele mogły się zdać. Dlatego usiadł obok niej, delikatnie obejmując ją ramieniem, co nie sprawiło, że dziewczyna odskoczyła, a jedynie przechylając się w jego stronę, oparła głowę na jego klatce piersiowej i puszczając swoje kolana, objęła go drobnymi rękami. Wszystkie niewypowiedziane słowa, wydawały się latać w powietrzu i docierać do myśli tej dwójki.

Jestem przy Tobie, Solve. Zawsze będę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro