• 22 •
11:44
Widok śpiącej Solveigh był co najmniej uspokajający. Promienie słoneczne dostające się do sypialni przez nieszczelne rolety, sprawiały, że włosy Norweżki przybrały barwę złota. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała systematycznie, łagodnie. Policzki lekko zaróżowione dodawały jej tyko uroku. Ułożona na torsie Chrisa, splotła ich palce, jakby obawiając się, że obudzi się sama. Nie przeszkadzało mu to. Spoglądał na nią, gładząc po plecach. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie dopiero, kiedy słońce zmieniło swoją pozycję na niebie, a jego promienie zatrzymały się na jej twarzy. Otworzyła oczy, by szybko je zamknąć i wtulić się w klatkę piersiową chłopaka. Mruknęła jeszcze coś pod nosem i znieruchomiała, by po chwili podnieść się do pozycji siedzącej i tym samym oderwać się od ciała Schistada.
— Jestem głodna. — Żadnego przywitania, uśmiechu, pocałunku, a stwierdzenie, którego mógł się spodziewać. Mimo tego, kąciki ust Chrisa uniosły się ku górze. Obserwował Ekker, spoglądającą na zegarek wiszący na ścianie. Odgarnęła włosy do tyłu i przetarła oczy. — Czemu mnie nie obudziłeś? — Ziewnęła, choć dochodziło południe.
— Wyglądałaś na zmęczoną — oznajmił spokojnie, nadal nie dorywając od niej wzroku. Wątpliwości wróciły w nocy, kiedy emocje nie pozwalały mu spać. Było tak wiele niedomówień, mogących zniszcz wszystko w ułamku sekundy. — Możemy już przejść do momentu, w którym wyjaśniasz mi wszystko?
— Wolałabym przejść do momentu, w którym jemy śniadanie i śmiejemy się z moich umiejętności kulinarnych. — Jak zwykle wolała odwrócić wszystko w żart, choć poważna mina Chrisa, sprawiła, że westchnęła, opierając się dłońmi o materac.
— Dlaczego wczoraj przyszłaś? — Chciał mieć pewność, że nie był to zwykły impuls, a coś więcej. Potrzebował tego.
— Mówiłam ci. Zrozumiałam, że zachowywałam się jak idiotka. — Wzruszyła ramionami i choć chciał jej wierzyć, żadne słowa nie mogły zagwarantować mu, że mówi prawdę.
— A Edgar? — Wejście na najbardziej drażliwy temat, nie mogło być dobrym wyborem w żadnym przypadku, ale to właśnie Edgar był powodem ich największej kłótni.
— Johanne powiedziała mi o nim i o twojej matce — oznajmiła cicho i chwyciła dłoń Chrisa, który na chwilę znieruchomiał. Najwyraźniej Johanne wiedziała więcej niż mu się wydawało, ale w końcu wyszło to na dobre, prawda? — To przeszłość, nie zadręczaj się tym — dodała z uśmiechem na ustach. Miała rację, nie powinien o tym myśleć. Nie teraz. Dlatego podniósł się z łóżka, nadal trzymając dłoń Ekker, a tym samym pomagając jej wstać.
— Nie mogę się tym nie zadręczać, oglądając twarz swojej matki każdego dnia. Uśmiecha się, udaje, że nic się nie stało i myśli, że wszystko jest w porządku.
— Rozmawiałeś z nią? Choć raz, bez krzyków i kłótni? — prychnął oburzony i oderwał dłoń od dłoni Ekker. — Mnie dałeś drugą szansę — powiedziała spokojnie. Chris zmierzył ją wzrokiem. Minęło już sporo czasu od tamtego zdarzenia. Jednak ani on, ani jego matka nie byli na tyle odważni by ze sobą porozmawiać. Mijali się czasami w kuchni, nawet na siebie nie patrząc. Na tym kończyła się ich interakcja. — Mama Rosy ma piekarnię niedaleko. Robi najlepsze bułeczki cynamonowe w całym Oslo, pojadę tam, kupię kilka i... porozmawiam z Rosą, jestem jej to winna. A ty porozmawiasz ze swoją mamą. Nie musicie się godzić, płakać i rzucać sobie w ramiona, ale jedynie wyjaśnić pare spraw. Proszę Chris, bądź dorosły. — Kiwnął głową, wiedząc, że nic nie odciągnie jej od tego pomysłu.
— Jesteś pewna, że chcesz prowadzić? — zapytał, a Solve przewróciła oczami.
— Nie traktuj mnie jak dziecka — rzuciła, grożąc mu palcem.
12:34
— Solveigh? — Stał w drzwiach, obserwując oddalająca się dziewczynę. Ubrana w jego bluzę, uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego wyczekująco. — Chyba cię kocham — dodał, a jaj twarz pokrył rumieniec.
— Ja ciebie też. Chyba. — Zaśmiała się, by zmienić kierunek swojej trasy i podbiec do niego. Pocałowała go bardziej namiętnie niż wcześniejszego wieczoru. Z większym uczuciem i pasją, jak gdyby to miałby być ich ostatni pocałunek. — Obiecaj mi, że będziesz to mówił każdego poranka — rzuciła cicho, kiedy oderwała się od niego i spojrzała w jego oczy.
— Każdego poranka i wieczoru. Dnia i nocy, kiedy tylko zachcesz — stwierdził, obserwując jej uśmiech. — Uważaj na siebie — dodał, kiedy ponownie zaczęła się oddalać. Doskonale wiedział, że droga nie była długa, ale dziwne przeczucie męczyło go cały czas. Norweżka kiwnęła jeszcze głową i wsiadła do samochodu.
Kochał ją, nie chyba, ale na pewno.
13:12
Palce Chrisa nerwowo opadały na blat, wystukując nieznany rytm. Kobieta z identycznymi oczami i kształtem ust, siedziała naprzeciwko, z surową miną obserwując chłopaka.
— Czekałem tygodnie aż coś powiesz. Że ci przykro, że żałujesz, że powinnaś przeprosić ojca. Ale milczałaś, a ja mam tego dość. Po skończeniu szkoły, wyprowadzam się. — Po twarzy Norweżki przemknął cień niepewności.
— Christoffer, nie podejmuj pochopnych decyzji...
— Nie. Będę podejmował decyzje, które są dla mnie dobre. Mieszkanie w tym domu do nich nie należy, nie kiedy muszę oglądać jak zadowolona i dumna z siebie jesteś. — Kobieta milczała, nadal ilustrując go wzrokiem. Wiadomo po kim był tak uparty.
— Co chcesz usłyszeć? Tak, Christoffer, jest mi przykro. Postąpiłam źle, ale nie dałeś mi się nawet wytłumaczyć...
— Wytłumaczyć? Nie chciałaś tego zrobić, dbałaś tylko o siebie, rujnując naszą rodzinę.
— Nie przerywaj mi! — rzuciła chłodno, uderzając dłonią w kuchenny blat.
— Powiedz to. Powiedz, że zniszczyłaś naszą rodzinę. Zniszczyłaś mnie i ojca. — Telefon w kieszeni Chrisa zawibrował, jednak chłopak zignorował go, cały czas wlepiając wzrok w swoją matkę.
— Ty byłeś zniszczony już od dawna — oznajmiła i wstała a krzesła. — Możesz wyprowadzić się nawet w tym momencie — dodała z surową miną i opuściła pomieszczenie. Schistad zacisnął mocniej szczęki, wyjmując z kieszeni nieprzerwanie dzwoniąca komórkę. Odebrał połączenie, nie spoglądając nawet na numer.
— Czego? — warknął, a w odpowiedzi usłyszał tylko płacz. A raczej głośny lament, wydobywający się z ust osoby, którą znał. Kari. Łzy odbierały jej mowę, jednak zdołała wydusić z siebie trzy słowa. Słowa, które sprawiły, że świat Chrisa został zniszczony. Telefon upadł na podłogę, a czas jakby się zatrzymał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro