Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 20 •

Solveigh Ekker myślała zdecydowanie za dużo. Gładziła swoją różową piżamę, dodającą jej delikatności, którą zgubiła na przełomie kilku dni. Jednak nawet to monotonne zajęcie nie odciągało jej uwagi od wzburzonych głosów rozchodzących się dookoła i konkurujących z nimi myśli. Czy nie mogła choć przez chwilę pobyć sama? Podniosła wzrok dopiero, kiedy rozmowy ucichły. Na powierzchni jej łóżka widoczne były trzy osoby. Wszystkie patrzyły na nią w ten sam sposób.

— Możecie przestać się gapić? — mruknęła w końcu dziewczyna, spoglądając na swoje towarzyszki. Oparła głowę o ramę łóżka, podwijając nogi do góry, by móc oprzeć na nich brodę. Nie starała się nawet maskować swojego niezadowolenia spowodowanego tymi odwiedzinami. Gdzie podziała się ta idealna Solveigh Ekker kochająca wszytko i wszystkich?

— Przestaniesz zachowywać się jak upośledzony wieloryb? — zapytała Rosa, co tylko spotkało się z karcącym spojrzeniem Johanne. Solve przewróciła oczami wiedząc, że sama sprowadziła na siebie to nieszczęście w postaci swoich przyjaciółek zajmujących jej łóżko. Przecież mogła nie otwierać drzwi i nie wpuszczać ich do środka, a co za tym szło, nie tłumaczyć się ze swojego zachowania wzbudzającego 'niepokój'.

— Nadal nie rozumiem po co w ogóle przyszłyście. — Zabolało. Ją, Johanne, Kari i nawet Rosę, która przybrała niewzruszoną minę. Jeszcze kilka tygodni wcześniej spędzały razem każdą wolną chwilę, śmiejąc się i oglądając durne filmy. Teraz, jedna z nich zupełnie się oddaliła. Łatwo zgadnąć która.

— Rozmawiałyśmy z Chrisem — oznajmiła spokojnie Johanne, choć smutne oczy Kari o wiele bardziej przyciągały uwagę Ekker.

— Ty rozmawiałaś — dorzuciła Rosa, bo przecież ona nie tknęłaby Schistada nawet kijem, nie mówiąc o rozmowie. Kolejne karcące spojrzenie sprawiło, że podniosła ręce w obronnym celu.

— Nie obchodzi mnie to — powiedziała Solve, choć imię chłopaka powodowało ciarki na jej skórze. Minęły trzy dni odkąd mogła ujrzeć go ostatni raz, a widok jego osoby pokrytej krwią nadal krążył po jej głowie. Oderwała wzrok od swojej rudej przyjaciółka, która cały czas milczała i przeniosła go na pozostałe dwie. Czemu nikt nie chciał uszanować jej decyzji?

— Powiedział nam o Edgarze — dodała Johanne, choć Solve się nie odezwała. Zupełnie ją to obeszło, jakby jej przyjaciółka opowiadała o tym co zjadła na obiad. Przerabiała tego typu rozmowy zbyt wiele razy, by za każdym się łamać i pokazywać jak słaba była.

— Nie obchodzi mnie to — powtórzyła twardo, ale wszystkie były tak samo uparte i każda z nich chciała coś osiągnąć.

— Powiedział, że zupełnie się pogubiłaś. — Johanne jak zwykle przejmowała się wszystkim, chcąc rozwiązać każdy możliwy problem. Jednak według Solve, żadnego problemu nie było. A jeśli już, to tworzyły go siedzące na przeciwko dziewczęta. Dlatego przewróciła oczami i wyprostowała nogi, układając ręce na kolanach.

— To również mnie nie obchodzi. — Nie zamierzała zmienić swojego zdania, a już na pewno nie chciała po raz kolejny dać się komuś omamić. Ludzie zbyt często nią manipulowali. Ale to nie przeszkadzało jej w trzymaniu się blisko Edgara, osoby, której powinna unikać jak ognia.

— Słuchaj, nie popierałam tej twojej znajomosci z Chrisem i jestem bardzo zadowolona z faktu, że w końcu się go pozbyłaś, ale ostatnio zachowujesz się jak inna osoba. Widzą to wszyscy, więc jeśli Edgar zrobił choć połowę rzeczy, o których Schistad powiedział Johanne, to przy następnej okazji, to ja będą tą, która rozwali mu głowę o chodnik i w przeciwieństwie do Chrisa, nie będę się hamować.

— Rosa! — Johanne po raz pierwszy podniosła głos. Oczywiście, chciała mieć wszystko pod kontrolą i swoim spokojnym głosem zdziałać cuda. Rosa za to, wolała załatwić wszystko szybko, co tylko potwierdziły jej słowa.

— Nic nie wiecie o Edgarze. — Solve pokręciła głową, kiedy Rosa podniosła się z łóżka.

— Wiemy o nim więcej niż ci się wydaje, to psychopata — warknęła ponownie najbardziej wybuchowa z całej trójki, a Johanne najwyraźniej wyjątkowo zmęczona, nie rzuciła jej ostrzegawczego spojrzenia. Kolejne słowa miały wylecieć z ust Solveigh niczym wyuczone kwestie, jednak głos zabrał ktoś inny:

— Naprawdę jesteś aż tak ślepa? Odkąd Chris się pojawił ponownie się otworzyłaś, nie trzymałaś się nas udając, że wszystko jest w porządku. Zaufałaś komuś innemu, mogłaś być sobą. A on latał za tobą za każdym razem, kiedy go potrzebowałaś. Mogłaś wypłakać się na jego ramieniu i porozmawiać o największych pierdołach. I co teraz? Odetniesz się od niego? Być może postąpił niewłaściwie, być może mógł to załatwić inaczej i być może gdybyś go wysłuchała, dowiedziałabyś się jak bardzo Edgar jest zepsuty. Jaką egoistką musisz być, żeby po tym wszystkim co Chris dla ciebie zrobił, po prostu go zostawić? — Najwyraźniej nawet Kari nie potrafiła za długo milczeć. Nie wytrzymując tych bezsensownych rozmów, wyrzuciła z siebie wszystko co kumulowało się w niej od samego początku, a tym samym spowodowała, że w pokoju zapanowała cisza. Johanne spojrzała na nią zdziwiona, Rosa oparła się o biurko marszcząc brwi, a Solveigh skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Była egoistką już od dawna, nic nowego. A jednak, coś zakuło ją wewnątrz.

— Nie Kari, odkąd Chris się pojawił, jedynie zmienił moje życie i wszystko zaczęło się sypać. — Twarz rudowłosej posmutniała. Czyżby miała nadzieję, że może coś zdziałać?

— Kiedy się pojawił znów stałaś się sobą i to nie z jego winy wszystko zaczęło się sypać. — Solve znieruchomiała. Ktoś właśnie zwalił winę na nią?

— Nie widzicie, że to nie ma sensu? To jak rozmowa ze ścianą — rzuciła Rosa, mierząc Ekker wzrokiem. — Nie wiem jak wy, ale ja nie będę tu siedzieć — dodała i w tym samym czasie wyszła z pokoju. Kari posłała Solve ostatnie, smutne spojrzenie i podniosła się się z łóżka by ruszyć śladami swojej przyjaciółki. Johanne zwlekała, mając jeszcze resztkę nadziei.

— Przemyśl to — oznajmiła i lekko się uśmiechnęła, kiedy również opuściła pokój. Solveigh nadal tkwiła w niewygodnej pozycji, starając się opanować mętlik panujący w jej głowie. Nie zastanawiała się długo kiedy chwyciła telefon. Ba, nie zastanawiała się w ogóle.

Do: Schistad
Możemy porozmawiać?

Od: Schistad
Nie mamy o czym rozmawiać. Dość jasno dałaś mi to do zrozumienia.

Do: Schistad.
Tamto pożegnanie nie było właściwie.

Od: Schistad
Żadne pożegnanie nie jest właściwe. Nie kiedy nie chcesz się żegnać.

Odłożyła telefon na łóżko i przykryła się kołdrą. Miał rację, nie chciała się żegnać, ale czy właśnie nie to było dla nich najlepszym wyjściem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro