• 15 •
Pierwszy listopada.
9:32
Tykanie zegara powodowało destrukcyjne myśli u Solveigh Ekker i choć lista czynników mogących wprowadzić ją w ten stan była wyjątkowo długa, ona wolała zwalać to na uciążliwy przedmiot, a raczej jego dźwięk. Smętnie podążała wzrokiem za wskazówkami zegara, leniwie zmieniającymi swoje położenie. Ten zwykły mechanizm doprowadzał ją do szału, choć nadal patrzyła na niego niczym zahipnotyzowana. Unoszący się w pokoju zapach spalanych kadzideł drażnił jej nos, co skutkowało marszczeniem go zbyt często i zbyt ekspresyjnie. Podobnie było z mrużeniem oczu, przez gryzące się ze sobą kolorowe przedmioty poustawiane w każdym kącie i na każdej powierzchni płaskiej. Pomieszczenie odzwierciedlało wszystko co działo się w głowie Norweżki. Chaos.
— Co cię gryzie, Solveigh? — Niechętnie oderwała zmęczony wzrok od zegara, by rozejrzeć się po pomieszczeniu, nieco przekrwionymi oczyma. Since pod nimi świadczyły tylko o nieprzespanej nocy, a nerwowe poruszanie palcami, o wyjątkowo złym nastroju. Blondynka westchnęła cicho i przycisnęła jedną z nóg do klatki piersiowej, pozwalając drugiej na swobodne opadanie z kanapy. Zazwyczaj czuła się bezpiecznie w tym miejscu, jednak dziś jej niepokój narastał wszędzie, a już na pewno w pokoju, którego ściany słyszały wszystko o jej życiu.
— Nie rozmawiamy od dwóch tygodni — rzuciła krótko, wiedząc, że pytanie było niepotrzebne. Kobieta starsza przynajmniej dwa razy od siedzącej na przeciwko trzecioklasistki, czytała z niej niczym z otwartej księgi. Dokładnie przyglądając się każdej stronie i słowu, a przy tym wiedząc wszystko o Pannie Ekker i jej życiu. Wiedziała o Chrisie i choć podczas każdej z ostatnich rozmów, Solve zapewniała, że to mała sprzeczka nie ciągnąca za sobą wielu konsekwencji, szare oczy pedagog sygnalizowały, że nasłuchała się w życiu zbyt wielu kłamstw by uwierzyć w kolejne. — Do wczoraj wysyłał mi kilka wiadomości dziennie, dzwonił minimum raz, a ja za każdym razem udawałam, że nie widzę. Aż do wczoraj. Wczoraj przestał — oparła zaczerwieniony policzek o kolano i pozwoliła paru kosmykom włosów opaść na twarz, by zakryły jej smutne oczy.
— Nie uważasz, że byłaś dla niego zbyt szorstka? Wydaje mi się, że dwa tygodnie starania się o odbudowanie wszystkiego to dużo. Solveigh, jemu naprawdę zależy. — Blondynka prychnęła i podkuliła drugą nogę. Kto jak kto, ale pedagog znająca Chrisa nie mogła mówić o nim takich rzeczy. Bo jemu nigdy nie zależało. Bawił się, ranił i porzucał.
— Pisał, dzwonił, ale odwracał wzrok za każdym razem widząc mnie na korytarzu, nie odezwał się nawet, kiedy przechodziłam obok. Jest egoistą, który boi się wychylić przy znajomych, a kiedy nikt nie patrzy, udaje, że mu zależy. — Założyła włosy za ucho i objęła się ramionami, które nieco drżały.
— Skąd ta nagła zmiana? Jeszcze niedawno nazwałaś go swoim przyjacielem. Był dla ciebie kimś ważnym, a to nie oznaczałoby, że jeden gest mógł to zepsuć. — Bo nie zepsuł. Oni zniszczyli to razem. On, nie gwarantując jej tego co chciała usłyszeć tkwiąc z nim w tej dziwnej relacji. Ona, wychodząc tamtego wieczoru z pokoju i zostawiając go z setkami pytań. Obydwoje zbyt uparci, nie zamierzali przepraszać i dochodzić do porozumienia. Woleli zadręczać się nocami i przyłapywać się na myśleniu o tym drugim.
— Najwidoczniej nigdy nie był moim przyjacielem. Pomyliłam się. — Wzruszyła ramionami, choć nie lubiła przyznawać się do błędu, podobnie jak on i równie podobnie nienawidziła widzieć podobieństw między sobą a Chrisem. Opuściła nogi na dywan i przyłożyła dłonie do kolan.
— Co wpłynęło na tę zmianę? — Kobieta nadal dążyła do swojego, opierając się o wiele biurko i ilustrując blondynkę wzrokiem. Dłonie Ekker zaczęły mocniej przylegać do ciała, a paznokcie bijały się w materiał. Zauważyła to. Pedagog szybko omotała jej sylwetkę, a Solveigh wiedziała, że takie gesty zdradzały ją bardziej niż jakiekolwiek słowa. Cudownie.
— Powtarzam, że to nie żadna zmiana. Ta relacja była toksyczna i uwolniłam się od niej, zanim zaczęła mnie pochłaniać. — Kłamiesz Solve, matko, jak bardzo łżesz, pomyślała i zmusiła się do lekkiego uśmiechu, który kobieta odwzajemniła z nieco większą szczerością. Bardziej od udawania była zmęczona wszystkim bezsennymi nocami i myślami, które rozsadzały jej głowę, nie pozwalając normalnie funkcjonować.
— Ty tak uważasz? Czy może ktoś inny? — Trzecioklasistka drgnęła niewidocznie, zastygając w bezruchu i przekręciła głowę na bok, nie do końca wiedząc jak wybrnąć z tego bagna. Nie była jednak Chrisem unikającym odpowiedzi na niewygodne pytania, dlatego przybrała najmniej zdziwioną minę. Zerknęła mimochodem za okno, by z niesmakiem stwierdzić, że deszczu nienawidziła bardziej od cebuli, saren i Chrisa razem wziętych. Bo powinna go nienawidzić i tym samym wyrzucić go ze swojej głowy, zapominając o wszystkich rozmowach i pomocy, którą tak często sobie oferowali.
— Ja tak uważam — oznajmiła twardo, choć jej głos zaczynał drżeć, nie mogąc utrzymać ciężaru emocji, wyżerających ją od środka. Potrzebowała rozmowy, posiedzenia na dachu nocą i opowieści o najbardziej durnych rzeczach, które odciągnęłyby ją od rzeczywistości. A to pokrywało się z potrzebą jego bliskości. Przeklęła w myślach swoją głupotę, bo Chris powinien być ostatnią osobą, o której myślała potrzebując pomocy. Tym bardziej, że sam był sprawcą całego zamieszania. — A Edgar to popiera — dopowiedziała szybko, po raz pierwszy widząc cień niepewności na twarzy kobiety, która ponownie otworzyła usta. — Edgar to mój przyjaciel — oznajmiła, wyprzedzając jej pytanie i naciągnęła rękawy czerwonej bluzy, jakby bojąc się, że siniaki na jej dłoniach i liczne zadrapania staną się widoczne. Miał rację, od toksycznych relacji powinno odciąć się jak najszybciej. Lecz w tym przypadku nie była to przyjaźń między Chrisem a Solve, a wszystko dziejące się między nią a Edgarem, mając na nią większy wpływ niż mogłaby przypuszczać. Widząc przenikliwy wzrok pedagog, wstała z kanapy zbyt szybko i gwałtownie, co nie umknęło jej uwadze. — Muszę wrócić na lekcję. Odwiedzę panią jutro — oznajmiła nawet nie zastanawiając się nad opuszczeniem pomieszczenia.
'Nigdy bym cię nie zranił' powiedział kiedyś i pocałował jej chude, pokryte krwiakami ramię. Skinęła tylko niepewnie głową. 'Ale nie chcę, żebyś kręciła się wokół Chrisa, on i tak nie da ci tego co ja, rozumiesz Solve? To egoistyczny człowiek' mocniej ścisnął jej nadgarstek, a ona zamknęła tylko zapełnione łzami oczy. Nie rozumiała, lecz silny ból dłoni zapewnił ją, że kłamstwo będzie najlepszym wyjściem. Odwróciła się przodem do wysokiego bruneta i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Niewiele dla niej znaczył. Ale mogła udawać, bo miejsce w piekle miała zarezerwowane już od dawna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro