Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 13 •

Szesnasty października.
23:25

Kołysał się na boki bardziej niż zwykle, choć uparcie starał się nie utrudniać sprawy drobnej blondynce, która podtrzymując ciężar jego ciała, prowadziła go po jednym z korytarzy, ciężko oddychając i głośno wydychając powietrze co jakiś czas. Nie dziwił się szczególnie, bo przecież oplatając rękę wokół jego talii musiała balansować tak, aby Christoffer Schistad nie przechylił się w drugą stronę i nie upadł na ziemię, co w jego stanie było wyjątkowo prawdopodobne. Współpracował na tyle, że nawet stawiał prosto kroki, a przynajmniej w jego mniemaniu, bo w rzeczywistości szedł slalomem, na co niższa o półtorej głowy Ekker nic poradzić nie mogła. Na całe szczęście, Chris nie utrudniał sprawy aż tak bardzo i co dziwne, nie odzywał się z taką częstotliwością z jaką robił to na co dzień, co nie było spowodowane jedynie jego stanem, ale również przemyśleniami krążącymi po jego głowie i powoli wychodzącymi na na światło dzienne.

— Solveigh — mruknął kiedy dziewczyna otworzyła drzwi jednego z pokoi, wprowadzając go do środka. Nawet na niego nie spojrzała, nadal podtrzymując go z zawzięta miną i kierując się w stronę sporego łóżka znajdującego się po drugiej stronie pokoju. — Solveigh — powtórzył, a jej ciało lekko drgnęło, najpewniej dlatego, że palce chłopaka mocniej zacisnęły się na jej ramieniu, którego trzymał się zgodnie z wcześniej wydanymi instrukcjami. — Musimy porozmawiać. — Skoro na trzeźwo te słowa brzmiały wyjątkowo przerażająco, to wypowiadane przecz człowieka pijanego napawały blondynkę swojego rodzaju strachem, pomieszanym ze sporą dawką adrenaliny. Norweg zauważył zainteresowanie na jej twarzy, które zastąpiła maską obojętności, co tylko sprawiło, że uśmiechnął się szeroko, lekko się zataczając, przez co Solve przystanęła na chwilę by dać mu szansę na złapanie równowagi.

— Jesteś pijany — stwierdziła, co spotkało się z głośnym prychnięciem, bo nie spodziewał się stwierdzenia prostego faktu, a rozmowy, która powinna odbyć się już kilka godzin temu. Dlatego zignorował jej słowa, kiedy ponownie zrobiła krok w kierunku łóżka, lekko ciągnąc go za sobą.

— A ty przemądrzała, nic nowego. — Wziął głęboki wdech, bo czuł jak zaczyna plątać się jego język, kiedy trzecioklasistka posadziła go na łóżku nachylając się przy tym nad nim na tyle, że mógł wyczuć zapach perfum, które pachniały jak pomarańcze i lawenda. Przymknął na chwilę oczy, rozkoszując się zapachem wypełniającym nie tylko jego nozdrza, ale również umysł, by chwilę potem chwycić jej drobną dłoń, kiedy zaczęła odsuwać się w tył. Mimo, że obraz wydawał się rozmazywać, a jego głowa nadal pulsowała, utkwił wzrok w jej jasnych ślepiach, które nie wyrażały wiele emocji, a przynajmniej tak mogło wydawać się na pierwszy rzut oka. — Proszę — dodał, a Ekker uśmiechnęła się tylko, oblizując usta i kręcą głową na boki.

— Cokolwiek chcesz powiedzieć, będziesz tego żałował, więc porozmawiamy jutro — oznajmiła z typową dla siebie pewnością, kiedy zrezygnowany puścił jej dłoń i pozwolił jej skrzyżować ręce na piersiach. Pozycję siedzącą zamienił na leżącą i przekręcił się na bok tak, aby móc oprzeć się na łokciu i obserwować Solve, która po swoich słowach nie wyszła z pokoju, a plątała się po nim i w tym momencie mózg Chrisa odmawiał posłuszeństwa, więc nawet nie zastanawiał się co dziewczyna robiła.

— Wtedy na obiedzie powiedziałem ci, że posprzeczałem się z Williamem, ale nie powiedziałem ci dlaczego. — Nie był w stanie dłużej opierać się na łokciu, dlatego opadł bezwładnie całym ciałem na łóżko, wpatrując się w sufit. Nadal słyszał ruch w pokoju co utwierdzało go w przekonaniu, że nie gada do siebie, choć Solveigh Ekker nie wydawała się być nim zainteresowana. — Rozmawialiśmy o  tobie. — Dziewczyna na chwilę przystanęła zaskoczona jego słowami i spuszczając rolety w dół, spojrzała na niego przez ramię. — Powiedziałem wtedy coś, czego nie chciałem powiedzieć. — Starała się wyglądać obojętnie, choć mimowolnie zerkała na Norwega, jakby chcąc, żeby kontynuował. — Powiedziałem, że nic dla mnie nie znaczysz, że jesteś kolejną dziewczyną, która wyląduje ze mną w łóżku. — Nie wyobrażał sobie, że wypowie te słowa z taką łatwością i ona również tego nie oczekiwała. W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie stukaniem paznokciami o blat. Chris przekręcił głowę na bok, by ujrzeć, że Solveigh opierając się teraz o biurko, nerwowo zaciskała palce na jego krawędzi. Uśmiechnął się lekko i znów wrócił do wpatrywania się w sufit. Czyli to on ciągnął ją na dno? Odepchnęła się biodrami od biurka i ruszyła w stronę wyjścia, co sprawiło, że Schistad przeniósł na nią zmęczony wzrok.

— Solviegh, nie wychodź. Proszę, zostań. — Zatrzymała się przed drzwiami, by spojrzeć na niego obojętnie, spodziewał się negatywnej reakcji. Ona opowiadała mu o swoich sekretach, a on traktował ją jak zabawkę, choć prawda była zupełnie inna. Jednak Solve nieznacznie podniosła kąciki ust ku górze i starając się zachować pozory, wzruszyła ramionami.

— Opowiadasz głupoty. Porozmawiamy jutro — dodała jeszcze, choć chwilę wcześniej nie miała zamiaru opuścić pomieszczenia, dopóki Chris nie zasnąłby. Tym razem chciała wyjść stąd jak najszybciej. Mogła udawać twardą i mogła udawać, że żadne słowa nie są w stanie jej zranić, ale nie w momencie, kiedy miała nadzieję, że Christoffer Schistad nie był tylko dupkiem za jakiego kiedyś go brała, choć jego słowa udowadniały, że zupełnie się myliła.

— Kłamałem, Solveigh, kłamałem wypowiadając tamte słowa. Nigdy nie pomyślałem, że mogłabyś być trofeum, uwierz mi — mamrotał niezrozumiale pod nosem, starając się podnieść do góry, choć jego ciało odmawiało posłuszeństwa, sprawiając, że pozostawał w tej samej pozycji, z głową nieco uniesioną do góry.

— W takim razie kim jestem? Odpowiedz Chris. Powiedz, czy choć raz nie przeszło ci przez myśl, że jestem tylko jedną z tych dziewczyn, które prędzej czy później znikną z twojego życia? Jedną z tych głupich, które dały omotać się Christofferowi Schistadowi? Jedną z tych, które upadają na dno przez ciebie? — Nie był zła, wściekła, nie zamierzała rzucać się na niego z pięściami, a po prostu patrzyła na niego wielkimi, smutnymi oczami, uśmiechając się i robiąc to ze sporym bólem. A on milczał. Otworzył usta, jednak żadne słowa, które chciał wypowiedzieć nie byłyby w stanie zagwarantować jej tego, co chciałaby usłyszeć w tej chwili. Nie cierpiała dlatego, że wypowiedział te słowa do Williama, a dlatego że zaufała mu i widziała w nim kogoś więcej niż wszyscy wokół. — Tak myślałam. — Jej głos był słaby, a gesty nerwowe i niespokojne. Gładziła przylegająca do ciała sukienkę i wpatrywała się swoje dłonie, przeklinając samą siebie, że była tak głupia. — Dobranoc, Christoffer. — Spojrzała na niego po raz ostatni i pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Głowa chłopaka ponownie opadła na poduszkę, a jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czyli to jednak on był tym, który zaczął niszczyć nie tylko ją, ale również siebie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro