Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5| Lavinia

- Przepraszam, ale tutaj jest zakaz palenia.
Odwróciłam powili głowę napotykając zniesmaczone spojrzenie wysokiego mężczyzny mniej więcej po trzydziestce. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko krzywy grymas.
- Proszę mi wybaczyć - zaczęłam starając się, żeby mój głos brzmiał sympatycznie - To mój pierwszy dzień.
- Niech pani to natychmiast zgasi. To jest szkoła. Zasady są wystarczająco wyraźne.
- Oczywiście - zaśmiałam się nerwowo i zgasiłam papierosa - Bardzo przepraszam.
- Jak się pani nazywa? - spytał mężczyzna i wyjął z kieszeni notes. Jego krzaczaste brwi uniosły się przy tym zabawnie, tak że z trudem powstrzymałam uśmiech.
- Lavinia Onpha - powiedziałam.
- Onpha... Do którego domu pani należy?
- Przepraszam?
- Pani dom.
- Och, nie. Źle mnie pan zrozumiał. Nie jestem uczennicą. Dostałam tutaj pracę nauczycielki.
Brwi mężczyzny bardziej unieść się już nie mogły. Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem i pokręcił zdziwiony głową.
- Nie może mieć pani więcej niż 17 lat, panno Onpha.
- Właściwie to mam 27 - mruknęłam pod nosem - Ale w porządku. Gdy byłam na siódmym roku wszyscy myśleli, że jestem na trzecim.
- Jakie stanowisko ma pani niby objąć?
- Starożytne runy - powiedziałam cicho coraz bardziej tracąc pewność siebie.
- Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak powitać panią w gronie pedagogicznym. Profesor Stevenson, nauczyciel Obrony przed czarną magią.
Jego dłoń była zimna. Zadrżałam mając nadzieję, że tego nie zauważył. Intensywnie zielone oczy wpatrywały się we mnie z nieufnością, której mężczyzna nie ukrywał.
- Cóż, dziękuje za powitanie profesorze Stevenson - powiedziałam wyswabadzając dłoń - Ale chyba już na mnie czas. Niedługo zaczyna się uczta, a ja wciąż nie spotkałam się z dyrektorem. Proszę mi wybaczyć - zanim  zdążył cokolwiek odpowiedzieć szybko podniosłam z ziemi swoje rzeczy i uciekłam w stronę wejścia do zamku.
Świetnie. Pierwszy dzień jako nauczycielka w tej szkole, a już zyskałam sobie złą opinie u jednego z profesorów. Szłam szybko bojąc się, że Stevenson wpadły na pomysł, żeby mnie gonić.
Zza rogu wyłoniła się dwójka chłopaków, którzy rozmawiali o czymś głośno się śmiejąc. Jeden z nich mnie zauważył i zdziwiony się zatrzymał. Szepnął coś do tego drugiego, który uśmiechnął się pod nosem.
Oboje byli przystojni, ale ten pierwszy o wiele bardziej się wyróżniał. Miał czarne, rozczochrane włosy i zadziorny uśmiech. Skupiłam się bardziej na jego oczach w ładnym, brązowym odcieniu.
Co prawda przeszkadzały mi szkła jego okularów, ale zmieniało to faktu, że były naprawdę piękne.
- Wszystko w porządku? - spytał ten drugi, z lekko przydługimi włosami - Wyglądasz jakoś niewyraźnie.
Jego przyjaciel stał obok uważnie się we mnie wpatrując.
Odchrząknęłam głośno próbując wyglądać profesjonalnie.
- Oczywiście - powiedziałam - Czy tędy do gabinetu dyrektora? - dodałam, bo co prawda chodziłam tu do szkoły, ale było to 10 lat temu.
- Tak - odezwał się w końcu ten w okularach - Jesteś tu nowa?
- Tak jakby.
- Jestem Syriusz - chłopak wyciągnął dłoń, a ja uścisnęłam ją szybko - A to James.
Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja poczułam, że moje serce zaczyna szybciej bić.
- Lavinia - powiedziałam - Lavinia Onpha.
- Kojarzę to nazwisko - Syriusz zmarszczył brwi - Rogaczu, pamiętasz?
- Nie przypominam sobie.
- W każdym razie - rzuciłam - To mój pierwszy dzień tutaj. Trochę się stresuje.
- Nie ma czego. Chyba, że trafisz do Slytherinu.
- Jestem nauczycielką - powiedziałam szybko, a oboje wlepili we mnie zdziwione spojrzenia.
- Na Merlina, przepraszam. Myślałem, że jesteś w naszym wieku. Znaczy... Pani profesor.
- W porządku. Nie oczekuję, że ktokolwiek mnie tak będzie nazywał. Dopiero zaczynam. Spotkałam już profesora Stevensona i nie zaczęliśmy zbyt dobrze.
- Stevenson to równy gość - uśmiechnął się James - To zdecydowanie mój ulubiony nauczyciel. Zresztą wszyscy go uwielbiają.
- Na mnie nie zrobił takiego wrażenia - Skrzywiłam się - Tak naprawdę już zaczęłam nazywać go w myślach ponurak Stevenson.
- Też go na początku nie lubiliśmy, ale później obronił nas przed szlabanem u Filcha i od tamtej pory świetnie się dogadujemy - Syriusz spojrzał pospiesznie na zegarek - Czas nas goni. Kawał się sam nie przygotuje. Do następnego, pani profesor - mrugnął, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
Ruszyli dalej korytarzem, a ja wpatrywałam się w ich plecy zanim nie zniknęli za rogiem.
Westchnęłam. Naprawdę szkoda, że James nie chodził do Hogwartu 10 lat wcześniej.
Torba zsunęła mi się z ramienia, ale szybko ją poprawiłam i wróciłam do szukania gabinetu dyrektora.
- Panno Evans, naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy. Może się pani do mnie zgłosić po uczcie.
Poczułam ulgę rozpoznając głos profesor McGonagall. Mimo że osobiście nie znosiłam transmutacji, to zdecydowanie była to moja ulubiona nauczycielka z czasów uczęszczania do Hogwartu. Skręciłam w boczny korytarz i zobaczyłam profesorkę, która prawie biegła. Za nią szła, próbując dotrzymać jej tempa dziewczyna o długich, rudych włosach, na której twarzy widniało zirytowanie pomieszane ze zmęczeniem.
- Potter i Black znowu zamierzają zniszczyć ucztę powitalną. Czy nastąpi jakiś rok, w którym będziemy chociaż próbować do tego nie dopuścić?
- Mam na głowie dużo ważniejsze sprawy niż Potter i Black.
- Profesor McGonagall? - spytałam, a rudowłosa zgromiła mnie spojrzeniem.
- Lavinia! - kobieta uśmiechnęła się szeroko i szybko mnie uścisnęła - Naprawdę cieszę się, że jesteś. Profesor Dumbledore już na ciebie czeka. Przy okazji poznaj pannę Evans, prefekta naczelnego. Panno Evans, to jest profesor Onpha, nasza nowa nauczycielka starożytnych run.
- Co się stało z profesorem Deqwernem? - spytała mierząc mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Kłopoty ze zdrowiem. Nic o co musiałabyś się martwić, panno Evans. Może najlepiej będzie jeśli wrócisz do ścigania Blacka i Pottera. Wlep im tyle szlabanów ile chcesz.
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją najwyraźniej uświadamiając sobie, że nie uzyska więcej pomocy od profesorki. Poszła w stronę, z której przyszłam mrucząc coś pod nosem.
- Tak przy okazji, na dobry początek mogę ci powiedzieć, żebyś uważała na tę dwójkę - powiedziała kobieta, a widząc moją zdziwioną minę dodała - Syriusz Black i James Potter. Największe łobuzy w całej szkole. Jeszcze nie raz dasz im szlaban.
Nie ma mowy, pomyślałam. James Potter nigdy nie dostanie ode mnie szlabanu. Choćby nie wiem co zrobił.
- Wpadłam na nich jak tu szłam - powiedziałam otrząsając się z własnych przemyśleń.
- Czyli najprawdopodniej panna Evans prędzej czy później ich złapie - kobieta wydawała się szczerze ubawiona tą sytuacją.
- To dobrze? - spytałam niepewnie.
- Dla nich źle. Panna Evans potrafi być naprawdę przerażająca, gdy jest wściekła. A ta dwójka naprawę doprowadza ją do szału.
- Nie lubią się? - spytałam, chociaż było to oczywiste.
- Cóż, jeśli chodzi o Blacka to jest to po prostu zwykła niechęć. Oni nigdy za sobą nie przepadali. Natomiast Potter zaskarbił sobie jej nienawiść tymi wszystkimi nieudanymi zalotami i próbami flirtu. Chociaż moim zdaniem panna Evans gdzieś w głębi serca go lubi.
- Och - powiedziałam - Ja chyba już pójdę. Lepiej niech profesor Dumbledore już dłużej nie czeka. Do zobaczenia.
Zaloty? Flirt? I ona go przez to nienawidziła?
Nie lubiłam tej całej Evans coraz bardziej, chociaż tak naprawdę nie wiedziałam nawet jak ona ma na imię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro