Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 2 ємιℓу

Zapach książek od zawsze kojarzył jej się z jesiennymi wieczorami. Siadała wtedy w fotelu, w ręce miała jakąś powieść, a ramiona okrywał koc. Było idealnie.

Właśnie dlatego pierwszym miejscem, które odwiedziła w ośrodku, była biblioteka. Kiedy już do niej weszła – nie było odwrotu. Musiała zostać w niej najdłużej jak się tylko dało. Przy okazji wypożyczyła mnóstwo książek. Lubiła wiele gatunków. Często podróżowała do innych czasów z książkami historycznymi bądź science-fiction, przeżywała pierwsze miłości w romansach, nie straszne jej też były podręczniki naukowe, często mylone z horrorami. Czytała wszystko i wszędzie.

Do czasu.

Nie wiedziała, że jest inna. Jej mama ukrywała to przed nią, nie chciała niszczyć jej dzieciństwa.

Jednak to w końcu musiało się wydać.

Pewnego dnia klasa Emily pojechała na niezaplanowane badania, podczas których pobrano od niej krew. Właśnie wtedy dowiedziała się kim jest. Długo nie mogła w to uwierzyć, a kiedy lekarze chcieli zaciągnąć ją do izolatki, wyrywała się. Nie chciała skończyć jako obiekt, na którym można bezkarnie wykonywać różne testy. Więzienie również nie brzmiało dobrze.

Dlatego chciała walczyć. Nie poddawała się, by w końcu osiągnąć swój cel.

Już nigdy nie wróciła do domu.

Od tamtego momentu jej życie było jedną wielką ucieczką. Wciąż czytała. Chociaż wiele ryzykowała, nie mogła zostawić książek.

Emily chciała w końcu zacząć żyć jak normlana nastolatka. Właśnie dlatego zabrała głos na tym całym zebraniu, zorganizowanym prawie od razu po ich przybyciu na miejsce. Po prostu czuła, że dzięki temu ludzie przestaną uważać ją za zagrożenie. Zazdrościła osobom, które miały wszystkie geny normalne, bez żadnych ulepszeń.

Teraz była w łazience. Musiała poprawić sobie fryzurę. Jej rude loki często się plątały, przez co wyglądały, jakby nigdy ich nie czesała. A przecież robiła to praktycznie cały czas. Można by nawet powiedzieć, że to była jej mania. Nie mogła wytrzymać, gdy kilka kosmyków spadało jej na oczy.

Gdy poprawiła swój koński ogon, drzwi się otwarły. Spojrzała w lustro, chcąc sprawdzić, kto wszedł. Następnie krzyknęła.

Nie obchodziły jej tłumaczenia blondwłosego chłopaka. W końcu ona nie wchodziła do męskiej, więc jakim prawem on znalazł się w damskiej?

Wychodząc, uderzyła go w ramię torbą (w której było sporo książek, więc to musiało naprawdę zaboleć).

Nie lubiła chłopaków. Była typem osoby, która mogła do upadłego kłócić się o prawa kobiet. Nie zawahałaby się też przed użyciem siły (której, nawiasem mówiąc, jej nie brakowało).

Jedyną jej większą słabością była ciemność. Spała przy włączonej lampce, a ciemne pokoje i miejsca omijała szerokim łukiem. Gdyby była mała wszyscy zapewne uważaliby to za normalne. Ale przecież taki strach w wieku trzynastu lat już nie jest usprawiedliwiony. Przynajmniej w większości przypadków.

Jednak dziewczyna była jedną z tych osób, które miały naprawdę złe wspomnienia związane z ciemnością. No bo jak dużo osób musiało walczyć o swoje życie w tak młodym wieku?

Po drodze do pokoju, spotkała swoją przyjaciółkę – Felicity. Jej włosy były proste, długie i czarne. Dziewczyna najczęściej wiązała je w warkocza, chociaż zawsze kilka kosmyków zakrywało jej piękne, niebieskie oczy.

– I co, wzięłaś te książki? – brunetka podeszła do niej.

– Tak. – Emily pokazała na torbę.

Później szły już razem. Za każdym razem rudowłosą irytował fakt, że Felicity jest od niej o wiele wyższa. Nie wiedziała dlaczego tak się działo, chyba po prostu nie lubiła być tą najniższą.

Jednak wciąż była jej przyjaciółką. Spotkały się parę miesięcy wcześniej i tak jakoś wyszło, że zaczęły ze sobą współpracować. Brunetka szybko zdobyła podziw i zaufanie Emily, o co naprawdę trudno.

Rudowłosa dziewczyna szła ciemną uliczką. Miała koło jedenastu lat, jednak wyglądała o wiele poważniej. Czarny plecak przyjemnie ciążył jej na plecach. Miała w nim dużo jedzenia, które wystarczy jej przynajmniej na dwa tygodnie.

Wtem usłyszała ujadanie psów. Wystraszona obejrzała się za siebie. Czyżby słyszała syreny?

Puściła się biegiem. Szczekanie jednak nie oddalało się. Wręcz przeciwnie – słyszała je coraz wyraźniej. Zwierzęta musiały złapać jej trop. Zapewne już była martwa.

Był tylko jeden problem. Ona serio lubiła swoje życie.

Zacisnęła zęby i przyśpieszyła. Czuła, jakby zaraz miała upaść ze zmęczenia, jednak nie mogła się poddać. Zbyt wiele ryzykowała.

Nagle poczuła szarpnięcie. Została wciągnięta do jednego z budynków. Wyrywała się, ale napastnik nie zamierzał jej puścić. Znieruchomiała, gdy usłyszała krzyki ludzi. Wstrzymała oddech. Byli tak blisko, jedynie drzwi dzieliły ją od nich. Ze zdziwieniem stwierdziła, że dźwięki zaczęły się oddalać. Psy również odpuściły.

Po chwili napastnik ją puścił. Emily od razu się odwróciła i kopnęła go. A przynajmniej zamierzała, bo ten zdążył wykonać unik.

– Tak się odwdzięczasz za uratowanie tyłka? – zaśmiała się tajemnicza postać. Rudowłosa ze zdziwieniem stwierdziła, że głos należy do dziewczyny.

– Kim jesteś?

– O to samo mogłabym zapytać ciebie – odparła dziewczyna, po czym wyciągnęła do niej rękę. – Felcity Cooper.

– Emily Woods. – Uścisnęła jej dłoń. – I... em... dzięki.

Nie była przyzwyczajona do składania komuś podziękowań. W zasadzie nigdy tego nie robiła. Przecież była samowystarczalna i nikt nie musiał jej pomagać.

– Spoko. W końcu jesteśmy takie same, nie? – Brunetka spojrzała na nią z krzywym uśmiechem.

– Takie same...?

– Inne, odstające od reszty, zmutowane... różnie nas nazywają. – Wzruszyła ramionami, jakby nic jej to nie obchodziło.

Emily przyjrzała się dziewczynie. Felcity była większa od niej. Możliwe też, że była w jej wieku lub nieco starsza. Włosy miała związane w kucyka, na głowę założyła czarną czapkę z daszkiem. Całkowicie niepraktyczną w tej ciemności.

Brunetka zaczęła powoli odchodzić. Emily przez chwilę stała w miejscu, po czym ją dogoniła.

– Jak to zrobiłaś? – zapytała, naprawdę ciekawa.

– Ale co?

– No... jak sprawiłaś, że psy straciły trop?

– A, to – zaśmiała się. – Użyłam zwykłych perfum. Na tyle mocnych, by były w stanie zakryć nasz zapach. Współczuję zwierzakom, że musiały to wąchać, ohyda.

Rudowłosa spojrzała na dziewczynę z podziwem. Felcity była naprawdę niesamowita.

___
przepraszam, za tak dużą nieobecność. rozdział jest dość krótki, ale miał właśnie taki być (w końcu papierowe książki też czasem mają rozdziały, które zajmują jedynie stronę lub dwie). następny powinien być dłuższy. a przynajmniej mam zaplanowane dodać tam więcej wydarzeń

rozdział 3. będzie z perspektywy jonathana, chyba że znów mi się coś odwidzi (już ten miał być z jego perspektywy, ale uznałam, że to za wcześnie na pewne wydarzenia)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro