prolog
Rok 2108
na świecie zlokalizowano ponad setkę niezarejestrowanych dzieci-mutantów w wieku od trzech do osiemnastu lat. Prosimy o większą ostrożność i zapobieganie kontaktu z mutantami. Jeśli ktoś zauważy osobę odstającą od norm, prosimy o niezwłoczne powiadomienie odpowiednich służb. Numery alarmowe zostaną podane na końcu artykułu.
~*~
– Pośrodku lasu stoi parę, zdaje się nieużywanych, budynków. Możemy je wykorzystać – zauważyła trzydziestoletnia, czarnowłosa kobieta – Eve Stanley – siedząca przy małym stoliku. Wokół niej zebrało się jeszcze parę osób.
– Tylko czy zdążymy na czas? Andrew już zajął się zbieraniem dzieciaków – ktoś odparł sceptycznie.
– Mamy parę tygodni, może nawet miesięcy. W tym czasie zrobimy wystarczająco kwater i parę pokoi, które będą nadawały się do użytku – orzekła brunetka, a jeden z mężczyzn jej przytaknął. Był z nich wszystkich najstarszy, co pokazywały jego już siwe włosy. Miał więc najwięcej doświadczenia.
– Więc tu może być część mieszkalno-rekreacyjna – pokazał największy budynek.
– Obok konferencyjna.
– Dalej ćwiczeniowa.
– Nie zapominajmy o nauce.
Zewsząd słychać było entuzjastyczne dzielenie się swoimi pomysłami. Coraz więcej osób akceptowało projekt. W końcu okazało się, że najprawdopodobniej nie budynków będzie za mało, dodatkowo trzeba będzie zrobić podziemny tunel łączący, jednak byli zdeterminowani, by doprowadzić projekt do fazy końcowej.
~*~
Siwiejący mężczyzna, którego wszyscy nazywali Jack, wyszedł na zakurzoną ulicę. Stanął przy głównym wejściu. Za budynkiem, który właśnie opuścił znajdowało się jeszcze kilka innych. Przestrzeń pomiędzy nimi była wykorzystana jako tor przeszkód. W końcu zza drzew wyjechała ciężarówka. Stanęła niedaleko Jacka, a kierowca wsiadł.
– Dawno się nie widzieliśmy, Jack – zauważył.
– Szybko zleciało – odparł starszy rozmówca.
Kierowca był o wiele młodszy od swojego znajomego, miał brązowe włosy i czarne oczy. Szybkim, żwawym krokiem podszedł do tylnych drzwi i otwarł je.
– No dzieciaki, wychodzić – powiedział z uśmiechem. – Jesteśmy na miejscu.
Powoli wszyscy wysiedli. Nastolatkowie nieśli młodszych na rękach, by za bardzo się nie bali. Niektórzy mieli tylko trzy lata.
– Po co tu przyjechaliśmy? – spytał najstarszy z nich. Chłopak miał szesnaście lat.
– Ludzie na was polują. Dlatego założyliśmy specjalny ośrodek dla takich jak wy. Reszty dowiecie się później.
Blondyn wziął jeszcze parę toreb i poszedł w stronę wejścia do budynku. Tam czekał na niego Jack, który pomógł mu wnosić rzeczy. Trzydzieścioro dzieci poszło za nimi.
~*~
Gdy wszystkich rozlokowano po pokojach, zaproszono osoby mające dwanaście lat lub więcej, by stawiły się w drugim, mniejszym budynku. Szli na rozmowę, którą niektórzy z personelu nazwali Naradą Wojenną. Nastolatków zaprowadził Andrew. Ten sam, który ich przywiózł. Weszli do wielkiej sali. Pośrodku stał ogromny stół, a wokół krzątało się parę osób.
– Siadajcie – zachęcił ich blondyn, a oni zajęli wszystkie wolne miejsca po jednej stronie mebla.
Po chwili na salę weszła Eve w towarzystwie Jacka. Usiedli oni po przeciwnej stronie.
– Zapewne zastanawiacie się, po co was tu sprowadziliśmy – zauważyła, a niektórzy przyznali jej rację. – Postanowiliśmy stworzyć specjalny ośrodek, w którym nie tylko będziecie bezpieczni, ale też dostaniecie możliwość kształcenia waszych talentów. W zamian za to będziecie wysyłani na różnego rodzaju akcje.
– Czyli co, będziemy pracować dla rządu? – zapytał szesnastolatek, po czym kontynuował. – Nie zamierzam robić niczego dla tych ludzi. Pewnie nawet nie ma sensu liczyć, ile osób zabili. Myślę,że pewnie wszyscy się ze mną w tej sprawie zgodzą.
– Więc wolicie, by na świecie było tak jak dawniej? Ludzie nie zmienią się, jeśli na własnej skórze nie zobaczą, jak bardzo się mylą.
Nikt się nie odezwał. Parę osób kręciło się z zażenowaniem na krzesłach.
– Rozumiem, że przez nich zapewne straciliście rodziców, ale czasami trzeba po prostu się z tym pogodzić i zacząć żyć dalej.
– Właściwie, to co nam szkodzi? I tak nie mamy gdzie się podziać, a tym sposobem może w końcu wszyscy zobaczą, że nie jesteśmy zagrożeniem – poparła kobietę trzynastoletnia dziewczyna. Miała rude włosy i mnóstwo piegów.
Jeszcze trochę zajęło przekonanie większej części dzieci, jednak w końcu się udało, a gdy już wszystko zostało ustalone, nastolatkowie wrócili do pokoi. Na razie było ich akurat tyle, by nikt nie musiał mieć współlokatora. Jedynie młodsze dzieci były razem.
____
powiem wprost. prolog wyszedł okropnie. następny rozdział będzie już lepszy, naprawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro