Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nirvel: Początki umierania

Była to planeta podobna do Ziemi, nawet bardzo. Tak jak i Ziemię, zaludniał ją gatunek do nas podobny, by nie powiedzieć, że taki sam. Gdybym miał to bardzo porównywać, wyglądało to jakby u nich trwała właśnie końcówka osiemnastego wieku. Kamienno- drewniane domy, dróżki i murki. Piękne tereny w jakie trafiłem, były zadbane ale skromne. W jednym z domków, mieszkała mała, wybrakowana rodzina. Matka dwójki dzieci była ładna. Brązowe włosy, niebieskie oczy i szczupła sylwetka, pracowita i pewna siebie, co sprawiło, że zdobyła mężczyznę. Był on jasnowłosy, wesoły i sumienny. Dotrzymywał słowa, nie kłamał i pracował niemal równie ciężko jak żona. Bardzo się kochali, co zaowocowało. Gdy zamieszkali na wsi, z dala od sąsiadów, kobieta była już brzemienna a po pewnym czasie urodził się im pierwszy syn.

Miał on jasne włosy po ojcu i błękitne oczy po matce. Rodzina była szczęśliwa, jednak żyli skromnie. Chłopca zaczęto uczyć czytać i pisać, jednak rodziców nie było stać na szkołę, więc robili to sami, w domu. Ojciec jako marzyciel i odważny człowiek, dołączył do gwiezdnej policji. Wracał do domu późno, całował żonę, przytulał syna, jedli kolację i kładli się do snu. Trwało to jakiś czas, nic się nie zmieniało.

Kobieta kochała swoją rodzinę i czuła, że znów spodziewa się potomka. Oczywiście jej mąż był równie szczęśliwy i sam zdecydował, że wyjaśni synowi o co chodzi.

Choć zabraniało się dzieciom, chodzić samotnie po okolicy, Nirvel to zrobił. Był ciekawym świata chłopcem. Gdy tylko matka go nie potrzebowała, ruszał on na wzgórza i łąki, licząc na znalezienie towarzystwa. Zamiast na ludzi, natknął się jednak na stary dworek. Był on niewielki, niewidoczny z oddali, zakrywały go bowiem drzewa. Mimo strachu i niepewności, chłopiec wszedł. Miał wtedy dziesięć lat.

Dwór był imponujący, nie swą wielkością a klimatem. Długie, ciemne korytarze, wszechobecna cisza i tajemnica. Kurz i pajęczyny, świadczące o tym, że dawno nikt tam nie był. Czas jakby się zatrzymywał dla dziecka które tam weszło. Idąc, coraz bardziej myśląc o powrocie, napotkał bibliotekę. Była bardzo duża, przestronna. Ściany były zakryte przez regały, sięgające samego sufitu a w rogu była wysoka drabina. Miejsce to nie tylko robiło wrażenie, ale też opowiadało historię. Rozrzucone książki, piętrzące się ich stosy na długich stołach i pojedyńcze, zapisane kartki. Wszystko wyglądało, jakby właściciel zniknął stąd nagle a wcześniej spieszył się.

Nirvel umiał czytać, nie mógł więc tego nie wykorzystać. W końcu kiedy miał to robić, skoro rodziców nie było stać na książki? Przychodził do dworku codziennie, układał księgi, dbał o nie i czytał, coraz bardziej rozumiejąc kim był ich właściciel. Niewątpliwie był magiem. Choć jego historii nie było spisanej na papierze, poprzez studiowanie tego co tamten, chłopiec czuł się jakby ją znał. Jakby podświadomie wiedział, co się wydarzyło. Pierwsze zaklęcie udało mu się użyć po miesiącu. Nie była to jego pierwsza próba, ta jednak jako jedyna się udała. Czar nie był imponujący ani trudny, dla prawdziwych magów, na chłopcu jednak robiło wrażenie. Widział, że nie może powiedzieć rodzicom. Byli by źli albo by zabronili przychodzić do biblioteki maga, a była to dla niego najciekawsza część dnia, dlatego zachował to w sekrecie.

Kobiecie rósł brzuch i coraz mniej pracowała, z obawy o dziecko. W zimę wyszło ono na świat. Była to dziewczynka która wyglądała niemal identyczne jak ojciec, pomijając włosy których kolor odziedziczyła po matce. Brat ją kochał. Choć z początku głównie płakała, jadła i spała, wraz z wiekiem mógł z nią dzielić coraz więcej zajęć. Razem bawili się na dworze, wspólnie czytali nieliczne bajki, czekali na powrót taty i pomagali mamie. Chłopiec przestał tak często zaglądać na dwór. Jednak pewnego razu, w spokojny, ciepły wieczór, gdy on miał już piętnaście lat a jego siostra pięć, ojciec nie wrócił. Czekali, wszyscy razem, wciąż mając nadzieję. Było tak ciepło, przyjemnie, na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy... Wszechświat jakbym nie zwrócił uwagi na tragedię. Nie zmieniło się nic poza domem tej rodziny.

Przyszło oficjalnie oświadczenie. ,, Przykro nam, Pani mąż zmarł na służbie, broniąc galaktyki..." Były to słowa które dostawał każdy. Nikt nie napisał niczego ręcznie, specjalnie dla tej kobiety i jej dzieci. Nie przejęli się ich żałobą i tragedią. Nirvel powrócił do codziennego odwiedzania dworku. Choć powinien tym bardziej pomóc w domu, przeżywał to na swój sposób. Oddalał się od rodziny, w domu narastały kłótnie, matka miała tego dość. Kochała swoje dzieci, jednak utrata męża była dla niej zbyt wielkim ciosem. Minęły zaledwie dwa lata, gdy doszło do kolejnego wydarzenia, które zniszczyło życie tych ludzi.

Nirvel, jako już wysoki i przystojny blondyn, o bujnej czuprynie i błękitnych oczach, wracał właśnie z dworu. Umiał już dość dużo zaklęć, jednak wciąż nie przyznał się nikomu do tego co robi. Przekroczył granicę swojej posiadłości, mając głowę w chmurach ruszył na główne podwórze... I gdy był już na miejscu, dostrzegł problem. Jego matka i siostra, stały nieopodal drzwi wejściowych, a u bram stało paru mężczyzn z bronią. Byli umundurowani a za nimi na drodze parkował szary pojazd. To nie była wojna, były to głupie spory i rywalizacja ludzi o władzę. I właśnie przez to zginęła jego matka i siostra. Piękna i mądra wdowa, oraz jej wesoła siedmioletnia córka. Tragedia której nie powinno być, ale się zdarzyła.

Nirvel przeżył, dzięki magii, zdołał uciec w las a stamtąd do dworku. Długo nie mógł się otrząsnąć z szoku i żałoby, długo ludzie nie widzieli go na oczy. Zapomnieli już o chłopcu który gdzieś zniknął. Nikogo nie obchodził. Lecz jego obchodzili inni, więc mimo bólu i samotności, zaczął pomagać. Używał mocy magicznych by nigdy więcej coś takiego się nie zdarzyło. Odziany w stare szaty maga, wędrował po swojej planecie i kosmosie, broniąc niewinnych. Moc którą posiadał nie była jednak niewyczerpana. Nie było nic za darmo, on dobrze to wiedział. Na jego ciele pojawiały się ciemne plamy, świadczące o szerzącej się chorobie. Zbyt dużo magii przeszło przez jego ciało, jednak on chciał więcej. Chciał pomagać do końca swojego życia, dopóty, dopóki starczy mi sił. Nie rezygnował... Bo co miał do stracenia? Jako sierota bez domu i bliskich, miał tylko swoje marzenie. Lepszy świat. Marzenie tak nierealne, ale tak wielu je ma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro