Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.Straceni na śmierć i sojusznik.

GODZINA 15:30 NIEZNANA WYSPA KILKA GODZIN PRZED ATAKIEM LABOLATORIUM NA WYSPIE.

POV: FALCONE.

Po lądowaniu na wyspie niestety nie mogłem się skomunikować z innymi żołnierzami i moim oddziałem, ci którzy nas zaatakowali odpuścili i polecieli gdzieś dalej od nas zapewnie myśleli że nas wykończyli kim byli do diaska oni!?, tak czy owak byłem dosyć nieprzytomny po tym lądowaniu bo już było lekko ciemno bez szelestnie próbowałem dać sygnał że żyje ale nie mogłem strzelić albo odpalić flare jeżeli bym to zrobił to albo ci którzy nas zestrzeleli widzieli by że żyjemy lub ktoś inny kto zamieszkiwuje na tej wyspie, szłem powoli z bronią w gotowości rozglądając się w kółko poczułem zimny krew w żyłach że nadal moment coś mi może wyskoczyć ale nie było to gdy już byłem w krzakach i lekko przesunąłem widziałem jednego kompana który leżał martwy.

- Żołnierzu!! nic ci nie jest!?-podbiegłem do niego ale tylko to było jego truchło martwe....jednak coś było w nim inaczej jego ciało było inne jakby jego jasna skóra zmieniła się na lekką ciemną a oczy i usta wyciekały z krwi nagle usłyszałem z kilka wystrzałów broni, to mogli być moi! zapewnie wróg albo kto inny widział żeśmy lądowali i czekał żeby nas ostrzeliwać.

-NIECH KTOŚ SIĘ ZGŁOSI TOAD!?, RIGGS!?, SHADOW!?, BULL!?-ale radio było wciąż ciche i już powoli dotarłem widziałem tam ludzi ale...............TO BYLI MOI LUDZIE! ONI SIĘ NAWZAJEM STRZELALI! CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE!? usłyszałem krzyk mi znany to był Jenkins który strzelał.

Jenkins:SIR! DZIĘKUJE ŻE JESTEŚ COŚ SIĘ DZIEJE Z NASZYMI LUDŻMI ZACZĘLI WARIOWAĆ!-po czym się schował i za nim zdołałem coś powiedzieć ci nasi żołnierze zaczęli mnie ostrzeliwać szybko się schowałem za drzewem ale nie strzelałem do nich! nie mogłem!.

-ŻÓŁNIERZE! TO JA SIERŻANT FALCONE! WSTRZYMAJCIE OGIEŃ!-Ale dalej walili grad kul w moim kierunku!, dlaczego tak oni się zachowali przecież nie byli szpiegami prawda!?.

Szybko myśląc nie mogłem dłużej nie strzelać i strzelałem do moich towarzyszy, padali jednym po drugim w moim strzale wciąż było mo ciężko ich zabijać! wkońcu oni byli dopiero początkującymi! dlaczego oni musieli się przeciwstawić!?, czy coś było im żle!?, czy może jednak to co mówiłem byli szpiegami!?, nie było na to odpowiedzi i ani czasu by zgadywać po kilku minutach walce wyeliminowałem wraz z jenkinsem oddział połowie tutaj podeszłem do niego sprawdzić czy wszystko z nim gra.

-Jenkins jesteś ranny?.

Jenkins:Nie sir-odpowiedział on lekko łapiąc się za głowe-ale trochę głowa mnie boli wciąż nie wierze co się z nimi stało!.

-Też jestem zaszokowany tym-powiedziałem patrząc na martwe ciało jednego z nich i westchnąłem kiwając głową na boki-Widziałeś całą czwórke!?.

Jenkins:Ughhhh.....Nie sir ale słyszałem też wystrzały chyba są nie daleko sir......uuuuuughhhh-powiedział on wciąż mając ręke na głowie-chyba faktycznie sir.....nie czuje się dobrze.

-Jenkins? choć pomoge ci wstać-ale zanim bym to zrobił on nagle zaczął ryknąć i krzyczeć mocno-JENKINS!? CO CI JEST!?.

Jenkins AAAAUUUUUURRRRGGGHHH!!! GGGGRRRRRR!!-wstanął on i strzelał do mnie! DLACZEGO!? CO SIĘ DO CHOLERY MU STAŁO!? wpakowałem mu kulę w łeb i podeszłem powoli sprawdzając go czy on już........nie żyje.............NIC KURWA NIE ROZUMIEM!, ON NORMALNIE GADAŁ ZE MNĄ A TERAZ!? ZACZĄŁ DO MNIE STRZELAĆ JAKBY STRACIŁ PANOWANIE NAD SOBĄ! ale i tak zero tego co pytałem sam tylko powiedziałem do siebie.

CO TO JEST DO CHOLERY ZA MIEJSCE?.

GODZINA 19:00 TRZY GODZINY PRZED ATAKIEM NA LABOLATORIUM.

Było już teraz ciemno chodziłem powoli krok po kroku żebym nie wydawał głośnego dżwięku, wciąż miałem w głowie te wydarzeń Jenkins............kurwa! zawiodłem go to moja wina że go wplątałem w tą misje gdyby nie to on by jeszcze żył, a może gdybym ich nie brał na tą misje to by może wszyscy by żyli?!, uhhh za bardzo już brałem te emocje do siebie może to i jest zasada że i tak żołnierz musi umrzeć ale kurwa! żeby aż tak poumierali!? z mojej ręki!?, już o tym zapominając powoli byłem już prawie poza tego lasu już strzałów nie było słychać i zero sygnału było od innych kiedy aż nie usłyszałem szelest z krzaków wylazł Riggs ale od razu przycelowałem do niego nie byłem pewien czy on może do mnie strzelić czy nie.

Riggs:WOAH!? Hej! to ja spokojnie falcone-podniósł lekko ręce do góry-odłóż tą broń.

-Daj mi jeden kurwa powód żebym ci uwierzył że do mnie nagle nie strzelisz!.

Riggs:O-okej! powiem ci po pierwsze to czasami jesteś dupkiem a po drugie już bym dawno zrobił wyciągnąłbym gnada z kieszeni i wprost oczu bym ci wpierdolił kule.

-Okej ufam tobie-przestałem celować do niego aż nie usłyszałem sporo szelest krzaków to była już cała 3 jednak całe szczęście oni przeżyli!.

Toad:Dzięki bogu że żyjecie! nie wiecie co się tam do cholery u nas działo nasi żołnierze dosłownie do nas strzelali!.

-Ty mi to mówisz medyku toad?!-odpowiedziałem z poważną miną-ja też tak miałem z moimi! jak się przegrupowaliście?.

Shadow:Ja ich znalazłem pierwszy kiedy wylądowaliśmy na tej wyspie, Bull, Riggs, Toad byli razem w 3 a ja sam byłem udało mi się na moment dać sygnał jenkinsowi żebyśmy się wszyscy przegrupowali w jedno miejsce ale jak widać wydarzyło się inaczej niż to.

Bull:Właśnie! Falcone gdzie jest Jenkins?.

-Jenkins.....On nie żyje.....zabiłem go kiedy on się na mnie rzucił-powiedziałem lekko drżąc swoje zęby z zdenerwowania wróciły odczucia poczuci winy.

Riggs:Nie........Cholera jenkins! czemu on!.

Shadow:To miejsce jest jakieś opętane-powiedział shadow-wpierw musimy znależć sposób by się wydostać z tego miejsca inaczej znowu napotkamy naszych ludzi którzy się będą dziwnie zachowywać wiemy jak to zrobimy musimy znależć jakiś środek transportu, najlepiej sprawdzić to w placówce tam dalej od nas-pokazał palcem wtedy.

Bull:Ughhhh serio? znowu nam zajmie z kilka godzin to jest w ciul daleko! ;-;.

Riggs:Duży troche ruchu nie zaszkodzi w tym twoim pancerzyku tylko tam szybko dotrzemy.

Toad:Tia i troche kalorii zbijesz.

Bull:Bardzo śmieszne!-odpowiedział z powagą na nich-ja przynajmniej nie muszę się kryć tylko mogę iść dalej i walić z mojej broni.

-Hej już możemy iść teraz?-reszta prócz shadowa się opamiętała i szliśmy wprost powoli nie mieliśmy pojęcia czy ktoś mógł na nas czekać czy nie.

GODZINA 20:55 PIĘĆ MINUT DO ATAKU W LABOLATORIUM.

Dotarliśmy już na miejsce placówka była ogromna i nikogo nie było na zewnątrz wszyscy byli w środku ale był dylemat, jeżeli oni mieli tą placówke i to co się stało z naszymi ludżmi na wyspie to czy mogło być ich sprawa!? widzieliśmy tam na górze prom statku shadow dał nam po sprzęcie w wspinaczkowym którym wespnęliśmy się tam, dobrze że chociaż placówka miała grube ściany inaczej kto wie czy na nas by ludzi nie nasłali.

Riggs:No dalej Bull choć no tutaj!.

Bull:Uhhh j-jeszcze troszeczke!-Riggs toad i ja trzymaliśmy razem i wciągnęliśmy bulla na góre co jak co ale jego pancerz był zrobiony z mocnego metalu że ciężki był jak nosorożec!.

-oufff no prosze jednak duży statek mają.


{TO AKURAT TO W MNIEJSZEJ WERSJI JEST NIŻ TUTAJ CO WIDAC}


Shadow:Przylecieli tym więc paliwa nie zużyli dużo.

Toad:Świetnie! dzięki tym możemy się z tej wyspy wydostać!.

-To prawda to że tam są naukowcy oni są napewno winni tego co się dzieje na tej wyspie musimy stąd spadać i to prędko!.

Mieliśmy wejść na ten prom statku i stąd wiać gdy nagle było BOOOOOOOM!!!!, Coś w budynku mocno wybuchnęło i się wychyliliśmy to byli znowu oni!, ci ludzie którzy nas zaatakowali z powietrza się wbili w labolatorium i infiltrują to miejsce!.

Riggs:Okej! chyba jednak naukowcy będą mieli tutaj przewalone! powinniśmy ich ratować!?.

-No raczej Riggs!......ale pójde sam nie mogę ryzykować że was kolejnych strace, już wielu straciliśmy dobrych żołnierzy i nie chce was też stracić-powiedziałem to przeładowując broń sprawdzając magazynek.

Shadow:Falcone to będziemy w kontakcie ale jeżeli będziesz miał problemy to poślemy bulla by pomógł.

Bull:Możesz na mnie liczyć Sierżancie!.

-Dziękuje i trzymajcie to miejsce i uważajcie na siebie-po czym poszłem do drzwi i weszłem aż nie schodziłem na dół.


Sporo było się działo i to naprawdę sporo, Alarm głośny jak cholera a jak szłem widziałem sporo już martwych naukowców ci ludzie z jakiegoś powodu ich zabijają!, z jakiego to powodu może bym uzyskał jeżeli by któryś z naukowców by przetrwał, gdy byłem już przy wejściu do sali spotkań zobaczyłem że to miejsce było zawalone głazami jedynym przejściem jakim miałem to tą wentylacje weszłem i się czołgałem powoli słysząc wystrzały z broni i krzyki naukowców i innych ludzi, powoli jak docierałem widziałem wystrzały które były w obie strony jedno leciały od lewej do prawej a drugie od prawej do lewej, Ktoś jednak przetrwał! ale to miejsce było dziwne w gazie, założyłem maskę przeciw gazową mocno pooddychałem i zeskoczyłem na dół.

-Przepraszam za spóżnienie!-widziałem tego naukowca który był ostrzeliwany.

N:Co?! Niewiem kim ty jesteś ale pomóż mi!.

-Nie martw się kryje twoje plecy!-po czym ja razem z nim ostrzeliwaliśmy tych ludzi nasz grad kul był taki mocny że oni nie mieli żadnych szans.

-Hahaha! żryjcie to!.

N:Przepraszam że was zabijam-Było widać jak ci durnie zaczęli wiać i było słychać jak jeden z nich ostatnim głosem krzyknął.

???:NIE MOŻEMY WALCZYĆ W TYM GAZIE AAAAUUUGHHHHHHH!!!.

-To było zbyt łatwe-powiedziałem patrząc się na niego jak się lekko wywrócił gdy się spojrzałem.

N:Dziękuje za pomoc ale sądze że jeszcze się pojawią proszę pomóż mi!.

-Pomogę ci-podałem mu ręke żeby łatwo wstał-ale wpierw musisz mi wytłumaczyć co się dzieje na tej wyspie i co się stało z moimi ludżmi!?.

N:O nie chyba już wiem nie nie to nie może być!-było widać jak on za bardzo był zdenerwowany-to musiało być przez ten wirus którego zrobiliśmy i połączyliśmy z tym gazem.

-Jaki wirus!? i jakie to miało zastosowanie na ludzi że byli agresywni!?.

N:To nie tak miało Testowaliśmy naszego nowego wirusa z nerwą toxyny która miała atakować właśnie tych ludziach ale przeciwko tym żołnierzy-pokazał na tego martwego wroga-Ten wirus miał atakować układ nerwowy i paraliżować ich mentalnie przez co mogli stracić wolę walki coś poszło nie tak wtedy zamiast tego wyłączyło mózgi poza innymi rdzeniami obiekt nie czuł wtedy bólu a się stawał bardzoooo agresywny!.

-A więc to dlatego spowodowało że moi ludzie byli agresywni!?.

N:Dokładnie tak!-wtedy on mocno zaciskał swoje ręce-miałem akurat zrobić to na wszelki wypadek lekarstwo którym byśmy to powstrzymali jednak przez ten wybuch lekarstwo było już stracone, a żeby je zrobić potrzebuje specjalnej roślinki której może się znajdować tylko na jednej wyspie!, niestety ktokolwiek nas zaatakował! wie jakie mamy plany i będzie chciał nas powstrzymać! musimy pierwsi to zrobić inaczej będzie już koniec!.

-To śpieszmy się szybko choć za mną nie jestem tutaj sam są moi ludzie którzy przetrwali-po czym żeśmy biegli i wydostaliśmy się z tego miejsca na dachu.

TERAZ TYLKO TRZEBA OBMYŚLIĆ WSZYSTKO POKOLEI GDZIE ZNALEŻĆ TĄ ROŚLINE I CO DALEJ?. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro