Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Świąteczny special

"Jak ja nienawidzę świąt!" myślała idąc ciemną ulicą.

Kiedyś chyba je lubiłam. Przypominam sobie przynajmniej śmiech i radość związaną z tym okresem.

Dawno i nieprawda. Święta to samo zło. Jest zimno, jest ciemno, trzeba wydawać pieniądze na jakieś durne prezenty i wszyscy chodzą strasznie szczęśliwi. A przede wszystkim. Na wigili nie można jeść mięsa.

Co za głupie święto.

Kichnęłam. Wspomniałam już, że w tym okresie zazwyczaj choruję?

Przed drzwiami do domu otrzepałam buty, poczym weszłam do środka.

W domu było ciepło, jasno i pachniało barszczem. Nie lubię barszczu, ale bardzo ładnie pachnie.

- Kochanie? Wróciłaś?

- A jak myślisz, Karma?

Podszedł do mnie i odgarnął mi włosy z twarzy.

- Nie masz humoru, prawda?

- Po czym się domyśliłeś?- spytałam sarkastycznie. Nie powinnam na niego najeżdżać, bo w końcu to nie jego wina, że są święta.

- Księżniczka ma humorki? Okres ci się zaczął?

- Coś gorszego się zaczęło. Dużo gorszego.

Karma spojrzał na mnie zaciekawiony.

- Jesteś w ciąży? Kolejna Maryja?

- Nie. Chociaż to całkiem ciekawy pomysł.

- To już się poddaję. Co takiego się zaczęło, że jesteś nie w humorze?

Spojrzałam na niego śmiertelnie poważnie:

- Święta.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, po czym zaczął się śmiać. Zgiął się w pół i zanosił się śmiechem.

- O co ci chodzi do cholery?

- Czyli... jesteś... taka naburmuszona... bo są święta?

- Co w tym dziwnego? Święta to zło.

- Tak, tak, jasne. Chodź ubierzemy choinkę.

- Nie chce mi się, sam ją ubierz.- odwróciłam się z zamiarem pójścia do swojego pokoju. Te święta mnie wykańczają.

- Czyli będę musiał sam zjeść te cukierki. Jaka szkoda.

Dobra, może starczy mi jeszcze energii.

- Już idę!

Jestem strasznie przekupna. Dla cukierków było warto.

***

- Zabierz ze mnie ten łańcuch, Karma!

- Wolisz lampki? Albo włosy anielskie?

- Wolę, żebyś zostawił mnie w spokoju.

- Chyba nie ma takiej opcji.

Westchnęłam. Gorzej niż z dzieckiem.

- Karma, chcesz rozplątywać lampki? Nie? To daj mi to robić w spokoju!

- Jesteś nudna.

- Odezwał się. Proszę.- Wcisnęłam mu do ręki jedne z lampek.- Zawieś je.

Bez słowa Karma wykonał polecenie.

Po godzinie choinka była gotowa. Świeciła, migotała, tańczyła i śpiewała. Albo po prostu coś mi się w mózgu przegrzało od nadmiaru radości.

***

Wiele dobrego można powiedzieć o Karmie. Jest przystojny, zabawny, inteligentny i naprawdę można na nim polegać.

Można też powiedzieć, że jest geniuszem zła. Bo tylko geniusz może dobrać takie trzy słowa, żeby mnie do reszty załamać.

- Idziemy na zakupy!

I w ten oto sposób zaczęła się tortura, gorsza od tych średniowiecznych. W jej skład wchodziło: powolne obumieranie nóg, oczopląs, wyłączanie funkcji logicznego postrzegania w mózgu.

- Karma, proszę skończmy już.

- [Imię] jesteśmy tu od dziesięciu minut.

- I to jest o dziesięć minut za dużo. Potrzebujemy jeszcze czegoś?

Karma westchnął.

- No dobrze, więc ja pójdę po resztę rzeczy, a ty sobie usiądź, ok?

- Dobrze.

Patrzyłam jak Karma oddala się w stronę sklepów. Uśmiechnęłam się.

"No dobrze, więc co chciałbyś na święta, Karma?"

***

Po przejrzeniu kilkunastu sklepów, w końcu znalazłam idealny prezent. I zdążyłam wrócić na ławkę zanim zrobił to Karma.

- Już wracamy do domu, [Imię]

- Nareszcie. Ile można chodzić po sklepach?

Karma zaśmiał się cicho.

- Chodź już, [Imię]. Trzeba jeszcze wszystko przygotować na wigilię.

***

- Jesteś beznadziejną kucharką- stwierdził Karma patrząc na moje marne próby przygotowania czegokolwiek na wigilijny stół.

- Powiedział co wiedział. Sam zrób jedzenie, a ja przywieszę lampki na zewnątrz.

- Niech ci będzie. W końcu nie chcę stracić kuchni.

Zignorowawszy go wyszłam na dwór. Przy każdym moim oddechu dwutlenek węgla wydobywający się z moich płuc skraplał się pod wpływem niskiej temperatury.

Przymocowałam lampki, po czym weszłam do środka. Nie lubię zimna. Na szczęście w w naszym kominku zaszło już gwałtowne utlenienie, dzięki czemu w reakcji egzoenergetycznej wytworzyło się ciepło.

- Jestem śpiąca Karma. Idę do pokoju.

- Ta jasne, zostaw mnie z tym samego.

- Wedle życzenia. Dobranoc kochanie.

- Ta, ta branoc.

***

Obudził mnie zapach naleśników. Na początku pomyślałam, że coś mi się w mózgu poprzestawiało. Kto normalny je naleśniki na śniadnie? Ale nie. To naprawdę były naleśniki.

- Kochanie! Śniadanie na stole!

Zwlokłam się z łóżka i zeszłam na dół.

W kuchni stał już Karma pieczący kolejne naleśniki.

- Dziś wigilia, prawda?

- Tak.

- Mam dla ciebie prezent.

- Powinnaś z tym zaczekać do wieczora.

- Ale ja już chce ci go dać. Nie mam ochoty czekać do wieczora.

Karma westchnął.

- No dobrze, to ja też dam ci już teraz.

Podał mi paczkę, którą natychmiast otworzyłam.

- Nie wierzę... czy to naprawdę...

Wyciągnęłaś z paczki [twój wymarzony prezent] (jeśli takowy nie zmieściłby się do paczki to zmień trochę ten tekst w miarę prezentu~ dop.aut).

- Skąd wiedziałeś?

- Trudno było nie wiedzieć, mówiłaś o tym chyba tysiąc razy.

- Naprawdę? W każdym razie, mój prezent wypada przy tym trochę blado, ale...

Wręczyłam mu paczkę. Karma wyciągną z niej zakupiony przeze mnie smartwatch.

- Wczoraj w nocy, wprowadziłam kilka ulepszeń. Możesz przez niego połączyć się z Ritsu, telewizją, operować kamerami miejskimi i robić jeszcze kilka rzeczy.

Karma przytulił mnie:

- Dziękuję, [Imię]. Jest idealny. Jak ty.

Zarumieniłam się.

- [Imię]?

- Tak?

- Stoimy pod jemiołą.

No dobrze, może święta nie są takie złe.

★★★

Wyjątkowy rozdział bez depresji, myśli samobójczych i rozpaczy!

Dobra, a teraz poważnie. Po pierwsze i najważniejsze.

Chciałabym wam wszystkim życzyć wesolutkich świąt, bez rozpaczy, bogatych Mikołajów bo jeden to za mało, nowych anime, radości i w ogóle wszystkiego dobrego.

Po drugie.

Chciałam wam podziękować, za to że...

(Dramatyczna pauza)

Mamy 775 miejsce w Fanfiction!

To naprawdę... wow... to prawdopodobnie najlepszy prezent na gwiazdkę w życiu! Dziękuję wam bardzo!

Szczególne podziękowania kieruję do flower_with_glasses, która nie weszła ani razu w tę książkę, ale czytała każdy rozdział. Niech cię cholera. I tak cię uwielbiam.

No więc... wesołych świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro