Rozdział 24
Po kilku dniach i mnóstwie różnych badań pozwolono mi wyjść na zewnątrz, oczywiście tylko w obrębie szpitala. Spacerowałam więc w kurtce i okropnej szpitalnej koszuli.
- Tylko co teraz?- zapytałam Karmę, który oczywiście nie mógł sobie odpuścić towarzyszenia mi.
- Jak to co?- odpowiedział chłopak
- Wiesz Karma, jestem nieletnia i chodzę do szkoły. Nie mogę opiekować się dzieckiem, bo nie dam rady.
- Więc... zamierzasz je oddać? Do domu dziecka?- spojrzał na mnie zdziwiony
- A mam inny wybór? Opieka nad dzieckiem nie jest łatwa- to była jedna z tych niewielu rzeczy, których nauczyły mnie Simsy.
Karma odwrócił wzrok, po czym powiedział nie patrząc na mnie.
- Moi rodzice chcieli adoptować dziecko.
- Czy proponujesz mi, żebym oddała je im?
- Wiesz, jeśli nie chcesz to twoja decyzja, ale wtedy będziesz mogła je odwiedzać i po części wychowywać, i no sama wiesz...- wyglądał na zestresowanego, jakby proponował coś złego
- Byłoby cudownie, Karma.- uśmiechnęłam się do niego.
- Serio? Więc pogadam z rodzicami i jakoś to ustalimy.
Zaśmiałam się cicho i schowałam ręce do kieszeni. Zdziwiłam się, gdy wyczułam palcami papierową kartkę. Wyjęłam ją i rozłożyłam.
Jak mogłam zapomnieć… tak długo już mnie tam nie było. Mała plamka na dużej stronie. Niby nic, ale ja wiedziałam co to oznacza.
- "5"?- zapytał Karma, patrząc mi przez ramię.
- Pewnie jakiś wygłup- powiedziałam składając kartkę.
- Na pewno? Bo wyglądałaś, jakby coś tobą wstrząsnęło.
- Naprawdę nic się nie dzieje, Karma.- uśmiechnęłam się uspokajająco. A przynajmniej taki był zamiar.
- Zawsze tak mówisz, a potem okazuje się, że…
Nie wiem co mną kierowało. Może chciałam, żeby po prostu przestał pytać. Może chodziło o to, co oznaczała ta głupia kartka. A może zrobiłam to, bo od dawna tego chciałam.
W każdym razie przyciągnęłam go do siebie i mocno wpiłam się w jego usta. Włożyłam rękę w te jego czerwone kudły, żeby był jeszcze bliżej.
Przez jedną straszną sekundę bałam się, że mnie odepchnie. Że byłam dla niego tylko przyjaciółką.
Ale potem on westchnął cicho w moje usta i chwycił mnie w tali. Boże, jak on bosko całował. Od razu zrobiłam się zazdrosna o te wszystkie dziewczyny, od których się tego nauczył. Miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią, że wszystkie troski i kłopoty są tak strasznie daleko, poza granicami mojego pojmowania.
Właściwie była to zupełnie nie odpowiednia chwila. I właściwie staliśmy na terenie szpitala. I właściwie, gdybym postarała się na przynajmniej parę sekund przestać koncentrować się na ustach Karmy i jego rękach, błądzących po moim ciele, to mogłabym usłyszeć fuknięcia starszych pań dookoła nas. I właściwie… Jakoś zapomniałam, co miało być następnym właściwie. Teraz liczył się tylko on.
Jego ciepłe usta, które działały lepiej niż heroina, tego byłam pewna. Jego włosy, tak miękkie, że byłam pewna, że zakosił odżywkę mamie. Zapach wody kolońskiej, intensywny i tak pasujący do Karmy. Jego ręce, tak silne, ale tak delikatne, jakbym miała zniknąć gdyby zrobił coś brutalnego.
A przede wszystkim, jego paląca obecność. To że jest przy mnie, jak zawsze. Jego stanowczość i dominacja. Boże, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem zafiksowana na jego punkcie.
Delikatnie rozszerzyłam usta, dając mu wejście. Jego język tak gorący, rozpalał mnie od środka. Chciałam być jeszcze bliżej, odrobinę.
Nie wiem ile czasu tak staliśmy. Szczerze powiedziawszy, nie za bardzo mnie to obchodziło. Ale w końcu jakaś pielęgniarka zawołała mnie, mówiąc że mam wracać do sali.
Miałam ochotę ją udusić. Kto to widział, żeby przerywać komuś pocałunek?!
Spojrzałam ma Karmę nieco nerwowo.
- Czytałeś jakieś poradniki?- zapytałam, kierując się w stronę mojej sali.
Uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który sprawiał, że moje serce zaczynało szybciej bić.
- Może- odpowiedział- A ty? Chodziłaś na praktyki, czy wolisz naukę teoretyczną?
- Jak widać, przerzuciłam się na praktyki. Będziesz moim nauczycielem?
Pochylił się i jeszcze raz mnie pocałował. Tym razem krócej, jakoś czulej. Nie było w tym pocałunku namiętności, ale troska i delikatność.
- Na ile sposobów potrafisz całować, Karma?
- Przekonasz się.
Chciałabym. Nawet nie wiesz jak.
***
Tego dnia mnie wypuścili. Rodzice Karmy zdecydowali się adoptować mojego małego synka. Musieli pozałatwiać jeszcze jakieś papierkowe sprawy, ale raczej im na to pozwolą.
Wróciliśmy do domu. Zaczęła się sielanka…
…no nie do końca. Pozostawała tylko mała piątka na kartce papieru w mojej kieszeni.
"Pięć dni życia, tak? Mam pięć dni, żeby uciec i spróbować odwrócić nieodwołalne? Stara sztuczka, Hiroshi Maeue*. "
Cicho, żeby nie obudzić mojego… właściwie, czy ten pocałunek sprawił, że jesteśmy teraz parą? Coś jak pieczęć? Mam go teraz nazywać moim chłopakiem? A może udawać, że to nic nie znaczy?
Potrząsnęłam głową. Nie czas i miejsce na takie rozważania. Teraz to nieważne.
Pakuje do plecaka kilka ubrań i jakiś prowiant. Telefon zostawiam na stoliczku, a obok niego liścik. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę i znów go czytam.
" Drogi Karmo!
Nie szukaj mnie. I tak nie znajdziesz.
Może nie zrozumiesz, ale mi, a co za tym idzie wszystkim w moim otoczeniu, grozi niebezpieczeństwo. Nie oczekuję, że zrozumiesz, albo mi wybaczysz. W końcu zostawiam cię w dniu, kiedy cię całowałam. Przepraszam. Naprawdę mi przykro.
Co oczywiście nic nie zmienia.
Po prostu… zapomnij o mnie, dobrze?
Kocham cię. Możesz uznać mnie za tchórza, że mówię to w taki sposób a nie prosto w oczy.
Na zawsze ci oddana
[Nazwisko][Imię]
P.S
Załatw Koro-senseia. Liczę na ciebie i Nagisę."
Obraz zamazał mi się przed oczami, gdy chwyciłam plecak i wybiegłam z domu.
"Nie odwracać się. Nie żałować. Nie czuć. Nie odwracać się"
I nie odwróciłam się. Zostawiłam za sobą idealny świat, w którym nie było dla mnie miejsca.
Do widzenia, Karma. Albo raczej, żegnaj.
*Hiroshi Maeue– japoński seryjny morderca nazywany "internetowym mordercą". Zamordował trzy osoby, dusząc je. Jak twierdził, dusił i zabijał, bo nie potrafił w inny sposób osiągnąć podniecenia seksualnego (wikipedia). Użyłam tego nazwiska, jako pseudonim, jak "Kuba Rozpruwacz" czy "Czarna Wdowa"
***
W końcu spiełam dupę i to napisałam. Ale ze mnie leń.
Jak widzicie, pominęłam większość drugiego sezonu, z tego powodu, że nie miałam dobrego pomysłu, jak wprowadzić tam moją postać. Opisywanie tylko tego co tam się działo uznałam za bezsensowne, więc odrobinę zmieniłam swój plan.
Teraz biorę się za część drugą… a nie chwila.
Wszystkich, którzy dotarli aż tutaj, proszę, żeby zostawili opinię/hejt/krytykę/cokolwiek, żebym wiedziała,czy się podobało, a jeśli nie, to co trzeba zmienić. Plus, niedługo dodam podziękowania i chcę was wszystkich uwzględnić.
A propo drugiej części, jeśli ktoś z was ogarnia programy do obróbki graficznej lepiej niż na tyle, żeby zaliczyć na informatyce, to może zrobi okładkę do drugiej części? Tytułem będzie: (werble) "Bo wspomnienia mnie prześladują!"
To tyle!
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro