Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

- Ja się na to nie piszę- zawołałam.

Nie miałam zamiaru uczestniczyć w jakimś festiwalu szkolnym.

Poza tym w pomyśle, który rzucili, nie było dla mnie nic do roboty.

Nie mogłam biegać i skakać po górach w zaawansowanej ciąży. Paliłam nawet wodę, więc robienie czegokolwiek w kuchni też odpadało. A jeśli chodzi o bycie kelnerką, to mój charakter chyba wykluczał mnie na starcie.

- Nie możesz nic nie robić, [Nazwisko]!- zawołał Maehara

- Zabronisz mi? Poza tym, co według ciebie mogę zrobić, hm?

- Eee… Gotować?

- Znaczy, jeśli chcecie koniecznie wystraszyć klientów, to proszę bardzo. Polecam swoje usługi.

- Po prostu pozwólmy jej siedzieć i ładnie wyglądać, ok? Mam dość tego marudzenia.- rzucił Karma

- Dzięki! Też cię lubię!- odpowiedziałam

- Bo mnie nie da się nie lubić, [Nazwisko].

- Myślę, że jakbym się postarała, to znalazłabym sposób.

- Wątpię.- Uśmiechnął się kpiąco- Jestem zbyt idealny.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Przyszło mi to znacznie łatwiej niż jeszcze kilka tygodni temu.

- To brzmi jak wyzwanie.

- Możecie przestać nawijać? Mamy ważne sprawy do omówienia.- skarcił nas przewodniczoncy.

- Już milknę!- Zasalutowałam.

Chłopak westchnął i wrócił do omawiania planu z innymi. Na szczęście pomijając tym razem mój udział.

***

Dzień ciągnął sie jak flaki z olejem (swoją drogą nigdy nie widziałam flaków z olejem i nie wiem czy jakoś szczególnie się ciągną, ale… nieważne).

Gdy w końcu mogłam pójść do domu, byłam gotowa iść spać. Praktycznie opierałam się na Karmie, z którym szłam.

- Co robiłaś w nocy księżniczko?- zapytał zaczepnie

- A jak myślisz panie wszystko wiedzący?- rzuciłam w odpowiedzi

- Wyglądasz jakbyś była na niezłej imprezie.- stwierdził przypatrując mi się.

- Niestety, Sherlocku, to nie kac mnie męczy. To raczej ten tutaj.- Wskazałam na brzuch.

- Ten? A skąd wiesz, że nie ta?

- Z takim kopniakiem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to chłopak.

- Z twoimi genami nie zdziwiłbym się, gdyby to była mordercza dziewczynka.

-Dzięki za komplement… chyba.

Zaśmialiśmy się. Przez to wszystko co się zdarzyło, nie zauważyłam nawet jak bardzo się do siebie zbiżyliśmy. To było… miłe uczucie. Wiedziałam, że mogę na nim polegać.

Kiedy to się stało? Kiedy stał się dla mnie ważny?

Pomyślałam o tych wszystkich dniach, kiedy było już tak źle, że myślałam, że nie dam rady.

Karma był wtedy przy mnie.

Opiekował się mną, kiedy ja nie miałam na to siły. Zapewnił mi dach nad głową, kiedy nie miałam gdzie spać.

Zrobił dla mnie tak wiele, a ja dla niego nic. Więc dlaczego? Dlaczego mi pomógł?

- Karma?

- Hm?

- Dlaczego właściwie mi wtedy pomogłeś?

Chłopak podrapał się po karku.

- Sam nie wiem. Miałem wrażenie, że jeśli ci nie pomogę, będę miał wyrzuty sumienia do końca życia. Jakoś tak… czułem, że muszę.

Zrobiło mi się jakoś tak… cieplej gdy to usłyszałam. To takie miłe, gdy ktoś się o ciebie martwi.

Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Gdy w końcu dotarliśmy do domu, poszłam do "swojego" pokoju i położyłam się na łóżku. Kilka minut później spałam już twardym snem.

Obudził mnie silny skurcz w podbrzuszu i poczucie wilgoci. Spojrzałam w dół i krzyknęłam, gdy znów poczułam ból.

- Karma!- zawołałam do chłopaka śpiącego na kanapie obok.

- C- co?- ziewnął

- Chyba wody mi odeszły!

- Że jak?!

- Dzwoń po pogotowie! Szybko!- Zacisnęłam zęby z bólu- Już!

- No dzwonię, dzwonię już!- Ręce trzęsły mu się gdy wybierał numer- Halo? Mojej przyjaciółce odeszły wody. Proszę tu jak najszybciej przyjechać.- Podał szybko adres i rozłączył się.- Zaraz tu będą.- Chwycił mnie za rękę.- Wytrzymaj.

To było najdłuższe "zaraz" w moim życiu. Gdy karetka w końcu przyjechała, miałam ochotę kląć na czym świat stoi. Skurcze były coraz częstsze i coraz bardziej bolesne.

Gdy dojechałam do szpitala miałam już ochotę umrzeć. Zawieziono mnie na salę porodową.

Czułam jakby coś mnie rozdzierało od środka.

- Jest pani w stanie wstać?- zapytał mnie lekarz

- Nie, kurwa, nie jestem! Wyjmijcie je!

- Ruch może uśmierzyć ból.

Spróbowałam wstać, ale poczułam tylko mocniejszy ból i opadłam na łóżko.

- Nie mogę! Nich to się skończy!

- Pomożemy pani. To może potrwać jeszcze kilka godzin.

- ŻE CO?!

Z pomocą położnych i Karmy podniosłam się z łóżka. Rzeczywiście, ból stał się odrobinę lżejszy.

Chodziłam w kółko po korytarzu, aż do momentu, gdy już nie byłam w stanie. Bóle były tak silne, że trudno to opisać słowami.

Pierwsza faza porodu trwała wiecznie. Chciałam mieć to już za sobą.

Położyli mnie na łóżku i poczułam nagły przypływ sił. Lekarz kazał wykonać epizjotomię*, co w tym momencie nie do końca do mnie dotrało.

Karma został poproszony, żeby pomógł mi się pochylić. Miało to pomóc mi w rodzeniu.

Powiedzieli mi potem, że poród trwał około półtorej godziny. Dla mnie trwał połowę wieczności.

Gdy w końcu wszystko się skończyło poczułam ulgę. Niestety nie zdążyłam się nawet przypatrzeć mojemu synowi, gdyż zabrali go od razu do inkubatora, a mnie kazali leżeć.

- Wiesz już jak go nazwiesz?- zapytał mnie Karma.

Byłam mu wdzięczna, że tu był. Bo nie musiał. Nie miał nic wspólnego z dzieckiem. Formalnie był tylko kolegą z klasy.

Praktycznie, nie byłam już sobie wyobrazić, co by było, gdyby go nie było. Stał się nieodłączną częścią mojego życia.

- Kibō**.- odparłam z uśmiechem.

- Tak. Możemy mieć nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

Zamknęłam oczy i zasnęłam.

*epizjotomia- chirurgiczne nacięcie w okolicy krocza, przeprowadzany czasami podczas porodu.

**Kibō- z japońskiego "nadzieja"

***
Ferie, ferie i po feriach.

Oto nowy rozdział, jak zwykle mam nadzieję, że wam się podoba (chociaż taki krótki).

Komu też skończyły się ferie?

Kto ma w poniedziałek sprawdzian z matmy?

Ech… szkoła.

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro