Rozdział 14
Obudziłam się w swoim łóżku. Wszystko mnie bolało, czułam się jakby ktoś mnie przeżuł, a potem wypluł. Spróbowałam usiąść, ale na moich kolanach leżało coś ciężkiego. Spojrzałam w dół i zobaczyłam śpiącego sobie w najlepsze Karmę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
"Dziękuję, że przy mnie jesteś." pomyślałam, po czym zbeształam się w myślach "Co ty robisz. Trzeba twardym być, nie miękkim". Zachichotałam przypomniawszy sobie ulubione powiedzenie brata, jednak zaraz potem ogarnął mnie lekki smutek.
"Ciekawe gdzie teraz jesteś, bracie?"
Nie miałam jednak czasu na dłuższe zastanawianie się nad tym, bo właśnie w tej chwili Karma na moich kolanach poruszył się. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- O, obudziłaś się.
- Nie żeby coś, ale to ty jeszcze przed chwilą spałeś.
- Co? Naprawdę?
- Nie na niby. A ten ślad wzorku mojej pościeli to tak z dupy masz na twarzy.
Chłopak odruchowo zaczął trzeć twarz, co oczywiście nie dało absolutnie żadnego efektu, oprócz ogólnego zaczerwienienia twarzy.
- Jak długo byłam nieprzytomna?- zapytałam
- Bodajże kilkanaście godzin. Nie wiem dokładnie.
Zapadła krępująca cisza.
- Więc… no… co robiliście gdy mnie nie było?- spytałam
Karma spojrzał na mnie spode łba:
- Dlaczego ja mam ci coś mówić, skoro ty nie masz zamiaru powiedzieć ani słowa?
- A czemu nie miałbyś?
- Bo nie chcę?
- Kłamiesz. Widzę, że chcesz. Proszę, powiedz coś!
I Karma powiedział. O Takaoce i zabójcach. O wirusie i wyprawie ratunkowej. O naszych strzelcach i Nagisie w sukience. Muszę przyznać, że to zainteresowało mnie najbardziej z całej opowieści.
- Chwila. Chcesz mi powiedzieć, że przegapiłam moment, kiedy Nagisa ubrał spódnicę?
- Właśnie to powiedziałem. Słuchasz mnie?
- Mam nadzieję, że zrobiłeś chociaż zdjęcia.
- Za kogo mnie masz? Oczywiście, że zrobiłem.
Rzucił we mnie telefonem. Popatrzyłam na ekran.
- Zawsze wiedziałam, że to kryptodziewczyna. No to nie może być stuprocentowy chłopak!
- Ale jeśli tak, to znaczy że jest totalną deską. W końcu przebieram się z nim na WF-ie. Jest płaski.
- Może miał jakąś terapię hormonalną? No bo sam zobacz na jego twarz. On kiedyś był dziewczyną, mówię ci!
- Ale po co miałby zmianiać płeć na męską? To się kupy nie trzyma!
- Może wolał dziewczyny? Ale nie chciał być homo?
- Niemożliwe. Według mnie, to on jest aseksualny.
- Prędzej strzelałambym w geja. Ale wtedy nie miałby po co przechodzić do chłopców…
Myśleliśmy jeszcze przez chwilę wymyślając coraz to dziwniejsze argumenty.
- Już wiem!- krzyknęłam, ciągle się śmiejąc- On myślał, że ty jesteś homo! Dlatego zmienił płeć!
- Czemu miałby pomyśleć, że jestem gejem?- zapytał zdziwiony Karma- poza tym terapię hormonalną trzeba rozpocząć dość szybko. To się kupy dupy nie trzyma.
- Jak dla mnie to on chciał być twoim chłopakiem i tyle.
- Czy ja ci wyglądam na geja?
- Może?
- Jesteś pewna, że wczoraj nie oberwałaś porządnie w głowę? Bo chyba do reszty cię powaliło.
Cały mój dobry humor wyparował. Musiałeś o tym wspominać? Nie ma już innych tematów, do których mogłeś nawiązać. Mimo to uśmiechałam się:
- Jesteś po prostu mało spostrzegawczy. Ja zawsze byłam walnięta.
- Ale żeby aż tak?
Naprawdę nie był spostrzegawczy.
- A odczep się! Mogę być tak trzepnięta jak tylko mi się podoba.
Spróbowałam podnieść się na przedramionach, ale zaskutkowało to tylko przeszywającym bólem. Syknęłam:
- Masz kilka większych siniaków i ran ciętych. Lepiej się nie ruszaj.- powiedział Karma
- Jeśli myślisz, że będę leżeć i nic nie robić przez cały dzień to znaczy, że mnie dobrze nie znasz. Chcę natychmiast wstać.
- Jezu, jak zwykle uparta niczym osioł. Zrobimy tak. Ty poleżysz jeszcze godzinę, a potem pójdziemy na plażę. Zgoda?
- Niech ci będzie.
- Opowiesz mi może co się stało 2 jaskini?
Odwróciłam głowę i zacisnęłam zęby. Nie chcę o tym pamiętać. Nie chcę o tym myśleć. Nie chcę żyć, ze świadomością tego co się stało.
Zabawne. Zawsze zrzucam największy balans. Nie mogę żyć ze swoją przeszłością. Nigdy nie mogłam. Czy osoba, która boi się swojej historii może być silna?
- Karma, proszę cię…
- To ja cię proszę, [Nazwisko]! Jak mam ci pomóc, skoro nie wiem co się stało.
Tego było za dużo. Chwyciłam go z koszulę i przyciągnęłam, tak, że jego twarz była tuż przy mojej.
- Chcesz mi pomóc? Jak? Umiesz wskrzeszać zmarłych? Umiesz wymazać wspomnienia? Umiesz przywrócić do życia martwą duszę? Nie umiesz, prawda? Nie jesteś w stanie mi pomóc. Nikt nie jest.
Karma patrzył na mnie spokojnie.
- To prawda. Nie umiem żadnej z tych rzeczy. Ale wiem, że nie chcesz być teraz sama. Cierpisz, prawda?
Przed moimi oczami nagle pojawił się Michael. Jego twarz zlała się z twarzą Karmy. Ich słowa zabrzmiały jednocześnie, jak wyuczona kwestia w sztuce. "Cierpisz, prawda?".
Puściłam koszulkę mojego przyjaciela i cofnęlam się trochę.
"Cierpisz, prawda?"
Zamknęłam oczy i objęłam kolana rękoma.
- Wyjdź, Karma.
- Co? Dlaczego?
- Wyjdź natychmiast, Karma! Wyjdź z mojego pokoju!
- Dlaczego?
- Po prostu wyjdź! To mój pokój i chcę żebyś wyszedł!
Sądziłam, że będzie się kłócił. Chyba nawet miałam taką cichą nadzieje. Ale on wstał i wyszedł. Zanim zamknął drzwi, rzucił tylko:
- Pamiętaj, że nie jesteś sama.
Odwróciłam wzrok. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamka. A potem ściana runęła. Wcisnęłam głowę w poduszkę, żeby nikt nie słyszał jak płaczę. Krzyczę w ciszy. Wbijam sobie palce w ramię. "Dlaczego nie pozwoliłam mu się zabić? Czy ból umierania może być gorszy do bólu, który czuję teraz? Czy w ogóle istnieje coś gorszego?"
W końcu przestałam płakać, leżałam tylko bez ruchu starając się nic nie czuć, co jakiś czas pociągałam jedynie nosem.
- [Nazwisko]- san?
Nie zauważylam, kiedy się pojawił. To było strasznie lekkomyślne z mojej strony. Wtedy mnie to nie obchodziło.
- Koro-sensei, nie chowasz się już w sobie?
Tak, to było żałosne, ale nie dałam rady w tamtej chwili wymyślić nic lepszego.
- [Nazwisko]- san, mamy dziś wyzwanie odwagi i jestem pewny, że nie chcesz tego przegapić.
Nie powinnam zostawać sama. Należało się czymś zająć. Jak zwykle.
Uśmiechnęłam się:
- Już idę, Koro-sensei.
Zbiegłam z piętra, ogarnając jednocześnie włosy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Po kilku minutach wiedziałam już, że nie będzie.
- Nie wejdę tam. Nie zmusicie mnie.- Zapierałam się z całych sił. Nie było nawet cienia szansy, że tam pójdę i nie skończy się to napadem paniki.
- Boisz się [Nazwisko]?- Uśmiechnął się Terasaka.
- Nazywaj to sobie jak chcesz.
- Nie do wiary! Wielka [Nazwisko] [Imię] boi się wejść do małej jaskini!
- Rozumiem, że ty nie boisz się absolutnie niczego.
- Oczywiście, że nie.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Poczekam na was przy wyjściu z jaskini.
Odwróciłam się i odeszłam.
[Time skip]
- I wtedy okazało się, że to wszystko wina Takaoki! I on chciał zabić Nagisę, ale to Nagisą zabił jego! Żebyście to widzieli! Przyłożył mu do gardła paralizator i tamten tylko kwiknął jak prosie i zdechł!- Terasaka opowiadał o tym jak o grze wideo. Kilka zabitych pikseli na ekranie. Nic szczególnego. Co za debil.
- Mógłbyś dla odmiany zrobić coś dla społeczeństwa i zamknąć jadaczkę?- spytałam zirytowana
- He? O co ci chodzi? Żałujesz, tego zjeba? Jak dla mnie dobrze, że umarł.
Moja ręka zatoczyła łuk i z cichym plaskiem uderzyła w policzek Terasaki.
- Śmierć to nie gra! Nie możesz zrobić replay i zacząć od nowa! Dla ciebie to tylko jakiś człowiek, który próbował skrzywdzić twoich kolegów z klasy. Nie rozumiesz, że mógł mieć rodzinę, przyjaciół, kogokolwiek, kto przejął się jego śmiercią! Zabijanie to nie zabawa! Jeśli tego nie zrozumiesz, to jesteś tylko dzieciakiem, który dostał do ręki broń i myśli, że teraz może zrobić co chce!
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Oddychałam ciężko. "Mam was dość. Pierdolcie się wszyscy."
Odwróciłam się i wybiegłam z sali.
"Mam dość"
***
Witajcie! Ponieważ w tamtym tygodniu nie było rozdziału, to w tym będą dwa! Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki pod poprzednim rozdziałem!
To do jutra!
P.S
Pochwalcie się co dostaliście na Mikołajki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro