Rozdział 13
Starałam się zachować spokój. To tylko hektolitry wody, do kilkudziesięciu metrów głębokości. Nic strasznego. Ani trochę.
Jasne, cieszyłam się, że mogliśmy jechać na tą wycieczkę zamiast klasy A. Po prostu... wolałabym podróżować po ziemi, bądź w powietrzu. Byle nie woda.
Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu dopłynęliśmy do brzegu. "Przynajmniej nie muszę się martwić, że Michael mnie tu znajdzie" pocieszałam się. Może w końcu się wyśpię. Może.
[Time skip]
Wszyscy byli podekscytowani wizją zabójstwa. Badaliśmy obszar, przygotowywaliśmy materiały, planowaliśmy.
Wieczorem wszystko było gotowe.
Po obejrzeniu kompromitującego filmiku o Koro-senseiu i odstrzeleniu mu macek przez najlepszych na egzaminach nadeszła główna część naszych planów. Zaczęliśmy strzelać, utworzyliśmy klatkę wodną. Zostało nam tylko czakanie na ostateczny ruch naszych najlepszych strzelców.
I nagle wszystko wybuchło. Odrzuciło mnie na kilka metrów, wpadłam do wody. Nie umiałam pływać, ruszałam tylko rozpaczliwie rękami i nogami. Nie wiedziałam gdzie jest góra, a gdzie dół. Brakowało mi powietrza, traciłam przytomność. "I tak koszmar stał się rzeczywistością" pomyślałam, a potem zemdlałam.
***
Ocknęłam się na piasku, kaszląc. Czułam się, jakby ktoś przejechał mi gardło od środka żyletką. Byłam wykończona.
- Nareszcie się obudziłaś. Już myślałem, że zginęłaś za wcześnie.
Otworzyłam szerzej oczy. On nie powinien tu być. Nie miał możliwości, żeby się tu dostać. A jednak tam stał, uśmiechając się, jakby już wykonał swój cel.
- Co... ty... jak?
- Jak widać nie tylko ja pragnę twojej śmierci. Pewien mężczyzna, swoją drogą rozumem to on nie grzeszył, pozwolił mi się tobą zająć. Dał mi też możliwość spotkania z tobą w tym przytulnym miejscu.- Michael otaksował otoczenie wzrokiem- Przywraca wspomnienia, prawda?
Rozejrzałam się dookoła. Jaskinia. Nagie kamienie. Zapach soli. I szum obijających o brzeg fal. Zupełnie jak tego dnia.
- Musisz przyznać, że sceneria jest identyczna- mówił o tym jak o dobrej kopii gry, jak o odwzorowaniu sztuki- Ale tym razem, zakończenie będzie trochę inne.
Próbowałam wstać. Muszę się bronić. Ale bolała mnie głowa, miałam wrażenie, że moje mięśnie nie mogą się napiąć. Ilekroć próbowałam się podnieść, upadałam. Michael patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach. Muszę walczyć. Muszę żyć.
- Nie dasz rady.- Te słowa wybrzmiały w mojej głowie. "On kłamie" powiedziałam sobie "Dam radę. Muszę dać"- Zostałaś zarażona wirusem.
Jakim wirusem? Co on mówi?
Zaśmiał się:
- Nie czujesz tego? Twoje ciało jest osłabione. Nie boli cię głowa? Nie możesz spiąć mięśni, prawda?
Podparłam się na łokciach. "On kłamie. Jest kłamcą, mówi mi to, bo wie, że mnie nie pokona"
- Nie spałaś od kilku nocy, prawda? Sama się osłabiłaś.
To prawda.
- Przeziębienie osłabiło twój układ odpornościowy.
Prawdopodobne.
- Nie czujesz się zmęczona?
Czuję. Ale...
- To nie znaczy, że nie mogę cię pokonać.
Michael wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Owszem mogłabyś, ale zastanów się przez chwilę. Po co? Coś ci jeszcze zostało? Zobaczmy: rodzice nie żyją, szacunek u swoich współpracowników już nie istnieje, odebrano ci dom, wypełniłaś swoją misje... co jeszcze masz?
Co mam? Co mam? Ja... ja...
- Mam swój honor i dumę.- odpowiedziałam
- Już niedługo. To ostatni element tej gry. Pozbawię cie tego co trzyma się przy życiu. Odetnę ostatni sznurek.
W tym momencie zrozumiałam po co to wszystko. Ta sceneria, odosobnienie. Wiedziałam co chciał zrobić. I wiedziałam, że nie pozwolę mu na to.
Znalazł się obok mnie, tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. Obrócił mnie na plecy, usiadł na nogach i przytrzymał ręce nad głową. Próbowałam się wyrwać. Nie miałam na to siły. "Słaba. W najważniejszym momencie mojej egzystencji jestem bezsilna."
Przestałam się wiercić. Zamknęłam oczy i marzyłam tylko by ten horror się skończył. Żeby zrobił co ma zrobić i mnie zabił. W końcu zabrał mi już wszystko. "Głupia. Właśnie odbiera ci ostatnią rzecz, a ty nic nie robisz". Nie obchodzi mnie to.
Śmierć jest taka prosta. Po prostu pozwolę mu się zabić. Koniec walki, koniec wyrzeczeń, koniec strachu. Koniec wszystkiego. Jakiego wszystkiego? Nie mam już przecież niczego. Życie to ostatnia rzecz jaka mi została. Ale już go nie chcę.
"Nie chcesz żyć?"
Życie... czym jest życie? Niektórzy powiedzą, że czymś najwspanialszym na świecie. Ale się mylą. Życie to najgorsza choroba ludzkości, na którą każdy jest skazany. A jedynym lekarstwem jest śmierć.
Karma P.O.V
Staliśmy wszyscy na dachu hotelu. Takaoka nas tu wyciągnął, tylko żeby pobić się z Nagisą.
- Nagisa, ośmieszyłeś mnie. Czeka cię za to kara. Na szczęście tą drugą przemądrzałą pannicą zajął się już mój dobry kolega.
Przemądrzała pannica... Czy chodzi mu o [Nazwisko]? Dopiero teraz zorientowałem się, że nie ma jej tu z nami. Kto się nią zajął? Kto w ogóle mógłby jej coś zrobić? Komu nie dała by rady? Do głowy przychodził mi tylko... Ten chłopak z wycieczki! Ale jak, dlaczego? Nie wiedziałem. Wiedziałem tylko, że muszę ją ratować.
Jak najszybciej.
Your P.O.V
Już niedługo. Już niedługo wszystko się skończy. Jeszcze chwila i zakończę to błędne koło mojego życia.
"Nie chcesz walczyć?"
Po co? Przecież już i tak przegrałam.
"Nie masz powodów do życia? Żadnych?"
Nic nie widzę. Nie widzę nic dla czego można żyć.
Poczułam chłód na szyi. O, skończyłeś. Otworzyłam oczy.
Uśmiechał się:
- Tak. Dokładnie takie oczy chciałem zobaczyć. Czujesz się pusta, prawda? Jak skorupa dawnej ciebie?
Miał racje.
- Dokładnie tak. Pogrąż się w smutku. Rozpaczaj. Już chcesz umierać?
Tak.
- Czujesz, że życie nie ma sensu, prawda? Czujesz się tak jak ja wtedy? Cierpisz?
Cierpię.
- Błagasz mnie o śmierć.- To nie było pytanie.- Widzę to w twoich oczach.
Śmierć jest błogosławieństwem. Po prostu to zrób.
Michael wstał ze mnie. To już koniec, co nie? Skończysz teraz, prawda?
Z torby przy wyjściu z jaskini wyjął nóż.
Chcesz to zrobić tak jak ja? Śmiało.
- Przed śmiercią, musisz coś wiedzieć. Nie byłaś taka zła. I nawet wyładniałaś przez te lata. Nie wiem czy on też to widział, ale wyrosłaś na całkiem ładną kobietę.
Nigdy nie chciałabym usłyszeć takiego komplementu. Nie wiem czy ktoś kiedyś wymyślił gorszy sposób pochlebstwa.
Podszedł do mnie.
Nareszcie koniec.
I wtedy to usłyszałam. Stłumiony krzyk. Tylko jedno słowo. Rozpoznałam głos. Jedno słowo, które krzyczała osoba, której na mnie zależało. Która zawsze była przy mnie. Osoba, którą... kochałam.
Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. W chwili gdy się poddałam, gdy zgodziłam się na śmierć, gdy myślałam, że wszystko straciłam.
Dopiero teraz do mnie dotarło, że chcę żyć. Że nie chcę umierać. Że mam po co żyć. Że mam dla kogo żyć. Że znalazłam z życiu cel.
I w ciągu tej jednej sekundy, która miała być moją ostatnią, podjęłam decyzję. Będę żyć. Będę żyć, żeby mu to powiedzieć.
Z tą myślą zatrzymałam sztylet tuż nad moją piersią i odepchnęłam go w górę.
Będę żyć.
Nie zważając na krwawiącą ranę na dłoni, powoli wstałam z ziemi. Wszystko mnie bolało, ale wiedziałam, że muszę walczyć. Dla niego.
Spojrzałam na Michaela. Na źródło moich koszmarów.
On też patrzył mi w oczy.
- Co jest [Imię]? Jeszcze przed chwilą leżałaś spokojnie i oczekiwałaś na śmierć. A teraz postanowiłaś walczyć? Naprawdę myślisz, że masz prawo żyć? Że masz prawo oddychać, cieszyć się i smucić? Że możesz robić te wszystkie rzeczy, skoro odebrałaś te możliwość tylu ludziom? Że masz do tego prawo, po tym co zrobiłaś im wszystkim? Po tym co mi zrobiłaś?
I znów ogarnęły mnie wątpliwości. Czy mam prawo? Czy mogę żyć?
Ale teraz już się nie poddam. Nie gdy znalazłam w życiu sens.
- Może nie mam prawa. Może powinnam teraz po prostu pozwolić ci się zabić. Jednak tego nie zrobię. Nie zrobię tego, bo chcę żyć. Ale nie tak jak do tej pory. Mam dość koszmarów, mam dość bania się mojej przeszłości, mam dość parcia do przodu. Mam dość strachu przed tobą. Mam dość takiego życia. I jest tylko jeden sposób, żeby je zakończyć.
Zignorowawszy ból, szybkim ruchem podniosłam z ziemi mój pistolet. Pierwszym jego błędem było zostawienie go przy mnie. Drugim, nie sprawdzenie czy jest naładowany. Jednym ruchem naładowałam go zwykłą kulką i wycelowałam. Ręce odrobinę mi drżały, ale wiedziałam, że nie mogę się wahać. Nie teraz.
Michael patrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Nie przewidział takiego scenariusza. Nie wierzył, że się pomylił, ale wiedział co się za chwilę stanie. Wiedział, że role się odwróciły. Teraz ja byłam egzekutorem, a on ofiarą. I nie zamierzałam się powstrzymać.
Pociągnęłam z spust.
Wtedy czas zwolnił. Widziałam jak kula powoli osiąga swój cel. Jak mój kuzyn nieudolnie próbuje jej uniknąć, jednak ta wbija się w jego pierś. Widziałam jak pluje krwią i rozpaczliwie próbuje złapać oddech. Widziałam ruch jego warg układających się w ostatnie słowa. Gdy upadł był już martwy.
Opadłam na kolana. Poczułam, że cała energia i pewność, jaką odczuwałam jeszcze chwilę temu opuszcza mnie. Znowu to zrobiłam. Znów zabiłam swoja rodzinę.
Czy było warto? Spojrzałam na ziemię. Na moją krew. Czy naprawdę chcę żyć? A może tylko to sobie wmówiłam? A może ona mi to wmówiła?
Nie. Ona nigdy by tego nie zrobiła. Sama znalazłam w sobie siłę do życia. Siłę do do walki z przeznaczeniem.
Uspokój się [Imię]. Zrób to co musisz. Znajdź swoje ubranie.
Spodnie leżały koło wody. Założyłam je na siebie.
Pozbądź się zwłok.
Nie dałam rady. Nie mogłam na nie patrzyć.
W tym momencie do jaskini wszedł Karma. Ktoś kto mnie uratował.
Karma P.O.V
Usłyszałem dźwięk strzału w jaskini niedaleko. Pobiegłem w tamtą stronę. Gdy wszedłem do środka widok mnie zaskoczył.
[Nazwisko] stała nad zwłokami tego chłopaka. Jej ubranie było poniszczone, włosy w nieładzie. Ziemia była splamiona krwią.
[Nazwisko] spojrzała na mnie. W jej oczach było tyle bólu. Podbiegłem do niej.
A ona wybuchła płaczem.
Nigdy nie widziałem, żeby uroniła łzę. A teraz zanosiła się spazmatycznym płaczem. Nie mogła złapać oddechu. Nie wiedziałem co mam robić, więc po prostu przytuliłem ją i mówiłem, że wszystko będzie w porządku.
Miałem nadzieję, że nie kłamałem.
Your P.O.V
Nie powinnam płakać. Powinnam być silna. Muszę ukryć łzy.
Ale gdy tylko próbowałam to powstrzymać, łzy ciekły jeszcze szybciej.
Po kilku próbach przestałam próbować je zatrzymać. Najwyraźniej tego potrzebowałam.
Po dobrych kilkunastu minutach, dałam radę się uspokoić.
Karma był tak ciepły.
- [Nazwisko], co tu się stało?
Nie chcę o tym mówić, Karma. Proszę nie pytaj.
- Karma... wytłumaczę ci to. Ale nie teraz. Rana jest jeszcze za świeża.
Karma skinął głową. Dziękuję, że rozumiesz. Dziękuję, że tu jesteś.
- Masz u mnie jeszcze jedną przysługę.
A potem była tylko ciemność.
***
Nie wiem ile czasu byłam nie przytomna. Wiem, że w pewnym momencie w mojej ciemności pojawiła się ona.
- Czy teraz mnie zostawisz? Zrobiłam co chciałaś. Jeszcze raz zabiłam człowieka. To ci wystarczy?
Uśmiechnęła się.
- Moje kochana, nigdy nie mówiłam, że opuszczę cię po zemście. Powiedziałam, że opuszczę cie gdy będziesz szczęśliwa.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Aktualnie wszystko mi jedno. Nic gorszego już mnie nie spotka.
Pocałowała mnie w czoło.
- Mam nadzieję. Dużo przeszłaś. Odpoczywaj, [Imię]. I nie bój się. Nigdy nie będziesz sama.
Odchodziła.
- Zaczekaj!-krzyknęłam
Odwróciła się.
- Gdzie byłaś wtedy?
- Cały czas przy tobie. Nie mogłam się wtrącać, bo mnie nie wyzwałaś, ale ci pomogłam. Mówiłam do ciebie, nie pamiętasz?
Odeszła.
A więc to byłaś ty. Dziękuję.
^^^
No to tyle jeśli chodzi o Michaela. Przynajmniej materialnie. To najdłuższy rozdział do tej pory, piszcie co myślicie. Podoba wam się? A może coś byście zmienili? Jestem otwarta na krytykę i wszelkie rady.
Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz!
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro