Rozdział 1
Otwieram oczy tylko po to by zobaczyć ciemność. Te mury nie znają światła. Podniosłam się z niewygodnej pryczy. Zawsze się zastanawiałam po co pod ziemią zakratowane okna. Równie dobrze mogło by ich tu nie być.
Rozejrzałam się do okoła. Zapowiadał się kolejny nudny dzień. Taki sam jak każdy od równo 2 lat. Tak dziś rocznica mojego trafienia za kraty, hura! Ktoś kupił szampana? Jeszcze tylko 5 lat w tym pierdolniku, czy to nie fantastycznie?
A jednak choć ten dzień wydawał się tak zwyczajny, miał on zmienić moje życie.
Zaczęło się od tego że przy podawaniu śniadania oznajmiono mi, że dziś odwiedzi mnie gość. Była to zdumiewająca wiadomość, ponieważ nie dość że nie pozwalano mi na widzenia, to nie było nikogo kto mógłby mnie odwiedzić. Nie mogłam iść wprawdzie do sali widzeń, dla bezpieczeństwa innych więźniów i gości, a podczas odwiedziń będzie obecnych trzech policjantów z wymierzoną we mnie bronią, a jednak będzie to na pewno ciekawe doświadczenie.
[Time skip]
Nadszedł czas widzenia. Byłam strasznie ciekawa kto to, choć nie liczyłam na wiele. Pewnie to jakiś psycholog od siedmiu boleści lub ksiądz, który chce nawrócić mnie na dobrą drogę. Do mojej celi weszli czterej mężczyźni. Trzej to obiecani policjanci, którzy od razu wzięli mnie na celownik. Ostatni to zapewne mój gość. Wysoki, dobrze zbudowany, nawet przystojny, ale nie w moim typie. Rozejrzał się ciekawie po pokoju. Nic nadzwyczajnego- stosik broni, której nie zdążyli mi zabrać, worek treningowy, kilka książek i prycza, na której aktualnie siedziałam. Podszedł do mnie, a jeden z policjantów podsunął mu krzesło, nie przestając we mnie celować. Impertynent.
- Dzień dobry [Nazwisko].
- Daruj sobie uprzejmości. Jeśli jesteś księdzem lub psychologiem to radzę wy... uciekać puki możesz.
- Nie jestem ani księdzem, ani psychologiem. Należe do Ministerstwa Obrony i...
- O! Co złego to nie ja! Siedziałam tu cały czas, tych pięciu strażników przed moimi drzwiami może to potwierdzić!
- Ty! Stul pysk kiedy osoba wyżej od ciebie postawiona mówi- krzyknął jeden z policjantów.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, a ten się cofnął. Uśmiechnęłam się do mojego gościa.
- Przepraszam na chwile.
Po dwóch sekundach trzymałam nóż na gardle tego policjanta:
- Ustalmy jedną rzecz. Bardzo nie lubię gdy ktoś odnosi się do mnie bez należnego szacunku. Nie życze sobie więcej takiego zachowania. Czy to co powiedziałam jest jasne?
- Tak- odpowiedział, a jego głos delikatnie zadrżał.
- To dobrze. A wy- zwróciłam się do pozostałych policjantów- jeśli chcecie mnie zabić to radzę sprawdzić broń. Bardzo trudno jest strzelać z popsutym pistoletem.
Usiadłam spowrotem na pryczy, a policjanci gorączkowo sprawdzali swoją broń.
- Przepraszam bardzo za tą scenę. Więc o czym chciał pan porozmawiać?
- Nazywam się Karasuma i jak już mówiłem pracuje w Ministerstwie Obrony. Jestem tu, by prosić cię o powrót do szkoły.
Do szkoły? Znowu? Myślałam że mam od niej spokój jeszcze przez jakiś czas. A poza tym czemu ministerstwu zależy na tym bym wróciła do szkoły?
- Której szkoły?- zapytałam, ponieważ bardzo często zmieniałam szkoły.
- Do Gimnazjum Kunugigaoka.
Boże, tylko nie do tego gimnazjum dla snobów i kujonów.
- Musisz mieć BARDZO mocny argument żeby przekonać mnie bym tam wróciła.
- Co powiesz na dziesięć miliardów jenów?
- Niezła sumka, muszę przyznać, ale coś mi się nie wydaje, że za to, że wrócę do szkoły dostanę tyle kasy. Jaki jest haczyk?
- Słyszałaś może o zniszczeniu księżyca?
- Co?- Zamrugałam zaskoczona- Nie nic o tym nie wiem. Znaczy, rzadko cokolwiek z zewnątrz tutaj dociera, ale to chyba coś dużego, prawda? To znaczy coś zniszczyło księżyc. Boże, zaczynam bełkotać, poproszę o chwilę, zaraz się uspokoję.- Odetchnęłam głęboko- Dobrze. Coś, albo ktoś, zniszyło księżyc. Kiedy i jak to się stało?
- Całkiem niedawno, około miesiąc temu, eksplodowało 70% księżyca. Niedługo potem do naszego ministerstwa zgłosiła się istota odpowiedzialna za to wydarzenie. Zagroził że za rok zrobi to samo z Ziemią. Do tego czasu postanowił zostać wychowawcą klasy 3-E...
- Chwila! Nie do końca chwytam. Przyszła do was istota, swoją drogą to on czy ona?,która wysadziła księżyc i grozi, że za rok zrobi to samo z Ziemią, a wy nic? Nie przyszło wam do głowy, żeby go\ją zabić?
- To on. I wierz mi gdybyśmy mogli, to byśmy go zabili. Ale trudno zabić kogoś kto porusza się z prędkością 20 machów, nie uważasz?
- Rzeczywiście to może być mały problem. Istota poruszająca się 20 razy szybciej niż dźwięk... ludzkie ciało by tego nie wytrzymało, najprawdopodobniej rozpadło by się na kawałki... ale znów zbaczam z tematu, proszę kontynuować.
- Tak więc uczniowie klasy 3-E, wyposażeni w specjalną broń próbują go zabić.
- Reasumując- mam dołączyć do klasy 3-E, zabić tego całego... jak mu tam?
- Koro-sensei.
- Tego całego Koro-sensei'a i zgarnąć hajs, tak?
- Tak. Otrzymasz od nas specjalną broń, jedyną działającą na twojego nauczyciela.
Wyjął z teczki pistolet, zapas kul i jakieś gumowe noże.
-Masz gwarancje ministerstwa na to że noże dadzą mu rade. I że pistolet działa. A tak swoją drogą, jak to zrobiłaś?- zapytał wsjazując na policjantów, którzy wciąż próbowali zrozumieć, co się stało z ich bronią.
- A to. Przy drzwiach były powieszone specjalne urządzania. Wmontowałam je w magnes, a gdy oni otworzyli drzwi, przyczepiły się one do ich pistoletów i zablokowały wylot. Broń była cały czas sprawna, ale im więcej razy strzelali, tym bardziej bezużyteczna się stawała.
-Interesujące. Jak długo nad nimi pracowałaś?
-Jakąś godzine może dwie. Tutaj są problemy z czasem.
Spojrzał na mnie z mieszanką podziwu i zaskoczenia, ale nic więcej na ten temat nie powiedział:
-Do zobaczenia na lekcjach, [Nazwisko]
-Do zobaczenia, Karasuma-sensei.
Po tych słowach on i policjanci wyszli, a ja zostałam sama, próbując wymyślić jakiś plan działania.
____________________________________________________________________________________________
Tak więc, jest pierwszy rozdział. Jeśli widzicie błędy to napiszcie gdzie, a ja je poprawię. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro