Rozdział 4
Był już ranek, Luna schodziła na śniadanie kiedy dostała telefon od Simona.
-Cześć Luna.
-Simon cieszę się, że dzwonisz.
-Luna masz 30 minut i po ciebie przyjeżdżam.
-Co? Ale gdzie? Mam coś ze sobą zabrać?
-O nic się nie martw. Weź tylko siebie.-Powiedział Simon i pożegnał się z przyjaciółką, a ona poszła wziąć najpotrzebniejsze rzeczy.
Jak zapowiedział, pojawił się za 30 min. Luna poszła już do samochodu, Simon chciał powiedzieć rodzicom Luny gdzie jadą, by się nie martwili.
-Lecę z Luną do Cancun. Chce by znowu zobaczyła te piękne miejsca.
-Luna będzie szczęśliwa.-Powiedziała Monica, a Simon poszedł do samochodu. Jechali przez ok. 30 min.
-Dowiem się gdzie w końcu gdzie jedziemy?
-Już jesteśmy i nigdzie nie jedziemy tylko lecimy.
-Co?
-Zabieram cię do Cancun.
-Naprawdę.-Powiedziała ucieszona Luna i zawiesiła się Simonowi na szyi jak za dawnych czasów.
Po dłuższym czasie Luna i Simon byli już w swoim ukochanym miejscu. Poszli nad morze, uwielbiali tam kiedyś spędzać czas.
-Simon?
-Tak?
-Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mnie w życiu spotkać. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. Kocham cię.
-Ja ciebie też.-Powiedziała i ją przytulił i wziął szybko na ręce.
-Nie Simon! Nie zrobisz tego.
-Nie?-Powiedział i pobiegł z nią na rękach do wody i ją do niej wrzucił.
-Odwołuje to co powiedziałam.
-Chciałbyś.-Powiedział i zaczęli się chlapać wodą i popłynęli trochę głębiej.
-Nie potrafię uwierzyć, że tu znów jestem i to z tobą. Znów pływamy razem w tej wodzie. To jest niesamowite. A teraz mnie dogoń.-Powiedziała i zaczęła szybko płynąć ile tylko miała sił, a Simon pognał za nią.
Simon był bardzo wysportowany więc z łatwością ją dogonił złapał za rękę, odwrócił i przyciągnął do siebie. Patrzyli sobie w oczy, byli bardzo blisko siebie, ta chwila wydawała się tak jakby to był ten ich pierwszy pocałunek. I był ale kolejny. Simon i Luna nie mogli się powstrzymać i się pocałowali.
--------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział dedykuje @Tynecza.
Myślę, że się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro