Rozdział 9
- Czemu jesteś taka podekscytowana? - zapytałam ze śmiechem Ninę, kiedy szłyśmy razem szkolnym korytarzem.
- Jest piątek, taki piękny dzień! - krzyknęła, wygłupiając się, a inni uczniowie zerkali na nią dziwnie.
Podeszłam do mojej szafki, po czym wsadziłam tam resztę książek.
- Dzięki Bogu, gdybym miała więcej lekcji, chyba bym oszalała - mruknęłam, po czym trzasnęłam drzwiczkami.
- Jedziemy od razu do mnie? - zapytała, a ja przytaknęłam.
Ruszyłyśmy do wyjścia, dziewczyna oczywiście ciągle poprawiała swoje włosy. Wczoraj odwiedziła fryzjera, który przefarbował na czarno oraz wycieniował je. Nina była bardzo zadowolona i cały czas coś z nimi robiła. W pełni ją rozumiałam, sama po wizycie u fryzjera zachowywałam się podobnie.
- A kiedy dziewczyny dołączą?
- Nie mam pojęcia, chyba miały coś jeszcze załatwić - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
Wsiadłyśmy do jej białego samochodu i szybko ruszyłyśmy w stronę przedmieść.
Ponieważ był piątek, dziewczyny postanowiły urządzić babski wieczór. Plotki, pizza, maseczki, paznokcie. Na szczęście Anabelle już umówiła się ze swoją świtą, więc na spokojnie, z wielką chęcią postanowiłam wpaść.
Kiedy poczułam wibracje w kieszeni, wyciągnęłam telefon. Oczywiście napisał do mnie Jack.
Jacky: Fajnie jest kończyć lekcje w piątek o 12.00 :))
Mimowolnie wywróciłam oczami. Ja skończyłam dopiero o 3.30, co było kompletnie nieuczciwe.
Ja: Skończ, okej? Zachowujesz się bardzo nieodpowiednio.
Jacky: Ahahaah, widzę, że znowu ci się włączył tryb bycia poważnej, jak za każdym razem, gdy się denerwujesz :))
Ja: Przynajmniej ja mam przyjaciół, z którymi się spotykam w piątek :)
- Jack? - zapytała Nina, a ja pokiwąłam twierdząco głową z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Pamiętam moje początki z Gilinskym - westchnęła rozmarzona - Był taki nachalny, słodki, ciągle pisaliśmy, nawet na lekcjach, kupował mi czekoladki bez okazji, spędzaliśmy każdą chwilę razem... A teraz? Nawet nie wiem, gdzie teraz jest i co robi...
-Ja wiem - odparłam, widząc zdjęcie, które przysłał mi Johnson.
Przedstawiało ono Jacka, Jacka i Sama. Chłopcy nie mieli na sobie koszulek, na ich nosach widniało okulary przeciwsłoneczne i leżeli nad jakimś basenem. Cała trójka robiła jakieś głupie, wesołe miny do aparatu. Pokazałam je Ninie, która jedynie ze śmiechem pokiwała głowę.
- Czy to nie jest basen Charlie? - Postukała długim paznokciem po moim ekranie.
- Chyba tak - przytaknęłam ze śmiechem - Jej nawet nie ma w domu!
- Super, Gilinsky znowu wyląduje w więzieniu, tym razem za włamanie - mruknęła, gwałtownie skręcając.
- Co? - zapytałam, wybuchając głośnym śmiechem.
-Kiedyś go złapali w sklepie, że niby coś ukradł, a to była tylko pomyłka. Nie zmienia to faktu, iż siedział w więzieniu chyba cały dzień. - Wzruszyła ramionami. - A jaki miałam wtedy spokój... Pamiętam, że się pokłóciliśmy i dzwoni do mnie Johnson, że G siedzi za kratkami. Myślałam, że to jakiś sposób, by się pogodzić, ale nie, on naprawdę tam był. Masakra... - Machnęła ręką, a ja nie byłam w stanie powstrzymać się od śmiechu.
Po chwili zatrzymałyśmy się przed niedużym domem Niny. Miał jasny kolor i był jednopiętrowy. Przed nim posadzono mnóstwo najróżniejszych kwiatów, trawa była idealnie przycięta, ktoś bardzo o to dbał. Byłam pod wrażeniem, bo mój tata kosił trawę, dopiero gdy sięgała ona za kostki.
- Chowaj telefon, bo zaczynamy babski wieczór! - pisnęła brunetka, trzaskając drzwiami.
Wywróciłam oczami, odpisując na smsa.
- Jest popołudnie - zauważyłam.
- Czepiasz się - rzuciła, posyłając mi wrogie spojrzenie. - I mówię serio, pożegnaj się z Johnsonem, bo teraz jesteś nasza. A i zadzwoń do dziewczyn!
Wchodząc do dziewczyn, szybko wykręciłam numer do Vanessy. Po kilku sygnałach włączyła się poczta, więc wykonałam połączenie do drugiej, jednak bez skutku. Rozejrzałam się po domu. Był nowocześnie urządzony. W kuchni ułożone były czarne płytki, na których stały lakierowane czerwone blaty z domieszką białego. W salonie wisiał ogromny telewizor, a naprzeciw niego zauważyłam ciemną kanapę wykonaną ze skóry. Biały, miękki dywan, tego samego koloru półki na książki oraz szare ściany. Szklane schody prowadziły na górę.
- Chcesz coś do picia? - zapytała z kuchni, a ja przytaknęłam.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Kolejna wiadomość od Jacka.
Jacky: Irytuje mnie fakt, iż zawsze opalam się na czerwono :(((
Jacky: A potem wszystko mnie boli
Parsknęłam śmiechem mimowolnie.
Ja: Witaj w klubie :)))
Jacky: Lubię być z tobą
Serce zabiło mi szybciej.
Jacky: W klubach
I nagle całe napięcie mnie opuściło, a zamaist tego pojawiła się fala rozczarowania.
- Aria! - Podskoczyłam na kanapie z zaskoczenia. - Oddawaj telefon!
- Ale... Nina no... Weź nie rób sobie jaj - rzuciłam, widząc wyciągniętą rękę przyjaciółki. - Mogę się chociaż pożegnać?
Brunetka z westcnięciem pokiwała twierdząco głową, po czym usiadła obok mnie.
Ja: Muszę spadać, Nina zabiera mi telefon.
Nie czekając na odpowiedź, oposłusznie oddałam komórkę Ninie. Nie ukrywałam, że troszeczkę mnie to zabolało. Te dwie wiadomości Johnsona. W ciągu dwóch sekund zrobiłam sobie na coś nadzieję, jednak całkiem niepotrzebnie, jak widać.
- Jak jest między wami? - zagadnęła.
- Bez zmian - odpowiedziałam - I dobrze. Nie chcę, żeby to było tak szybko.
- Och, daj spokój. Szalej i ciesz się chwilą! Jeżeli teraz będziesz to tak spowalniać, J może to inaczej odebrać, a wtedy nic z tego nie wyjdzie. Lubisz go?
- Lubię - oznajmiłam z lekkim uśmiechem oraz rumieńcami na twarzy.
- No właśnie - przytaknęła, po czym położyła się na mnie. Pisnęłam, a dziewczyna zaczęła nam robić zdjęcia na Snapchacie.
Nagle usłyszałyśmy szczęk otwieranych drzwi, a zaraz potem ujrzałyśmy Charlotte oraz Vanessę.
- Jesteśmy! - krzyknęła latynoska.
Ruda natomiast nie powiedziała nic, bo w ustach trzymała małą torebkę, a w dłoniach ogromne pudło z rysunkiem wieży muzycznej.
- Wkurza mnie to, że zawsze muszę targać ze sobą tę durną wieżę - jęknęła, gdy wyjęłam z jej ust reklamówkę.
Zerknęłam do środka, gdzie zauważyłam jakąs bransoletkę na rózowym rzemyku.
- Ej, ej, ej, ej! - pisnęła Nessie, wyrywając mi ją.
Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, ale zdecydowałam się tego nie komentować. Musiałam uszanować to, że dziewczyny były ze sobą bliżej, więc miały przede mną pewne tajemncie. To było logiczne.
Po ponad godzinie sponatnicznych przygotować koców, poduszek, jedzenia, picia i innych pierdół, w końcu mogłyśmy sobie usiąść w pokoju Niny. Był bardzo ładny. Meble miały czarną barwę, a ściany białą, co idealnie się ze sobą komponowało. Plotkowałyśmy o wszystkich osobach ze szkoły, przeanalizowałyśmy każdą aferę z tego tygodnia, obgadałyśmy nauczycieli, sprawdziłyśmy najnowsze nowinki modowe.
- A co sądzicie o naszej nowej przyszłej parze? Jack i Aria? - zapytała Nina, kiedy wybiła siódma wieczorem.
Mimowolnie wywróciłam oczami, dziewczyna ewidentnie nie dawała mi spokoju.
- Jaria? Ko-cham! - krzyknęła Nessie, popijając colę z puszki.
- Jaria? - Wybuchnęłyśmy głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- Jaria - przytaknęła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie - Jack i Aria.
- O mój Boże - pisnęłam - Przesadzacie! A co z Vanessą i Wilkinsonem? - Zręcznie zmieniłam temat.
Cała nassza trójka utkwiła wzrok w bezbronnej latynosce, która robiła wszystko, by nie skrzyżować spojrzenia z którąś z nas.
- Och, no dobra - westchnęła - Całowaliśmy się na imprezie u Belli ostatnio, ale nic więcej! Jesteśmy tylko przyjaciółmi, przyrzekam!
Byłyśmy zszokowane jej słowami. Chyba żadna z nas tak na serio się tego nie spodziewała. Co innego rzucać jakieś zarty z podtekstami, a co innego dowiedzieć się, że te żarty to prawda.
- Jezu - westchnęłam cicho, kręcąc głową.
- Nie uważajcie mnie za jakąś zdzirę, proszę! Ja nawet nie wiem, jak to się stało! Pierwszy raz się tak schlałam i już nigdy nie tak nie postapię!On tak samo! Jakoś tak wyszło, ale ja nic do niego nie czuję i to nic kompletnie między nami nie zmieniło, naprawdę! Przepraszam, że wam nie powiedziałam, ale za bardzo się wstydziłam! - jęknęła.
W jej oczach pojawiły się łzy. Nessie schowała twarz w dłoniach.
- Daj spokój, to nic takiego. - Podniosłam się i dotknęłam lekko jej ramienia. - Skoro mówisz, że to nic nie zmieniło, to okej. Niewinny pocałunek, kto wie, może kiedyś coś z tego będzie?
Nessie mimowolnie parsknęła śmiechem.
- Właśnie - przytaknęła Charlie - Jesteś naszą przyjaciółką i ostatnie, co możemy o tobie powiedzieć, to to, że jesteś zdzirą.
- Kocham was - rzuciła Nessie, przytulając na mocno.
- Skoro jest już taka milusia atmosfera, to, Aria, mamy dla ciebie prezent - zaczęła Nina.
Zrobiłam zaskoczoną minę, nie rozumiejąc tego.
- Nasza trójka od początku naszej przyjaźni nosi bransoletki, żeby nigdy nie zapomnieć. Wiem, może to dziecinne czy głupie, ale dla nas to symbol - mówiła dalej - teraz należysz do nas, więc tobie również chcemy podarować brasoletkę.
I nagle wszystko zrozumiałam. To była amta bransoletka, którą trzymała w zębach Lottie!
Nina założyła mi na rękę cienki rzemyczek z przewieszoną metalową przypinką w kształcie puzzla. Uśmiechnęłam się szeroko i znowu się przytuliłyśmy. Przerwało nam głośne i natarczywe pukanie do drzwi.
- Kto to? - spytała Nessie.
- Twoich rodziców nie ma, przecież pół godziny temu pojechali na kolację. - Zmarszczyłam brwi.
- Aria, idziesz ze mną otworzyć? - spytała Nina, a ja się zgodziłam.
Powoli, lekko pzestraszona zeszłyśmy powoli na dół. Drzwi frontowe były przerażone. Dziewczyna złapała mnie za ramię mocno.
- Jezu - mruknęła.
W tym samym momencie zgasło światło, a my krzyknęłyśmy.
- Sprawdzę drzwi frontowe - powiedziała, gdy jakoś udało nam się zejść. Ruszyła do przodu, a ja operałam się o ścianę. Kiedy usłyszałam pukanie drzwi tylnych, zdecydowałam się to sprawdzić. Ponieważ Nina wyszła na zewnątrz, by wszystko sprawdzić, ja ruszyłam na tyły. Uchyliłam szklane drzwi, ale nikogo nie zauważyłam. Wyszłam na mokrą trawę bosymi stopami.
- Halo? - krzyknęłam cicho drżącym głosem.
Nagle ktoś złapał mnie za biodro i zakręcił. Zaczęłam wrzeszczeć i szarpać się, jednak ten ktoś był o wiele silniejszy. Było już po zmierzchu, więc nie dostrzegłam twarzy mojego oprawcy. Z bezsilności zaczęłam płakać, bo w głowie już zaczęłam godizć się z moją szybką śmiercią lub gwałtem. To było dla mnie oczywiste.
- Hej, misiu, spokojnie. - Sparaliżowało mnie na ten znajomy głos.
Szybko wrwałam się z objęć chłopaka i zaczęłam go bić po klatce piersiowej.
- Ty debilu! Jesteś jakiś nienormalny?! Upośledzony?! Myślałam, że chcesz mnie zabić! Masz jakiś problem z głową?! Tak się nie robi, Jack!
- Przepraszam, to był pomysł G i Sama - odparł skruszony, po czym przyciągnał mnie do siebie.
Westchnęłam głęboko, ale nie odsunęłam się. Wierzchem dłoni otarłam łzy.
- Jesteście idiotami - stwierdził, a blondyn parsknął śmiechem. - Co wy tutaj w ogóle robicie?
- Wpadliśmy, bo się nam nudziło. Poza tym nie odpisywałaś na moje smsy.
- Pisałam, że Nina mi telefon zabrała - odparła.
- Wiem, wiem, ale bałem się, że się obraziłaś. - Zmarszczyłam brwi, a chłopak machnął ręką. - Nieważne.
Czyli on chyba też myslał o tych wiadomościach. Przyryzłam lekko dolną wargę. Nastała lekko krępująca cisza. Usłyszeliśmy krzyki, więc odwróciliśmy się. Sam ganiał Vanessę, G biegł za Charlie.
- Wydaje mi się, że nie znajdą nas tu prędko - stwierdził i pociągnął mnie na mokrą trawę.
Upadłam z cichym piskiem. Ułożyłam się wygodnie obok chłopaka.
- Tu jest mokro, będę miała całe włosy mokre - jęknęłam, chociaż tak naprawdę to mi nie przeszkadzało.
- Kobiety - westchnął, a ja zachichotałam - Połóż się na mnie.
Z całymi czerwonymi policzkami głowę lekko ułożyłam na klacie Jacka On natomiast objął mnie. Leżeliśmy tak, rozmawiając się i śmiejąc przez prawie dwie godziny, dopóki reszta nie zauważyła naszego zniknięcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro