Rozdział 70
Mogłam śmiało powiedzieć, że obecnie prowadziłam sielankowe, idealne życie, które rozwijało się pod każdym względem. Zrobiło się bardzo ciepło, w końcu nastał kwiecień, Jack stał się jeszcze lepszym chłopakiem, jeśli było to w ogóle możliwe, Sam pogodził się z separacją rodziców, a siostra... Nadal była moją siostrą i co tydzień podrywała nową ofiarę. Do zakończenia roku zostały niecałe trzy miesiące, więc w szkole się działo, ale nawet ta presja nie wytrąciła mnie z równowagi. Jedyna rzecz, którą się martwiłam, to zbliżająca się trasa koncertowa chłopaków. Mówiłam, że się z tym pogodziłam, taka była prawda, ale towarzyszył mi strach oraz niepokój o mojego ukochanego. Bałam się, że go stracę, chociaż byłam świadoma, że popadałam w paranoję. Sam Johnson był teraz bardzo zajęty, do końca miesiąca musieli nagrać aż trzy piosenki, by potem na spokojnie wydać płytę. Co drugi dzień jeździł z Gilinskym do studia, gdzie siedzieli do późnej nocy. Blondyn był przemęczony, ale jednocześnie bardzo szczęśliwy. Dzięki Bogu mieliśmy jeszcze soboty, każdą spędzaliśmy razem, to była już rutyna. Najczęściej przesiadywaliśmy u siebie w domach, oglądaliśmy seriale albo po prostu leżeliśmy w łóżku, odpoczywając po minionym tygodniu. Nauka była cholernie męczącą sprawą, cieszyłam się, że to już prawie koniec liceum. Studia były czymś całkiem innym, zwłaszcza fotograficzne, na które złożyłam podanie. Nadal nie otrzymałam odpowiedzi, co zaczynało mnie już martwić. Nina dostała list z tej samej uczelni już dwa dni temu, przyjęto ją do Los Angeles. G i J mieli zapewnione miejsce na kierunku muzycznym, Sam zdobył wymarzone stypendium sportowe. Zostałam tylko ja. Nawet Vanessa i Charlie już wiedziały, że wyjeżdżają do Michigan. Było to dla nas bardzo smutne, musieliśmy rozstać się z dziewczynami, chociaż cieszyliśmy się z ich ogromnego sukcesu. Nie każdy mógł dostać się do jednej z najlepszych uczelni medycznych w całym stanie, prawda?
- Nie rozumiem tego - westchnął Jack, kiedy oglądaliśmy najnowszy odcinek Riverdale - Możemy włączyć Dynastię? To już jest lepsze od tego szajsu.
Pokiwałam energicznie głową twierdząco, nie podobał mi się trzeci sezon tego serialu. Dodanie do fabuły dziwnych gargulców sprawiło, że teraz gatunek Riverdale mieszał się między romansem, thrillerem, kryminałem, fantasy, a młodzieżówką. Bez sensu...
- Cicho, to jest świetne! - pisnęła Any, machając na nas dłonią.
Mimowolnie wywróciłam oczami. Można było powiedzieć, że stworzyliśmy małą ekipę do oglądania. Obok nas siedziała bliźniaczka, na fotelu rozłożyła się Mandy z ogromną paczką chipsów, a na dywanie leżał rozciągnięty Nate. W kuchni krzątała się mama, a obok niej siedział tata czytający gazetę. Próbowali ignorować fakt, iż ich salon był okupowany przez zgraję nastolatków, chociaż mamę bardzo to cieszyło. Ciągle raczyła nas pysznymi ciasteczkami lub sałatkami.
- Jack, będziesz miał najlepszą teściową na świecie! - rzucił którymś razem Nate, a blondyn przytaknął mu energicznie, co spowodowało nasz śmiech, a zwłaszcza Stelli.
Nagle rozległ się głośny dzwonek do drzwi, przez co przegapiliśmy istotną kwestię Jugheada.
- Ja nie otwieram! - wrzasnęłyśmy w tym samym czasie z siostrą.
- Ja też nie! - dodał brat.
- Ja jestem gościem - mruknął Jack.
- Tato! Naprawdę ten głupi dzwonek! Ja go przez sen słyszę! - krzyknęła Mandy, po czym popatrzyła na nas - Cholera.
Niechętnie podniosła się i ruszyła w stronę frontowych drzwi. W międzyczasie Johnson szybko podniósł się, przy okazji zrzucając moje nogi na miękką kanapę, po czym zabrał małej przekąskę. Rzuciłam mu spojrzenie pełne miłości, kiedy podał mi otwartą paczkę.
- Nina przyszła! - wrzasnęła szatynka - Gdzie są moje chipsy?! Jack!
- Nie były podpisane. - Wzruszył ramionami, ignorując wściekłość mojej siostry. Parsknęłam śmiechem.
W salonie pojawiła się Nina, ubrana w luźne dżinsy z dużymi dziurami oraz czarną koszulkę i tego samego koloru ramoneskę. Na nogach miała białe trampki.
- Heja - rzuciła i od razu ułożyła się na fotelu.
- Co cię sprawdza w ten piękny dzień w progi naszej szalonej rodzinki? - spytał Nathan.
- Też chcę obejrzeć Riverdale - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie - A tak serio, to dyro zgodził się, bym organizowała nasz bal! - pisnęła.
- Rozmawiałaś z dyrem w sobotę? - zapytałam, kiedy rzuciłam przyjaciółce zdziwione spojrzenie.
- Aria, kochanie, wiesz, że jest coś takiego jak Facebook, prawda? Ludzie się tam ze sobą kontaktują - oznajmiła powoli, jakbym była niedorozwinięta. Wszyscy zaczęli się śmiać, a ja prychnęłam.
- Wiesz, ja na Facebooku piszę z Jackiem, ale jak ty piszesz z dyrem, to ja nie wnikam - odpowiedziałam.
- Nie wierzę, że on się na to zgodził. - Włączył się Jack. - Odradzałem mu ten wybór.
Nina pokazała mu język.
- Wracając do tematu... - zaczęła, wpatrując się w ekran telewizora - Jezu, co tu się dzieje?!
- Dobre pytanie - mruknął znudzonym tonem Johnson.
Przez kilka minut panowała głucha cisza, wszyscy bowiem wpatrzeni byliśmy w rozgrywającą się scenę. Była ona to przerażająca i dziwna, że nikt nie był w stanie się odezwać choćby słowem.
- Przyniosłam wam ciasteczka - powiedziała nagle mama, wkraczając do salonu z ogromną tacą pełną słodkości. Jej wzrok powędrował w stronę Niny, a uśmiech poszerzył się. - Chyba musimy dokupić kolejną kanapę, by wszyscy się zmieścili. Jeszcze Sama tutaj brakuje.
- Nie wywołuj wilka z lasu - ostrzegłam - Poczuje zapach ciasteczek i od razu przybiegnie pod same drzwi.
Wszyscy obecni tutaj wybuchnęli śmiechem, chociaż dobrze wiedzieli, że miałam rację. Wilkinson wyczuwał dobre jedzenie w moim domu już ze swojego pokoju.
- Tak czy siak, potrzebuję pomocy przy organizowaniu balu. Aria. - Dziewczyna podniosła brew.
- Ty chciałaś to organizować, ja mam dużo na głowie - mruknęłam.
- Właśnie widzę. - Nina wywróciła oczami.
- Ja mogę pomóc! - Zgłosiła się podekscytowana Any, ona uwielbiała takie sprawy, ja niby też, ale miałam za dużo roboty z przekazaniem wolontariatu jakiemuś tłumokowi z niższej klasy, który kompletnie niczego nie ogarniał.
- Cieszę się, że chociaż jedna bliźniaczka jest chętna. Powiedzcie mi... Różowe czy fioletowe zaproszenia dla nauczycieli?
Dziewczyna wyjęła z torebki dwie nieduże kartki. Wyglądały prawie identycznie, różniły się tylko kolorami. Róż był prześliczny, jasny, lekki, delikatny, natomiast fiolet przypominał mi melancholię i depresję.
- Różowy! - odpowiedziałyśmy z siostrą w tym samym czasie, po czym wykonałyśmy charakterystyczny tylko dla nas gest, który nawiązywał do naszej bliźniaczej mocy.
Nina westchnęła głęboko, najprawdopodobniej niezadowolona z naszych opinii.
- Co? - mruknęła - Ten róż jest dla takich pięciolatek. A fiolet to klasa i elegancja!
Prychnęłam głośno zirytowana.
- Raczej depresja. Weź te różowe, wiem, co mówię.
- Nie, on jest brzydki.
Westchnęłam głęboko, bo przyjaciółka już zaczynała mnie denerwować.
- Chciałaś, żebym ci pomogła, to ci pomogę, bo widzę, że sama nie dasz sobie z tym rady. Te różowe zaproszenia są o wiele lepsze, bo są bardzo ładne, delikatne, a jednocześnie luźne i wesołe, tak samo, jak nasz bal. Ten fiolet nadawałby się bardziej na jesień, Nina, ty się kompletnie nie znasz!
- Zgadzam się - mruknęła Anabelle.
- Ty się nie znasz - warknęła brunetka.
Ja i przyjaciółka rozpoczęłyśmy wojnę na mordercze spojrzenia.
- Przeszkadzacie mi! - krzyknęła Mandy.
- Dajcie spokój - westchnął Jack.
- Zapowiada się lepsza akcja niż w Riverdale - rzucił Nathan.
Nastąpiła cisza, jednak mój przenikliwy wzrok nadal spoczywał na twarzy Niny.
- Niech będzie - mruknęła w końcu, odwracając głowę, a ja pisnęłam uradowana moim zwycięstwem.
- Aria, list przyszedł! - powiedziała mama, podając mi kopertę.
Przyjęłam ją, nadal patrząc na przyjaciółkę.
- Dobrze wiesz, że mam rację - dodałam.
- No właśnie nie wiem.
- Jack, czy ja mam zawsze rację? - zapytałam, machając listem jak wachlarzem.
Blondyn spojrzał na mnie. Otworzył usta, szukając odpowiedniej odpowiedzi.
- Oczywiście, kochanie - mruknął i pocałował mnie w czoło, co wywołało mój chichot oraz prychnięcie przyjaciółki.
- On tak powie, bo wie, że jeśli odpowie źle, to koniec seksu - oznajmiła Nina, a my wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, choć w tych słowach kryło się ziarnko prawdy.
- Aria, otwórz już ten list! - rzuciła zniecierpliwiona mama, a ja gwałtownie odwróciłam się, nie wiedząc, że kobieta stała tuż za mną. Moje policzki momentalnie oblały się czerwienią, gdy uświadomiłam sobie, że słyszała, co mówiła Nina.
Wysłałam jej zdziwione spojrzenie, po czym spojrzałam na nadawcę koperty. Uniwersytet z Los Angeles. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, a moje ręce od razu zaczęły się trząść ze stresu.
- To z uczelni.
Powoli zaczęłam otwierać kopertę, a wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni. Serce biło mi jak oszalałe, krew w żyłach płynęła szybciej, niż ja biegałam na autobus. Wyjęłam beżową kartkę zgiętą na cztery części, po czym rozłożyłam ją i zaczęłam czytać uważnie, by nie przegapić żadnego słowa, a jednocześnie właściwie zrozumieć całą część. Miałam przeczucie odnośnie do tego, co tam napisano. Nina dostała swój list z przyjęciem kilka dni temu, więc mój musiał być z odmową. Przełknęłam ślinę, gdy skończyłam czytać. Mój wzrok powędrował do najbliższych, którzy również czekali na decyzję uczelni.
- Dostałam się! - wrzasnęłam ze śmiechem, cholernie, cholernie szczęśliwa, po czym rzuciłam się na Johnsona, a on przytulił mnie mocno, ciesząc się z mojego sukcesu.
- Będziemy razem studiować i mieszkać! - pisnęła Nina i dołączyła do uścisku. Śmiałam się, nie potrafiłam tego powstrzymać.
- Poczekajcie, przyniosę szampana! - rzucił tata, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
Warto dążyć do spełnienia swoich marzeń.
************
Mam okropny natłok nauki oraz tego wszystkiego, dlatego podjęłam bardzo ważną decyzję. Postanowiłam szybciej zakończyć Bliźniaczki, przewiduję jeszcze jedną akcję, która rozpoczęła się już tutaj. Muszę to skrócić, bo źle się czuję z faktem, że wszyscy tutaj czekają z niecierpliwością, a ja nic nie robię, zwłaszcza że zdecydowałam się na powrót do większego projektu i naprawdę chciałabym już go uaktualnić i skończyć. Mam nadzieję, że nie jesteście źli!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro