Rozdział 68
- Czemu ty mi nie dajesz spać? - jęknęłam zachrypniętym tonem do poduszki.
Any parsknęła śmiechem cicho, leżąc obok mnie.
- Ależ ja ci daję spać - mruknęła - Po prostu z tobą mi się lepiej śpi.
Mimowolnie uśmiechnęłam się i przysunęłam jeszcze bliżej siostry. Czułam jej spokojny, miarowy oddech na swojej twarzy. Pociągnęłam nosem.
- Przestań - warknęła ostrzegającym tonem, a ja zachichotałam. Ten gest bardzo ją irytował, a mnie męczył od tygodnia, przez co siostra dostawała istnego szału.
- Kocham twojego chłopaka - rzuciła blondynka, a ja zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Też go kocham - mruknęłam ze śmiechem.
- No bo... To dzięki niemu Lemond wyleciał ze szkoły i już nie muszę patrzeć na jego parszywy pysk - westchnęła. W jej głosie usłyszałam małą cząstkę bólu, najwyraźniej Bishop jeszcze nie zniknął z jej umysłu. - Gdyby nie podrzucił mu tych narkotyków...
- Skąd to wiesz? - zapytałam, przerywając zaskoczona.
Wiedziałam, że Johnson maczał palce w wyrzuceniu Lemonda ze szkoły. Jednak temat kokainy unikał, przez co nie byłam pewna, czy to on wrzucił je do plecaka chłopaka. Tak naprawdę nikt nic nie wiedział na ten temat, więc od kogo siostra zdobyła te informacje?
- Mia mi powiedziała. Podobno Wilkinson powiedział tak Brandonowi, a Patricia to słyszała i od razu jej przekazała. A co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- No bo... - westchnęłam i zamilkłam - Jack nie przyznał się do tego. Oficjalna wersja jest taka, że wkopał Lemonda przed dyrem, ale nie chciał mi nic powiedzieć.
- Dziwisz mu się? - Podniosła brwi. - Gdyby ktoś niewłaściwy się o tym dowiedział, J też zostałby wywalony. - Widząc moją minę, dodała szybko - Prawdopodobnie próbował cię uchronić. Nie oszukujmy się, kompletnie nie umiesz kłamać, a gdybyś wiedziała, też byś oberwała.
Siostra miała rację. Im mniej wiedziałam o tej sprawie, tym lepiej dla mnie. Naprawdę nie chciałam mieć nic z tym wspólnego. Ludzie i tak wystarczająco dużo o mnie gadali. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie przyłapie ani nie oskarży o nic blondyna, wtedy dopiero narobiłby się prawdziwy Sajgon.
- Typowy Jack Johnson - mruknęłam.
Anabelle zachichotała.
- Nie martw się, my nic nie powiemy. Wiesz, że Patricia wszystkie informacje przekazuje tylko mi - dodała, a ja pokiwałam głową twierdząco. To była prawda. Dziewczyna wiedziała wszystko o każdym, ale nie plotkowała, zatrzymywała dla siebie wszelkie plotki. Z tego, co wiedziałam, marzyła o dziennikarstwie, a liceum było dla niej czymś w rodzaju testu próbnego. Kompletnie tego nie rozumiałam, ala też nie wnikałam głębiej. Patricia była dziwną osobą.
Rozmowę przerwały nam otwierające się drzwi. Mama weszła do pokoju z kubkiem w dłoni oraz talerzem pełnym tostów. Od razu zgłodniałam.
- Anabelle! Czemu jeszcze nie jesteś gotowa? - zapytała głośno, posyłając siostrze naganne spojrzenie - I dlaczego leżysz z Arią? Zaraz się od niej zarazisz!
Siostra jęknęła głośno, po czym uniosła powoli głowę, jakby ta ważyła co najmniej dwie tony. Uśmiechnęłam się. Szykowało się przedstawienie.
- Już za późno, mamo - mruknęła słabym tonem - Nie czuję się najlepiej. Powinnam zostać dzisiaj w domu, by nie rozchorować się jeszcze bardziej.
Twarz Stelli od razu złagodniała, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Jakim cudem moja siostra tak dobrze kłamała, że własna matka nie była w stanie rozpoznać prawdy? Ja nawet nie potrafiłam ukryć przed rodzicami zbitego talerza. Gdzie tu była sprawiedliwość?
- Tak, masz rację, zostańcie. Zostawiłam wam rosół w lodówce, wystarczy go odgrzać. Ja i tata lecimy do pracy, a Nate i Mandy już pojechali. Trzymajcie się, dzwońcie, gdyby coś się działo! - dodała kobieta, po czym wysłała nam buziaki i wyszła z pokoju.
- Zawsze działa - mruknęła siostra, układając się wygodniej na poduszce.
Wzięłam telefon do ręki, by skontaktować się z Samem. Chłopak poszedł za moją prośbą i bardzo niechętnie opuścił szkołę. Musieliśmy jechać do centrum, by zdobyć idealny prezent urodzinowy dla Jacka. Został mi tydzień, a mój plan wymagał czasu.
Po kwadransie, gdy usłyszałyśmy wyjeżdżający z garażu samochód, zwlokłam się z łóżka.
- Gdzie idziesz? - spytała siostra, gdy ruszyłam w stronę szafy.
- Muszę jechać z Samem do centrum i kupić coś Jackowi - mruknęłam, zarzucając na siebie czerwoną bluzę.
- Masz jeszcze tydzień, to dużo czasu - rzuciła.
- Nie jestem tobą i nie kupuję prezentów tego samego dnia, gdy ktoś ma urodziny - powiedziałam.
Kiedy już założyłam czarne rurki z kokardkami na łydce, podeszłam do toaletki. Szybkimi ruchami wmasowałam podkład w twarz, a następnie zabrałam się za rzęsy.
-Ojej, to był tylko raz! - Byłam prawie pewna, że Any właśnie wzrusza oczami.
Rok temu całkiem zapomniała o moich urodzinach, co było dziwne, przecież świętowałyśmy je tego samego dnia. Przez cały czas udawała, że prezent od niej dostanę jako ostatni, bo miał być spektakularny. Dopiero potem okazało się, iż kłamała, a na zakupy pojechała zaraz po szkole.
W ciszy skończyłam robić makijaż. Włosy tylko przeczesałam dłonią, nie chciało mi się rozplątywać kosmyków. Schowałam telefon do kieszeni, a do bluzy włożyłam mały portfel. Krótko pożegnałam się z Any i zeszłam na dół. Przez okno zauważyłam samochód Wilkinsona, dlatego szybko założyłam trampki i cienką, granatową parkę. Zamknęłam za sobą drzwi, po czym pobiegłam do auta przyjaciela.
- Hej - rzucilam, zanim zapięłam pasy.
Sam odjechał szybko, kierując się do centrum miasta.
- Dłużej się nie dało? - spytał zirytowany.
- Najwyraźniej nie - uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.
Pogłośniłam trochę radio, a przy okazji włączyłam ogrzewanie, bo Wilk nigdy tego nie robił.
- Masz już jaki pomysł? - zadał pytanie po kilku minutach ciszy.
- Chyba tak, to nie zajmie długo - przytaknęłam.
- Okej - mruknął.
Odwróciłam głowę w stronę przyjaciela. Wyglądał jak zwykle. Miał czarne rurki, luźną koszulkę, na którą założył jasną, brązową kurtkę. Zauważyłam jednak brak ważnego elementu Sama, uśmiechu. Chłopak koncentrował się na drodze, miał mocno zaciśniętą szczękę. Zmarszczone brwi wskazywały na to, że Wilk się czymś martwił, coś go dręczyło.
- Co? - zapytał, czując, że mu się przyglądam.
- Coś się stało? - zapytałam delikatnie.
- Nie. - Zacisnął usta w wąską linię, a ja od razu wiedziałam, że kłamał.
Nie chciałam na niego naciskać, chłopak zazwyczaj ignorował swoje problemy, nie opowiadał o nich, nie lubił tego. Miałam nadzieję, że chociaż chłopakom się zwierzył, wtedy J mógłby mi wszystko przekazać.
Zwróciłam twarz do szyby, czytałam nazwy małych sklepików przy chodniku. Telefon w kieszeni mi zawibrował, więc wyjęłam go, by przeczytać wiadomość od Jacka. Mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że pyta o moje samopoczucie. Napisałam krótką informację, że wygrzewam się z Anabelle w łóżku, a on odpisał, że chciałby być na jej miejscu.
Akurat dojechaliśmy do centrum handlowego. Wysiadłam z samochodu na opustoszały parking, kto normalny robił zakupy o tej porze? Tylko stare babcie, które korzystały z tej pustoty. Włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam z przyjacielem do wejścia.
- Gdybyś jednak postanowiła dać Johnsonowi dziewictwo, nie musielibyśmy się teraz tutaj kręcić - stwierdził Sam, gdy weszliśmy do środka.
Westchnęłam teatralnie.
- Skąd ty wiesz o tym durnym pomyśle? - zapytałam zdziwiona.
- Daj spokój, Nina cały czas o tym gada - powiedział, a we mnie narodziła się chęć mordu przyjaciółki. Czy ona naprawdę nie potrafiła zamilczeć? Miałam chociaż nadzieję, że Johnson tego nie słyszał. Czułabym się wtedy naprawdę głupio.
- Hej, czy to oznacza, że nie chcesz spędzać czasu ze swoją psiapsiółką? - rzuciłam po chwili, udając oburzoną.
- Jestem po prostu zmęczony - odpowiedział, a ja pokiwałam powoli głową w górę i w dół.
Mijając jubilera, w oko wpadły mi srebrne bransoletki z zawieszkami w kształcie serc. Można było na nich wygrawerować dowolny napis. Zerknęłam na swój nadgarstek, na którym wisiała podobna ozdoba od Jacka. Zatrzymałam się.
- Chyba nie chcesz mu kupić bransoletki? Wtedy odbierzesz mu resztki męskości - parsknął śmiechem Sam, a ja mu dorównałam.
- Mam lepszy pomysł - mruknęłam zamyślona, po czym weszliśmy do małego sklepiku.
*************
Wiecie co? Trudne czasy, ciężkie czasy...
Moim największym celem jest ukończenie Bliźniaczek przed końcem roku, ale czy to wyjdzie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro