Rozdział 67
- Co kupiłaś Johnsonowi na urodziny? - zapytała Nina, wskakując na parapet obok mnie.
Nie odrywając się od fotografowania uczniów przechodzących obok, westchnęłam głęboko.
- Nic. Nie mam żadnego pomysłu - dorzuciłam.
- Podaruj mu swoje dziewictwo! - zaproponowała z czerwonym lizakiem w ustach, a ja prychnęłam głośno.
- Nina! - krzyknęłam zszokowana.
- No co? - Brunetka wzruszyła ramionami. - Wszyscy wiemy, że on tylko tego pragnie. Klei się do ciebie jak do mojej dłoni ściągi na literaturze.
Wybuchnęłam śmiechem, dziewczyna zawsze miała oryginalne porównania.
- Mam jeszcze trochę czasu na to - mruknęłam i szybko cyknęłam fotkę, kiedy jeden z chłopaków postawił doniczkę na głowie kolegi.
- Dwa tygodnie? - Podniosła brwi. - Rzeczywiście, czasu jest od cholery.
- Problem w tym, że Jack jest osobą, która ma wszystko, czego potrzebuje do szczęścia - odpowiedziałam - I on nie przykłada większej uwagi do rzeczy materialnych.
- Coś w tym jest, on ma wszystko. Oprócz twojego dziewictwa - przytaknęła.
- Nina, co ty masz z tym dziewictwem? - zapytałam głośno.
- Jakim dziewictwem? - Zainteresował się Brandon, który akurat przechodził obok.
Podszedł do nas, a ja spuściłam głowę, by ukryć czerwone policzki. Nina zachichotała nerwowo.
- A tak rozmawiamy sobie o prezencie dla Johnsona - dodała, a ja miałam ochotę zabić ją za to.
Brandon zmarszczył brwi z dziwną miną.
- Dlatego właśnie nie mam dziewczyny - oznajmił, a my zaśmiałyśmy się.
Kiedy rozejrzałam się, dostrzegłam Sama, który szedł za nieznajomą mi dziewczyną, mówił coś do niej, a kiedy się odwróciła, pochylił się lekko i złożył ręce w geście modlitwy. Szybko nacisnęłam odpowiedni przycisk, by zachować tę chwilę na zawsze. Szatynka machnęła na niego ręką, po czym odeszła. Rozśmieszyła mnie ta sytuacja.
- Słyszałyście o Lemondzie? - spytał Brandon, a ja od razu się zainteresowałam.
- Co z nim?
- Podobno dyro ma zamiar wywalić go ze szkoły - oznajmił chłopak, a my otworzyłyśmy szerzej oczy z zaskoczenia.
- Dlaczego? - Nie zamierzałam ukrywać, iż bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła. Chłopak nie odzywał się do mnie, do Anabelle próbował, ale coś mu nie wyszło. W szkole w bardzo krótkim czasie rozniosły się plotki o tej całej sytuacji, a po sieci krążył filmik, jak przegrywa walkę z Johnsonem oraz Wilkinsonem. Niektórzy stworzyli nawet memy ośmieszające Bishopa. Chłopak stał się pośmiewiskiem całej szkoły, ktoś ciągle go wyzywał, obrażał, dokuczał. Został mu jedynie Alex, ale i ten miał tego dosyć.
- Dowiedział się o bijatyce, a potem znaleziono u niego narkotyki. A Alexa za zaatakowanie Gilinskiego wywalił z drużyny koszykarskiej, cudem go nie zawiesił. Naprawdę nic nie wiecie? - zdziwił się - Wasi chłopcy nie przekazali wam tych informacji? Sami musieli stawić się na dywanik dyrektora.
Ja i Nina popatrzyłyśmy na siebie zszokowane, najwyraźniej ona również o niczym nie wiedziała. Czemu oni nic nam nie powiedzieli?
- Kiedy to było? - zapytałam.
- Trochę wczoraj, trochę dzisiaj. Dyro był naprawdę wściekły, na własne oczy widziałem tę furię.
- Jacka widziałam ostatnio dzisiaj przed lekcjami, a wczoraj mnie nie było - powiedziałam - Przyszłam dzisiaj do szkoły, tylko i wyłącznie ze względu na sprawdzian z literatury, bo ta baba nie dałaby mi spokoju.
- Ej, to powiesz mi, co było? - poprosiła Nina, a ja pokiwałam twierdząco głową - Dzięki, kocham cię!
- Brand, idziesz na imprezę do Johnsona? - spytałam, zmieniając temat.
- Jasne, że idę! Wszyscy idą! Szykuje się impreza roku! - krzyknął, wykonując przy tym dziwne gesty, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie wierzę, że mama Johnson zgodziła się tego dnia jechać do spa - mruknęła Nina.
- Ona myśli, że Jack zaprasza tylko naszą szóstkę - rzuciłam, po czym kichnęłam.
- Biedna Jennifer. Nie wiem, czy zastanie dom w całości po powrocie - powiedział Brandon - Dobra, lecę, bo w sumie to ja się spieszyłem.
Zachichotałyśmy, a chłopak ruszył dalej szkolnym korytarzem. Oparłam głowę o ścianę i wysłałam przyjaciółce znaczące spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, ja nie mam pojęcia, co oni znowu knują - odpowiedziała.
- Co sądzisz o przedłużeniu trasy?
- Nie chcę nic o tym sądzić - mrknęła, kiedy spuściła głowę - Widziałaś, ile wyświetleń mają pod tym klipem z konkursu? Wiesz, ile nowych obserwatorek ma Gilinsky na Instagramie?
Zachichotałam.
- Chyba trzeba się przyzwyczaić - stwierdziłam po chwili.
- Akceptuję jego plany, ale... Cholera! - krzyknęła poddenerwowana.
- Jesteśmy silnymi, niezależnymi kobietami i świetnie damy sobie radę bez facetów - oznajmiłam, a przyjaciółka parsknęła śmiechem.
Wiedziałam, że było to dla niej bardzo trudne doświadczenie, dziewczyna ciągle się martwiła, że G zdradzi ją z inną, lepszą i ładniejszą dziewczyną. Dlaczego i w jakich okolicznościach powstała ta obawa? Nie miałam pojęcia.
Ja również martwiłam się tą trasą, ale bardziej przejmowałam się samą rozłąką. I nie podchodziłam do tego tak poważnie. Od zawsze tak naprawdę miałam tylko Anabelle, ale byłam też mocno przywiązana i przyzwyczajona do samotności. Potrafiłam sobie radzić sama, nie wariowałam w domu. Wykonywałam swoje obowiązki w spokoju, nie przeszkadzało mi to. Natomiast Nina zawsze potrzebowała tego kogoś, kto by ją motywował oraz wspierał.
Pociągnęłam nosem. Nawet nie chciało mi się szukać chusteczek w torbie. Wtedy na pewno natknęłabym się na notatki z literatury, a już nie mogłam na nie patrzeć.
- Gdzie byliście? - zapytała Nina.
Odwróciłam się gwałtownie i dostrzegłam uśmiechniętych od ucha do ucha chłopców. Johnson położył dłoń na moim udzie. Spojrzałam na jego twarz. Siniak wokół oka powoli zmieniał barwę na żółtą, warga również wracała do normy, ale najbardziej i tak rzucał się czerwona rana na ciemnej brwi.
- Załatwialiśmy sprawy - oznajmił G, a przyjaciółka wywróciła oczami. Chłopak podszedł do niej i pocałował w policzek. - Aria, myślałem, że umierasz w łóżku.
- Dzisiaj umieram na sprawdzianie z literatury - oznajmiłam słabym tonem, co wywołało śmiech pozostałych.
- Dobrze się czujesz? - spytał J, dotykając mojego policzka - Jesteś rozpalona.
- To na twój widok - stwierdziłam.
Blondyn uśmiechnął się lekko, po czym dotknął moich ust swoimi. Mruknęłam cicho zadowolona z tego gestu. Moja ręka automatycznie przesunęła się na klatkę piersiową blondyna. Pod palcami czułam szybkie oraz nierytmiczne bicie jego serca.
- Jezu, zlitujcie się! - krzyknął nam Sam prosto do uszu.
Staraliśmy się go zignorować, ale blondyn wcisnął się między nas. Westchnęłam głęboko, patrząc na przyjaciela spod byka. On jedynie wzruszył ramionami i uśmiechnął się głupio.
- Jak było na dywaniku? - spytał Jacków.
Chłopcy spojrzeli po sobie przerażeni, a potem na Wilka znacząco. Gilinsky otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zamknął je z powrotem.
- O czym ty mówisz? - mruknął Johnson.
- No przecież byliście u dyra... - zaczął Sammy, ale zamilknął, gdy Jack uderzył go w żebra. Jęknął głośno. - Coś mi się pomyliło.
- Dajcie spokój, jedynie Brandon okazał się lojalnym przyjacielem, bo opowiedział nam o wszytkim - rzuciłam rozbawiona ich dziecinnym zachowaniem.
- Pozbyliśmy się niepotrzebnych śmieci - oznajmił brunet z szerokim, białym uśmiechem.
Oparł rękę o ścianę, tym samym pochylając się nad Niną. Jego usta zawisły tuż przed jej, a potem połączyły się w pocałunku.
- Fu, przestańcie! - krzyknął Wilk, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Wysłałam znaczące spojrzenie Johnsonowi. Ciągle zastanawiałam się nad idealnym prezentem dla ukochanego. Chciałam, by podczas wyjazdu, miał coś, co będzie mu o mnie przypominało. Mój wzrok przeniósł się na Wilkinsona. Byłam prawie pewna, że będę potrzebowała jego pomocy.
- O czym myślisz? - zagadnął Jack.
- O tym, jak nieczysto zagrałeś, by pozbyć się Lemonda - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie zawsze jestem taki grzeczny, jak się wszystkim wydaje - mruknął, kiedy jego dłoń spoczęła na moim udzie i sunęła ku górze.
*******
Hm?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro