Rozdział 66
Coś dzwoniło i dzwoniło, nie dając mi spać. Z głośnym jęknięciem podniosłam głowę z szarej poduszki, rozejrzałam się dookoła. Wszędzie panowała ciemność, poprzez rozświetlony ekran telefonu dostrzegłam sylwetkę śpiącego Sama na dywanie. Ziewnęłam głęboko, po czym wzięłam komórkę do ręki. Dzwoniła mama.
- Halo? - wychrypiałam zaspanym głosem cicho.
Oparłam rękę o twardy brzuch Jacka, który leżał obok i podniosłam się. By nie obudzić reszty, wstałam i pokierowałam się do jadalni.
- Aria?! Gdzie ty jesteś, do cholery?! - krzyknęła kobieta zdenerwowanym tonem.
Wyjrzałam przez okno. Cała okolica pogrążyła się w spokojnym śnie.
- U Sama - mruknęłam.
- Co ty tam robisz?! - zapytała - Co się stało? Anabelle wróciła do domu zapłakana, nic nie chce nam powiedzieć! Znowu się pokłóciłyście?
- To nic takiego - odpowiedziałam.
Cholera, w tym całym amoku zapomniałam o własnej siostrze. Plotki na pewno się już rozeszły, pewnie rozmawiała z Lemondem. Czy on jej coś powiedział? To byłoby bardzo w jego stylu. Nie dał rady zniszczyć mojego związku, więc zabrał się za więź z bliźniaczką. Nie udało mi się go wyprzedzić, siostra, która również była świadkiem całego zamieszania, całkowicie wypadła mi z głowy. Skupiłam się tylko i wyłącznie na Jacku, a potem na przyjaciołach. Popełniłam błąd, jak mogłam coś takiego zrobić? Czułam kłopoty z Any, więź bliźniaczek.
- Nic takiego? - powtórzyła mama - Czemu nie zadzwoniłaś wcześniej? Czemu jesteś u Sama?!
- Oj, mamo - westchnęłam, próbując ułożyć w głowie dobre kłamstwo, które pokryłoby się z wczorajszymi wydarzeniami - Lemond... Wpadł w szał, była wielka awantura, ale już jest wszystko okej. Anabelle potrzebuje przestrzeni, rano z nią porozmawiam.
- A co z Samem?
- Bal się rozwalił, więc postanowiliśmy pojechać do niego, obgadać to wszystko, a potem usnęliśmy, byliśmy zmęczeni. Przepraszam, mamo, że nie zadzwoniłam - westchnęłam z wyrzutami sumienia.
Kobieta wzięła głęboki wdech, a następnie wydech.
- Zawsze powtarzałam ojcu, że czwórka to za dużo, a on się uparł - mruknęła w końcu, a ja zachichotałam. To oznaczało, że nie była zła, aczkolwiek musiałam się bardziej pilnować.
- Oj, mamo, przynajmniej się nie nudzisz - stwierdziłam.
- Uwierz mi, córko, że bez was również bym się nie nudziła - odpowiedziała z przekonaniem - To ja lecę, zaraz zaczynam nocną zmianę, do zobaczenia jutro w domu.
- Pa, mamo - powiedziałam i wydałam z siebie dźwięk wysyłanego buziaka.
Odłożyłam telefon na parapet, pociągnęłam nosem, po czym oparłam głowę o ścianę. Założyłam ręce na piersi. Czułam mocny ból w gardle, ale nie chciało mi się szukać teraz leków w szafce Wilkinsona. O dziwo, nawet nie miałam ochoty na powrót na kanapę do Jacka. Dobrze mi było tutaj. Przez okno obserwowałam biegającego psa sąsiadów przyjaciela. Z powrotem wzięłam telefon do ręki, kiedy ten wydał z siebie cichy dźwięk. Była druga nad ranem, właśnie dostałam jakieś powiadomienie na Facebooku. Odpaliłam ową aplikację i od razu zobaczyłam zdjęcia z dzisiejszego balu. Były one robione przez zwykłych uczniów, oficjalne fotografie czekały na mnie w aparacie. Koniecznie musiałam się za to zabrać jutro, by nie wkurzać Johnsona.
Jak na zawołanie, poczułam za sobą obecność chłopaka. Blondyn oparł podbródek o moją głowę, a jego dłonie spoczęły na mym brzuchu. Oparłam się lekko o niego.
- Czemu nie śpisz? - zapytał.
- Mama dzwoniła z pretensjami. Cudem uniknęłam kolejnej afery - odpowiedziałam, przeglądając Instagrama.
- Przecież ty tak lubisz pakować się w kłopoty - stwierdził luźnym tonem, a ja mimowolnie wywróciłam oczami - Jak twój policzek?
- Dobrze, jak twoja twarz? - odpowiedziałam. J parsknął.
- Bywało lepiej - mruknął.
Nastała cisza.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o Lemondzie? - zapytał po chwili poważnym tonem.
Westchnęłam głęboko, zastanawiając się nad poprawną odpowiedzią, by nie urazić ukochanego.
- Jack - zaczęłam i odwróciłam się do niego. W tej ciemności mogłam dostrzec blask pięknych, niebieskich oczu. - Jesteś jedną z najważniejszych osób w życiu. Kocham cię, cholernie mi na tobie zależy i panicznie boję się ciebie stracić. - Zobaczyłam ten znaczący uśmiech. - Kiedy to wszystko się zaczęło, najpierw ignorowałam wszelkie sygnały. Bardziej denerwowała mnie Layla. - Wywróciłam oczami zirytowana, a Jack parsknął śmiechem. - Nagle zaczęło być poważniej i poważniej, on nie dawał mi spokoju, potem mnie pocałował, ja kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Bałam się powiedzieć ci o wszystkim, bałam się, że mi nie uwierzysz. A najbardziej bałam się, że mnie opuścisz. Ktoś ciągle staje nam na drodze, wcześniej pokonywaliśmy wszystkie przeszkody, obawiałam się, że tym razem się nie uda.
Spuściłam głowę.
- Źle zrobiłaś, nie mówiąc mi o tym - oznajmił blondyn.
- Wiem - mruknęłam.
- Wtedy by do tego wszystkiego nie doszło - dodał, a ja pokiwałam twierdząco głową.
Johnson westchnął głęboko, przyciągnął mnie bliżej siebie i przytulił.
- Kocham cię, pamiętaj o tym - szepnął - Możemy już iść spać? Muszę zregenerować siły, gdyby znalazł się kolejny gość, który całował moją dziewczynę.
Zachichotałam.
************
Zmęczona weszłam do domu. Była dziesiąta rano. Zajrzałam do kuchni, po czym nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Wszędzie panowała cisza, co mnie zastanawiało. Ten budynek zawsze tętnił życiem, a charakteryzował się chaosem. Nie spałam dobrze. Na kanapie Sama było ciasno, zwłaszcza że musiałam dzielić ją z Jackiem. A z samego rana obudził nas wszystkich Wilkinson, który wprost umierał z głodu i ktoś (Charlie) musiał mu pilnie przygotować omleta z warzywami.
Weszłam na schodki, gdzie spotkałam wesołą Mandy.
- Co na śniadanie? - zapytała.
- Nie wiem, zapytaj tatę - odparłam, ignorując dalszą wypowiedź siostry i ruszyłam do swojego pokoju.
Otworzyłam drzwi cicho, obstawiałam, że Any jeszcze śpi. Ku mojemu zaskoczeniu, bliźniaczka powitała mnie kiwnięciem głowy. Nie wyglądała dobrze. Miała podkrążone oczy oraz roztrzepane włosy. Siedziała w swoim onesie jednorożca na łóżku, w jednej dłoni trzymała kubek z parującą cieczą, a jej smukłe palce sunęły po klawiaturze przy laptopie leżącym obok.
- Hej - mruknęłam.
W ciszy zrzuciłam siebie brudną i wygniecioną sukienkę. Nie chciało mi się iść pod prysznic, wcześniej potrzebowałam krótkiej drzemki lub dwóch odcinków Riverdale i Dynastii. Zarzuciłam na siebie swoje onesie, by pasować do siostry. Dostałyśmy je od babci na święta. Moje miało wzór czarno-białej pandy. Usiadłam na łóżku. Spojrzałam na Anabelle, która w dalszym ciągu siedziała w ciszy. O nic nie pytała? Nie odzywała się do mnie? Rozmawiała z Lemondem? Nie miała o niczym pojęcia?
- Pogubiłam się - oznajmiła, zamykając klapę laptopa z hukiem, aż się przestraszyłam - Nie rozumiem, co się wczoraj wydarzyło?
Westchnęłam głęboko.
- Anabelle... - zaczęłam.
- Nie, poczekaj - przerwała blondynka - Lemond powiedział mi, że podrywałaś go, próbowałaś uwieść, a wszystko zaczęło się od tamtej randki. Opowiadał mi, jak dostawał od ciebie miłosne wiersze, próbował ci się oprzeć, ale najzwyczajniej w świecie nie był w stanie. Całowałaś go, próbowałaś się do niego dobierać.
Byłam w szoku. Chłopak całkiem odwrócił nasze role, co za cham! Brakowało mi słów!
- Any... - zaczęłam ponownie, musiałam się jakoś obronić.
- Jezu, poczekaj - warknęła - Wszyscy inni mówią, że to ciebie Lemond podrywał, potem szantażował, a kiedy J się o tym dowiedział, dostał ataku furii. Na początku uwierzyłam Lemondowi. Tylko coś mi się nie zgadzało. Nie ukrywajmy tego, jesteś nudna, ty nie bawisz się w takie gierki, w życiu nie zaryzykowałabyś związku z Jackiem. I po co miałby Jack bić się z Lemondem? I po co ty miałabyś to wszystko robić? Lemond ostatnio dziwnie się zachowywał, to wszystko by wyjaśniało. Jaka jest prawda, Ario?
- Ignorowałam Lemonda i jego dwuznaczne podteksty, niektóre typy już tak mają, olewałam je, bo bardziej skupiałam się na Jacku - oznajmiłam - Potem mnie pocałował, potem chciał znowu, ale mu nie pozwoliłam i wtedy zaczął mnie szantażować. Johnson wczoraj się o wszystkim dowiedział. Przepraszam, że ci nie powiedziałam. Przykro mi, że Bishop okazał się takim sukinsynem. Proszę, nie gniewaj się na mnie.
Bliźniaczka odstawiła kubek na blat, po czym usiadła obok mnie. Zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła mocno. Opadłyśmy na łóżku i zaczęłyśmy się głośno śmiać.
- Spokojnie, wiesz, że ja się nigdy nie angażuję. Mam już kogoś nowego na oku - oznajmiła.
- No tak, Any bez uczuć. - Wywróciłam oczami.
- To co? Dynastia? I lód na twój policzek?- zaproponowała.
- Czekałam, aż to powiesz.
***********
Kochani, nie załamujcie się, powoli wracam do siebie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro