Rozdział 61
Musiałam kłamać. Przecie nie mogłam wyznać mu prawdy, nie byłam gotowa, on też nie. Powiedziałam, że Anabelle oraz Nate bardzo mocno się pokłócili. Jack się jedynie śmiał z mojej nadwrażliwości, na szczęście nie wnikał w szczegóły. Stąpałam po cienkim lodzie i świetnie zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie miałam innego wyboru. Przez ostatnie kilka dni udawałam, że wszystko jest okej, chociaż nie było. Nate ciągle naciskał na mnie, bym mu wszystko powiedziała, Nina z resztą również. Jedynie Nessie oraz Lottie mnie wspierały, obydwie uważały, że to nic takiego, jedynie pocałunek, do którego zostałam zmuszona. Czułam się rozdarta, naprawdę nie wiedziałam co robić.
Była długa przerwa, więc wolnym krokiem ruszyłam w stronę stołówki. Nie spieszyło mi się, za każdym razem, gdy widziałam Jacka, przypominało mi się to, co mu zrobiłam. Oczyma wyobraźni widziałam naszą huczną kłótnię. Przynajmniej Lemond dał mi święty spokój, najwyraźniej tylko o to mu chodziło. Chciał się na mnie zemścić, przyniosło mu to radość? Celowo zamierzał mnie zranić? Cholera go wiedziała. Cieszyłam się jedynie spokojem, który dostałam.
Zawsze, kiedy napotykały mnie różne trudności, nałogowo wracałam do mojej jedynej pasji, fotografii. Od niedzieli robiłam zdjęcia wszystkiemu i każdemu. Nie rozstawałam się z aparatem, nawet teraz niosłam go na szyi. Dzięki temu mogłam się jakoś wyciszyć, uspokoić oraz odsunąć od siebie myśli. Przynosiło mi to pewnego rodzaju ulgę.
- Witaj, królowo - szepnął znajomy głos do mojego ucha.
Wzdrygnęłam się, od razu czując obrzydzenie. Wywołałam wilka z lasu, cholera jasna. Z wielką niechęcią spojrzałam na Bishopa.
- Zostaw mnie w spokoju - warknęłam.
Znalazłam w sobie jakąś siłę, odwagę, która nie pozwala mi na podporządkowanie się chłopakowi. Żyliśmy w XXI wieku, nie miałam zamiaru tak łatwo się poddać. Nie byłam szarą, cichą, uległą myszką, jak kiedyś. Już nie.
- Ostro - zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki oddech.
Poczułam dłoń chłopaka na moich plecach, która powoli zsuwała się na dół, w stronę krawędzi materiałowych kulotów. Serce zabiło mi mocniej z przerażenia, czułam się bardzo niekomfortowo, jakby molestowana. On przekroczył moją przestrzeń osobistą.
- Powiedziałam ci. Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam, wyrywając się od niego.
Lemond spojrzał na mnie zaskoczony, nie spodziewał się tego ataku. Dobre czasy się skończyły, zamierzałam z nim walczyć. Poczułam, jak pewna siła wstępowała w moje ciało. Czułam okropną złość za to, co Bishop mi zrobił i na jakie rozdarcie skazał. Już nie byłam smutna i zrozpaczona, teraz chciałam się mścić.
- Ale... - zaczął chłopak, kierując nas w stronę schodów, gdzie nie było żadnych uczniów.
- Daj mi spokój! Jesteś jakimś powalonym psychopatą! Myślisz, że co? Wszystko ci wolno? Nie będziesz mnie obmacywał i całował! Pieprz się! - dodałam, czując pulsujący ból głowy z emocji.
Całkowicie tracąc nad sobą kontrolę, spoliczkowałam chłopaka.
- Ty cholerna idiotko! - wrzasnął, łapiąc się za obolałe miejsce, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Zniszczę cię, rozumiesz? Zniszczę cię! - syknęłam, zaraz po tym, jak zbliżyłam się do niego.
Patrzyłam mu prosto w oczy, nie bałam się.
- Tak? - zapytał z uśmiechem - Ciekawe, jak zareaguje twój chłopak na zdjęcie ukazujące nas podczas pocałunku. Twoja siostra chyba też nie będzie zadowolona. A reputacja w szkole? Chyba ją stracisz, nikt nie lubi zdradzieckich suk - dodał.
Patrzyłam na niego zdezorientowana. Zamurowało mnie. O czym on mówił? Zdjęcie? Jakie zdjęcie, do cholery?!
Chłopak patrzył na moją przerażoną twarz i śmiał się z mojego zdezorientowania. Kiedy już nieco się uspokoił, wyjął swój telefon. Wygrzebał fotografię, po czym mi ją pokazał.
- To zdjęcie udało mi się zrobić tylko i wyłącznie dzięki mojemu nowemu przyjacielowi. Chyba go znasz, nazywa się Alex.
Patrzyłam oszołomiona na dwa zdjęcia. Jedno ukazywało nas w szkole, chłopak stał tuż za mną, wyglądało na bardzo intyną sytuację. Dobrze je pamiętałam, to było tuż przed ostatnim posiedzeniem TT. Jak? Drugie natomiast od razu rozpoznałam. Nie było fotomontażem, rzeczywiście się całowaliśmy w moim domu. Ja przyparta do ściany, a on pochylony nade mną. Musiał zrobić selfie, tylko kiedy? Nawt się nie zorientowałam, to prawdopodobnie był moment naszej szamotaniny, ponieważ głowę miałam odwróconą w drugą stronę. Nie sposób było mnie nie rozpoznać. Na szyi widniał naszyjnik, który dostałam od Johnsona. Na poprzedniej fotografii natomiast byłam ubrana w bluzę Jacka. To było najgorsze, te zdjęcia przedstawiały naprawdę mnie.
- Powiedz tylko słówko - rzucił, po czym odszedł.
Stałam tam przerażona. Siła odeszła, zostało jedynie przerażenie. Miał na mnie haka, nie mogłam nic zrobić. Czułam się jak w jakimś zamknięciu, izolacji.
Skąd Lemond i Alex się znali? Razem to uknuli? Obydwoje chcieli mnie zniszczyć? Tylko dlaczego? Powódki Alexa znałam, nie zachowałam się wobec niego najlepiej, ale Bishop? Co ja mu zrobiłam? Czym go zraniłam? A może robił to tak po prostu, dla zabawy?
W końcu się opanowałam i wolnym krokiem ruszyłam do stołówki. Od razu zobaczyłam radosne twarze moich przyjaciół oraz Laylę. Siedziała obok Jacka, rozmawiali ze sobą. Byłam w takim amoku, że ta scena nawet mnie nie ruszyła. Czułam mocny nacisk w głowie, która zaraz miała mi eksplodować.
- Hej, Aria! - krzyknął Sam, rozkładając ręce.
Usiadłam między nim a Johnsonem.
- Co tam? - spytał J.
- Nic ciekawego. - Wzruszyłam ramionami, patrząc na Ninę.
Od razu zorientowała się, że coś się stało, podobnie z resztą Vanessa.
- Co robisz? - zapytałam po chwili zmęczonym tonem, zaglądając w zeszyt blondyna.
- Razem z Laylą organizujemy bal wiosenny - westchnął - Strasznie z tym dużo roboty...
Uśmiechnęłam się słabo. Bal. Już za dwa tygodnie, dziewczyny nie mogły się doczekać, włącznie z Anabelle. Też się do tego w miarę cieszyłam. Musiałyśmy tylko kupić sukienki, znaleźć jakieś fryzury oraz makijaże. To był nasz ostatni bal wiosenny w całym życiu, a zarazem przedostatni. Pozostał jedynie bal pożegnalny z okazji zakończenia liceum.
- Nie mam z kim iść na bal - jęknęła Layla smutnym tonem.
Wiedziałam, co to oznaczało. Chciała wywrzeć na Jacku presję. Marzyła, by ją zaprosił, ale nie miała na co liczyć.
- Nie martw się, niedługo ktoś na pewno cię zaprosi - stwierdził J - Nawet jeśli, to możesz iść z Samem, on też będzie sam.
Wilkinson prychnął głośno zdegustowany.
- O nie, nie. Ja idę z Arią - oznajmił, obejmując mnie ramieniem.
Telefon w kieszeni mi zawibrował. Wyjęłam go dyskretnie i ujrzałam wiadomość od Lemonda. Krew od razu zaczęła krążyć mi szybciej w żyłach.
- Skoro Sam idzie z Arią, to może my pójdziemy razem? - zaproponowała Layla, a ja zmarszczyłam brwi.
Bishop: Milcz, suko. Bo pożałujesz.
Rozejrzałam się z ukrycia i od razu dostrzegłam jego oczy. Siedział trzy stoliki dalej obok Alexa, który pomachał mi z uśmiechem na twarzy. Wzięłam głęboki wdech, odwracając się gwałtownie.
Nina parsknęła śmiechem.
- Jesteś taka głupituka - rzuciła w stronę brunetki.
Nie zareagowałam na te słowa w żaden sposób, w mojej głowie panował istny chaos. Chciałam tylko świętego spokoju. Mogłam milczeć, mogłam nic z tym nie zrobić, mogłam zapomnieć, ale nie chciałam już nigdy więcej z nim rozmawiać, nawet go widzieć! Miałam nadzieję, że tak się stanie.
- Layla, Aria jest moją dziewczyną, to oczywiste, że pójdę z nią - oznajmił blondyn, a ja powróciłam tutaj.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie, a ja oparłam głowę o jego ramię, wdychając cudowny zapach męskich perfum. Lekko musnęłam ustami jego szyję, a J uśmiechnął się szeroko. Cieszyłam się, jak traktował Laylę, czułam się wywyższona. Wkurzona dziewczyna zabijała mnie wzrokiem, aczkolwiek nie przejęłam się tym, wręcz przeciwnie, posłałam jej zwycięski uśmiech. Chociaż jednego problemu się pozbyłam. Mocniej przytuliłam się do ukochanego, nadal jednak czułam złowrogie spojrzenie jego oczu.
************
Krótszy, bo nie wiedziałam, co na końcu wrzucić...
Miałam sprawdzian z polskiego dzisiaj, romantyzm II. Piszę sobie o Wallenrodzie, piszę, a nagle... Hmm, a gdyby tak Aria coś tam, coś tam, coś tam... O, to jest dobry pomysł!
I tak z dobre pięć minut straciłam, ale...
Mam dla was niespodziankę, czekajcie na specjalną okazję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro