Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60

Nie chciałam się jakoś specjalnie stroić na dzisiejszą okazję, to była zwykła kolacja u Johnsonów z moimi rodzicami. Jeśli nie było to nic specjalnego, to dlaczego tak cholernie się stresowałam? Co, jeśli moi rodzice nie polubią mamy Johnson? To byłby dopiero prawdziwy dramat! 

Stojąc przed lustrem, wzięłam głęboki wdech. Dłonią wygładziłam idealnie wyprasowaną, białą koszulę ze złotymi guziczkami oraz czarną kokardką przy szyi. Czarne rurki z wysokim stanem leżały perfekcyjnie na moich nogach, a do tego stroju dopasowałam tego samego koloru botki z futerkiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a na oczy nałożyłam złoty cień. Usta pomalowałam naturalną czerwienią. W uszy włożyłam wykonane ze złota kolczyki w kształcie kół. Jedynie pierścionek od Johnsona mi nie pasował, ale nie mogłam go zdjąć, zwłaszcza dzisiaj. 

- Aria, jesteś gotowa?! - krzyknął z dołu zniecierpliwiony Nathan, a ja mimowolnie wywróciłam oczami. 

Chłopak wepchał się w naszą kolację pod pretekstem dodatkowego wsparcia dla Jacka. Sam blondyn nalegał na towarzystwo mojego brata. Czasami zastanawiałam się, czy aby przypadkiem J nie wolał Nate'a ode mnie. To by wyjaśniało, dlaczego preferował spędzanie czasu w moim domu. 

- Już idę! - rzuciłam głośno i westchnęłam głęboko. 

Przecież nie miałam czym się stresować, mama Johnson już od dawna traktowała mnie jako swoją synową. A to była zwykła niezobowiązująca kolacja, nie oznaczała od razu łączenia pokoleń ani żadnego ślubu. 

Zgarnęłam telefon, po czym włożyłam go do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Dostałam wiadomość, więc przystanęłam na korytarzu, by ją odczytać. 

Jackie: Czekam na ciebie. 

Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym zabrałam się za odpisywanie. 

- Cześć, ślicznotko. - Usłyszałam nagle. 

Pisnęłam zaskoczona, a komórka wypadła mi z ręki. Przede mną stał Lemond z szerokim, flirciarskim uśmiechem na twarzy. Dzisiaj miał na sobie białą bluzę oraz szare dresy ze ściągaczami przy kostkach. Serce od razu zabiło mi mocniej ze strachu. Przełknęłam cicho ślinę. 

- Muszę już iść - wymamrotałam, nie patrząc na niego. 

Schyliłam się, by podnieść telefon. 

- Poczekaj, dawno się nie widzieliśmy - oznajmił i zbliżył się do mnie. 

Kiedy chciałam się odsunąć, natrafiłam na ścianę, do której przywarłam plecami. 

- Lemond, ja mam chłopaka, a ty umawiasz się z moją siostrą - powiedziałam stanowczym głosem, choć w środku byłam naprawdę przerażona.

- Spokojnie, to tylko chwilowe. Niedługo to zakończę - odparł. 

- Zostaw mnie w spokoju - warknęłam i minęłam go. 

Szybkim krokiem ruszyłam do schodów, jednak Bishop złapał mnie mocno za nadgarstek, a ja syknęłam z bólu. Chłopak pociągnął mnie w swoją stronę, a ja odbiłam się od jego klatki piersiowej. Nadal trzymał moją rękę, a ja już wiedziałam, że będę miała siniaka. Jęknęłam głośno, lecz on jedynie się zaśmiał. Poczułam, jak oczy mnie piekły. Zamrugałam kilkukrotnie, by się nie rozpłakać. Lemond był jakimś psychopatą! Czy on nie rozumiał słowa „nie"? Ostatnio naprawdę zaczynał przechodzić samego siebie, łapał mnie gdzieś, gdzie byłam sama i otwarcie podrywał. Miałam naprawdę dosyć, nie wiedziałam, co mam zrobić. 

- Daj spokój, przecież wiem, że tego chcesz. Zawsze chciałaś - dodał. 

Patrzył na mnie znaczącym wzrokiem, potem przymknął powieki, a jego usta naparły na moje. Byłam tak zszokowana tym gestem, kompletnie mnie zamurowało. Zastygłam w bezruchu z szeroko otwartymi oczami. Dyszałam ciężko. Jego wargi były twarde, nieprzyjemne, atakowały mnie. W końcu się opanowałam, zaczęłam ruszać głową na prawo i lewo, byleby pozbyć się jego obrzydliwych ust. Chłopak był jednak silniejszy ode mnie. W akcie desperacji kopnęłam go w krocze, a on odskoczył ode mnie jak oparzony. Wykorzystałam tę chwilę, szybko zbiegłam na dół, gdzie przesiadywała cała rodzina, włącznie z Anabelle. Rodzice oraz Nate już na mnie czekali. 

- Co tak długo? Spóźnimy się! - jęknęła Stella. 

Unikając ich wzroków, zwłaszcza Any, włożyłam płaszcz. Ze spuszczoną głową ruszyłam do wyjścia. 

- Powodzenia! - rzuciła wesołym tonem Anabelle. 

Czułam łzy w oczach, ale trzymałam je twardo. Jakby nie patrzeć, zdradziłam Jacka oraz własną siostrę. Lemond mnie pocałował, całowaliśmy się! Co ja miałam teraz zrobić?! Ale ze mnie idiotka, powinnam była od razu coś zrobić z tym skończonym debilem! 

Weszłam do samochodu, całkowicie ignorując rozmowę toczącą się między moimi rodzicami. Oparłam głowę o okno, a auto odjechało. I jak ja teraz miałam spojrzeć Jackowi w oczy? W co ja się wpakowałam, do cholery? Czy ja naprawdę zdradziłam własnego chłopaka? Nie mogłam mu powiedzieć, on by się wściekł i ze mną zerwał. A może powinnam była mu opowiedzieć o całej tej historii? Ale czy on by mi uwierzył? Nigdy nie poznał Lemonda, nie znał go. 

- Naprawdę aż tak się stresujesz? - zapytałam ze śmiechem Nate, łapiąc mnie za ramię. 

Wzdrygnęłam się zaskoczona i wybudziłam się z rozmyślań. Brat spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby próbował przeczytać moje myśli. Odwróciłam wzrok. 

Lemond zmusił mnie do tego pocałunku, to nie była moja wina. Ale mogłam inaczej na to zareagować, nie pozwolić na to. Zawsze dwie strony były winne. Cholera, co ja miałam teraz zrobić? 

Nim się obejrzałam, tata zaparkował na podjeździe Johnsonów. Wyszłam powoli, byłam jakby otumaniona, myślami całkowicie odbiegłam od rzeczywistości. W mojej głowie siedział tylko ten pieprzony pocałunek. Musiałam się uspokoić, teraz. 

Stanęliśmy przed drzwiami do domu mojego ukochanego. Stella zapukała cicho, a po chwili ujrzeliśmy Jennifer. Przywitała się z moimi rodzicami, następnie  z moim bratem, a potem objęła mnie lekko. 

- Jak miło was widzieć! - powiedziała głośno szeroko uśmiechnięta. 

Zdjęłam płaszcz. 

- Jack jest na górze, przebiera się, bo musi wyglądać idealnie - zachichotała, puszczając mi oczko, a ja wysłałam jej sztuczny uśmiech - Stello, może pomożesz mi w kuchni?

- Tylko o tym marzyłam, kochana! - zaśmiała się moja mama, po czym obydwie zniknęły w drugim pomieszczeniu. 

Tata natomiast z ojcem Jacka ruszyli do salonu, żwawo dyskutując o ostatnim meczu futbolu. Ja i Nate zostaliśmy sami. 

- Co się dzieje? - spytał cicho, stojąc bardzo blisko mnie, prawie stykaliśmy się ciałami. Spuściłam głowę, ponownie czując łzy napływające do oczu. - Aria! 

- Nate, ja naprawdę nie chciałam... - wyjąkałam łamiącym się tonem. 

- Ale co się stało? - powtórzył pytanie niczego nieświadomy Nathan. 

Wzięłam głęboki wdech, jemu mogłam zaufać. 

- Bo... - zaczęłam - Lemond... On ciągle mnie podrywał... 

- Pomylił cię z Any? - spytał, śmiejąc się, lecz spoważniał, gdy zobaczył moją twarz. 

- Nie, on ze mną i z nią... Rzucał do mnie jakieś teksty, a dzisiaj mnie pocałował... - Ostatnie słowa prawie że wyszeptałam. 

- Co?! - krzyknął zszokowany brunet. 

- Nate, proszę, uwierz mi, ja nie wiedziałam, co mam robić, nie chciałam tego - zaczęłam się tłumaczyć jak szalona. 

Chłopak uciszył mnie szybko i przyciągnął do siebie. Delikatnie gładził moje plecy, dobrze wiedział, że mnie to uspokajało. 

- Musisz powiedzieć Jackowi - oznajmił stanowczym głosem. 

- A jeśli ze mną zerwie? 

- Daj spokój, dobrze wiemy, że nie zerwie - powiedział lekceważąco.

- Nate, zdrada to jest coś najgorszego według Johnsona - mruknęłam rozpaczliwym tonem. 

- Przestań tak mówić, masz mu o wszystkim powiedzieć. Teraz idź i się ogarnij, ja już to załatwię z tym pieprzonym Bishopem. Wiedziałem, że będą z nim problemy - westchnął. 

Posłusznie ruszyłam do łazienki. Zamknęłam się od środka i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najlepiej, moje oczy od razu się zaczerwieniły od tych łez, na szczęście tusz się nie rozmazał. Wysmarkałam nos w papier toaletowy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Wyciągnęłam telefon, by opisać całą sytuację Ninie. Potrzebowałam jej wsparcia. Po kilku minutach wyszłam. Wszyscy siedzieli już w jadalni, dlatego tam też się skierowałam. 

- Cześć, kochanie - rzucił uśmiechnięty Jack. 

Szybko podniósł się z miejsca i ucałował mój policzek. W ciszy usiadłam obok niego, od razu poczułam dłoń blondyna na moim udzie. 

- Coś się stało? - spytał po chwili ze zmarszczonymi brwiami. 

- Nie - mruknęłam - Jestem trochę zmęczona. 

Mama Johnson nałożyła na mój talerz pieczone żeberka oraz frytki. Żeby z nikim nie rozmawiać, od razu wzięłam się za jedzenie, chociaż ledwo przechodziło przez moją wielką gulę w gardle.

- Tak się cieszę, że Aria i Jack są razem! - Usłyszałam głos Jennifer, który wybudził mnie z rozmyślań. 

Miałam cichą nadzieję, że to był koniec nękania mnie przez Bishopa. Czego więcej on ode mnie chciał? Dlaczego to robił? Jedna bliźniaczka mu nie wystarczała? To był jakiś zakład? 

- Tylko Jaria - przytaknął energicznie Nathan, przeżuwając frytkę. 

Johnson parsknął śmiechem, na mojej twarzy pojawił się blady cień uśmiechu. Chłopak był taki dobry i kochany, jak ja mogłam mu to zrobić? Jak ja miałam mu o tym powiedzieć? Przecież ta informacja na pewno złamie mu serce!

- A jeszcze kilka miesięcy temu na pewno cieszyłaś się z Anabelle i Jacka - odpowiedziała mama kwaśno, a Jennifer spojrzała na nią zaskoczona. 

- O czym ty mówisz?

- Mamo - fuknęłam zirytowana i zmęczona jej zachowaniem. 

- Cholercia, zapomniałam wziąć kompot z truskawek, który sama zrobiłam! - powiedziała nagle gospodyni domu. 

- Ja pójdę - mruknęłam, wstając. 

Musiałam stamtąd wyjść, chociaż na jedną sekundę. 

- Pomogę ci - dodał Jack, ruszając za mną. 

- Jak bardzo ciężki jest ten dzbanek, że Aria nie da sobie sama rady? - zapytał tata Jack, a wszyscy przy stole wybuchnęli głośnym śmiechem.

W ciszy weszliśmy do kuchni. 

- Aria, co się dzieje? - zapytał poważnym tonem Jack. 

Oparłam się o blat, tyłem do niego. Czułam jego obecność tuż za mną, ale nie mogłam się odwrócić. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy. 

- Nic. 

- Przecież widzę! - wybuchnął - Widzę spojrzenie, jakie posyła mi Nate i twoje unikanie wzroku! Co się stało? - zapytał, łapiąc mnie za nadgarstek lekko. 

Pisnęłam z bólu, odwracając się. Jack spojrzał na mnie zaskoczony. Jego wzrok powędrował w dół, mój także. Na mojej ręce pojawił się fioletowy ślad po palcach Bishopa. 

- Kto ci to zrobił? - zapytał poważnym tonem. 

W końcu spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Widziałam zmartwienie oraz zdenerwowanie blondyna. W końcu spuścił z tonu, wiedział, że nic jeszcze nie powiem. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. Pocałował mnie we włosy. 

Oh, Jack. Co ja zrobiłam? 


************

Dramaaaaa timeeeee 

Jaria przetrwa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro