Rozdział 59
- Gdzie jest Jack? - zapytałam podirytowana, kiedy ponownie usłyszałam pocztę głosową przy uchu.
Rzuciłam telefon na łóżko, po czym sama na nim usiadłam. Zgarnęłam dwa kolorowe zeszyty i włożyłam je do torby. Jutro miałam luźny dzień w szkole, połowa lekcji była odwołana z powodu zawodów hokejowych. Dlatego dzisiejsze popołudnie chciałam spędzić z Johnsonem.
- Aria, Lemond jest taki czarujący - westchnęła rozmarzona Anabelle, leżąc na łóżku - A te jego usta? Cudowne!
Poczułam się nieswojo, nie lubiłam słuchać o tym chłopaku. Przerażał mnie. Od owej sytuacji nic takiego się nie stało, nie licząc ciągłego obserwowania oraz puszczania oczek i kilku dziwnych wiadomości. Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodziło. Oficjalnie był z moją siostrą, ale ze mną również flirtował! Bałam się, że Jack coś ogarnie. Czułam się rozdarta. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć o całej sytuacji, czy po prostu to zignorować, licząc, że Bishop się uspokoi. Jedynie dziewczyny wiedziały o tym, nawet Anabelle nie odważyłam się powiedzieć, nie miałam pewności, czy aby na pewno by mi uwierzyła. Nasze stosunki bardzo się polepszyły, lepiej wręcz by nie mogło, ale... Any była teraz szczęśliwa z Lemondem, chodziła rozmarzona, ciągle o nim rozmawiała, nie chciałam jej tego psuć. I to był problem, który spędzał mi sen z powiek.
- Dziwną masz minę, coś się stało? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami, dokładnie obserwując moją twarz.
Spojrzałam na nią, wybudzając się z własnych myśli.
- Ym... Nie, po prostu się zamyśliłam - odpowiedziałam, jednak siostra chyba mi nie uwierzyła - Zastanawia mnie pewna postać z jednej z książek, które ostatnio przerabialiśmy na literaturze...
- Dobra, dobra, nie wchodzę w szczegóły liteatury - przerwała mi z uniesieniem dłoni, a ja parsknęłam śmiechem. Zawsze wiedziałam, jak ją szybko spławić. - Tylko matematyka.
Ponownie wybrałam numer do Johnsona, jednak po kilku sygnałach znowu odezwała się poczta głosowa. Mimowolnie wywróciłam oczami.
- Czy ten debil nie potrafi przejść dwóch kilometrów?- fuknęłam zła.
- Może fanki go dorwały - stwierdziła ze śmiechem blondynka.
- Na razie nie jest jeszcze aż tak rozpoznawwalny - powiedziałam.
- Zobaczymy, co się będzie działo po trasie - oznajmiła poważnym tonem, a ja spojrzałam na nią znad ekranu komórki.
- Myślisz? - zapytałam niepewnym tonem.
Już zastanawiałam się kilkukrotnie nad naszą przyszłością. Była jedną, wielką niewiadomą. Czy Jack po powrocie do domu zamierzał rzucić studia, jeśli jego sława osiągnie pewien stopień? Twardo się zapierał, że idzie na studia muzyczne lub ekonomiczne, nawet złożył papiery. Ale czy to była jego ostateczna decyzja? Byłam prawie przekonana, że Johnson był w stanie rzucić studia na rzecz sławy. Oczywiście akceptowałam każdą jego decyzję, ale nie zmieniało to faktu, iż trochę się bałam. Nina jednak była w pełni spokojna o Gilinskiego, ale ich związek trwał o wiele, wiele dłużej i przeszli więcej niż my. Westchnęłam głęboko.
- Idę na dół, zaraz się zaczyna American Horror Story - rzuciłam, po czym przejrzałam się w lustrze, zanim opuściłam pokój.
Zamyślona skierowałam się w stronę schodach. Potarłam lekko oczy, by nie ścierać tuszu do rzęs. Pieprzony Lemond! Co on ze mną robił?! Co ja miałam z nim zrobić? Czułam się jak główna bohaterka meksykańskiej telenoweli. I gdzie podziewał się Johnson? Będąc już prawie na dole, do moich uszu doszły męskie krzyki z salonu. Zapewne Nate zaprosił jednego ze swoich durnych, zboczonych kumpli. Kiedy już tam weszłam, zobaczyłam mojego chłopaka. Ubrany w czarną bluzę i tego samego koloru spodnie, grał w jakąś grę na telewizorze razem z moim bratem. Na stoliku przed nimi stała duża, do połowy pusta miska chipsów. Zirytowana stanęłam obok kanapy i założyłam ręce na piersi.
- O, cześć, kochanie - rzucił Jack, zerkając na mnie, po czym ponownie powrócił do patrzenia w ekran.
- Wydzwaniam do ciebie od dobrych dwudziestu minut - warknęłam.
Blondyn przelotnie zerknął na swój telefon.
- Jest wyciszony, przepraszam. Nate mnie wpuścił i od razu zgarnął do gry, nie mogłem odmówić szwagrowi. - Wzruszył ramionami, a ja zachichotałam na nowe określenie mojego brata.
Usiadłam obok ukochanego, po czym położyłam swoje nogi na jego. Przytuliłam się do boku blondyna i złożyłam delikatny pocałunek na jego bladej szyi. Od razu dostrzegłam uśmiech, który przyprawiał mnie o zawrót głowy.
- No tak, najlepiej zwalić wszystko na mnie - mruknął Nate, wywracając oczami.
- Na kogoś muszę - zaśmiał się J.
- Nate, zaraz AHS, wyłącz to już - ponagliłam brata.
- Jeszcze jedna runda - jęknął Jack, aczkolwiek Nathan posłusznie wyłączył grę, a włączył Netflixa.
Blondyn odłożył na stolik joysticka i poprawił swoje włosy dłonią. Następnie spojrzał na mnie, a nasze usta w bardzo krótkim tempie spotkały się w krótkim, przelotnym pocałunku.
- Fuuuu - jęknął brat siedzący obok.
- Właśnie, fuuuu - przytaknęła Any, która akurat zeszła na dół.
Pokazałam jej środkowy palec, a ona jedynie wysłała mi buziaka w odpowiedzi. Dziewczyna poszła po coś do kuchni, zapewne po jakieś jedzenie i picie. Całą trójką, czasem nawet czwórką, jeśli rodzice nie wiedzieli, oglądaliśmy AHS. To była już nasza tradycja, rytuał, więc postanowiłam wciągnąć w to Jacka. Chłopak teraz obejmował mnie jedną dłonią z tyłu, drugą natomiast bawił się moim srebrnym pierścionkiem na palcu, którego nie zdejmowałam nawet pod prysznicem. Blondynka powróciła z pełnym zapasem, ramieniem podtrzymywała telefon i rozmawiała z kimś. Rozsiadła się wygodnie na fotelu, a nam rzuciła paczkę popcornu.
- To się pospiesz, nie będziemy czekać - rzuciła, po czym rozłączyła się, a ja już wiedziałam, że rozmawiała z nasza najmłodszą siostrą.
Po chwili ciszy usłyszeliśmy jej głośny tupot stóp na schodach.
- Jack, co z tym balem wiosennym? - zagadnęła Anabelle chłopaka.
Blondyn jęknął głośno.
- Błagam, dajcie mi spokój, mam już dosyć - rzucił, opierając głowę o zagłówek - Jeśli dyro się zgodzi, za trzy tygodnie będzie.
Bliźniaczka pisnęła uradowana, a ja pokiwałam głową ze śmiechem.
- Cicho! Oglądamy! - fuknęła Mandy, siedząca naprzeciwko Any i wpatrzona w ekran.
Cała nasza trójką ją zignorowała.
- Musimy z Arią iść na zakupy i kupić coś odstrzałowego! - dodała Anabelle.
- Popieram ten pomysł, zrobiłam czystki w szafie i teraz nie mam żadnych fajnych ciuchów - mruknęłam, obserwując dziwną scenę na telewizorze.
- To przyjdź do mojego pokoju, tam tego dziadostwa to jest od cholery - mruknął Nate, a J parsknął śmiechem.
- To chodźmy w przyszły weekend - zarządziła blondynka, a ja przytaknęłam mało zainteresowana.
Skupiłam się na serialu, przestałam słuchać rozmowy toczącej się między moim rodzeństwem a ukochanym. Cieszyłam się, że J i Anabelle zakopali topór wojenny. Ich relacja rozwijała się z każdym dniem Johnsona spędzonym w moim domu, a było ich wiele. Teraz w pełni swobodnie ze sobą rozmawiali, nawet się śmiali. Wiedziałam, że siostra robiła to dla mnie i byłam cholernie jej za to wdzięczna.
- Nic z tego nie rozumiem - westchnął blondyn po kilku minutach ciszy.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, co spotkało się z morderczym wzrokiem Mandy.
- Jezu, Jack! - pisnęła - Okazuje się, że on jest Najwyższym, ale z nim jest coś nie tak i teraz te czarownice próbują ustalić, kim tak naprawdę on jest...
- Dzięki, Mandy, co ja bym bez ciebie zrobił? Jedyna kochana w tej rodzienie - spytał Jack, posyłając jej uśmiech, a dziewczyna się zarumieniła.
Uderzyłam go lekko w żebra, czując urażenie. Poczułam, jak głowa Johnsona ląduje na moich udach. Zmienił pozycję, więc i ja byłam do tego zmuszona. Zmęczony blondyn przymknął lekko powieki, a ja zaczęłam bawić się jego jasnymi, miękkimi kosmykami włosów. J miał ostatnio dużo na głowie, dyrektor tylko wymyślał mu dodatkowe obowiązki, co bardzo go wkurzało. Kłótnia w przyjaźni, jak to nazwał Sammy.
Jack uśmiechnął się jeszcze szerzej.
W spokojnym oglądaniu pełnego napięcia serialu przerwało nam otwieranie drzwi i głośne głosy rodziców.
- Boże, no - jęknęła Anabelle - Nie dadzą nam w spokoju serialu obejrzeć! - krzyknęła, by mama ją usłyszała.
- Cześć, dzieci - powiedziała, zaglądając do pokoju - Cześć, Jack.
- Dzień dobry - powiedział J, szybko się podnosząc, a ja zachichotałam na jego nagłą reakcję.
Chłopak robił wszystko, by Stella go polubiła. Było to długotrwałe i ciężkie działanie, ale zaczęło przynosić pewne efekty. Kobieta powoli dostrzegała, że chłopak naprawdę mnie uszczęśliwiał. Poza tym zrozumiała, że był bardzo miły oraz pomocny. Wszystko zaczynało się układać.
Przysunął się do mnie tak, że prawie siedziałam na jego kolanach. Stella dosiadła się do nas z lekkim uśmiechem.
- Jak w pracy, mamo? - spytał Nate.
- Wylali mojego wkurzającego szefa i dostałam awans - oznajmiła uradowana.
- To świetnie! - pisnęła Ana - Może z tej okazji zrobisz tiramisu?
Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a mama spojrzała morderczym wzrokiem na swoją córkę.
- Ciesz się, Jack, że wybrałeś odpowiednią bliźniaczkę - westchnełą, kręcąc głową.
- Spokojnie, jestem tego w pełni świadom - zaśmiał się i uraczył mnie pocałunkiem.
Brat pisnął słodkim głosem, co rozśmieszyło nas jeszcze bardziej.
- Boże, z wami to naprawdę nie da się nic obejrzeć! - warknęła Mandy, a ja wywróciłam oczami.
- Jack, rozmawiałam z twoją mamą - zaczęła nagle Stella, a ja i Jack wysłaliśmy sobie znaczące spojrzenia. Skąd kobiety się znały? - Bardzo popieram pomysł z tą kolacją, uważam, że musimy się lepiej poznać. Razem z Jennifer ustaliłyśmy kolację na sobotę, pasuje wam?
Ja i J patrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Myśleliśmy, że to tylko taka głupota, najwyraźniej się myliliśmy.
- Już nie mogę się doczekać - rzekł J wyluzowanym tonem, choć wiedziałam, że serce mu mocniej zabiło na tę wieść.
- Mogę też iść? Będę wsparciem dla szwagra! - krzyknął Nate, lecz nie dostał żadnej odpowiedzi.
Nastała cisza, podczas której wszyscy tutaj obecni skupili się na serialu. Nie licząc oczywiście Johnsona, którego jedna dłoń krążyła po mojej nagiej skórze tuż przy linii dżinsowych girlfriendów. Druga natomiast delikatnie trzymała moje kolana tak, bym nie spadła. Oparłam głowę o ramię chłopaka, a on położył swoją na mojej, po tym, jak pocałował mnie we włosy.
- Jezu, znowu to oglądacie? - jęknęła nagle mama, wstając - Wyłączcie to, będziecie mieli potem koszmary po nocach! Jeszcze Mandy w to wciągnęliście...
Stella, kręcąc głową, wyszła z pokoju, a my tylko się śmialiśmy. Przyparłam mocniej do Johnsona, jeśli to było w ogóle możliwe. W związku nie chodziło o to, by chodzić na randki, stroić się i pokazywać swoją miłość. Ważna była każda chwila, którą poświęcaliśmy, byleby tylko być z ukochaną osób, poznawać jej nawyki i wplatać te drobnostki w swoje życie.
*******
Jutro lekarzyk, więc musiałam haha
Nie jest zbyt nudny? Chciałam dać coś spokojnego, na dobranoc :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro