Rozdział 58
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się zmieniło. Na powrót wracało do normy, trochę jak wiosna, która znowu powracała.
Jack naprawdę zmienił swoje zachowanie, widziałam, że wziął do serca moje słowa i pilnował się na każdym kroku. Zauważyłam również pewną różnicę. Wydoroślał. Już nie był tym uroczym chłopcem, którego poznałam kilka miesięcy temu, nie. Teraz stał się poważniejszy, bardziej charakterny, a mi jeszcze bardziej się to podobało. Zastanawiał mnie jednak powód tej nagłej zmiany. Nie chodziło o mnie, nie tylko. Wydawało mi się, że było to spowodowane tą trasą koncertową oraz płytą. Razem z Gilinskym naprawdę ciężko nad tym pracowali i już szykowali się na wyjazd, mimo że miał odbyć się dopiero za niecałe pięć miesięcy.
- Weźmiemy litry szampana i będziemy popijać w trasie - postanowił G z szerokim uśmiechem, a ja parsknęłam śmiechem.
- Zwłaszcza że nie masz jeszcze ukończonych dwudziestu jeden lat - dodała Nina, a chłopak musnął ustami jej policzek.
Nasze spojrzenia się spotkały, nie mogłyśmy powstrzymać się od znaczącego uśmiechu.
- Jak alkohol, to mogę z wami? - spytał Sam, włączając się do rozmowy. Patrzył na chłopców oczkami szczeniaczka, zachichotałam mimowolnie.
- Stary, ja mam dla ciebie lepsze zajęcie w Omaha. Musisz pilnować Arii - zarządził Jack poważnym tonem, a ja pokazałam mu język, bardzo poważne zachowanie.
- Ja sobie sama świetnie dam radę, bardziej martwiłabym się o ciebie - odparłam, po czym wróciłam do wypełniania formularza Sama na studia. Chłopak był naprawdę ode mnie uzależniony, bo nie potrafił prawidłowo zrobić tego sam.
- Aria, nie musisz się o nic martwić, ja się nim zajmę - oznajmił G i puścił mi oczko, obejmując przyjaźnie kumpla.
Nina wybuchnęła śmiechem.
- Ja to się cieszę, że wyjeżdżacie, będziemy mogły w pełni odpocząć na basenie Charlotte - rzuciła, a ja energicznie pokiwałam twierdząco głową.
- Dobrze, że mnie o tym informujecie - mruknęła ruda wpatrzona w ekran telefonu, zapewne pisała z moim bratem, nie mogli wytrzymać ani sekundy bez siebie.
- O, właśnie, my już mamy wszystko ustalone. Imprezy, basen Charlie, imprezy nad basenem Charlie i plaża - dodał Wilkinson.
- Tylko żadnych chłopaków! - Zagroził palcem G, posyłając nam poważne spojrzenia.
Nic sobie jednak z tego nie zrobiłyśmy, zwłaszcza że akurat przechodził Brandon. Pomachałam do niego, a on wysłał mi uśmiech w odpowiedzi. Chłopcy zbili ze sobą piątki, a chłopak ruszył dalej. Johnson patrzył intensywnie na mnie, a ja wzruszyłam ramionami.
- No co? - spytałam w końcu.
- Masz trzymać się Sama, nie jego - oznajmił.
- Jezu, czuję się jak w jakiejś meksykańskiej telenoweli, nasi chłopcy są tacy zaborczy - westchnęłam, wywracając oczami, a Nina zachichotała.
Na korytarzu rozbrzmiał dzwonek na lekcje.
- To co? Do zobaczenia jutro? - spytała Charlotte dla upewnienia, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami. Dziewczyna nawiązywała do naszego jutrzejszego spotkania. Wszystkie brudy z naszej ekipy zniknęły, więc teraz mogliśmy się razem na spokojnie spotkać, bez obawy o czyjeś życie.
Ruda ruszyła do klasy.
- Cholera, czy to może tak być? - zapytał szybko Wilk i podał mi kartkę.
Zaczęłam wszystko dokładnie studiować.
- Pospiesz się, bo nie zdążę na hiszpański, a wtedy ta jędza mnie utłucze! - dodał, a ja oddałam mu papiery.
- Może być - rzuciłam.
Wilkinson pobiegł w stronę schodów, a mnie rozśmieszyło jego zachowanie.
- Dobra, zbierajmy się, przed nami dużo roboty - westchnęła Nina i spojrzała na blondyna, robiąc słodkie oczka.
- O, nie, nie myśl sobie, że cię wypuszczę, bo chcesz iść z Jackiem. Nie było cię już dwa tygodnia na żadnym spotkaniu TT! - Podniósł głos blondyn, a przyjaciółka jęknęła cicho.
- Przykro mi, G - powiedziała, spuszczając głowę, a ja parsknęłam śmiechem.
- O, hej Jack! - Usłyszeliśmy nagle ten irytujący głos należący do osoby, która nadal chodziła za Johnsonem.
Razem z Niną spojrzałyśmy się na siebie, a brunetka zrobiła gest, udając, że wymiotuje. Zachichotałam.
Layla, ubrana w czarny top oraz dżinsy z wysokim stanem, stanęła obok mojego chłopaka.
- Cześć, co tam? - spytał z lekkim uśmiechem Jack, jednak jego wzrok ciągle spoczywał na mnie.
Dziewczyna nadal przyjaźniła się z Jackiem, często go zagadywała, ale zdążyłam zorientować się, że chłopak trzymał ją na pewien dystans. Nie zamierzałam zaprzeczać, cholernie mnie to ucieszyło. Byłam naprawdę dumna z mojego ukochanego.
- Jutro wychodzi ten nowy film z Ryanem Goslingiem, może na niego pójdziemy? - zaproponowała ze słodkim uśmiechem, a ja podniosłam wysoko brwi zaskoczona.
Nina prychnęła, a Gilinsky parsknął śmiechem. Layla jednak nie zawracała sobie nimi głowy. Czy ta dziewczyna była normalna? Zapraszała chłopaka do kina, kiedy obok była jego dziewczyna! Co za suka! Rzucała mi głośne wyzwanie. Zachowałam neutralną minę, ta idiotka nie mogła wyprowadzić mnie z równowagi.
- Wiesz, co, akurat umówiłem się z Arią - oznajmił blondyn, a dziewczyna dopiero wtedy rzuciła mi zezłoszczone spojrzenie.
Rzuciłam jej smutny uśmiech, chociaż tak naprawdę się cieszyłam.
- Przykro mi - dodałam przepraszającym tonem, a brunet stojący obok wybuchnął głośnym śmiechem.
Layla spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- No trudno, może innym razem - mruknęła, odwracając się.
- Nie wydaje mi się - powiedział głośno G, a ja przybiłam z nim piątkę.
Zaimponował mi Johnson, tym bardziej że powiedział, iż spotyka się tylko ze mną, choć nie była to do końca prawda. Jednym krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od niego, po czym przytuliłam mocno chłopaka. On natomiast położył swoje dłonie nisko na moich biodrach.
- Jesteście naprawdę okropni, wiecie? - spytał z westchnięciem.
- Jack, kiedy ty zrozumiesz, że ta laska próbuje cię zgarnąć? - spytała Nina z irytacją w głosie.
- No może rzeczywiście macie rację - stwierdził - Idźcie już, ja skoczę do dyrektora, zostawiłem u niego próbną gazetkę - dodał i odsunął się ode mnie.
Założył plecak na ramiona, po czym szybkim krokiem pomknął w stronę gabinetu dyrektora. Gilinsky oraz Nina patrzyli na mnie intensywnie, a ja kompletnie nie wiedziałam, o co im chodziło.
- No co? - Wzruszyłam ramionami.
- Między wami jest już wszystko dobrze? - spytała dziewczyna, kładąc nacisk na przedostatnie słowo - Nie ma żadnej niedokończonej sprawy?
- Jedna jest - zaśmiał się Gilinsky, a ja spłonęłam rumieńcem.
Obydwoje wiedzieliśmy, do czego nawiązywał jego komentarz, Johnson na pewno mu powiedział. Nina jednak stała zdezorientowana, patrząc to na mnie, to na swojego chłopaka.
- Co? - Otworzyła szerzej oczy zdziwiona.
Zacisnęłam usta w wąską linię i spuściłam głowę mono zawstydzona, podczas gdy brunet śmiał się głośno, nie zwracając uwagi na trwające obok lekcje.
- Skarbie, ja lecę. Przyjdziesz do mnie dzisiaj? - spytał nadal uśmiechnięty Jack.
- A nie możesz ty do mnie? Nie chce mi się do ciebie jechać. - Wywróciła oczami brunetka, a chłopak jedynie pokręcił głową i pocałował ją we włosy.
Następnie Gilinsky musnął ustami mój policzek, po czym ruszył do wyjścia ze szkoły. My natomiast skierowałyśmy się do piwnicy, czekało nas jeszcze dwugodzinne męczenie się ze zdenerwowanym z powodu złego tekstu czy zdjęcia Johnsonem. Naprawdę nienawidziłam tej jego strony, doprowadzała mnie do istnego szału.
- O co chodziło? - zapytała zaciekawiona Nina.
- O Jezu, nic takiego - mruknęłam z zażenowaniem - W niedzielę poszłam do Johnsona, żeby z nim pogadać i w ogóle...
- No wiem, wiem, powiedział, że cię kocha, co z tego? - przerwała mi, bo doskonale wiedziała, że miałam tendencję do przedłużania każdej historii.
- Jak już się pogodziliśmy... - zaczęłam i westchnęłam, nie wiedziałam jak to powiedzieć - Ogarnęła nas fala namiętności...
- Jezu, Aria - zachichotała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią spod byka.
- Byliśmy blisko seksu, ale przerwała nam mama Johnson, która akurat wróciła do domu - dokończyłam, czułam na moich policzkach purpurę.
- O, nie! Mama Johnson weszła w złym momencie! Ale skapnęła się?
- Nie, nie wydaje mi się - odparłam.
Przecież w bardzo szybkim tempie ubraliśmy się i w miarę ogarnęliśmy, zanim zeszliśmy na dół. Jennifer była zbyt pochłonięta przygotowywaniem obiadu, by dokładnie nam się przyjrzeć, aczkolwiek była bardzo zaskoczona, a jednocześnie uradowana z powodu mojej obecności w ich domu, na pewno wiedziała, że ja i J się pokłóciliśmy, przecież to był taki maminsynek.
- Ciesz się, jak nas przyłapała mama G, prawie mnie z domu wywaliła - powiedziała zirytowana, a ja parsknęłam śmiechem.
- Ej, a czy przeszłaś kiedyś przez kolację ze swoimi rodzicami i rodzicami Jacka? Bo mama Johnson coś takiego zaproponowała i ja jestem przerażona - oznajmiłam zgodnie z prawdą, kiedy doszłyśmy do piwnicy. Złapałam za klamkę, jednak drzwi ani drgnęły. - Cholera, zamknięte.
- Nie, nic takiego nigdy nie przyszło nikomu do głowy, dzięki Bogu - powiedziała - Czekaj, pójdę po klucz.
Nina zostawiła mnie samą, więc oparłam się o ścianę i wyciągnęłam telefon. Akurat dostałam wiadomość od Anabelle, ach te mózgi bliźniaczek. Blondynka pisała coś o Lemondzie, który rzeczywiście uwierzył mojej siostrze i teraz kręcili ze sobą na dobre. Szlaban Any się już skończył, więc dzisiaj chłopak zabierał ją na jakiś bal dobroczynny, który organizowali jego rodzice. Zazdrościłam Any, teraz żyła jak królowa.
Nagle poczułam na karku czyjś oddech, a męskie ręce dotknęły moich bioder. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym odwróciłam się do Jacka. Doznałam szoku, kiedy zobaczyłam twarz Lemonda. Od razu zrzuciłam jego dłonie i odsunęłam się. Serce zabiło szybciej, przestraszyłam się.
- Spędziliśmy ze sobą cudowny wieczór, a teraz się ode mnie odsuwasz? - spytał nonszalanckim tonem.
Jezu, on wziął mnie za Anabelle, a ja już się przeraziłam. Idiotka.
- Lemond, to ja, Aria, pomyliłeś mnie z Any - zachichotałam.
- Och, daj spokój, wszyscy znamy prawdę - oznajmił, a uśmiech od razu zniknął mi z twarzy - Z twoją siostrą spędzam miło czas, ale ta randka... - dodał, zbliżając się do mnie, po czym złapał mój podbródek. Byłam przerażona, stałam w miejscu jak zamurowana - Twoja siostra jest dzieckiem, a ty jesteś dojrzałą kobietą.
Po tych słowach musnął ustami mój policzek i odszedł szybko. Oparłam się o ścianę, w mojej głowie panował istny chaos. Dyszałam ciężko, jakbym przebiegła dobrą milę. Co to było? Jezus, Maria! O co mu chodziło?! W jakiej grze uczestniczyłam, co on wyprawiał?! Leciał na dwa fronty?! Dobrze wiedział, że miałam chłopaka! Policzek palił mnie po jego dotyku, czułam obrzydzenie.
- Zamknięte? - Usłyszałam nagle i wrzasnęłam przerażona. Obok stał Johnson, który ze zmarszczonymi brwiami skanował mnie dokładnie.
- Ymmm... Tak - wyjąkałam rozemocjonowana.
- Wszystko okej? - spytał zmartwiony.
Czy ja powinnam była mu powiedzieć? Na pewno by się wkurzył, a ja nie chciałam wywoływać kolejnej afery, dopiero co się pogodziliśmy. Czy by mi wybaczył? Mieliśmy zachowywać się poważnie i dojrzale, a to, co ja zrobiłam, było cholernie głupie, już się o tym przekonałam. Żałowałam. Bardzo żałowałam, ale chciałam to zrobić dla siostry.
- Po prostu mnie przestraszyłeś.
Powoli podszedł do mnie i przytulił. Takie małe gesty, a tak wiele znaczyły.
***************
Taka wena, że mogłabym siedzieć codziennie w domu i pisać!
Niestety to ostatni wieczór wolnego, teraz znowu będzie ciężko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro