Rozdział 52
Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Oparłam czoło o ławkę, byłam cholernie zmęczona. Odetchnęłam głęboko. Dziękowałam Bogu, że to już ostatni dzień tych męczarni. Siedzenie w tej durnej kozie było najnudniejszą częścią każdego dnia. Nie miało kompletnie żadnego sensu, bo przez całe sześćdziesiąt minut siedziałam bezczynnie, zamiast spędzać czas w domu z rodziną oraz lekcjami. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze kwadrans. W sali słyszałam ciche tykanie wskazówek zegara, które ruszały się tak wolno. Starszy nauczyciel siedział przy biurku, sprawdzając testy innych uczniów. Obca mi uczennica o bladej cerze i czarnych włosach z mocnym makijażem ubrana w ciemne ubrania, prawdopodobnie utożsamiająca się z wampirem, patrzyła za okno. W uszach schowała czarne słuchawki, a ich kabelki zakryła włosami. Inny chłopak, siedzący w ostatniej ławce, wykonywał zadania w zeszycie. Johnson natomiast, który opierał się o moją ławkę, pisał coś do szkolnej gazetki. Ja wszystkie swoje prace domowe zrobiłam już dwadzieścia minut temu, napisałam nawet esej na angielski. Nudziłam się jak mops. Nie mogłam skorzystać z telefonu, to groziło kolejnym tygodniem kozy, a ja już nie zamierzałam siedzieć w szkole do szesnastej po południu. Nienawidziłam Jacka, bo to on mnie w to wkopał. Popatrzyłam na blondyna i mimowolnie zagryzłam wargę. Już od dwóch dni próbowałam przeprowadzić z nim trudną rozmowę. Ciągle zastanawiałam się, dlaczego nie powiedział mi o tej trasie koncertowej, co było w tym złego? Przecież chłopak o tym marzył. Próbowałam analizować jego zachowanie wraz z Anabelle, ale nie doszłyśmy do niczego sensownego. No, chyba że próba ucieczki z inną dziewczyną była sensowną wymówką. Any na to wpadła, jej kreatywność nie sięgała żadnych granic.
Jęknęłam głośno sfrustrowana, tym samym przykuwając uwagę nauczyciela oraz blondyna. Chłopak spojrzał na mnie z uniesioną brwią, odrywając się od gazetki.
- Nudzi mi się - mruknęłam, wystukując pomalowanymi na różowo paznokciami o ławkę rytm.
Jack patrzył na mnie przenikliwie, a ja na niego. Prowadziliśmy niemą bitwę na spojrzenia, było to nasze stałe zajęcie. Przypomniała mi się Layla, kręcąca się wokół mojego chłopaka oraz jego trasa, nie wytrzymałam i spojrzałam na nauczyciela. Odniosłam porażkę, pierwszy raz od dłuższego czasu. Oczywiście nie umknęło to uwadze Johnsona, który zmarszczył brwi.
- Coś się stało? - spytał.
Wzięłam głęboki wdech, nie wytrzymałabym dłużej w tej ciekawości.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że wygraliście trasę koncertową, nagranie płyty i teraz spędzacie większość czasu w studiu? - Starałam się, by mój głos zabrzmiał neutralnie oraz naturalnie, nawet uśmiechnęłam się sztucznie, choć w środku czułam się zraniona.
Jack westchnął głęboko, po czym odwrócił się w moją stronę. Przybliżył się, rękoma dotknął mi ud. Pochyliłam się w jego stronę. Blondyn otworzył usta, usilnie się zastanawiając nad odpowiednim dobraniem słów.
- Nie chciałem cię martwić - oznajmił.
Moja mina musiała teraz wyrażać zdezorientowanie. Co to miało wspólnego? Dlaczego miałabym się martwić, przecież to była świetna wiadomość? Zaczęłam się zastanawiać, czy chłopak, aby na pewno miał wszystko okej z głową.
- A czemu bym miała? - zdałam kolejne pytanie powoli.
- Bo to trasa koncertowa. Ja i Gilinsky zwiedzimy całe USA w ciągu trzech miesięcy. Nie będzie mnie tutaj w wakacje, zostaniesz sama. Nie chciałem ci tego mówić, bo dla mnie to będzie coś strasznego. Rozstanie z tobą to najgorsze, co może mnie spotkać. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy tego nie odwołać, ale Gilinsky jest tak cholernie podekscytowany tą trasą, że nie mógłbym go tak zranić - dodał.
O mój Boże, nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Myślałam, że to będzie jakaś mini trasa uwzględniająca może dziesięć koncertów w Omaha i okolicach. Najwidoczniej bardzo się pomyliłam. Całe wakacje bez Johnsona? Nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić! To była nasza ostatnia szansa, by spędzać razem trochę czasu przed studiami. Ja prawdopodobnie zostawałam w Omaha, Ale J marzył o Los Angeles po skończeniu liceum. I nagle się okazało, że wszystkie moje plany legły w gruzach. Byłam bardzo smutna i zawiedziona, ale wiedziałam, że to dla blondyna niepowtarzalna szansa, dlatego musiałam odnaleźć dobre aspekty tej wyprawy po całym USA.
- Och, Jack, daj spokój - rzuciłam lekko i machnęłam ręką - Trzy miesiące to nic takiego, ja i tak przez całe dnie będę wylegiwać się na leżaku przy basenie Charlotte. Popatrz, G i Ninę też dzieli rozłąka, ale się tym nie przejmują. Wiesz dlaczego?
JJ popatrzył na mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczami.
- Nie.
- Bo są silni i pewni uczucia, które ich łączy. I ty też powinieneś być pewny uczucia, które nas łączy. No, chyba że nie łączy nas żadne uczucie - odparłam, a na twarzy chłopaka w końcu pojawił się lekki uśmiech.
- Oczywiście, że jestem pewny uczucia, które nas łączy. Po prostu będę za tobą cholernie tęsknił - przyznał cicho.
- Od czego jest Facetime? Zanim wyjedziesz, wprowadza kolejną wersję iOS, gdzie będziemy mogli się dotykać podczas rozmowy - stwierdziłam.
Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem z powodu mojej głupoty, a nauczyciel uciszył nas gestem ręki.
- Czasami uważam, że powinnaś być pisarką, bo w swoich wypowiedziach zawierasz bardzo mądre teksty. A potem rzucasz coś głupiego i cała ta wizja ciebie jako pisarki znika - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
- Koniec kozy, do zobaczenia w przyszłym tygodniu - oznajmił nagle mężczyzna, wstając, a ja pisnęłam uradowana.
- Boże, w końcu! - rzuciłam.
Zabrałam swoją torbę i szybko opuściłam salę. Blondyn podążał tuż za mną.
- Już nigdy więcej nie sprowadzisz mnie na złą drogę - rzuciłam do niego.
- Daj spokój, było fajnie - powiedział, obejmując mnie ramieniem.
Spojrzałam na niego znaczącym spojrzeniem, a chłopak posłał mi jedynie szelmowski uśmiech. Westchnęłam cicho zrezygnowana.
- Jedziesz teraz do mnie z Samem? Będziemy się uczyć matmy - zapytałam, zmieniając temat.
Wyciągnęłam telefon, by skontaktować się z przyjacielem, który miał na mnie czekać na parkingu przed szkołą. Stanęliśmy przez moją szafką, szybko wyciągnęłam z niej puchatą parkę, ciepłą chustę oraz różową czapkę z dużym, białym pomponem, w której wyglądałam jak debil, ale dostałam ją od babci, więc byłam zmuszona na paradowanie w niej i bycie wyśmiewanej przez Wilkinsona.
- Ta, już widzę, jak się razem uczycie matmy - parsknął blondyn, a ja spojrzałam na niego spod byka - Nie mogę, muszę iść do dyra, a na potem umówiłem się z Laylą. Oprowadzę ją po okolicach, bo kompletnie się tutaj nie odnajduje.
- Ale z ciebie bohater - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Pocałowałam przelotnie chłopaka na pożegnanie, po czym ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Po otwarciu drzwi od razu uderzyło mnie mroźne powietrze. Zamknęłam je za sobą, głośno trzaskając, bo wściekłość ogarnęła całe moje ciało.
Layla była bardzo miłą, niewinną uczennicą, która tydzień temu przeprowadziła się do Omaha. Nie miała rodzeństwa, mieszkała u ciotki i wujka. Nina ją wyśledziła na wszystkich możliwych portalach społecznościowych. Ciągle chodziła po korytarzu z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Była niska, ładna i słodka. Naprawdę nic do niej nie miałam, dopóki nie zorientowałam się, że dziewczyna zbyt często kręci się wokół Jacka. Wczoraj nawet siedzieliśmy razem z nią na długiej przerwie, bo przecież „Layla nie może odnaleźć się w nowej szkole". To była najgorsza sytuacja w moim życiu, zwłaszcza że musiałam patrzeć, jak mój chłopak ciągle z nią rozmawia, rzuca jej uśmieszki i pomaga w lekcjach. Jak widziałam gdzieś tę sukę, to od razu miałam ochotę coś jej zrobić. Na razie to znosiłam, dawałam Johnsonowi tydzień na ogarnięcie się. Jeśli nie miał zamiaru się poprawić, musiałam z nim przeprowadzić miłą konwersację.
Wsiadłam do samochodu Sama.
- Nienawidzę tej pieprzonej Layli! - krzyknęłam sfrustrowana.
- Tak, ciebie też miło widzieć - powiedział ze śmiechem, po czym ostrożnie odjechał spod szkoły.
- Sam, nie śmiej się, Jack zabiera ją na spacerek po Omaha - powiedziałam i złożyłam ręce na piersi, zachowując się jak pięcioletnia dziewczynka.
- Wiem, słyszałem i sam nie wiem, co mam zrobić z tym faktem - westchnął, poprawiając blond włosy z czarnymi odrostami - Chyba pogadam z Jackiem - zarządził po chwili.
Powoli pokiwałam twierdząco głową, przyznając mu rację. Nie mogłam narzucić tego Samowi, bo wyszłabym na zazdrosną sukę. Nie mogłam też zabronić mu rozmowy na ten temat, nie chciałam nim rządzić, chociaż jego plan był dla mnie idealny.
Z radia leciała fajna piosenka, więc zaczęliśmy ją śpiewać, fałszując i przekręcając tekst. Wyglądałam przez okno, obserwując tak dobrze znaną mi okolicę. Spojrzałam na dom sąsiadujący z moim, do którego wprowadziła się nowa rodzina. Odnowili płot, a starszy mężczyzna właśnie zamiatał czysty chodnik. Kobieta, prawdopodobnie jego żona, ubrana w ciepłą kurtkę oraz czapkę, myła okna. Zaciekawiona zerknęłam na skrzynkę, która pojawiła się tutaj prawdopodobnie dzisiaj. Była duża, w kolorze czarnym, a na czerwono ktoś napisał znane mi nazwisko. Nie, to nie mogła być prawda! Skrzynka była ewidentnie nowa, to nie była więc pomyłka! Jasna cholera!
- O mój Boże - szepnęłam zszokowana, kiedy Wilk zaparkował na podjeździe.
- Co? - zapytał zdezorientowany.
Ignorując przyjaciela, wyskoczyłam z samochodu. Popędziłam w stronę drzwi frontowych, nie zważając na małe, zamrożone kałuże wody. Anabelle musiała być teraz w domu, nie było innej opcji. Wpadłam do środka, nawet nie zdejmując butów, okulary od razu mi zaparowały.
- Anabelle! Jezu, Anabelle! Wiesz, co się stało? - krzyknęłam, słysząc głosy w salonie.
Weszłam tam. Siostra siedziała na kanapie. W dłoni trzymała kubek z gorącą herbatą. Uśmiechała się szeroko w stronę chłopaka, który znajdował się obok. Bardzo dobrze go znałam, przecież stalkował mnie w szkole od blisko tygodnia. Zatrzymałam się speszona i zawstydzona swoim zachowaniem. Powolnymi ruchami zaczęłam zdejmować chustę, z tyłu usłyszałam otwierane drzwi.
- Aria! Już jesteś! Pamiętasz naszego przyjaciela z dzieciństwa, Lemonda Bishopa? - zapytała Any, rzucając mi znaczące spojrzenie.
Oczywiście, że pamiętałam. Jakże dałoby się o nim zapomnieć?
**********
Dobrze mi się pisze po dłuższych przerwach.
Mam taki nawał pracy, że nawet nie wiem, za co mam się zabrać.
A Koleje Mazowieckie niszczą mi nerwy oraz psychikę...
Proszę o komentarze, to jedyne pocieszenie dla mnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro