Rozdział 50
- Mam już dosyć - jęknęłam, gdy usiadłam przy naszym stałym stoliku obok Nessie.
Oparłam głowę o drewnianą deskę załamana.
- Co się stało? - spytała Nina zatroskana i dotknęła lekko mojego ramienia.
- Chyba nie zaliczyłam semestralnego sprawdzianu z matmy - rzuciłam wkurzona.
- Chyba? - powtórzyła ruda.
- Tak, przed chwilą go pisałam. - Pokiwałam twierdząco głową, a mój luźny kok na głowie zaczął latać.
- No to jeszcze nic nie wiadomo! Czym ty się przejmujesz? Daj spokój i wyluzuj! Ogarnęłaś te zdjęcia dla Johnsona? - Zmieniła temat Nina.
- Mam, wysłałam mu je wczoraj mailem. Niech sam sobie to wszystko układa, ja nie mam ochoty ani chęci - mruknęłam.
- Rozumiem, że jeszcze nie rozmawialiście? - spytała dla upewnienia latynoska.
- Ciekawie kiedy, skoro nawet go nie widziałam - odpowiedziałam - Właśnie, gdzie jest ta święta trójca?
- Cholera wie, ja z Gilinskym też się nie widziałam od imprezy - oznajmiła Nina - I u mnie też nic nowego.
- Oni są jacyś ostro powaleni - stwierdziła Charlie - Ale nie rozmawiajmy i nie myślmy o tym, jest milion lepszych tematów.
- Łatwo ci mówić, twój chłopak jest normalny - warknęła wkurzona Nina.
Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
- Uwierz mi, mój brat nie jest normalny - oznajmiłam poważnym tonem.
- To chyba genetyczne - zaśmiała się Nessie, a wraz z nią dziewczyny. Chcąc nie chcąc, również do nich dołączyłam.
Kiedy się nieco uspokoiłyśmy, wyjęłam zeszyt i zaczęłam obliczać monotoniczność funkcji kanonicznej.
- Jezu, jeśli nie zaliczę matmy, będę miała przewalone - mruknęłam po kilku minutach.
Lottie wzięła mój zeszyt, chcąc wszystko przeskanować.
- Całkiem nieźle ci idzie, zawsze radziłaś sobie z matmą, co się stało? To Jack? - spytała.
- To funkcja kwadratowa - warknęłam.
- Jest dopiero poniedziałek, a ja już mam dosyć - westchnęła Nina, a ja przytaknęłam jej.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, za pięć minut rozpoczynała się lekcja. Uczniowie powoli opuszczali stołówkę. Rozejrzałam się dookoła, by znaleźć siostrę, lecz nigdzie jej nie dostrzegłam. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie, więc zaczęłam uważniej patrzeć na innych. Przy stoliku znajdującym się w kącie pomieszczenia siedział chłopak z dwoma dziewczynami. Rozmawiali, ale on ciągle na mnie zerkał. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, szybko odwrócił wzrok. Zmarszczyłam brwi zaintrygowana.
- Van, kto to jest? - zapytałam cicho, dyskretnie wskazując ową postać.
Latynoska słynęła z tego, że znała prawie każdą osobą w szkole i potrafiła o niej powiedzieć co najmniej trzy zdania. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że ma cały segregator wypełniony zdjęciami i informacjami o wszystkich, który prowadzi od kilku lat.
Dziewczyna wychyliła się lekko i zmrużyła powieki. Patrzyła przez chwilę na tego osobnika, a jej twarz wyrażała pełne skupienie. Parsknęłam śmiechem, co spotkało się z jej morderczym wzrokiem.
- Nie mam bladego pojęcia - powiedziała w końcu.
- Ty? Co się z tobą stało? - zapytała zszokowana Charlotte - Ness, jesteś chora? - dodała, łapiąc przyjaciółkę za policzki i patrząc jej głęboko w oczy.
Ja i Nina wybuchnęłyśmy głośnym, niepohamowanym śmiechem, przez co kilka osób posłało nam pogardliwe spojrzenia.
- Weź, się odwal, wariatko - warknęła latynoska i odsunęła się od niej na bezpieczną odległość - Jestem prawie pewna, że to jakiś świeżak, nigdy wcześniej nie widziałam jego twarzy w naszej szkole. Swoją drogą, jest całkiem niezły.
Całą czwórkę obczaiłyśmy go wzrokiem. Vanessa miała rację, chłopak był całkiem przystojny. Miał na sobie czarną bluzę z logo popularnego zespołu oraz tego samego koloru spodnie. Na jego stopach widniały białe, podniszczone trampki. Miał ciemne, brązowe, długie włosy ułożone do góry, niektóre kosmyki opadały mu na czoło. Uśmiechał się szeroko do jednej z dziewczyn. Wyglądał znajomo, byłam przekonana, że już wcześniej gdzieś go spotkałam. Wizja ta była jednak bardzo odległa, jakby stało się to w innym życiu.
- Dobra, laski, koniec chłopaków, zbierajmy się na lekcje - rzuciłam i wstałam.
Wrzuciłam wszystkie pierdoły do torby i, nie czekając na przyjaciółki, wyszłam z bufetu. Musiałam jeszcze dotrzeć do swojej szafki, a nie chciałam spóźnić się na przyrodę z najgorszą nauczycielką. Kiedy już tam doszłam, zadzwonił dzwonek. Przeklęłam w myślach, otwierając metalowe, niebieskie drzwiczki. Wyjęłam odpowiedni folder z notatkami, po czym zamknęłam szafkę, trzaskając głośno. Poczułam wibracje telefonu, ale zignorowałam je. Uniosłam głowę i przystanęłam nagle. Chłopak ze stołówki opierał się o ścianę i patrzył na mnie. Już chciałam do niego podejść i zapytać się, czy ma jakiś problem, jego zachowanie z pewnością nie było normalne. Musiałam jednak iść dalej, więc poszłam wzdłuż korytarza, zupełnie go ignorując. Kto to był? I dlaczego za mną chodził? Poczułam się jak w tym horrorze: Coś za mną chodzi.
Byłam tak zamyślona tym gościem, że nawet nie zorientowałam się, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Dopiero gdy poczułam mocne popchnięcie, krzyknęłam przestraszona.
- Cicho, zanim się zorientują. - Usłyszałam znajomy głos.
- Co ty robisz, Jack? - spytałam zdezorientowana oraz wkurzona. Nie doczekałam się jednak odpowiedzi.
Chłopak ciągnął mnie na tyły szkoły, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, tylko kąciki ust lekko drgały, jakby powstrzymywał się od uśmiechu. Posłusznie szłam za nim, chociaż moja irytacja wzrastała z każdą sekundą. Co on sobie myślał? Że może wyrwać mnie z lekcji i co?
Blondyn rozejrzał się po korytarzu, po czym szybko otworzył drzwi ewakuacyjne i wyszedł, a ja wraz z nim. Znajdowaliśmy się w niedużym, zaszklonym patio, które było używane głównie przez nauczycieli. Usiedliśmy na ławce stojącej pod ścianą. Wokół nas rosło wiele roślin. Hodowały je tutaj klasy przyrodnicze, potem prowadzili różne eksperymenty z nimi związane.
- Możesz mi wytłumaczyć, co my tutaj robimy? - spytałam chłodnym tonem.
- Chciałem się z tobą spotkać - odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Spojrzałam na niego znacząco. - No co?
- Jack, mam teraz przyrodę, nie mogę sobie tak po prostu opuszczać lekcji w środku dnia! - oznajmiłam, podnosząc głos.
- Och, daj spokój, powiem, że musiałaś siedzieć w redakcji - odparł i machnął ręką. Patrzył na mnie wyczekująco, ale ja ciągle byłam zirytowana jego ostatnim zachowaniem. - Coś się stało?
- Nie, coś ty - rzuciłam sarkastycznie.
- Aria, proszę - mruknął blondyn. Złapał moją rękę, a ja nie wyrwałam jej. Delikatnie zataczał kciukiem na niej wzorki, często to robił, a mi się to cholernie podobało.
- Jack, ty jesteś taki głupi czy udajesz? - spytałam złośliwie. On naprawdę nie pamiętał o swoim debilnym tekście? Myślał, że o tym zapomnę? Nie, ja taka nie byłam. Za swoje błędy trzeba płacić, nie zamierzałam tego puścić w niepamięć.
- Chodzi o imprezę? Bo mało z niej pamiętam - przyznał ze wstydem. Na jego twarzy dostrzegłam zmieszanie.
- Och, czyli nie pamiętasz, że zaprosiłeś mnie do łóżka na szybki numerek? - spytałam.
Johnson popatrzył na mnie zaskoczony, jego policzki oblały się krwistą czerwienią. Spuścił głowę, nie był gotowy, by spojrzeć mi w oczy.
- Przepraszam, byłem pijany, razem z chłopakami świętowaliśmy wygrany konkurs - mruknął cicho.
- Jack, to niczego nie usprawiedliwia - odpowiedziałam, po czym westchnęłam.
Przeczesałam dłonią włosy. Czułam wiele emocji naraz. Przede wszystkim byłam zmieszana, ale też wkurzona, smutna oraz zmartwiona.
- Aria - zaczął blondyn, po czym nastała chwila ciszy. Potem spojrzał na mnie i złączył nasze dłonie. - Pewnie to wiesz, ale cholernie mnie kręcisz. Jestem w tobie naprawdę zakochany i nic nie mogę poradzić na to, że pociągasz mnie fizycznie. Przepraszam, że to powiedziałem, ale naprawdę nie miałbym nic przeciw temu, by zobaczyć to nagie ciało w swoim łóżku. - Ostatnie słowa już wyszeptał, a nasze twarze dzieliły centymetry.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Zamknęłam oczy i złączyłam nasze usta w krótkim, namiętnym pocałunku. Złapałam go za kark, by przyciągnąć bliżej. On natomiast przeniósł swoje ręce na moje uda. Tę intymną chwilę przerwały nam drzwi, które otworzyły się nagle.
- A co tu się dzieje? - krzyknęła nauczycielka, a my oderwaliśmy się od siebie - Nie powinniście być teraz na lekcjach?!
Cholera jasna!
Spojrzałam na Jacka przerażona.
- Ymm... Omawiamy sprawy dotyczące szkolnej gazetki - skłamał gładko blondyn.
- Właśnie widziałam. - Pokiwała powoli twierdząco głową kobieta. - Zapraszam was do kozy przez najbliższy tydzień - dodała, po czym rzuciła nam ostateczne spojrzenie i wyszła.
Byłam wściekła. Nie dość, że miałam tyle nauki, to jeszcze musiałam siedzieć w kozie! A to wszystko przez Johnsona!
Szybko wstałam i ruszyłam do wyjścia.
- Idę na lekcję - powiedziałam.
- A co łóżkiem? - zapytał.
Z triumfalnym uśmiechem, odwróciłam się do blondyna. Wygięłam usta w sztuczną podkówkę.
- Och, Jacky, długo jeszcze poczekasz na łóżko. A to wszystko przez twoje teksty i kozę - oznajmiłam.
Zanim wyszłam, usłyszałam tylko jego głośne jęknięcie.
************
Jeśli ktoś się zna na komputerach, proszę o szybki kontakt!
O tego zależą kolejne rozdziały!
A tak ogólnie, to proszę o jakieś opinie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro