Rozdział 45
Już w poniedziałek wszystko się zmieniło, zamieniliśmy się rolami. Tyler podpisał ugodę, więc już leżał w pokoju na łóżku, oglądał seriale i obżerał się słodyczami, ja natomiast od kilku godzin siedziałam na komisariacie z rodzicami oraz prawnikiem. W pokoju obok była Vanessa, ale nie mogłam się z nią skontaktować. Byłam prawie pewna, że Johnson również tutaj trafił po tym, jak okłamałam policję. Czułam się jak w jakimś filmie, ta sytuacja była tak odległa od mojej rzeczywistości. Miałam już dosyć, tak po prostu. W nocy nie mogłam spać, przez kilka godzin rozmawiałam z Nessie, by ustalić jakieś konkretne alibi. Ciężko było nam złączyć wszystkie elementy, by stworzyć i przedstawić jasny, logiczny plan wydarzeń.
- O której godzinie dokładnie wyjechała pani z domu? - spytał młody policjant, wywiercając we mnie dziurę swoim spojrzeniem.
- Nie wiem dokładnie, zaraz po tym, jak zadzwoniłam do Vanessy. To była jakaś 10.37? - rzuciłam trochę pytającym tonem.
Byłam naprawdę zirytowana, bo funkcjonariusze zadawali mi te same pytania kilkukrotnie. Jednocześnie napędzało mi to większego stracha, przecież mogłam coś pomylić.
- W jakim celu pani do niej zadzwoniła? I co się stało potem?
Westchnęłam głośno.
- Umówiłyśmy się z Johnsonem. Zadzwoniłam do niej, by powiedzieć, że już wyjeżdżam. Potem okłamałam rodziców, by wymusić na nich wyjście i pojechałam samochodem do niej.
- Dlaczego dzwoniła pani do pani Vanessy aż siedmiokrotnie? Z tego, co udało nam się ustalić, wynika, że dystans między domami to raptem pięć minut drogi. Między połączeniami telefonicznymi jest natomiast kwadrans różnicy. Skąd to wynika?
Ostentacyjnie spojrzałam w prawo, udając, że się zastanawiam chwilę.
- Trochę minęło, zanim wyszłam z domu i odpaliłam samochód. Poza tym nie jestem jakimś dobrym kierowcą, więc jeżdżę wolno, zwłaszcza po zmroku, bo mam słaby wzrok. Kiedy dojechałam na miejsce, trochę na nią czekałam, zanim zadzwoniłam - powiedziałam powoli, uważnie dobierając każde słowo.
Zerknęłam w stronę rodziców, którzy siedzieli przy stoliku i słuchali mnie uważnie. Tata jedynie wysłał mi pocieszający uśmiech. Mama unikała mojego wzroku. Od soboty nie zamieniła ze mną ani jednego słowa, tratowała mnie jak powietrze, coś zbędnego, kompletnie niepotrzebnego. Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Przepraszałam ją wielokrotnie, próbowałam rozmawiać, ale wszystko szło na marne. Czułam się z tego powodu naprawdę okropnie. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Nigdy nie spodziewałabym się, że takie kłamstwo wpłynie w ten sposób na naszą relację. Nate okazywał mi ogromne wsparcie, Mandy również, nawet Anabelle była przy mnie. Nie mogłam się teraz na tym skupiać, musiałam wybrnąć z tego bagna. Rozumiałam, że Tyler chciał się ratować, ale cholera jasna! Z nim też czekała mnie trudna, szczera rozmowa w domu. Zakładając oczywiście, że policjanci łykną moje kłamstwo i puszczą mnie do domu. Martwiła mnie też Vanessa. Ona była tam dłużej, inni mogli ją widzieć, może pojawiła się na jakimś zdjęciu? Modliłam się o dobre zakończenie tej sprawy.
- Dobrze. Rozumiem, że potem pani pojechały do Jacka Johnsona i zostały tam aż do rana? - zapytał mężczyzna, czytając raport.
- Tak - przytaknęłam cicho.
- Pani zeznanie składa się w spójną całość, nie licząc dwóch elementów.
Na te słowa serce zabiło mi szybciej. Starałam się nie dać po sobie nic poznać. Przełknęłam cicho ślinę. Wszystko było idealnie dopracowane, myśleliśmy nad tym bardzo długo. O czym zapomnieliśmy? Wiedziałam! Nie dało się oszukać policji, takie sytuacje zdarzały się tylko w tanich, amerykańskich filmach!
- Dlaczego pani kuzyn, Tyler Macpherson zeznał, że brała pani udział w nielegalnych wyścigach? - zapytał, a ja odetchnęłam z ulgą. Na to pytanie też miałam gotową odpowiedź.
- Nie wiem do końca. Zawsze byliśmy jak rodzeństwo, zwłaszcza po jego tymczasowym zamieszkaniu w domu. Wydaje mi się, że obarcza mnie winą. Tyler... Miał trudną przeszłość spowodowaną przez ciężki charakter, przeszedł przez wiele nieudanych miłości. On i Vanessa... Ymm... Na początku było fajnie, ale on potem chciał czegoś więcej, Nessie miała kogoś innego na oku, odrzuciła go...
- Co pani ma z tym wspólnego? - przerwał mi szybko, zapewne mu się spieszyło.
- To ja próbowałam ich zeswatać, to było, zanim dowiedziałam się o chłopaku Vanessy. Pewnie chce się na nas zemścić. On nie do końca potrafi poradzić sobie z odrzuceniem - dodałam smutnym tonem, choć ta część mojej wypowiedzi była prawdą.
Policjant zapisał to sobie na kartce, a ja wytężyłam wzrok, by przyjrzeć się zdjęciom osób poszukiwanych, które wisiały na tablicy za mężczyzną. Do tych czarno-białych fotografii kompletnie nie pasował pomarańczowy kolor ścian ani jasne, drewniane meble.
- Dobrze, jeszcze jedno pytanie i jest pani wolna - oznajmił w końcu - Dlaczego pojechała pani wraz z panią Vanessą do pana Jacka? Rozumiem, łączy was związek. A pani Vanessa? Co ona ma z tym wspólnego?
O nie, cholera jasna! Zagiął mnie. Nie pomyślałam o tym, a to była podstawa! Zagryzłam wargę, musiałam wymyślić coś na szybko. Tylko co? Policjant spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi, więc zaczęłam mówić cokolwiek, zupełnie jak w szkole, gdy nie znam odpowiedzi na pytanie nauczyciela.
- Wie pan... Vanessa ma teraz wiele problemów, zwłaszcza rodzinnych. Do tego dochodzą te wysiedlenia cudzoziemców ze Stanów. Ona się boi, że będzie musiała opuścić Omaha. Z rodzicami też nie układa się jej najlepiej, nie lubi przebywać w domu. Chciałam, by... By się trochę rozerwała, nie myślała o tym wszystkim, bo widziałam, jak ją to zżera od środka. Jack też nie miał nic przeciwko. Nessie jest naszą przyjaciółką, wie pan? Chcemy dla niej jak najlepiej. To dobra osoba, zawsze rzuca wszystko, by pomóc innym, więc chciałam, by ktoś zrobił dla niej to samo. Ona na to zasługiwała.
Nastała pełna napięcia cisza, a ja w głowie odprawiałam modlitwę do Boga. Naprawdę musiałam zacząć chodzić do kościoła, może wtedy Bóg by się tak nade mną nie znęcał?
- No dobrze, dziękuję za pani zeznania, zwłaszcza te interesujące psychologizmy postaci. Odezwiemy się do pani w razie pewnych niedociągnięć. - powiedział w końcu facet. Czy to znaczyło, że uwierzył w to wszystko?
Powoli się podniosłam, całe nogi miałam zesztywniałe.
- Czy ja pójdę do więzienia? Czy będę miała sprawę? - zapytałam, oczekując jaśniejszych odpowiedzi.
- Musimy porównać wszystkie zeznania, by sprawdzić zgodność. Na moje oko, jest pani wolna - oznajmił i uśmiechnął się do mnie.
Odetchnęłam z głośną ulgą i złożyłam dłonie w geście modlitwy.
- Dziękuję - rzuciłam.
Odwróciłam się do rodziców. Mama patrzyła w ścianę, a tata od razu mnie przytulił.
- Byłaś taka dzielna - stwierdził, po czym pocałował mnie w czoło, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Wyszliśmy z pomieszczenia na pusty korytarz, a ja w końcu dałam upust swoim emocjom. Przetarłam oczy, by się nie rozpłakać. Miałam ochotę krzyczeć, ale nie mogłam. Uśmiechnęłam się szeroko, bo chyba się udało. Miałam nadzieję, że Nessie też poszło dobrze. Ona była pod o wiele większą presją. Sam fakt, że uciekłyśmy policji, a potem jeszcze udało nam się ją okłamać i uniknąć wszelkich konsekwencji, był nie do przebicia. Cholera, naprawdę to zrobiłam! Nadal nie mogłam w to uwierzyć.
- Mamo, a ty nie masz mi nic do powiedzenia? - zapytałam nagle, kiedy opuściliśmy posterunek policji.
- Tylko to, że nie tak cię wychowaliśmy. Wykradłaś się z domu, by nocować u chłopaka w wieku siedemnastu lat, to zachowanie jest skandaliczne, zawiodłam się na tobie. - Jej słowa były jak ostrze przebijające moje serce. Jednocześnie wściekłam się.
- Naprawdę, mamo? Bo nocowałam u swojego chłopaka? Dlaczego ty nie możesz po prostu zaakceptować naszego związku? - zapytałam podniesionym głosem, bo już nie mogłam milczeć. Szybko zeskoczyłam z szarych schodków, by móc stanąć z nią twarzą w twarz.
- Masz siedemnaście lat, a zachowujesz się jak dorosła! - krzyknęła.
- A ty zachowujesz się jak dziecko! - warknęłam - Nie możesz zrozumieć, że jestem zakochana w Jacku? A on we mnie? Nie możesz tego zaakceptować?! Nie dziw się, że się wymykam, skoro nawet nie mogę z nim spędzić czasu w domu bez twoich min i komentarzy, jakie to niestosowne! Daj spokój, mamo! Bo nie zerwę z nim, tylko dlatego, że ty tego chcesz! Dostosuj się!
- Bardzo dobrze - powiedziała tata.
Odwróciłam się od nich na pięcie, po czym ruszyłam na najbliższy przystanek autobusowy. Musiałam zadzwonić do Vanessy. I Jacka.
************
Zaraz dostanę ocenę z polskiego z romantyzmu, jakie emocje!
A jakie emocje po rozdziale?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro