Rozdział 44
- Aria, pierwsza miesięcznica to najważniejszy moment w całym związku, a ty chcesz go tak po prostu zniszczyć? - zapytał Nate.
Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Chłopak nigdy nie miał tendencji do opowiadania mi o związkach, więc byłam zaskoczona jego przejęciem.
Brat był zirytowany, bo dzisiaj wypadała miesięcznica moja i Johnsona. Na początku blondyn miał wymyślić coś niesamowitego i oryginalnego, ale potem zachorowałam. Nadal nie czułam się najlepiej, chociaż kaszel już niknął, zostawiając za sobą tylko ból gardła oraz chrypę. Dlatego też zaproponowałam Jackowi spędzenie wieczoru u mnie, na co przystał z wielką chęcią. Chłopak miał ciężki tydzień, pełen sprawdzianów, kartkówek oraz załatwiania wielu spraw, z czym ledwo sobie radził. Okazało się, że połączenie gazetki, obowiązków przewodniczącego szkoły oraz drużyny nie było takie łatwe, jak mu się z początku wydawało. Kiedy Jack mi się żalił, ja mu współczułam, choć w głębi duszy miałam poczucie satysfakcji. Sam chciał, prawda?
Włosy zaplotłam w dwa warkocze, a usta poprawiłam różowym błyszczykiem.
- Gdzie są rodzice? - zapytałam nagle, zmieniając temat.
- Pojechali do Tylera, dzisiaj sobota. Czyżby nie wiedzieli o odwiedzinach twojego ukochanego? - zapytał, podnosząc brwi.
Westchnęłam zakłopotana, gdyż był to bardzo trudny temat. Moja mama nie lubiła mojego chłopaka i okazywała niechęć do niego na każdym kroku. Tata był obojętny jak zwykle. Za to go uwielbiałam.
- Muszą się przyzwyczaić - stwierdziłam lekceważąco.
- Już widzę twarz mamy, gdy zobaczy na swojej kanapie Johnsona! O ja, muszę to nagrać! - krzyknął, wybuchając głośnym śmiechem.
Odwróciłam się zirytowana, po czym zgarnęłam pierwszą lepszą rzecz i rzuciłam w brata. Szczotka do włosów trafiła prosto w jego czoło. Nate wrzasnął zaskoczony.
- Powaliło cię?! Będę miał siniaka! - dodał, masując obolałe miejsce.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać, bo dla mnie była to komiczna sytuacja.
- To za moją rękę - rzuciłam, nawiązując do wydarzenia sprzed kilku tygodni.
- Dobra, idę sprawdzić, co robi nasza siostra. Pod nieobecność rodziców, ktoś musi zarządzać tym cyrkiem - mruknął, wychodząc.
Na moje szczęście, Anabelle dzisiaj nocowała u Mii. Nie wydawało mi się, by był to przypadek. Prawdopodobnie nie chciała spotkać mnie i Jacka. Zaczęłam się zastanawiać, czy dziewczyna przypadkiem naprawdę coś do niego poczuła. Na samą wzmiankę o nim zastygała w bezruchu. To było naprawdę dziwne, ale ja nie chciałam teraz o tym myśleć.
Johnson miał się zaraz pojawić, więc wyciągnęłam z szuflady małe pudełeczko owinięte czerwoną wstążką. W środku znajdował się zegarek na rękę z drewnianą tarczą oraz czarnymi, materiałowymi paskami. Miałam nadzieję, że mu się spodoba. Chyba nigdy nie widziałam go z zegarkiem na nadgarstku. Sobie z resztą kupiłam podobny, w kolorze różowym.
Spojrzałam na prezent, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie, kiedy poznałam Jacka. Od razu zwróciłam uwagę na jego wygląd, zwłaszcza na włosy oraz uśmiech. I był taki miły! Chyba nie żałowałam tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło. Zrozumiałam, że teraz byliśmy silniejsi, byle kłótnia nie mogła nas rozdzielić.
- Aria! Jack przyszedł! - krzyknął z dołu Nate.
Po raz ostatni przejrzałam się w lustrze, a kiedy stwierdziłam, że wyglądałam dobrze, zeszłam na dół.
- Cześć, kochanie. - Usłyszałam, gdy weszłam do kuchni.
Jack siedział przy wyspie kuchennej i prowadził konwersację z moim bratem opartym o blat. Blondyn ubrany był w czarną bluzę z kapturem oraz dwoma sznurkami. Do tego założył tego samego koloru spodnie dżinsowe oraz białe trampki. Podeszłam do niego, po czym pocałowałam go w usta.
- O Jezu - mruknął Nathan, a ja zachichotałam.
- Co robi Mandy? - zapytałam, odwracając się do brata.
- Zabarykadowała się w swoim pokoju i ogląda jakiś dziwny serial - oznajmił.
Pokiwałam powoli twierdząco głową, po czym spojrzałam na Jacka. Nastała niezręczna cisza. Chciałam, żeby Nathan już poszedł, więc wysłałam mu znaczące spojrzenie.
- Co?
- Wiosło - mruknęłam sarkastycznie.
- Dobrze by było, gdybyś zrobiła kolację. Rodziców nadal nie ma - stwierdził, a ja podniosłam brew.
- Tak? - rzuciłam pytającym tonem - Ja jestem zajęta, ale widzę, że tobie to się ewidentnie nudzi - dodałam - Chodź.
Złapałam go za rękę, po czym pociągnęłam w stronę schodów.
- Jeszcze raz za to przepraszam, rozwaliłam całe plany - mruknęłam ze skruchą.
Otworzyłam drzwi do pokoju Nathaniela, który już zaczynał mi ciążyć. Obecnie wyglądał komicznie, obok łóżka leżał dmuchany materac należący do Tylera. Na parapecie walały się moje kosmetyki, a szafa nie domykała się z powodu nadmiaru ubrań całej trójki.
- Daj spokój, to nic takiego. Dla mnie najważniejsze jest spędzenie czasu z tobą - oznajmił, a ja zarumieniłam się.
Wysłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił. Kichnęłam, po czym usiadłam wygodnie na łóżku. Johnson natomiast zaczął rozglądać się po pokoju, zwracając szczególną uwagę na zdjęcia stojące na biurku oraz komodzie.
- Byłaś słodkim dzieckiem - stwierdził, kiedy ja szperałam w komputerze.
- Skąd wiesz, że to ja? - spytałam podchwytliwie.
Byłam pewna, że chłopak zmiesza się i rzuci banalną odpowiedź. Praktycznie nikt nie potrafił wskazać mnie na zdjęciu z dzieciństwa, w końcu ja i Anabelle byłyśmy prawie identyczne.
- To proste. Masz bardzo charakterystyczny uśmiech i dołeczki, a nad wargą pieprzyk - odpowiedział i odwrócił się do mnie.
- Wow - rzuciłam zaskoczona.
Z dnia na dzień coraz bardziej zakochiwałam się w Johnsonie. On był chyba idealny. Słodki, zabawny, a jednocześnie złośliwy, czasami nawet agresywny. To on załatwił sprawę z Alexem, ale nie wiedziałam do końca, co się między nimi wydarzyło, J nawet nie chciał o nim rozmawiać. Fakt, nadal czułam na sobie nienawistne spojrzenia Alexandra, które zabiłyby mnie, gdyby tylko mogły, ale nawet się do mnie nie zbliżał, czego tak bardzo się obawiałam. Jack walczył o mnie, pokazywał, że mu na mnie zależy praktycznie na każdym kroku.
- Wymyśliłaś już, jak załatwić sprawę z Tylerem? - zapytał nagle, zmieniając temat.
Usiadł obok mnie, wpatrując się w ekran laptopa.
- Nie - westchnęłam ciężko - Chyba się przyznam. Opowiem całą prawdę i będę liczyć, że mi uwierzą.
- A Van?
- Możemy powiedzieć, że Ty nie powiedział jej, gdzie ją zabiera. Gdyby go skłonić do przyznania się do tego, wszyscy jakoś by z tego wyszli. Na razie nie chcę o tym myśleć - dodałam, patrząc w oczy blondynowi.
- Rozumiem - mruknął mało zainteresowany, nadal patrząc na mojego Facebooka - Czy ty piszesz z Brandonem?! - zapytał, podnosząc głos.
Mimowolnie wywróciłam oczami. Ta, to był bardzo trudny temat, którego nie ruszałam w naszym związku.
- Pisał o notatki z hiszpańskiego - rzuciłam, przeciągając samogłoski i zamknęłam laptopa.
- Tak? A ta kawa to też notatki? - zadał kolejne pytanie, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Brand w ramach podziękowania za notatki zaprosił mnie do kawiarni.
- Czy ty jesteś zazdrosny?
Zaśmiałam się z miny Jacka, która wyrażała złość połączoną z podirytowaniem.
- Jeszcze pytasz! Gość zarywa do mojej dziewczyny!
- Daj spokój, przecież dobrze wiesz, że on nie ma u mnie najmniejszych szans - stwierdziłam, po czym go pocałowałam.
Chłopak położył się na łóżku, a ja poleciałam razem z nim.
- Na pewno? - spytał J.
- Na pewno - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, patrząc mu w oczy.
Nasze usta ponownie spotkały się w czułym, powolnym pocałunku. Dłonią delikatnie pieściłam jego żuchwę, co wywołało cichy mruk blondyna.
- To dobrze, bo chcę, byś ten prezent nosiła bardzo długo. Najlepiej na zawsze - oznajmił, odsuwając się lekko i wyjął z kieszeni bluzy mały pakunek z różową wstążką.
- Czekaj, ja też mam dla ciebie coś idealnego - odpowiedziałam i szybko wstałam, by podać Jackowi prezent.
Zręcznym ruchem odpakowałam pudełeczko, po czym je otworzyłam. Moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z czterema zawieszkami. Jedna była w kształcie aparatu, kolejna to mała koniczyna, następna była nutka, a na końcu duże, kryształowe serce.
- Jeju, Jack! Jest piękna! Dziękuję! - powiedziałam ze wzruszeniem.
- Skąd wiedziałaś, że właśnie taki zegarek chodził mi po głowie? - zapytał, a ja zaśmiałam się.
Szybko zapięłam bransoletkę.
- Intuicja - mruknęłam i zarzuciłam mu ręce na szyję.
Pocałowaliśmy się, tym razem namiętniej. Ten prezent był naprawdę idealny, śliczny, niesamowity!
- Aria! Możesz tutaj zejść?!
I cały ten moment zepsuła moja mama. Niechętnie oderwałam się od blondyna i jęknęłam.
- Chodź, pokażesz się rodzicom - rzuciłam.
- Muszę? - spytał, a ja zachichotałam.
Chłopak dobrze wiedział, że moi rodzice go nie lubią, co bardzo go frustrowało. Starał się robić wszystko, by przekonać do siebie moją mamę, ale nic z tego nie wyszło.
Zeszliśmy na dół, gdzie już czekali moi rodzice. Obydwoje siedzieli na fotelach z kamiennymi twarzami. Już wtedy uświadomiłam sobie, że coś się stało. Johnson przywitał się grzecznie z nimi, ale nie zwrócili na niego większej uwagi.
- Jack, mógłbyś zostawić nas samych z naszą córką? - zapytała mama zimnym tonem, a ja podniosłam brew.
Serce zaczęło mi szybciej bić, krew w żyłach płynęła. Oddech pogłębił się. Stella rzadko kiedy używała tego tonu, tylko w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Miałam przeczucie. I nie było ono dobre.
- Ymm... Oczywiście. - Zmieszał się J, a ja wysłałam mu lekki, sztuczny uśmiech.
- Chodź, stary. Widzę, że tu będzie ostra jazda - rzucił Nathan, pojawiając się na dole.
Złapał Johnsona za barki i razem poszli do kuchni. Dobrze jednak wiedziałam, że będą wszystko podsłuchiwać. Zestresowana, przerażona i bliska zawału usiadłam na kanapie. Wzrok skupiłam na swoich dłoniach, za bardzo bałam się patrzeć w ich twarze. Ta cisza była dla mnie zabójcza.
- Byliśmy u Tylera - zaczął tata.
Wiedziałam. Zacisnęłam wargi. Cholera jasna! Czy on naprawdę to zrobił? Mój własny kuzyn?! W moich oczach pojawiły się łzy, więc zacisnęłam je mocniej.
- Żeby dostać ugodę, musi podać nazwiska osób, którzy również brali udział w tych całych wyścigach. Zrobił to - dodała mama.
Pociągnęłam nosem, katar wrócił po wczorajszej wyprawie.
- Wyobraź sobie, jakie wielkie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy tam nazwisko twoje i Vanessy! - krzyknął tata. Podniósł się i zaczął krążyć po pokoju.
Starałam się udawać twardą, ale łzy już mi spływały po policzkach, a obraz się rozmazał.
- Coś ty sobie myślała?! - wrzasnęła mama, a ja rozsypałam się.
Wybuchnęłam płaczem.
- Mamo, tato... - zaczęłam, szlochając, ale nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Co się z tobą stało?! Myślałaś, że to się nie wyda?! Nie tak cię wychowaliśmy! - krzyczał rozwścieczony tata.
Nie byli tak źli, nawet gdy Any się upiła prawie do nieprzytomności.
- Coś ty miała w głowie!? Nielegalne wyścigi?! Powaliło cię do reszty?!
Schowałam twarz w dłoniach. Chciałam coś powiedzieć, ale brakowało mi słów. Chciałam zaprzeczyć, ale nie mogłam. Chciałam zrobić cokolwiek, ale nie umiałam.
- Przepraszam, ale to nie może być prawda.
Podniosłam głowę i spojrzałam zaskoczona na Johnsona, który stał przy ścianie. Nathan oparł się o komodę. Wiedział o wszystkim, nie potrafiłam tego przed nim ukryć.
- Dlaczego tak uważasz? - spytała Stella obojętnym tonem, jakby ktoś wypuścił z niej wszystkie emocje.
- Bo tę noc Aria spędziła ze mną, w moim domu. Vanessa również - dodał.
Kolejna bomba tego dnia. Rodzice zastygli w bezruchu, ja również. Patrzyłam na niego zdziwiona. Co on robił?
Nie wiedziałam, co było gorsze. Nielegalne wyścigi czy nielegalna noc z Johnsonem?
**************
Czy to normalne, że już opracowuję zakończenie i następną część, skoro nie wiem, co się wydarzy w kolejnym rozdziale?
Wiecie, kiedy human wejdzie za mocno? Gdy rozdział 44 kojarzy się z Powstaniem Warszawskim (nie żartuję, za każdym razem, gdy patrzę na tę liczbę...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro