Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Stałam, dłonią opierając się o drzwiczki od szkolnej szafki i z ukrycia przyglądałam się mojej siostrze. Dziewczyna była naprawdę wściekła i zasmucona od wczorajszego powrotu do domu. Bardzo zastanawiał mnie powód jej humoru. Musiało stać się coś poważnego. W głębi duszy walczyłam ze sobą. Podejść czy nie podejść? Anabelle siedziała za schodami prowadzącymi na wyższe piętro, więc była prawie niewidoczna dla innych uczniów. Westchnęłam głośno i schowałam podręcznik do szafki, nadal nie spuszczając jej z oka. Minęło już kilka tygodni, może powinnam była jej wybaczyć?

- Cześć, księżniczko. - Usłyszałam nagle.

Pisnęłam przestraszona i odwróciłam się. O drzwiczki od mojej szafki opierał się mój głupi chłopak, Jack Johnson.

Od dwóch dni byłam na niego wściekła. Było to nawet fajne, gdy on się tak starał, był milusi, kochany, ale nadal byłam wkurzona. Chciałam się na nic odegrać.

Prychnęłam zirytowana. Zaczęłam przeszukiwać szafkę, by pokazać, jak bardzo zajęta byłam.

- Wiesz co? - zapytał po chwili.

- Hmm? - mruknęłam mało zainteresowana.

- Moi rodzice wyjeżdżają na weekend, więc mam całą chatę dla siebie. Może wpadniesz? - zaproponował, a mi serce zabiło szybciej.

Zagryzłam wargę, by powstrzymać uśmiech. Wizja mnie i Jacka samych w jego domu była bardzo, bardzo przyjemna. Ale nadal musiałam udawać wkurzoną. Czułam się rozdarta. I nagle przypomniało mi się o poniedziałkowym teście z matematyki. To było przeznaczenie.

- Chcesz spędzać czas z taką stereotypową blondynką jak ja? - zapytałam sarkastycznie, udając zaskoczoną.

- Och, daj spokój. Jak długo masz zamiar mi to jeszcze wypominać? - jęknął.

- Ymm... Do końca życia? - odparłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Jack westchnął głęboko.

- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? Dobrze wiesz, że to nie było na serio. Wpadnij do mnie w sobotę, porozmawiamy o tym - oznajmił i puścił mi oczko. Poczułam lekką czerwień na policzkach i nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.

- Przykro mi, taka szara myszka jak ja uczy się w sobotę - powiedziałam, słodko się uśmiechając.

Wyjęłam zeszyt i trzasnęłam drzwiczkami. Wyminęłam Johnsona, po czym skierowałam się w stronę klasy, w której miałam teraz zajęcia.

- Boże, jakim ja jestem idiotą! - warknął blondyn, ruszając za mną.

- Z grzeczności nie zaprzeczę - odpowiedziałam.

JJ złapał mnie za nadgarstek i przygwoździł mocno do ściany, przez co z dłoni wypadł mi zeszyt. Blondyn złapał lekko moją twarz w dłonie, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy, co też uczyniłam.

- Aria, proszę cię, przestań. Przepraszam, że tak powiedziałem. Żałuję. Nie jesteś szarą myszką, tylko najmądrzejszą dziewczyną, jaką znam. I jesteś moją małą, kochaną, stereotypową blondynką - oznajmił i szybko mnie pocałował.

Jego usta smakowały miętą, całowały zachłannie, ale delikatnie, z czułością. Poczułam język chłopak na swoich wargach, więc uchyliłam je lekko. W mojej jamie ustnej rozpętała się wtedy istna walka o dominację, którą oczywiście przegrałam. Zarzuciłam ręce na szyję blondyna, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej, co było już niemożliwe.

- Woah! Jack! Koniec tego! - wrzasnął nagle Sam, tym samym przywracając nas do rzeczywistości.

- Aria! Oszalałaś? - spytała głośno zirytowana Charlie.

Niechętnie odsunęliśmy się od siebie i popatrzyliśmy na przyjaciół jak na idiotów.

- W szkole łączą was tylko stosunki zawodowe. Nie możecie się całować publicznie, w dodatku na szkolnym korytarzu! Co z wami nie tak? - zapytał Wilkinson, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.

- Nie mogę pocałować własnej dziewczyny? - odpowiedział pytaniem na pytanie Jack, którego cała ta sytuacja trochę śmieszyła.

- Wybory w środę. Nic wam się nie stanie, jeśli nie wymienicie się śliną przez ten czas - warknęła Vanessa, a ja parsknęłam śmiechem.

- A ty, Aria? Zabroniłyśmy ci tego typu scen z Jackiem po tym, jak cię potraktował na oczach całej szkoły - przypomniała mi Lottie, a ja powoli pokiwałam głową twierdząco.

Rozmowę przerwał nam dzwonek, więc musieliśmy iść na lekcje. Nie zdążyłam pożegnać się z Johnsonem, bo dziewczyny od razu zaczęły mnie ciągnąć w stronę klasy.

- Kochanie, ile razy mamy ci mówić, że teraz stoicie przeciwko sobie? Jack to twój wróg, nie zapominaj o tym. Chce wydobyć z ciebie wszelkie informacje, to jego sposób na ciebie. Nie możesz być łatwa, musisz mu się oprzeć! - powiedziała Charlie, mocno trzymając za rękę.

Wybuchnęłam śmiechem. Dziewczyny naprawdę za mocno wczuły się w wyznaczone role.

Zachowanie Jacka pokazało mi, że mu naprawdę zależy i, jeśli chce, potrafi się postarać. Podobała mi się ta jego stanowczość i dominacja, taki właśnie powinien być związek.

Usiadłam w ławce i szybko rozpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym telefon, bo szykowała się jedna z najnudniejszych przedmiotów w całej szkole. Włączyłam jedną z ulubionych gier, zupełnie nie przejmując się otoczeniem. Nauczyciel wszedł do klasy i od razu zaczął opowiadać o starożytnym teatrze. Nessie westchnęła głęboko.

- Słuchaj, zrobiłyśmy małe rozeznanie - zaczęła Charlie szeptem, spoglądając na starszego pana, który był zbyt pochłonięty opisywaniem elementów widowiska, by zwrócić na nas uwagę.

- Jakie rozeznanie? - zapytałam cicho, marszcząc brwi.

Zapisałam jakąś datę, którą napisał na tablicy pan Larry.

- Dowiedziałyśmy się, że praktycznie nikt nie chce głosować na Robertę - oznajmiła Nessie.

Prychnęłam i wywróciłam oczami.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - dodałam, patrząc wymownie na przyjaciółkę.

- Ale to nie koniec naszych wieści. Bardzo dużo osób zamierza głosować na Johnsona - rzuciła - Zwłaszcza dziewczyny, które są nim zafascynowane. Uwierz mi, jest ich dużo! - powiedziała głośno zaskoczona, a ja zachichotałam.

- Dziewczyny, jeżeli chcecie coś sobie powiedzieć, to proszę wyjść z klasy i nie przeszkadzać innym uczniom, chcącym się dokształcać! - warknął starszy mężczyzna.

- Przepraszamy, panie profesorze - odparła Lottie, nawet na niego nie patrząc.

Profesor wrócił do tematu tak jak i przyjaciółki.

- Dzięki nam, praktycznie wszystkie męski drużyny na ciebie zagłosują. Wybadałyśmy sprawę dokładniej i obstawiamy remis. Idziecie łeb w łeb - westchnęła Van.

Na mojej twarzy pojawił się grymas, choć nie przejęłam się tym aż tak.

- Kogo możemy jeszcze przekabacić? - spytałam i rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu nowych kręgów ofiar.

Ewentualnie można było zwrócić się do kujonów. Lubili mnie, często wysyłaliśmy sobie nawzajem notatki i dodatkowe materiały. Johnsona praktycznie nie znali, bo przecież był tym popularnym typem w naszej szkole. Pokazałam dziewczynom czwórkę uczniów siedzących w pierwszych ławkach, a one pokiwała twierdząco głową. Przejrzałam jeszcze całą klasę i nagle uświadomiłam sobie, że brakowało jednej osoby. Anabelle. Nie mogła zwiać z tej lekcji, bardzo ją lubiła. Co takiego się stało? Musiałam się dowiedzieć.

- Przepraszam, mogę iść do łazienki? - zapytałam, podnosząc szybko rękę w górę i bezczelnie przerywając nauczycielowi.

- A musisz? - mruknął niezadowolony.

- Gdybym nie musiała, nie pytałabym - odparłam niemiło, bo zawsze bardzo irytowały mnie tego typu komentarze.

Pan Larry jedynie machnął ręką, za co podziękowałam mu szerokim uśmiechem i wyszłam z klasy. Miałam pewne przeczucie, że Any nadal siedziała pod schodami. Była to idealna kryjówka, by pozostać niezauważonym i dziewczyna często z niej korzystała. Potruchtałam korytarzem, starając się być jak najciszej i uważnie rozglądając się, by nie trafić na pana dyrektora albo innego nauczyciela. Już po niecałej minucie byłam na miejscu. Jak przypuszczałam, odnalazłam tam swoją bliźniaczkę, która siedziała skulona z przymkniętymi oczami. W jej uszach widniały słuchawki. Na jej policzkach mogłam dostrzec jeszcze niezaschnięte łzy. Usiadłam obok niej, po czym lekko szturchnęłam jej ramię. Blondynka podskoczyła, od razu otwierając oczy. Zachichotałam mimowolnie.

- Co ty tu robisz? - zapytałam.

- Naprawdę cię to interesuje? Bo ja w to wątpię. Przecież przestałaś się interesować moim losem jakiś czas temu. - Wzruszyła ramionami obojętnie.

Coś zakłuło mnie w sercu.

- Przestałam się interesować twoim losem, kiedy ty próbowałaś zniszczyć mój los - odpowiedziałam równie złośliwie.

Anabelle patrzyła w oddal zmęczonymi oczami.

- Co się stało? - zapytałam.

- Prawdopodobnie nie zdam z matematyki, rodzice mnie zabiją - oznajmiła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Moja siostra nigdy nie miała problemu z cyferkami, wręcz przeciwnie. Była świetna. Odkąd tylko pamiętałam, to ona tłumaczyła mi wszystko. Miała idealne oceny, brała udział w olimpiadach, wiązała przyszłość z matmą, rodzice byli naprawdę dumni. Wiedziałam, że w tym roku zmienił jej się nauczyciel i było naprawdę ciężko, ale czy mogło być aż tak źle?

- Nie przesadzaj, jeden sprawdzian ci nie poszedł - rzuciłam i machnęłam ręką.

- To nie kwestia jednego sprawdzianu, Aria! - krzyknęła zezłoszczona - Mam dwie pozytywne oceny i dziesięć negatywnych. Nie da się tego poprawić! Znowu spieprzyłam kolejną kartkówkę, co ja mam teraz zrobić?

Blondynka wybuchnęła głośnym płaczem. Automatycznie, niewiele myśląc, przytuliłam ją, starając się trochę uspokoić.

- Przez to, że tak bardzo skupiłam się na tobie i Jacku, reszta przestała mieć dla mnie większe znaczenie. Przepraszam, Aria, przepraszam!

- Już dobrze, już dobrze. Porozmawiaj z rodzicami, tym facetem od matmy, może uda ci się coś poprawić. Jest jeszcze tyle czasu - powiedziałam.

- Czy to oznacza, że mi wybaczasz? - zapytała, patrząc mi w oczy.

Zagryzłam wargę. Czy byłam na to gotowa? Nie wiedziałam, nie byłam pewna.

- Any... Zajmij się matematyką. Ja muszę iść, zanim Larry naśle FBI na szkolne łazienki, by mnie znaleźć - oznajmiłam, starając się wyładować atmosferę.

Anabelle wybuchnęła śmiechem.

- Jest do tego zdolny! - przytaknęła.

Szybko wstałam i otrzepałam spodnie. Już zamierzałam iść do klasy, lecz zatrzymał mnie jeszcze głos siostry.

- Aria, zagłosuję na ciebie. Gadałam z ludźmi, też to zrobią.

Odwróciłam się do bliźniaczki z lekkim, szczerym uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję.

Pędem wróciłam do klasy, by nie wzbudzać zbytnio podejrzeń. Po raz pierwszy od dobrych trzech tygodni przeprowadziłam rozmowę z własną bliźniaczką. Czy to był akt wybaczenia? Kryzys został zażegnany? Nie, nie wydawało mi się. Ale był to początek do powrotu na prostą.

************

Powoli wracam do odpowiedniego zarządzania czasem pozaszkolnym, więc...

Jakieś komentarze odnośnie do tego rozdziału?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro