Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

  Nucąc piosenkę pod nosem, weszłam do małej piwnicy. Odłożyłam torbę na swoje biurko, tym samym zwracając na siebie uwagę Johnsona. Chłopak siedział pochylony nad zeszytem i coś rysował.

- Widzę, że ci się nie spieszyło - mruknął, nie przerywając swojego zajęcia.

Blondyn był bardzo skupiony i zdeterminowany do przygotowania całej gazetki jeszcze dzisiaj, co dla mnie było totalnym absurdem. Byliśmy tylko we dwoje, więc to na pewno nie miało wyjść, ale Jack uważał inaczej. Uwielbiałam w nim to, jak bardzo przykładał się do swoich obowiązków. Oddawał całe swoje serce, byleby wykonać idealnie swoją pracę.

- Do ciebie zawsze mi się spieszy - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

Podeszłam do małego stoliku, by nalać sobie herbaty owocowej. Wzięłam ciepły kubek do ręki i upiłam łyk. Stanęłam za chłopakiem, podbródkiem opierając się o jego głowę, by zerknąć na dzieło stworzone przez blondyna.

- Co sądzisz? - zapytał.

Popatrzyłam zdezorientowana na nieduży rysunek wykonany ołówkiem. Odłożyłam herbatę. Przekrzywiłam lekko głowę, by przyjrzeć się dokładnie, lecz nie miałam pojęcie, co to było. Dostrzegłam jedynie parę ramek, przypisów i dziwnych fal.

- Co to? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a Jack westchnął głęboko - No co? Talentu artystycznego to ty nie masz - zachichotałam.

- To projekt wizualny gazetki - odparł - Myślisz, że tak będzie okej?

- Jasne - mruknęłam kompletnie niezainteresowana.

- A może ten tekst umieszczę tutaj? - zadał kolejne pytanie, pokazując ołówkiem drugi koniec kartki.

Mimowolnie wywróciłam oczami.

- Jack, tak jest okej! Skończmy to i chodźmy do domu, historia na mnie czeka - jęknęłam niezadowolona.

Okres wynalazków naprawdę nie był moim ulubionym działem.

- I kampania wyborcza - dodał - Nadal nie mogę uwierzyć, że walczymy ze sobą.

Chłopak w końcu spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kochałam jego piękne, niebieskie oczy, w które mogłam się wpatrywać godzinami. Jego ręce powędrowały do moich bioder, ścisnął je lekko, po czym usadowił mnie na swoich kolanach.

- Nie walczylibyśmy ze sobą, gdybyś się wycofał - odparłam i zarzuciłam mu ręce na szyi.

- Albo gdybyś ty się wycofała - stwierdził.

- Wszyscy wiemy, że i tak ja wygram. Dziewczyny odpowiednio o to zadbają, a ja i tak mam plan idealny - oznajmilam pewnym siebie tonem, po czym uśmiechnęłam się zwycięsko.

- Wszyscy wiemy, że i tak wydobędę z ciebie wszystkie informacje, a potem je wykorzystam - odparł.

- Mam zbyt silną wolę - stwierdziłam.

Usta Jacka zbliżyły się do moich, po czym lekko ich dotknęły.

- Jesteś tego pewna? - zapytał cicho prosto w moje wargi.

Przytaknęłam, całując chłopaka czule. Czułam jego dłonie, sunące po moich plecach.

- Yhym - mruknęłam - Weźmy się do pracy - rzuciłam i oderwałam się od blondyna.

J jęknął głośno z niezadowoleniem, a ja parsknęłam śmiechem. Usadowiłam się wygodnie przy biurku i zaczęłam czytać tekst napisany przez Ninę, by skorygować ewentualne poprawki. Mój wzrok jednak padał co chwilę na chłopaka.

- Co robisz w niedzielę? - zapytał Johnson po kilku minutach.

- Ymm... Siedzę z chopakami - odparłam po namyśle, odrywając wzrok od ekranu komputera.

- Coś więcej?

- No nic, rodzinna niedziela, chłopaki pewnie grają w jakąś durnotę, a ja przesiaduję sobie z nimi. - Wzruszyłam ramionami.

- Brzmi nudno. Może pójdziemy na małą randkę? - zaproponował.

Uśmiechnęłam się lekko, bo poczułam podekscytowanie na samą myśl o spotkaniu z blondynem.

- Nie wiem, czy chłopcy mnie puszczą. Mamy taką małą tradycję, że niedziele spędzamy razem - oznajmiłam.

- Rozumiem - mruknął zrezygnowany.

Westchnęłam głośno i wstałam, by podejść do Jacka.

- Jacky, daj spokój. I tak codziennie widujemy się w szkole. A w rodzinie jest teraz ciężka atmosfera.

Znowu usiadłam na jego kolanach, opierając głowę o jego i lekko przymykając powieki.

Teraz ciężko było przesiadywać w domu. Panował totalny chaos. Spałam w pokoju z Nathanem i Tylerem, przez co spałam o wiele mniej, niż powinnam. Do późna rozmawialiśmy, oglądaliśmy seriale oraz filmy lub graliśmy w najdurniejsze gry świata. Anabelle mijałam bez słowa, czy nawet spojrzenia. Ona chyba też uświadomiła sobie swój błąd, ale nawet mnie nie przeprosiła za swoje zachowanie. Widziałam tylko jej smutne oczy, tak podobne do moich. Było mi trochę żal. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinnam była jej wybaczyć. Cała złość już mi minęła. Został tylko żal, ale i on powoli znikał każdego dnia. Mandy poparła stronę bliźniaczki, więc też raczej z nami nie rozmawiała. Mama była bardzo sfrustrowana tą sytuacją i ciągle próbowała nas pojednać, nie przynosiło to żadnego skutku. Kobieta chodziła zasmucona i wściekła, dosłownie o wszystko się nas czepiała. A tata, jak to tata, zarabiał na nas, normalnie rozmawiał i nie wnikał w relacje między poszczególnymi członkami rodziny.

- Jacky? - Chłopak podniósł brwi, a ja parsknęłam śmiechem. - Nadal nie rozmawiasz z Anabelle?

Pokiwałam przecząco głową, cicho mrucząc. Wdychałam zapach perfum chłopaka, które cudownie pachniały.

Czasem nie wierzyłam w to wszystko, co się stało, w tę całą historię, która łączyła mnie i Jacka. Mogłam śmiało powiedzieć, że było to przeznaczenie, próbujące nas złączyć za wszelką cenę. Oczywiście dopadały mnie pewne wątpliwości. Czy postąpiłam słusznie, wybaczając mu? Czy mieliśmy szansę przetrwać? Nasz związek stał się silniejszy, ale czy wystarczająco? Pierwszy raz byłam z chłopakiem tak całkiem na poważnie. Poprzednie relacje z chłopakami z góry traktowałam jako chwilowe, tymczasowe, może dlatego nigdy nie wyszło? A Johnson? Wiedziałam, że to było na serio, że łączyło nas coś mocnego i prawdziwego.

- A ona próbowała rozmawiać z tobą? - zadał kolejne pytanie JJ.

- Nie, a co?

- Tak pytam - mruknął blondyn i spuścił wzrok.

Zmarszczyłam brwi.

- Jack?

- Tak?

- Co wiesz?

- Nic - powiedział szybko, a ja spojrzałam na niego znaczącym wzrokiem. Johnson westchnął głęboko. - Ostatnio twoja siostra do mnie zagadała.

- Co? - krzyknęłam zaskoczona i zbulwersowana - Kiedy?!

- We wtorek.

- Czemu mi nic nie powiedziałeś? - zapytałam zirytowana postawą chłopaka.

- Nie wiedziałem, jak to zrobić. Anabelle podeszła do mnie na przerwie i zapytała, co tam u mnie. Byłam zaskoczony, więc zapytałem się jej, o co chodzi. Przez chwilę milczała, po czym powiedziała, że źle zrobiła i ona zdaje sobie sprawę, jak bardzo mnie zraniła, ale chce, bym jej wybaczył i przestał nagadywać cię przeciwko niej.

- Nastawiać mnie przeciwko niej, mów dalej, kochanie - powiedziałam bardzo zaciekawiona tą historią.

- No, no. Zapytałem jej, o czym mówi. Twoja siostra uważa, że gdyby nie ja, już dawno byście do siebie wróciły. Oskarżyła mnie o to, zaczęła krzyczeć i robić aferę na korytarzu - dodał.

- I co dalej?

- Odszedłem. - J wzruszył ramionami, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Mam takiego mądrego chłopaka - stwierdziłam i pocałowałam lekko Jacka.

Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co wyprawiała moja siostra. Ona chyba żyła w jakiejś innej, równoległej czasoprzestrzeni. Aż brakowało mi słów, by opisać tego osobnika.

W miłej chwili spędzonej na całowaniu blondyna przerwał dzwonek mojego telefonu. Westchnęłam głośno i lekko odsunęłam się od blondyna.

- Nie odbieraj - szepnął, całując moją szyję, co było cholernie przyjemną i cholernie rozpraszającą czynnością.

- To Nina, więc muszę - odparłam, kiedy podniosłam komórkę z biurka.

Przesunęłam zieloną słuchawkę.

- Jesteś w domu? - zapytała podekscytowana, zanim zdążyłam powiedzieć choćby jedno słowo.

- Nie, przecie wiesz, że ktoś musi odwalić za was robotę. Nie jesteście przypadkiem w kinie? - odpowiedziałam.

- Czyli jesteś z Johnsonem? - spytała dla upewnienia się, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.

- No tak, a co?

- Czyli nie chcesz iść z nami do kina? Mamy jeden wolny bilet, bo nas Vanessa nagle wystawiła - oznajmiła.

- O, a to czemu? Weźcie Sama. Jestem pewna, że on tylko czeka na wasze zaproszenie - zachichootałam.

Jack przysłuchiwał się naszej rozmowie wyraźnie zainteresowany.

- Nie wiem. Przed chwilą napisała mi smsa, że musi w czymś pomóc mamie - mruknęła zirytowana - Czyli ty i Jack odpadacie?

- Tak - przytaknęłam.

- No dobra, to bawcie się dobrze.

- Jasne.

- Tylko nie za dobrze. Żebyś potem nie wystąpiła w tym programie o nastoletnich matkach.

- Postaramy się - rzuciłam ze śmiechem.

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i odrzuciłam telefon na biurko. Spojrzałam na chłopaka, który obserwował mnie bacznie, myśląc nad czyś głęboko.

- No co?

- Rozmowy dziewczyn są takie dziwne - stwierdził w końcu, kręcąc głową, a ja parsknęłam śmiechem i pocałowałam go.

***********

Sielanka, bo romantyzm przerabiam na polskim :)

Przepraszam za nieobecność, ale nadmiar obowiązków mnie przytłacza :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro