Rozdział 35
Ziewnęłam głośno i przeciągnęłam się w łóżku.
- Ała! - mruknął chłopak obok mnie.
Zignorowałam go. Otworzyłam oczy, by wziąć telefon do ręki. Było już po dziewiątej.
- Zaraz śniadanie - rzuciłam.
Mama nienawidziła, kiedy spóźnialiśmy się na niedzielne śniadanie. Według niej był to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia, który należało spędzić razem, zwłaszcza w dzień wolny.
- Nigdzie nie idę - powiedział cicho Nate, przysuwając się do mnie i obserwując moje poczynania na telefonie.
Akurat przeglądałam zdjęcia na Snapchacie, które wczoraj dostałam od przyjaciół.
- Kac morderca nie ma serca, co? - zachichotałam cicho.
W tej samej chwili dostałam wiadomość od Johnsona. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Przypomniałam sobie o wczorajszym pocałunku, a na mojej twarzy pojawił się duży rumieniec. Odsunęłam telefon drugą stronę, by brat niczego nie widział.
- Czy ty masz przede mną tajemnice? Pokaż! - krzyknął i rzucił się na mnie całym ciałem.
Pisnęłam zaskoczona i przygnieciona. Złapałam komórkę w obydwie ręce, chcąc uchronić ją od oczu Nathana, jednak było to prawie niemożliwe.
- Nate! Przestań! - krzyczałam, śmiejąc się i rzucając na całym łóżku.
Chłopak zaczął mnie łaskotać, co spowodowało moje głośne piski. Próbowałam zabrać jego ręce, tym samym wyrzucając telefon gdzieś w pościel. W końcu chłopak odsunął się ode mnie nagle. W dłoni trzymał telefon, mój telefon. Wyskoczył gwałtownie z łóżka.
- Nathaniel! - wrzasnęłam wściekła i ruszyłam w pogoń za nim.
Chłopak w samych dresach wyskoczył z pokoju. Trzasnął mi drzwiami przed nosem, co bardzo mnie zirytowało. Fuknęłam i otworzyłam pokój i pobiegłam za nim.
- Nate! Nathan! - krzyczałam i pobiegłam po schodach na dół.
- Ojejku! Jakie słodziaczki! - pisnął.
- Ty debilu! Oddawaj to! - wrzasnęłam wkurzona do granic możliwości.
Brunet wskoczył na kanapę, a ja wraz za nim. Nathaniel oddał mi telefon z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jesteście razem? - zapytał, a ja znowu spaliłam buraka.
- Co tu się dzieje? - zapytała mama, wchodząc do salonu - Dlaczgo nie jesteście ubrani? Zaraz śniadanie! Jak wy się zachowujecie?
- Oj mamo, daj spokój - rzucił chłopak lekceważąco ze śmiechem.
- W tej chwili proszę iść na górę i się ubrać. Macie pięć minut! - krzyknęła i wróciła do kuchni.
Mimowolnie wywróciłam oczami, ale wstałam z kanapy. Odblokowałam telefon, na którym nadal widniała wiadomość od Johnsona.
Cześć, kochanie jak samopoczucie po imprezie? Nie mogę przestać o tobie myśleć i już tęsknię.
Uśmiechnęłam się szeroko. On był taki słodki, uroczy i kochany.
- To jak? Jesteście razem? - spytał Nate, doganiając mnie.
- Tak, ale nikt jeszcze o tym nie wie, więc milcz - mruknęłamm cicho.
- Ojeju, gratuluję, moja mała, kochana siostrzyczka ma chłopaka! - pisnął Nathan, naśladując głos jednej z moich przyjaciółek.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Co was tak śmieszy? - Usłyszeliśmy nagle znajomy głos.
Odwróciliśmy się zaskoczeni w stronę łazienki. Przy drzwiach stał Tyler. Ubrany był w zwykłą, czarną koszulkę oraz dżinsy. Włosy miał jeszcze mokre po prysznicu. Uśmiechał się do nas szeroko, a ręce wystawił lekko. Od razu podbiegłam do chłopaka i przytuliłam go mocno.
- Tyler! Co ty tu robisz? - zapytałam uradowana.
- Ymm... Teraz mieszkam, nie wiedziałaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Stary, kiedy przyjechałeś? - zapytał Nate i przywitał się z chłopakiem lekkim klepnięciem w plecy.
- Wczoraj wieczorem, idealnie na imprezę urodzinową Any. Właśnie, czemu was nie było? Bo ciocia coś mówiła, ale nie za bardzo to zrozumiałem - odparł.
- Ta, to dosyć długa historia - stwierdził Nate lekko zmieszany.
- Mamy dużo czasu, tak gdzieś ze trzy miesiące co najmniej - oznajmił i wyszczerzył zęby w uśmiechu, jakby to była całkiem normalna rzecz.
Taki był chłopak. Nigdy nie przejmował się swoimi problemami, zawsze żartował z nich i miał dobry nastrój. Chyba nic nie mogło go złamać.
- To pogadamy po śniadaniu - rzuciłam, po czym zostawiłam rozmawiających ze sobą braci.
Weszłam do pokoju i szybko wystukałam wiadomość do Jacka. Rzuciłam telefon na łóżko i otworzyłam swoją część szafy. Założyłam zwykłe rurki z dziurami na kolanach oraz koszulę w biało-różowe paski. Włosy związałam w luźnego koka na czubku głowy. W łazience natomiast zmyłam resztki wczorajszego makijażu.
W mojej głowie ciągle siedział Jack. Na samą myśl o nim na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech, a policzki oblewały się rumieńce. Kiedy przypominał mi się nasz wczorajszy pocałunek, czułam motylki w brzuchu. Musiałam powiedzieć dziewczynom i to koniecznie. Zresztą one coś i tak podejrzewały, a może już wiedziały? Johnson na pewno to zaplanował, możliwe, że innym opowiedział. Chciałam się spotkać z przyjaciółkami jeszcze dzisiaj, ale Lottie musiała pomóc w czymś mamie. Zamierzałam powiedzieć im w tym samym czasie, ale najwidoczniej nie było to łatwe zadanie. A gdyby po prostu napisać im wiadomość? Nie, to nie było w moim stylu.
Kiedy opuściłam pokój, rzuciłam bratu koszulkę i poszłam na dół. Śniadanie było już gotowe, więc w ciszy usiadłam i zaczęłam jeść bundz z żurawiną. Do tego popijałam gorącą pokrzywę. Po chwili chłopcy dołączyli do całej rodziny.
- Musimy zastanowić się, gdzie Ty będzie spać - zaczęła nagle mama.
- Ciociu, to nie problem, mogę spać na kanapie - odparł kuzyn, wzruszając ramionami.
- O nie, na pewno nie! - zaprzeczyła od razu kobieta - Jesteś teraz jednym z mieszkańców naszego domu, nie będziesz spać w salonie. Niestety nie mamy dla ciebie wolnego pokoju. Wcześniej myślałam, że mógłbyś spać z Nathanielem, ale teraz, gdy wszystko się pokomplikowało - dodała mama, patrząc na mnie wymownie, a ja wywróciłam oczami.
- Co się pokomplikowało? - spytał zaskoczony chłopak.
- To długa historia, ale teraz Aria mieszka ze mną - powiedział Nate - Ale spoko, ty też możesz z nami zamieszkać. Im więcej, tym weselej.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - mruknęła mama.
- Tak! - pisnęłam uradowana.
Stella westchnęła głośno i lekko pokiwała twierdząco głową, a my przybiliśmy sobie piątki.
- Aria, zajmiesz się Tylerem w szkole? I może pójdziecie teraz na jakiś spacer? - zaproponowała, a ja przytaknęłam entuzjastycznie.
- To za pół godziny - dodałam, po czym zabrałam swój talerz do zmywarki i pobiegłam na górę.
Usiadłam na krześle przy parapecie, by zrobić sobie lekki makijaż. Zajęło mi to niecały kwadrans. Opadłam na łóżko i odblokowałam telefon. Zauważyłam jedno nieodebrane połączenie od mojego chłopaka. To brzmiało tak niewiarygodnie, ale i tak pięknie. Wybrałam numer do niego, a po kilku sygnałach usłyszałam zaspany głos blondyna.
- Halo?
- Hej, J, dzwoniłeś - powiedziałam i włączyłam głośnomówiący, by jeszcze odwiedzić Snapchata oraz Instagrama.
- Hej, księżniczko. - Zarumieniłam się na owe sformułowanie. - Wyspałaś się?
- No w miarę, chociaż Nate cały czas mnie kopał. A ty? Żyjesz jakoś?
- Jakoś - zaśmiał się - Jakie plany na dzisiaj?
- Nic takiego raczej, muszę się trochę pouczyć hiszpańskiego, pewnie jutro zrobi kartkówkę - odparłam - A ty masz jakieś plany?
- G zarządził, że dzisiaj będziemy śpiewać. Wiesz, mamy konkurs w grudniu i musimy to wygrać - oznajmił.
- A no tak, pamiętam, pamiętam. To bawcie się dobrze - uśmiechnęłam się lekko, a blondyn westchnął.
- To wcale nie jest fajna zabawa. G tylko jęczy, że to jest źle i to jest źle, że za wolno rapuję, że rapuję za szybko, masakra no - dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
- J, ja muszę kończyć, do zobaczenia jutro?
- Do zobaczenia w szkole, kochanie - odpowiedział, a ja znowu się zarumieniłam.
Zakończyła połączenie i zeszłam na dół.
- Idziemy? - spytałam, gdy ujrzałam kuzyna leżącego na kanapie przed telewizorem.
- Jasne - odparł i wstał.
- Nate, zabierasz się z nami?
- Nie mam na to siły - jęknął chłopak.
Zachichotałam, po czym przeszłam na korytarz, gdzie włożyłam buty. W ciszy wyszliśmy z domu. Postanowiłam iść do parku, który znajdował się blisko. Była ładna pogoda, a nic lepszego nie wpadło mi do głowy.
- Więc... - zaczął nagle brunet, kopiąc kamyk na chodniku.
- Więc... - powtórzyłam uśmiechnięta.
Naprawdę bardzo się cieszyłam z przyjazdu tutaj Tylera. Wszystko zaczynało się układać. Nie licząc Anabelle, oczywiście, ale to już nie było istotne.
- O co chodzi z Anabelle? I co z tamtym chłopakiem, o którym mówił ostatnio Nate? - spytał zaciekawiony.
- To naprawdę długa historia - stwierdziłam, ale zaczęłam opowiadać całą historię przyjacielowi. Pominęłam kilka małoistotnych faktów, na przykład mojej chwilowej słabości do Sama, czy parę wyzwisk, którymi dostałam w twarz od Jacka. To nie było miłe, więc nie chciałam znowu o tym przypominać każdemu naokoło.
- To nieźle się tutaj bawicie - powiedział Ty, kiedy udało mi się streścić całą historię.
Akurat weszliśmy do parku, gdzie biegały dzieci oraz psy. Usiedliśmy na pobliskiej ławce, która znajdowała się przy małym stawie.
- No nie mogę narzekać na nudę - mruknęłam i cicho zachichotałam.
- To całkiem spoko, że masz chłopaka. Pozwolisz, że sam go poznam i ocenię. Muszę sprawdzić, czy się nadaje - oznajmił.
- Jasne, na pewno się polubicie - powiedziałam - A ty? Jakaś dziewczyna pojawiła się na horyzoncie?
- Pojawiła się szybko i jeszcze szybciej zniknęła - westchnął, patrząc w oddal.
- Jak to? - zapytała zaciekawiona.
- Poznałem ją, było super fajnie, a potem dowiedziała się co nieco o mnie, usłyszała o paru moich wybrykach i stwierdziła, że nie będzie umawiać się z kimś takim jak ja. Byłem tak wściekły, że włamałem się do szkoły i namalowałem to pieprzone graffiti. Zdemolowałem dwie sale, ale naprawdę zabolało mnie to, jak postąpiła. Nie kontrolowałem siebie. Wszystko tak szybko się działo, alarmy, policja, krzyki matki.
- Przykro mi - powiedziałam cicho i przytuliłam lekko kuzyna - Ale jak zobaczy, że się zmieniłeś, to zmieni zdanie?
- Już za późno. Ma nowego gościa. Przewodniczącego szkoły, który jest prymusem, bierze udział we wszystkich olimpiadach i akcjach charytatywnych. A ja nawet nie jestem w stanie zdać - odpowiedział wkurzony, a mi się zrobiło naprawdę szkoda chłopaka.
- Trochę się teraz ogarniesz, poprawisz oceny i wszystko będzie okej - powiedziałam pocieszająco.
- Nie wiem. Spieprzyłem na całej lini - westchnął, opierając głowę na moim dekolcie.
Delikatnie objęłam jego szyję, palcami bawiąc się jego kosmykami. Nastała pełna spokoju cisza.
- Aria?
Odwróciłam się w drugą stronę i ujrzałam Vanessę. Latynoska szła zdziwiona w naszą stronę, nie spuszczając wzroku z Tylera. Chłopak spojrzał w tym samym kierunku. Dziewczyna stanęła przed nami zezłoszczona.
- Co robisz? Kto to? Co z Jackiem? - pytała.
- Spokojnie, to Tyler, mój kuzyn. Ty, to moja przyjaciółka, Vanessa - powiedziałam - A co ma być z Jackiem?
Ness przywitała się z moim kuzynem, posyłając mu swój firmowy, wyćwiczony uśmiech, po czym usiadła obok.
- Jack wie? - zadała pytanie, nadal obczajając chłopaka.
- Jeszcze nie - rzuciłam - Czekaj... Niby czemu miałby wiedzieć?
- No przecież jesteście razem - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Skąd wiesz? - Podniosłam głos zdziwiona.
- Daj spokój, wszyscy wiedzą. Jak wczoraj wyszliście razem z domu tacy szczęśliwi, ciężko było się nie domyślić - zachichotała, a ja oblałam się rumieńcem - A ty, Tyler, co tutaj robisz?
Chłopak odparł w skrócie, co bardzo zadowoliło moją przyjaciółkę. Wysłała mi znaczące spojrzenie, a ja już wiedziałam, co to oznacza. Vanessa znalazła sobie nowego krasza, Tylera.
**************
Boże, nauka wróciła....
Jak wrażenia po rozdziale? I szkole?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro