Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

- Aria, kochanie, to nasza tradycja! Może jednak zmienisz zdanie? - spytała mama błagalnym tonem.

- Mamo, ja naprawdę nie chcę spędzać moich siedemnastych urodzin z Anabelle - odparłam lekko zirytowana po raz kolejny.

Stella od samego rana próbowała mnie namówić na to, bym została dzisiaj w domu, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa Any. Została zaproszona rodzina, jej przyjaciele. Robiłyśmy tak od zawsze, ale teraz... Nie, nawet nie było takiej opcji, bym z nią świętowała. Mama jednak tego nie rozumiała. Przez pierwsze trzy dni tłumaczyła mi, że to nadal moja siostra, ale potem się poddała. Nie podobało jej się to i nawet tego nie ukrywała. Tata natomiast był obojętny, wolał się w to nie mieszać, ale trzymał moją stronę. Mandy, po długotrwałych podsłuchiwaniach naszych rozmów, trochę połapała się we wszystkim, ale nie przejmowała się. Bardziej obchodził ją jej nowy chłopak. Oficjalnie więc rodzina została podzielona.

- Ale z tym chłopakiem, który też cię bardzo skrzywdził, już chcesz? Jesteś hipokrytką - stwierdziła, po czym wyszła.

- Ta kobieta doprowadza mnie do psychicznego szaleństwa - mruknęłam, poprawiając włosy.

- Jesteś pewna, że jestem mile widziany? - spytał Nate.

- Tak, przecież Sam cię zaprosił. Spokojnie - zaśmiałam się.

Właśnie wybieraliśmy się na moją własną imprezę urodzinową, jeśli mogłam to tak nazwać. Wilkinson, który pamiętał o moich urodzinach od dawna i już w Meksyku zaczął wszystko organizować, zaprosił nas na małe spotkanie, by uczcić upragnioną przeze mnie siedemnastkę. Miały być dziewczyny, G i Johnson. Oraz Nathan, który wczoraj dostał zaproszenie, co jeszcze bardziej wkurzyło moją mamę.

- Czy wyglądam dobrze? - zapytałam niepewnym siebie tonem i lekko przygryzłam wargę.

Świeżo ufarbowane włosy tylko wymodelowałam. Założyłam krótką, bordową sukienkę z głębokim dekoltem oraz falbaną. Do tego nałożyłam czarne szpilki. Zrobiłam mocny makijaż, by idealnie pasował do sukienki. Podkreśliłam oczy oraz usta bordowymi kosmetykami.

- Nie - odparł, a ja zmierzyłam go wzrokiem - Wyglądasz cudnie, moja mała siostrzyczko. Rozumiem, że zamierzasz dzisiaj pić, prawda?

Zagryzłam wargę. ?

- Ale niedużo, a co? Chcesz się upić? - zapytałam ze śmiechem.

Chłopak zamierzał imprezować z młodszymi o cztery lata nastolatkami, co było trochę dziwne.

- Zaszaleję z Samem - stwierdził pewnym siebie tonem, a ja wywróciłam oczami.

- Gotowy? - spytałam po chwili ciszy, kiedy w końcu udało mi się założyć duże, srebrne kolczyki w kształcie kół.

- Tak, chodźmy - mruknął, zabierając ze sobą szarą marynarkę.

Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy do wyjścia. W salonie zastaliśmy całą rodzinę, która poprawiała ostatnie szczegóły do swojej imprezy. Większość mebli przesunęli pod ściany. Zapewne miał to być parkiet do tańczenia. Zastanawiałam się, kogo zaprosiła Anabelle. A raczej, kto chciał i zamierzał się tutaj pojawić. Blondynka teraz całkiem straciła przyjaciół. Oczywiście Sam oraz Lottie roznieśli całej szkole ploty o tym, co zrobiła moja siostra, więc bardzo dużo osób się od niej odsunęło. Tak naprawdę został tylko jej wierny pies, czyli Mia. Nie było mi przykro, wręcz przeciwnie.

Pożegnaliśmy się z zasmuconą mamą, po czym wyszliśmy.

- Pakuj się do samochodu, mała - rzucił ze śmiechem Nate, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.

Wsiadłam do srebrnego, sportowego samochodu brata i odjechaliśmy z piskiem opon. Uwielbiałam jeździć z Nathanielem, ponieważ nigdy się nie spóźniałam, ale było też to cholernie niebezpieczne. Do tej pory zastanawiałam się, jakim cudem brunet zdał prawo jazdy. Często przejeżdżał na czerwonym świetle, przekraczał dozwoloną prędkość i zdarzało mu się mylić gaz z hamulcem. Chłopak podkręcił głośno radio i zaczęliśmy śpiewać ulubioną piosenkę. Zawsze to robiliśmy, co bardzo wkurzało mamę. Nate skręcił gwałtownie i już po chwili zawitaliśmy pod domem Sama. Ciągle w świetnym nastroju wyszłam, trzaskając drzwiami.

- Przestań to robić! - krzyknął zezłoszczony Nathan, rzucając mi mordercze spojrzenie, a ja zachichotałam głośno.

Chłopak złapał za klamkę, by otworzyć furtkę, lecz nic nie nastąpiło.

- Zamknięte? - spytałam.

- Nie, tak się bawię, bo mi się nudzi - rzucił sarkastycznie i nacisnął mały, srebrny guzik. Rozległo się kilka sygnałów. Nikt nie odebrał.

Zirytowałam się. To było tak bardzo w stylu Wilkinsona. Wyciągnęłam telefon, by do niego zadzwonić.

- Kto skacze pierwszy? Ty czy ja? - spytał chłopak.

- Co? - mruknęłam zdezorientowana, czekając, aż chłopak odbierze połączenie.

- Nieważne, ja skoczę pierwszy. Patrz i się ucz! - rzucił, podchodząc do płotu.

- Halo? - W tym samym czasie usłyszałam głos przyjaciela w słuchawce.

Widząc poczynania brata, który próbował wdrapać się na białe, betonowe ogrodzenie, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Nate był głupi, ale to już była przesada. Biedny chłopak nie był w stanie odpowiednio złapać się rękoma jego buty ślizgały się po tynku. W końcu stanął jedną nogą na desce obok, ale i tak się obsunął.

- Aria?

- Sam, otwórz nam, zanim Nate się zabije! - wykrzyczałam do telefonu i złapałam się za brzuch jedną ręką, który rozbolał mnie ze śmiechu.

- Co? No nieważne, już otwieram - odparł.

Schowałam telefon do kieszeni, po czym otworzyłam furtkę na oścież.

- Ej, Nate! Obczaj to! - rzuciłam do brata.

- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał po chwili i zeskoczył z płotu wyraźnie zmęczony.

Podszedł do mnie zadyszany.

- Normalnie, wystarczyło otworzyć - uśmiechnęłam się i weszłam pierwsza.

Weszłam do domu przyjaciela bez pukania, z resztą pewnie i tak nikt by mi nie otworzył. Rodzice Wilka poszli na bal charytatywny i zamierzali wrócić późno. Oczywiście wiedzieli o naszej małej imprezie urodzinowej, nie mieli nic przeciwko, po prostu mnie uwielbiali. OD razu skierowaliśmy się za dom, gdzie przesiadywali wszyscy. Słyszeliśmy głośną muzykę oraz czyjeś krzyki, zapewne Charlie. Wyszliśmy przez szklane drzwi i znaleźliśmy się na przestronnym tarasie wykonanym z jasnego drewna. Przy dużym stoliku zastawionym jedzeniem oraz napojami siedział Johnson, który coś zawzięcie tłumaczył Ninie. Nessie, Lottie i Wilkinson tańczyli, a G majstrował coś przy muzyce.

- Cześć! - krzyknęłam głośno z szerokim uśmiechem, starając się przekrzyczeć muzykę.

Sam zauważył mnie od razu, więc ściszył trochę muzyki, podbiegł i przytulił mnie mocno.

- Jest i nasza jubilatka! Wszystkiego najlepszego! - rzucił, kręcąc mną dookoła osi.

Kiedy mnie puścił, podszedł do mojego brata, by z nim tez się przywitać. Ja natomiast od razu rzuciłam się w objęcia przyjaciółek.

- Wszystkiego najlepszego, ślicznotko! - pisnęła mi na ucho ruda.

Wyglądała przepięknie. Ubrana była w złotą, mieniącą się w zapalonych światełkach sukience przed kolano, a na jej nogach widniały czarne szpilki.

- Dokładnie tak, sto lat! - przytaknęła Nessie - To śmieszne, bo dzisiaj świętujemy twoją siedemnastkę, a za niecałe dwa miesiące moją osiemnastkę!

Vanessa natomiast założyła długą do kostek, zwiewną sukienkę w czerwonym kolorze. Włosy zostawiła rozpuszczone, a na jej twarzy gościł lekki makijaż.

- Ej, a ja?! - krzyknęła Nina, dołączając do nas.

Brunetka miała na sobie czarny, elegancki kombinezon, który idealnie pasował do jej jasnej karnacji oraz ciemnych włosów, które wyprostowała prostownicą. Dziewczyna przytuliła się do nas mocno.

- Wszystkiego najlepszego! - dodała, piszcząc, co wywołało mój chichot - Przywitałaś się już z Johnsonem? Widziałaś, jak się odstawił?

- Nie - odparłam, nadal się śmiejąc.

- To idź! Na co czekasz?! - spytała Lottie.

Wywróciłam oczami, ale ruszyłam w kierunku stolika, gdzie obecnie przesiadywali chłopcy.

- Cześć, G! - rzuciłam, całując go w policzek.

- Hej, Aria! Wszystkiego najlepszego! - odparł i lekko objął mnie, po czym poszedł do dziewczyny.

Usiadłam obok Johnsona, który wpatrywał się we mnie. Miał na sobie dżinsową koszulę podkreślającą jego oczy oraz czarne rurki z przetarciami. Włosy ułożył do góry, a na jego nosie widniały okulary.

- Hejka - powiedziałam i pocałowałam blondyna w policzek.

- Cześć, ślicznie dzisiaj wyglądasz - odparł - Życzę ci wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. A wiesz czemu?

- Bo to najłatwiejszy tekst, jaki można rzucić? - odpowiedziałam pytającym tonem.

- Blisko, ale nie - parsknął śmiechem - Bo zasługujesz na wszystko, co najlepsze. A nawet lepsze niż najlepsze.

Zarumieniłam się lekko i spuściłam głowę w dół. JJ był tak cholernie uroczy! Czy to było w ogóle możliwe? A jeśli było, to czy dozwolone? Wątpiłam w to.

- Aria! Nasza piosenka! - krzyknęła nagle Charlotte, ciągnąc mnie za ramię, kiedy usłyszałyśmy pierwsze nuty piosenki Superstar - A ty, Jack, załatw szampana!

- Robi się! - Zasalutował blondyn, a ja wybuchnęłam śmiechem.

Wstałam od stołu, przy okazji biorąc do ust mały kawałek arbuza, po czym dołączyłam na parkiet. Nate wziął szybko rudą w obroty. Już nie wiedziałam, czy oni ze sobą kręcili, czy tylko byli przyjaciółmi, ponieważ ta bliskość ich ciał nie wyglądała tylko na czystą przyjaźń. Według Lottie to raczej by nie wyszło. Może zmieniła zdanie? Oszalała, jak tylko zobaczyła mojego brata?

Parsknęłam cicho śmiechem, robiąc obrót dookoła własnej osi. Zarzuciłam ręce na szyję Samuela, który, wygłupiając się, przyciągnął mnie do siebie. Nessie odeszła od nas nagle i zniknęła w domu. Wysłałam zdezorientowanie spojrzenie w stronę Wilkinsona, lecz on się tym kompletnie nie przejął, tylko obrócił mnie. Czyżby Nessie poczuła się w jakiś sposób pokrzywdzona? Byłam głupia. Dlaczego od razu zakładałam najgorsze? To był ogromny błąd. Zaraz sobie wyobrażałam nie wiadomo co? Może latynoska po prostu poszła do toalety? Albo poprawić makijaż? Zawsze chciała i musiała wyglądać idealnie, więc nie było to nic nadzwyczajnego. Kiedy zaczynałam się rozkręcać w ramionach przyjaciela, muzyka przycichła. Odwróciłam się i ujrzałam Johnsona, który szedł w naszą stronę z dużą, drewnianą tacą, na której stała otwarta butelka szampana oraz napełnione kieliszki. Obok niego zmierzał G z dużym tortem w kolorze różowym. Po drugiej stronie blondyna zmierzała latynoska z zimnymi ogniami. Pisnęłam zaskoczona i szczęśliwa, a na mojej twarzy pojawił się najszerszy na świecie uśmiech. Odwróciłam się podekscytowana do Sama, a on parsknął śmiechem. Moja mina musiała być naprawdę bezcenna. Nate filmował całe wydarzenie. Wszyscy stanęli, tworząc małe kółeczko, a Van rozdała każdemu po zimnym ogniu. Zaczęli mi śpiewać, a ja nie wiedziałam co powiedzieć z tego całego wzruszenia, jakie mnie opanowało. Stałam więc tam, lekko obejmowana przez Sama, który zdążył już wpaść w swój szalony nastrój i ciągle się wygłupiał i uśmiechałam się szeroko. Kochałam moich przyjaciół, naprawdę. To, co dla mnie dzisiaj zorganizowali, było piękne. Wiedziałam, że zapamiętam tę chwilę do końca życia i chciałam, by trwała wieczne.

- Wypowiedz życzenie! - krzyknęła Nessie.

Nie musiałam się długo nad tym zastanawiać. Kiedy w mojej głowie od razu pojawiła się prośba do Boga o takich przyjaciół. Głębokim wydechem zdmuchnęłam świeczki i od razu rozległy się gorące brawa. Jack odłożył tort na stół, bym mogła go pokroić. Ruda podawała mi talerzyki, na które nakładałam ciasto. Gdy już wszyscy dostali, blondyn rozdał po alkoholu dla każdego.

- Za Arię! - krzyknął i wszyscy wypiliśmy zawartość kieliszków.

Śmiejąc się, zjedliśmy pyszny tort z malinami. Wszyscy szybko wróciliśmy do tańczenia. Chciałam dołączyć do przyjaciół, ale uniemożliwiła mi to czyjaś ręka, która objęła mnie w talii.

- Chodź ze mną, mam dla ciebie specjalną niespodziankę - powiedział mi na ucho Jack, a mi serce zabiło mocniej.

Chłopak złapał mnie lekko za dłoń i pociągnął w stronę drzwi tarasowych. Zastanawiałam się, co to mogło być, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Znałam Jacka. Wiedziałam, do czego był zdolny, co trochę mnie przerażało, ale również ekscytowało. W ciszy ruszyliśmy schodami na górę, a następnie do pokoju Wilkinsona. Teraz naprawdę zaczynałam się obawiać. Miałam nadzieję, że blondyn nie zamierzał mnie zgwałcić ani nic. Serce biło mi jak oszalałe, czułam motylki w brzuchu, dłonie drżały. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na twarz. Chłopak zamknął za nami drzwi, a ja rozejrzałam się dookoła. W pokoju Sama nic się nie zmieniło. Był po prostu posprzątany. Na środku łózka chłopaka stało nieduże, białe pudełko obłożone w czerwoną wstążkę. Spojrzałam zaskoczona na Jacka.

- Otwórz. To dla ciebie - dodał, stojąc za mną z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

Usiadłam na brzegu łóżka, ostrożnie biorąc prezent do ręki. Chłopak usiadł obok mnie i bacznie obserwował moją twarz.

- To nie jest żadna bomba? - spytałam dla upewnienia.

- Nie - zaśmiał się.

Wzięłam głęboki wdech. Powoli odwiązałam kokardkę. Uniosłam wieczko do góry i zamurowało mnie. Spojrzałam na chłopaka z ogromną wdzięcznością oraz zaskoczeniem.

- Jack... - zaczęłam i powoli wyciągnęłam nieduże urządzenie w kolorze pudrowego różu.

Johnson kupił mi prawdziwego, najprawdziwszego polaroida, którego bardzo chciałam, a w życiu bym sobie nie kupiła. Chłopak musiał pamiętać, jak mu o tym wspominałam parę razy miesiąc temu, kiedy jeszcze Anabelle nie stanęła między nami.

- Dziękuję! - pisnęłam szczęśliwa, szybko odkładając aparat na pościel i zarzuciłam ręce na szyję chłopaka.

- Nie ma za co, chciałem ci sprawić przyjemność - odparł najzupełniej w świecie, jakby była o rzecz normalna, codzienna.

Odsunęłam się lekko od niego. Nasze twarzy dzieliły centymetry. Nasze oczy wpatrywały się w siebie, a nasze usta bardzo szybko się ze sobą zetknęły. Oboje tego chcieliśmy już od bardzo dawna i w końcu mogliśmy to zrobić.





*************

Chciałabym od razu zaznaczyć, że w roku szkolnym rozdziały nie będą się pojawiały codziennie, czy co dwa dni. Nie chodzę do podstawówki, nie mam łatwo z nauką, tym bardziej, że w tym roku mam zamiar iść głębiej w szkołę i się bardziej udzielać, więc... Liczę na ok. 2-3 rozdziały tygodniowo, w każdej wolnej chwili będę próbowała pisać :)

A, moje zdrowie również do końca nie pozwala mi na to, bym siedziała tak dwie godzinny przed laptopem, pisząc.

Co myślicie o takim zwrocie akcji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro