Rozdział 29
Powoli nasza wycieczka dobiegała do końca. Było mi przykro z tego powodu, bo naprawdę nie chciałam wracać do domu. To miejsce było po prostu cudowne, włączając w to towarzystwo oczywiście. Na samą myśl o domu miałam ochotę się rozpłakać, co było cholernie głupie.
Weszłam do kuchni, gdzie zastałam gotującą obiad Charlie. Ruda krzątała się po kuchni, nucąc Girls like you. Przez ostatni tydzień ciągle dla nas robiła posiłki i bardzo jej się podobało to zadanie. Czasem nazywaliśmy ją dla żartów naszą mamą.
- Gdzie wszyscy? - spytałam, podchodząc do blatu i dokładnie obserwując poczynania przyjaciółki.
- Poszli na podrywy - mruknęła.
Zajrzałam do niedużej niebieskiej miski. Znajdowało się w niej jakieś ciasto, więc szybko zanurzyłam w nim palec, a potem oblizałam go.
- Zostaw! - krzyknęła i uderzyła moją dłoń.
- Ała! To bolało! - rzuciłam - Co to? Całkiem dobre.
- Mam zamiar zrobić zebrę - oznajmiła.
- Tobie to się chce tak siedzieć wiecznie w tej kuchni? - spytałam.
- A co mam robić? - rzuciła ze śmiechem.
- Spędzać z nami czas? - powiedziałam, jakby to było pytanie.
- Z wami? Daj spokój, wszyscy gdzieś poszli ze swoimi drugimi połówkami, a ja jestem sama - westchnęła.
- A co z moim bratem?
- Piszemy czasem. - Wzruszyła ramionami.
- I co dalej?
- Nic, spotkaliśmy się parę razy, ale nie, raczej nie - powiedziała, kiwając przecząco głową.
Jęknęłam. Chciałam, żeby im wyszło, stanowiliby fajną parę. Chociaż mój brat nie był najlepszym materiałem na chłopaka, on żył i podążał swoimi ścieżkami, nie patrząc na nikogo. Robił to, co uważał za słuszne i myślał głównie o sobie. Nasz tata robił tak samo, a ja kompletnie tego nie rozumiałam, nie umiałabym żyć tylko dla siebie.
- Szkoda - mruknęłam.
- A gdzie twój ukochany? - Zmieniła temat Lottie.
Akurat w radiu usłyszałyśmy fajną piosenkę, więc ruda zaczęła tańczyć i śpiewać.
- Poszedł na plażę. Mam nadzieję, że utopił się w morzu - rzuciłam ze śmiechem, po czym wstałam. Pogłośniłam muzykę, a następnie dołączyłam do przyjaciółki. Przytuliłam się do rudej.
- Miałam na myśli Wilka! - dodała.
Mimowolnie wywróciłam oczami. Dziewczyny się uparły na tego Sama, przez co ja o nim myślałam o wiele częściej niż powinnam i całkowicie się w tym pogubiłam. Nadal jednak byłam pewna, że kochałam go jako przyjaciela, nie chłopaka. Starałam się nad tym zbytnio nie skupiać, by nie psuć sobie wycieczki.
- Daj spokój, Charlie - warknęłam zirytowana.
- Spokojnie! - zaśmiała się - Przyznaj tylko, że coś do niego czujesz!
- Nie chcę rozmawiać na ten temat - odparłam poważnym tonem.
Nim Lottie powiedziała cokolwiek, drzwi frontowe otworzyły się i ujrzałyśmy Vanessę. Tanecznym krokiem podbiegła do nas. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech od ucha do ucha. Pod nosem nuciła jakąś piosenkę, a w jej oczach szalały wesołe iskierki. W rękach niosła dużego, różowego misia.
- Co ci się stało? - zapytałam ze śmiechem.
- Jordan jest taki cudowny! - pisnęła, przytulając się do nas.
- Co robiliście?
- Zabrał mnie na festyn! Było cudownie! Jeździliśmy kolejką, byliśmy na takiej ogromnej karuzeli, wygrał dla mnie miśka! To była najlepsza randka w życiu!
Zachichotałam, bo niebiański humor Nessie bardzo mnie śmieszył. Dawno nie wiedziałam jej tak szczęśliwej, zwłaszcza po spotkaniu z chłopakiem.
- Całowaliście się? - zadałam kolejne pytanie, a na policzkach latynoski pojawiły się duże rumieńce.
- To chyba znaczy tak! - krzyknęła ze śmiechem Lottie.
- On ma takie nieziemskie usta! - dodała Van.
Zaczęłyśmy piszczeć jak szalone, śpiewać i tańczyć. Dla postronnego obserwatora musiałyśmy wyglądać jak największe idiotki świata, ale my po prostu się dobrze bawiłyśmy.
- Brałyście coś?
W ciągu sekundy uspokoiłyśmy się. Alex stał oparty o framugę i zerkał na nas z uśmiechem na twarzy. Poczułam, jak czerwień zalewa moje policzki. Dziewczyny zesztywniały i odwróciły się do nas plecami, by dokończyć posiłek.
- Co teraz robisz? - zapytał brunet.
- Przed chwilą tańczyłam, a teraz stoję - powiedziałam ze śmiechem.
Dobry humor nie opuszczał mnie od jakiegoś czasu.
- I pomagasz nam przy kolacji! - dodała Nessie, zapewne próbując mnie uratować przed tym natrętem.
- Może masz ochotę na jakieś wyjście? Chciałbym z tobą porozmawiać - oznajmił chłopak, a ja zrobiłam głęboki wdech.
Wiedziałam, że nadszedł już ten czas. Musiałam z nim w końcu zerwać, bo naprawdę męczyło mnie to całe udawanie. Nie miałam żadnego sensownego powodu, by się bać. Ludzie rozstawali się przez cały czas i żyli dalej. Trzeba stawić czoła swoim problemom oraz strachom, a zwłaszcza takim debilom.
- Jasne, też bym chciała z tobą pogadać. Daj mi tylko pół godziny - przytaknęłam.
Brunet wrócił na górę, a ja odwróciłam się do przyjaciółek.
- Oszalałaś? Przecież próbowałam ci pomóc! - pisnęła Van.
- Dziewczyny, jestem gotowa - powiedziałam, a one spojrzały na mnie zdezorientowane. Wywróciłam oczami. - Powiem mu, co naprawdę o nim myślę.
- W końcu jakaś mądra decyzja - rzuciła Lottie, a ja spojrzałam na nią morderczym wzrokiem, po czym uderzyłam lekko w ramię, co spotkało się z jej piskiem.
- Idę jeszcze do Sama - dodałam.
Pobiegłam na górę, po czym stanęłam przed drzwiami chłopaków. Już zamierzałam zapukać, kiedy przypomniało mi się, że Alex mógł tam być. Musiałam pogadać z Wilkiem. Wyciągnęłam telefon i napisałam mu szybką wiadomość, a potem ruszyłam do swojego pokoju. Lekko mokre od wody z Morza Karaibskiego włosy związałam w dwa koki na głowie, a resztę zostawiłam rozpuszczoną. Nie zamierzałam specjalnie stroić się dla niego, więc założyłam zwykłą bokserkę, w którą włożyłam krótkie spodenki dżinsowe z wysokim stanem. Przy okazji trochę uprzątnęłam pokój. Mokre ręczniki z łóżka postanowiłam powiesić na balkonie. Od razu po wyjściu uderzyła mnie fala gorąca. Nucąc pod nosem, przypięłam ręczniki spinaczami. Automatycznie odwróciłam głowę w stronę morza i ujrzałam Sama. Chłopak stał przed drzwiami balkonowymi do pokoju Mii oraz Anabelle. W dłoni trzymał telefon komórkowy, ale jego oczy skierowane były w moją stronę. Palcem pokazał mi, abym była cicho. Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłam na niego. Wiedziałam, że Wilkinson był głupi i miał równie durne pomysły, ale to było naprawdę dziwne. Wróciłam do pokoju i zaczęłam smarować się kremem z filtrem. Moja skóra umierała od tego słońca. Po kilku minutach pojawił się Sam i od razu rzucił się na łóżko tuż obok mnie.
- Sam, co ty do diabła robiłeś? - spytałam po chwili ciszy, podczas której zorientowałam się, że chłopak nic mi nie powie z własnej woli.
- Ymm... Założyłem się z Charlie, że zrobię zdjęcie nieumalowanej Mii - oznajmił, a ja parsknęłam śmiechem.
- Jesteście tacy głupi - dodałam, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Lottie i Sammy często rzucali sobie różne wyzwania, co dla mnie było głupie, ale jednocześnie śmieszne. Dzieci, po prostu dzieci.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał.
- Wychodzę z Alexem. Mam zamiar z nim zerwać - oznajmiłam po raz kolejny.
- Powodzenia - mruknął, a na jego twarzy błąkał się uśmiech.
- Co?
Rozpoczęliśmy zażartą bitwę na spojrzenia. Nagle chłopak złapał mnie i rzucił na łóżko.
- Sam! Ty debilu! - wrzasnęłam, próbując mu się wyrwać. On położył się na mnie i zaczął mnie łaskotać.
Krzyczałam głośno, a w płucach brakowało mi tlenu. Nie mogłam przestać się śmiać.
- Sammy! Proszę! Przestań! - piszczałam.
W końcu blondyn przestał i rzucił się obok mnie. Dyszeliśmy ciężko, jakbyśmy właśnie przebiegli jakiś maraton.
- Zepsułeś mi fryzurę - powiedziałam nagle, a on wybuchnął głośnym śmiechem.
Z wielką niechęcią wstałam i wygładziłam dłonią ubranie.
- Serio, Sammy, muszę się zbierać - powiedziałam, udając smutny ton - Ale wrócę tu, obiecuję - dodałam i wysłałam buziaka w stronę przyjaciela.
- Będę czekać.
Zamknęłam za sobą drzwi, po czym zbiegła na dół. Postanowiłam zajrzeć jeszcze do kuchni.
- Trzymajcie kciuki - rzuciłam, gdy ujrzałam wszystkie trzy przyjaciółki oraz Jacka.
- Co? - spytała zdezorientowana Nina, gryząc żelka.
- Wyglądasz, jakbyś właśnie uprawiała dziki seks w łazience - oznajmił Vanessa, dokładnie taksując mnie wzrokiem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Moja twarz musiała wyglądać jak dojrzały pomidor.
- To Sam - mruknęłam - Lecę, pa!
- Uprawiałaś seks z Samem?!
Bez słowa wyszłam z domku tylnymi drzwiami. Ujrzałam Alexa. Włosy zaczesał do tyłu, przez co wyglądał nie najlepiej. Ubrany był w czarną, luźną koszulkę oraz tego samego koloru szorty. On chyba nigdy nie zakładał kolorowych ubrań nie to, co Jack, czy Sam. Na jego nosie widniały okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni trzymał różę.
- Spóźniłaś się - stwierdził na powitanie, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.
Ponieważ słońce nadal mocno świeciło, również założyła okulary.
- Przepraszam, ale musiałam się ogarnąć - mruknęłam lekko zirytowana.
Zaczynałam czuć stres. Trochę obawiałam się reakcji chłopaka na to, co chciałam mu powiedzieć. I nie wiedziałam, kiedy wyczaić odpowiedni moment. Przecież nie mogłam mu tak walnąć z grubej rury, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
- To dla ciebie. - Wręczył mi kwiatka, którego przyjęłam z niewielką wdzięcznością.
Alexander złapał mnie za rękę i zaczął lekko ciągnąć w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie idziemy? - zapytałam zdziwiona, kiedy weszliśmy do pobliskiego lasku.
- To niespodzianka - odparł tajemniczo.
Miałam nadzieję, że on nie zamierzał mnie zgwałcić ani zabić. Nie ufałam mu na tyle.
- Za dwa dni wyjedziemy stąd - oznajmił, a ja rzuciłam mu dziwne spojrzenie.
Ameryki to on nie odkrył.
- Chciałabym móc zostać tutaj na zawsze - westchnęłam rozmarzona.
- Ja też - przytaknął - Kupię kiedyś tutaj dom.
Uśmiechnęłam się lekko na jego słowa, ponieważ nie wiedziałam zbytnio, co powiedzieć.
- To był naprawdę udany wyjazd - dodał i nagle stanęliśmy.
Rozejrzałam się dookoła. Wokół nas rosły wysokie drzewa oraz jakieś krzewy. Nie widziałam w tym miejscu nic romantycznego ani specjalnego, zwykły lasek, ot co.
Zauważyłam, że ja i Alex mało rozmawialiśmy. Nie mieliśmy wspólnych tematów, więc nasze rozmowy były raczej sztywne, występowały w nich kilkuminutowe pauzy. Czy on tego nie słyszał? Jeśli ludzie nie potrafili ze sobą normalnie, naturalnie rozmawiać, to przecież oczywistym faktem jest, że nie mogli stworzyć udanego związku.
- Dlatego chciałbym, żeby był niezapomniany i najlepszy - powiedział, przysuwając swoją twarz do mojej.
O, nie, to nie tak miało być. Zamurowało mnie. Kiedy jego usta prawie dotknęły moich odskoczyłam jak oparzona.
- Alex, poczekaj - powiedziałam szybko.
Po minie bruneta mogłam się domyślić, jak bardzo wściekły był. Zacisnął pięści oraz szczękę.
- O co ci chodzi tym razem? - warknął.
- Alex, ja... - zaczęłam, starając się dobrać jak najłagodniejsze słowa.
Chłopak podszedł do mnie powoli. Mocno ścisnął moje ramiona, a ja zaczęłam się bać.
- Jak zwykle, coś ci nie pasuje! - krzyknął - Trzymasz mnie na pieprzony dystans i mną pomiatasz! - W jego oczach dostrzegłam małe, wściekłe ogniki. Miałam ochotę się rozpłakać, krzyczeć o pomoc. To był jeden z jego ataków szału, a ja nie wiedziałam, co zrobić. - Masz jakiś problem? Nie mogę nawet pocałować swojej dziewczyny?!
Nie byłam jego dziewczyną, ale za bardzo bałam się mu to powiedzieć prosto w twarz bez jakichkolwiek świadków w środku lasku. Mogłabym uciec, ale nigdy nie byłam dobra w bieganiu, chłopak natomiast był w drużynie koszykarskiej, więc nie miałam najmniejszych szans.
- Alex, to dla mnie za szybko - wychrypiałam, starając się powstrzymać łzy napływające do oczu.
- Za szybko? - powtórzył z szyderczym śmiechem, zadzierając głowę do nieba - A ty jesteś jakąś pierdoloną cnotką czy co?! Weź się ogarnij! Może ty w ogóle nie chcesz mnie?! Tylko mnie tak zwodzisz?! Może za moimi plecami kręcisz z Samem, a ja ci jestem tylko potrzebny jako przykrywka?!
- Alex, przestań! - warknęłam wkurzona na jego słowa.
- Ogarnij się - powiedział, po czym puścił mnie i poszedł.
Usiadłam na trawie. Rozmasowałam bolące ramiona. Brzegiem koszulki wytarłam oczy, uważając, by nie rozmazać tuszu. Oparłam się o drzewo. Przymknęłam powieki, starając się wyregulować oddech. Zaczęłam intensywnie myśleć.
Jak ja miałam z nim zerwać?
****************
Idę spać. W końcu.
Szykujcie się na jutro, kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro