Rozdział 27
Przespałam dobre dwanaście godzin, ale nadal byłam zmęczona. Najwyraźniej obcy klimat nie działał dobrze na mój organizm.
- Aria, wstawaj już - jęknął Sam, wchodząc do naszego pokoju bez pukania.
Nina, która właśnie się przebierała, od razu zakryła się koszulką i, piszcząc, uciekła do wbudowanej łazienki.
- A która godzina? - zapytałam, podnosząc głowę z poduszki.
- 8.00 - odparł chłopak, po czym położył się obok mnie.
Dłonią pogładził moje włosy. Przykrył nas kocem i przymknął powieki.
- Nie wyglądasz najlepiej - stwierdził.
- Nie ma to jak komplementy z samego rana. - Wywróciłam oczami.
Wilk zaśmiał się głośno.
- Ale charakterek pozostał - dodał.
- O której mamy wyjść? - zapytałam po chwili.
Dyrektor wymyślił sobie wycieczkę do muzeum figur woskowych. Kompletnie mnie to nie interesowało, więc nie chciałam iść, niestety obecność była obowiązkowa. Byliśmy w Meksyku, moim ulubionym kraju, a takie atrakcje to miałam w Omaha.
- O 9.00 chyba. A potem wracamy do domków, dwie godzinki przerwy i jedziemy do Monumento a Los Ninos Heroes* - oznajmił, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Naprawdę? Skąd ty to wiesz? - zapytałam podekscytowana, gdyż bardzo chciałam zwiedzić ten zamek.
- Jest coś takiego jak plan wycieczki, wiesz? - rzucił ze śmiechem.
- Boże, jest tak gorąco! - krzyknęła Nina, wchodząc do pokoju.
Była już w pełni ubrana w crop top oraz czarne szorty. Włosy związała w koka. Położyła się obok mnie. W nocy postanowiłyśmy złączyć nasze łóżka w jedno duże.
- Tu jest zawsze gorąco - mruknęłam.
Ja teraz tak tego nie czułam. Było mi raz zimno, raz gorąco i ciągle przechodziły mnie dreszcze.
- Co z wami? - spytała, kiedy nastała cisza - Wyglądacie, jakbyście mieli zaraz w trumnie skończyć - dodała ze śmiechem.
- Powiesz dyrowi, że nie damy rady się pojawić? - odparł pytaniem na pytanie Sammy, układając się wygodniej na mojej poduszce.
- Myślisz, że on na to pozwoli? - prychnęła brunetka - Dobra, pójdę.
- I trzymaj Alexa z dala ode mnie - dodałam.
Nina wybuchnęła śmiechem, a wraz z nią Wilkinson.
- No co? Mam go dosyć, lata wokół mnie jak jakaś pszczoła - prychnęłam.
Dziewczyna po chwili wyszła, trzaskając drzwiami, a ja rozejrzałam się po pokoju. Był zwykłym, typowym pokojem hotelowym. Na środku nasze łóżka, po bokach szafki nocne. Naprzeciwko stała niewysoka komoda. Obok drzwi balkonowych znajdowała się szafka z półkami, a na samym balkonie stolik z dwoma krzesłami. Szukałam moich szortów, lecz w tym bajzlu nie mogłam ich znaleźć. Postanowiłam to zignorować i jeszcze poleżeć. Miałam nadzieję, że nauczyciele dadzą nam spokój. Nasz domek był bardzo duży i składał się z pięciu pokoi. Chłopcy dzielili jeden razem, natomiast Any była z Mią, ja z Niną, a Charlie i Nessie razem. Mieliśmy też trzy łazienki. Dla mnie było to trochę mało, bo już po jednym dniu zauważyłam, że wiecznie są zajęte. W domku znajdowała się też przestronna kuchnia oraz salon z dużą plazmą i białą kanapą. Domek wykonany był z drewna, urządzony bardzo przytulnie. Jedynym minusem były cholernie skrzypiące, drewniane podłogi oraz cienkie ściany. W nocy słyszałam jakieś krzyki Gilinskiego oraz Johnsona, nie miałam pojęcia, co tam robili i nie chciałam to wnikać.
Przysunęłam się bliżej do Sama, czułam ciepło bijąc do jego ciała. Wilkinson ziewnął cicho i przytulił mnie. Miałam nadzieję, że nasz stan szybko się polepszy, bo nie chciałam przegapić całej wycieczki.
- Więc to już całkowity koniec z Alexem? - zapytał nagle, gdy już prawie usypiałam.
Mruknęłam cicho, potwierdzając.
- On o tym wie? - zadał kolejne pytanie.
- Boję się mu powiedzieć - szepnęłam.
- Ale musisz to zrobić teraz - oznajmił.
- Wiem.
- Miałem nadzieję, że wam wyjdzie, po Johnsonie... - zaczął - Chcę dla ciebie tylko szczęścia. Wiesz, czuję się winny, bo to trochę ja cię popchnąłem do Jacka i to nie wyszło. Potem był Alex, byłem pewien, że będziecie razem i to też nie wyszło.
- Masz jeszcze jakichś kumpli w zanadrzu? - spytałam z lekkim uśmiechem.
Nie wiedziałam, że Wilk tak to odbierał, że czuł się winny. Nigdy bym nie obarczyła go winą za to, że moje związki nie wychodziły. Po prostu nie miałam szczęścia w miłości. Anabelle zawsze powtarzała, że Bóg uchował mnie dla kogoś lepszego. Ale, kurczę, miałam prawie siedemnaście lat i byłam w jednym poważnym związku, który trwał dwa miesiące, bo potem stwierdziłam, że tak naprawdę nic nie czułam do tego gościa.
- Jakie jest twoje największe marzenie? Takie materialne, co byś chciała dostać najbardziej na świecie?
Zmarszczyłam lekko brwi, bo nie wiedziałam, o co chłopakowi chodziło.
- Hmm...
- Oprócz Jacka - dodał, a ja zaśmiałam się mimowolnie.
Zanim jednak zdążyłam coś powiedzieć, drzwi otworzyły się. Dostrzegłam Ninę, a za nią Alexa.
- Przecież ci tłumaczę, że Aria śpi i nie czuje się najlepiej, widzisz? - zapytała cicho.
Niezauważalnie przesunęłam palce na usta Sama, tym samym zakazując mu wykonywania jakiegokolwiek ruchu.
Wiedziałam, że Alexander nie był zadowolony z tego, co, a raczej kogo, zastał w moim łóżku.
- Tylko, co do cholery ona robi z Samem? - zadał pytanie głośno wkurzonym tonem.
- Zamknij się - mruknęła przyjaciółka - Obydwoje nie czują się najlepiej. Sam usnął na moim łóżku wcześniej, więc go przesunęłam, bo sama chciałam się jeszcze położyć. Nagła zmiana klimatu tak na nich wpłynęła. Dlatego też nie idą na wycieczkę.
Za to kochałam dziewczynę. Zawsze stawała po mojej stronie, pomagała mi, kryła mnie, nawet wymyślała stosy kłamstw, byleby mnie ochronić. Własna siostra tego dla mnie nie robiła, a Nina tak. To była prawdziwa przyjaciółka.
- A oni muszą razem leżeć? - dodał.
Nina prychnęła zirytowana zachowaniem bruneta, a ja miałam ochotę się zaśmiać. Powstrzymywałam się resztkami sił.
- Czy ty masz coś nie tak z głową? - syknęła - Wyłaź już, bo nie zdążysz na zbiórkę! - Brunetka wypchnęła chłopaka przez próg, po czym trzasnęła drzwiami.
Ja i Sam wybuchnęliśmy śmiechem.
- On jest jakiś upośledzony - dodała i wywróciła oczami.
Ruszyła do łazienki.
- O! I tak, możecie zostać. Podobno wiele osób zostaje, bo się źle czuje. A na dole w kuchni Charlie zrobiła jajecznicę - powiedziała, wystawiając głowę.
Odetchnęłam głęboko.
- Dzięki - powiedział Sam sennie.
- Co?
- Dzięki tobie wpadłem na pomysł złego samopoczucia. Mogę się wyspać. Chłopaki przez całą noc się kłócili o coś - dodał.
Parsknęłam śmiechem i potargałam jasne włosy chłopaka. Musiałam przyznać, że miał dobry plan.
- Słyszałam, słyszałam. A o co się tak żarli? Ty lepiej się zastanów, jak ja mam zerwać z tym debilem - mruknęłam.
- Spoko, coś wymyślę. Nie wiem dokładnie, o co poszło. Zaczęło się od Johnsona i Alexa. On coś tam powiedział o tobie, a Alex strasznie się wkurzył i zaczęli na siebie naskakiwać. Prawie się pobili. W końcu G ich pogodził, a Alex poszedł spać na kanapie w salonie. Kiedy już miałem nadzieję na spokojny sen, G żądał wyjaśnień od Jacka, o co poszło i oni też zaczęli się kłócić. Masakra - westchnął.
To brzmiało dosyć interesująco, ale Sam oczywiście musiał pominąć szczegóły, które najbardziej mnie zaciekawiły. Johnson pokłócił się o mnie? O co znowu mu chodziło? Ja już jakoś się pogodziłam z całą tą sytuacją, a on nie mógł? Jaki miał do mnie problem? Co ja takiego mu zrobiłam? Chłopak zaczynał naprawdę mnie wkurzać, ale najbardziej drażnił mnie fakt, że mu zaufałam. Polubiłam. Zakochałam się w nim. I tak cholernie się pomyliłam.
- Czemu pokłócili się o mnie? - zapytałam.
- J coś tam powiedział - mruknął - Chodźmy spać.
- Co powiedział? - Drążyłam temat, co irytowało chłopaka, bo prychnął w moje ramię i przytulił się mocniej.
Dobrze pamiętałam czasy dzieciństwa, kiedy tak robiliśmy. Często nocowaliśmy razem w namiocie, który stał na moim podwórku. Mieszkaliśmy raptem dwie ulice od siebie, wystarczyło przejść przez park. Zawsze bałam się chodzić tamtędy po zmroku, więc Wilk trzymał mnie za rękę dopóty, dopóki nie doszliśmy do jego domu.
- Nie wiem, nie słuchałem.
- Sam! - warknęłam.
- O Jezu... Alex się zastanawiał, jaką niespodziankę dla ciebie zorganizować, a Jack zaśmiał się, że i tak nie będziecie razem - oznajmił.
Skąd on o tym wiedział? Zapewne Nina powiedziała G, a on przekazał informacje Johnsonowi. Tylko czemu on to powiedział? Cholera, to mi zniszczyło wszystkie plany. Idiota.
- I co potem?
- Nic.
- Wilky?
- Masz szczęście, że to ty mówisz - mruknął, a ja parsknęłam śmiechem, chłopak nienawidził tego przezwiska, tylko ja mogłam go tak nazywać.
- Co potem?
- Zaczęli na siebie najeżdżać, Jack był bardzo zadowolony z tego, że nie chcesz być z Alexem - dodał - Chodźmy już spać.
Teraz miałam niemały mętlik w głowie. O co chodziło Johnsonowi? Co on miał do moich związków? Może... Może czuł coś do mnie? Nie, to było idiotyczne, przecież był z moją siostrą. Już nie raz, nie dwa widziałam ich przytulających się, całujących się. Na pewno coś do siebie czuli.
Postanowiłam już nie dręczyć chłopaka, widziałam, że był bardzo zmęczony.
- Chcesz herbaty? - zapytałam.
- Nie.
- To ja pójdę - rzuciłam i wyswobodziłam się z jego objęć.
- Aria, nie! Nie odchodź! - krzyknął, próbując mnie złapać za dłoń, jednak nie udało mu się to.
Ze śmiechem założyłam szlafrok, bo wcale nie było mi tak gorąco, choć za oknem świeciło wysoko słońce. Wysłałam buziaka chłopakowi i wyszłam z pokoju. Skierowałam się drewnianymi schodami na dół. Weszłam do kuchni, gdzie ujrzałam jajecznicę. Wstawiłam wodę na herbatę, po czym dorwałam się do śniadania. Nawet nie wiedziałam, że byłam tak głodna. Włączyłam radio i zaczęłam nucić nową piosenkę Maroona 5.
- Hej. - Usłyszałam nagle.
Pisnęłam zaskoczona i odwróciłam się z widelcem w ustach. Zobaczyłam Johnsona. Stał zaspany przede mną. Miał na sobie same bokserki w czarnym kolorze z różowym paskiem na górze. Mój wzrok od razu powędrował w górę, prosto na jego klatę. Była lekko umięśniona. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, zapewne dopiero wstał z łóżka. Z jakiegoś powodu po prostu nie mogłam przestać się na niego gapić.
- Cześć - mruknęłam - Co ty tu robisz?
- Chyba nie tylko na ciebie i Sama źle wpływa klimat - odparł z lekkim uśmiechem, po czym usiadł przy wyspie kuchennej.
Woda zaczęła się gotować, więc zalałam mięte dla siebie i przyjaciela.
- Chciałbym cię przeprosić - oznajmił nagle Jack.
Zamarłam z zaskoczenia, przy okazji zalewając dłoń wrzątkiem. Wrzasnęłam, od razu odstawiając czajnik.
- Nic ci nie jest?- zapytał, podbiegając do mnie.
- Nie wiem - warknęłam, dmuchając na bolącą rękę.
- Pokaż - poprosił.
Podałam mu czerwoną już dłoń. Jack złapał ją lekko, a mi serce zabiło szybciej. Po kilkunastu sekundach Johnson pokierował mnie w stronę zlewu. Włączył chłodną wodę.
- Trzymaj tak przez kwadrans - odpowiedział, patrząc mi w oczy, a ja przytaknęłam cicho - Przepraszam, że byłem takim chamem i dupkiem. Jest mi głupio i bardzo żałuję tego. Chciałbym to cofnąć.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie do końca rozumiałam, o co dokładnie mu chodziło. O to, jak mnie spławił? O to, jak mi uprzykrzał życie swoimi słowami, które tak bardzo bolały? Czy może o całokształt? Byłam tak zamurowana, że stałam tam jak największa idiotka z dłonią w zlewie, patrząc mu prosto w oczy.
Trwało to chyba kilka minut. Potem Jack wziął jabłko i ruszył na górę.
- Idę spać. Wam też tak radzę. I uważaj na rękę.
Byłam zszokowana tą całą sytuacją, która miała tutaj miejsce. Westchnęłam głośno zdezorientowana. Zignorowałam poparzoną rękę. Wzięłam herbatę, jajecznicę i ruszyłam na górę. Musiałam się przespać, by potem na trzeźwo to przemyśleć.
W co on grał? O co chodziło? Nie wiedziałam. Ale wiedziałam jedno. Łatwiej było mi go nienawidzić, bo miałam za co. A teraz...
* zamek w Cancun
********
Powiem tak. Szykujcie się na 30.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro