Rozdział 14
- W końcu dom! - krzyknęłam, wchodząc do salonu.
Zmęczona od razu rzuciłam się na kanapę, głową trafiając w miękką poduszkę. Po chwili poczułam ciężar ciała mojego brata, co spotkało się z moim głośnym jękiem.
- Czy ty znowu chcesz mi coś zrobić? - spytałam, nawiązując do sytuacji z ręką, która zdążyła już wyzdrowieć.
- Tylko cię przytulić - odpowiedział, a ja parsknęłam i wywróciłam oczami.
- Anabelle! Wróciliśmy! - krzyknął tata, po czym usiadł na fotelu.
Mandy od razu pobiegła do swojego pokoju, by sprawdzić stan oraz obecność wszystkich zabawek, jakby Any mogła się nimi bawić podczas naszego małego wyjazdu. Mama natomiast usiadła obok taty, zdjęła okulary, które położyła na szafce i oparła głowę o miękki materiał. W międzyczasie ze schodów zeszła Anabelle, w bardzo dobrym nastroju. Nuciła pod nosem jakąś piosenkę. Ubrana była w krótkie, białe szorty z lampasami, długie do łydek skarpetki w tym samym kolorze i jasną bokserkę, na którą narzuciła również białą koszulę ze złotymi guziczkami.
- Cześć, rodzino! Ale za wami tęskniłam! W tym domu nie działo się kompletnie nic - rzuciła i opadła na małą sofę.
- A tobie co się stało? - zapytał ze śmiechem Nate, mając na myśli ubiór siostry.
- O, dzisiaj bawiłam się w artystkę, namalowałam nawet obraz! - Klasnęła w dłonie podekscytowana.
Wysłałam znaczące spojrzenie do brata, a on przytaknął mi ledwo zauważalnie. Nasza siostra coś brała, czy po prostu oszalała z powodu tej długotrwałej samotności? Jako sześcioosobowa rodzina nasz dom był prawie zawsze zaludniony, a sytuacje, w której tylko część rodziny przyjechała, zdarzały się bardzo rzadko.
Nagle ze schodów zbiegła Mandy. Była ewidentnie wściekła.
- O, mała! Ale za tobą tęskniłam! - Any rozłożyła ręce, czekając, aż siostra wskoczy w jej objęcia, lecz brunetka tylko stanęła przed nią z założonymi na piersi rękami.
- Co się stało z Zui? - zapytała naburmuszona.
Zui była dużym, pluszowym psem na kształt bernardyna. Dziewczynka dostała go kilka lat temu od taty i traktowała go jako żywe stworzenie, czego kompletnie nie rozumiałam.
- O, karmiłam ją i się biedna pobrudziła sosem meksykańskim, więc wsadziłam ją do wanny, by się wykąpała - odpowiedziała blondynka, a Nate parsknął śmiechem.
- A, to dobrze. Świetna z ciebie siostra i ja też za tobą tęskniłam! - pisnęła i przytuliła się mocno do Anabelle.
- Any, wychodziłaś gdzieś w ciągu tych ostatnich kilku dni? - zapytała nagle mama, udając mało zainteresowaną.
- Do sklepu - odpowiedziała, łaskocząc Mandy - A czemu pytasz?
To było bez sensu. Nawet gdyby Anabelle gdzieś wyszła, nie przyznałaby się rodzicom. Wydawało mi się, że dziewczyna rzeczywiście cały czas siedziała w domu. Na Snapchacie ani Instagramie nic nie widziałam, a poza tym blondynka chyba trochę się ogarnęła i zrozumiała swoje błędy.
- Rozmawiałam z ciocią Tanyą - zaczęła Stella, a ja zaciekawiłam się tym tematem - Wiecie, Ty sprawia jej bardzo wiele problemów wychowawczych. Wagaruje, nie uczy się, nie wraca do domu na noc, raz go nawet policja złapała za nielegalne robienie graffiti. Tanya mówiła mi, że ciągle wymyśla coraz to nowsze kary i sposoby zatrzymania go w domu, ale to wszystko na nic. Podobno to tylko go pobudza do działania, dlatego przestała się nim przejmować i dała mu w pełni wolną rękę. W końcu ma już prawie osiemnaście lat. I wiecie co? Tyler się ogarnął, udało mu się nawet zdać do ostatniej klasy bez większego problemu.
- Mamo, do czego ty pijesz? - Ziewnął znudzony Nathan, ciągle trzymając głowę na moich plecach.
- Chodzi mi o to, że ja i tata zdecydowaliśmy się znieść ci karę, Anabelle. To i tak niczego nie zmieni, bo na wychowanie cię poświęciliśmy prawie siedemnaście lat, więc raczej już niczego cię nie nauczymy. Mamy tylko nadzieję, że uświadomiłaś sobie, jak tragiczny był twój występek i liczymy, że już się to nie powtórzy.
- Naprawdę?! Dziękuję, jesteście kochani! - pisnęła blondynka - I jeszcze raz za to przepraszam, nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło.
- Szatan - mruknęłam.
- To już parę lat temu - stwierdził ze śmiechem brat, a Any rzuciła w niego poduszkę. Ponieważ miała beznadziejnego cela, trafiła prosto w moją głowę.
Krzyknęłam wkurzona, a dziewczyna wysłała mi przepraszającego buziaka, jakby on mógł coś zmienić.
- Czyli mogę iść pobiegać? - spytała z nadzieją blondynka.
- Idź, przydałoby ci się - stwierdził Nate, a mama upomniała go ostrzegającym głosem.
- A ja bym skoczyła na szybko do Niny, jeśli nie macie nic przeciwko - zaczęłam, podnosząc się.
- A ja umówiłem się z Zackiem - dodał szybko brunet.
- Idźcie, idźcie, macie rację, zostawcie swoich staruszków samych, kiedy te nasze dzieci tak szybko urosły? - Dramatyzowała mama.
- Oj, mamo, nie przesadzaj, jest jeszcze Mandy - stwierdził Nate i szybko uciekł na górę przed złośliwością rodzicielki.
Idąc po schodach, szybko wybrałam numer do Niny. Musiałam poinformować ją o moim szybkim powrocie i dowiedzieć się, czy wymyślili jakieś spotkanie. Oczywiście wizyta u przyjaciółki była zwykłą ściemą. Tak naprawdę zamierzałam iść do Johnsona, bo byłam już naprawdę wściekła i zaniepokojona. Blondyn jawnie ignorował mnie od piątku, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Rozmawiałam z Wilkinsonem wczoraj, jednak i on nie znał powodu jego chamskiego zachowania. Musiałam jak najszybciej poznać prawdę, bo czułam, że wariuję.
Chciałam jeszcze pogadać z siostrą o czwartku, opowiedzieć jej o całym zdarzeniu, bo uświadomiłam sobie, że Any nadal żyła w nieświadomości. Niestety minęłyśmy się na schodach, a blondynka była już przebrana w krótkie, bawełniane spodenki oraz neonową, różową bokserkę.
Po wejściu do czystego pokoju (co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem) szybko założyłam ciemne szorty oraz bordową koszulkę z głębokim dekoltem. Poprawiłam makijaż, rozczesałam kołtuny we włosach. Wzięłam najpotrzebniejsze pierdoły i szybko wyszłam z domu, uprzednio żegnając się z rodzicami. Ruszyłam na najbliższy przystanek autobusowy.
Ekscytowałam się spotkaniem z Jackiem, nawet bardzo. Ale z drugiej strony byłam przerażona, bo nie wiedziałam, co się działo. A ta niepewność była najgorsza. Serce biło mi cholernie szybko, a w brzuchu czułam irytujące motylki. Miałam głupią nadzieję, że jego telefon po prostu padł, czy coś w ten deseń. Wierzyłam, że było logiczne wytłumaczenie tej całej sytuacji. Musiało być.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. To nie był Jack, tylko Sam.
- Hej, co tam? - zapytałam cicho, bo nie chciałam przeszkadzać nikomu w autobusie.
- Wróciłaś już? Bo chyba musimy pogadać - odpowiedział.
- Tak, ale nie mam za bardzo czasu, bo jadę do Jacka, myślisz, że jest w domu?
- Jest, jest, ale Aria, słuchaj, może najpierw pogadamy? Mieszkam blisko niego, raptem przystanek bliżej - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi lekko zdezorientowana.
O co mu chodziło?
- Już za późno, właśnie wysiadłam - odpowiedziałam, stawiając stopy na popękanym chodniku - Porozmawiamy jutro, co? Bo ja naprawdę chcę się spotkać z Jackiem, wyjaśnić z nim to wszystko, martwię się.
- Aria, proszę, mam pilną sprawę, a to nie jest na telefon. Błagam, nie idź do niego - mówił chłopak.
- Dobra, przyjdź do mnie wieczorem - rzuciłam już lekko zirytowana.
Stanęłam przed zadbanym, niedużym domem Johnsona. Przed garażem widniało małe boisko do koszykówki, rosły kwiaty, a cała powierzchnia otoczona była drewnianym ogrodzeniem.
- Ale, Aria - zaczął Sammy, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.
- Kończę, J czeka. Buziaki! - Szybko rozłączyłam się, po czym otworzyłam metalową furtkę.
Szłam powoli po płaskich kamieniach w ziemi. Bardzo się bałam, byłam wręcz przerażona tym spotkaniem. Zastanawiałam się też, o co chodziło Samowi. Co było dla niego tak ważne, że nie chciał, bym szła do Jacka, tylko najpierw do niego. Chłopak nigdy nie był egoistą, dobro przyjaciół stawiał nade wszystko, co takiego więc musiało się stać?
Nim się obejrzałam, stałam przed dużym drzwiami frontowymi. Wyciągnęłam drżącą rękę, by zapukać. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam to. Po kilku stresujących chwilach drzwi otworzyły się szeroko, a ja w końcu zobaczyłam Johnsona. Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowałam, był brak koszulki. Jack ubrany był tylko w krótkie, sportowe spodenki. Miał ładne zarysy mięśni na brzuchu. Prawdopodobnie właśnie przeszkodziłam mu w jakiejś rozgrywce. Drugą rzeczą, jaką wychwyciłam, był fakt, iż chłopak nie pocałował mnie na przywitanie. Pewnie to było głupie, ale on robił to zawsze.
- Hej - mruknęłam w końcu.
- Co ty tu robisz? - warknął, opierając się o drewniane drzwi.
- Przyszłam do ciebie. Nie odzywasz się do mnie od czwartku. Coś się stało? - zapytałam.
- Tak, stało się. Poznałem całą prawdę o tobie - oznajmił, a ja podniosłam brew.
- Co masz na myśli? Przecież ty poznałeś całą prawdę o mnie już jakiś czas temu.
Zaczynałam się bardzo denerwować, a jednocześnie miałam ochotę się rozpłakać. Zaczynałam czuć łzy zbierające się w moich oczach, ale to była jakaś pomyłka, więc nie miałam czego się obawiać. Nie byłam jakąś straszną osobą z przeszłością, nie miałam nic do ukrycia. Typowa nastolatka.
- Daj już spokój - parsknął - Wiesz co? Zawiodłem się na tobie i nie spodziewałem się, że taka jesteś. Żałuję, że tyle dla ciebie zrobiłem, a już najbardziej żałuję tego pocałunku.
Nigdy go nie widziałam w takiej postaci. Jego słowa cholernie mnie zabolały, ale nadal nie wiedziałam, o co mu chodziło. Z całej siły powstrzymywałam szloch, musiałam zgrywać twardą.
- Dlaczego, Jack? - spytałam na skraju.
- Nie udawaj głupiej, Aria. Okazuje się, że jesteś bardzo podstępną blondynką. Nie każdy wpadłby na tak genialny plan wykorzystania mnie, wiesz? Jesteś żałosna, jeszcze przychodząc do mnie i pytając się, o co mi chodzi. Nie chcę cię znać.
Trzasnął drzwiami przed moim nosem, a ja wybuchnęłam płaczem. O co do cholery chodziło? Ja go wykorzystałam?! W jaki sposób?! Co się stało? Co się z nim stało?! Nie rozumiałam już nic. Obtarłam łzy, starając się nie naruszać tuszu do rzęs, ale było to działanie bezskuteczne, bo nadal płakałam. Nikt mnie nigdy tak strasznie nie zranił. Te wszystkie słowa, które powiedział. A ja się zaangażowałam. To był koniec? Co? Jak to? Miałam się poddać? Chyba nic innego mi już nie zostało.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy na kogoś wpadłam, a ta osoba przytuliła mnie mocno i zaczęła uspokajać. Zadarłam głowę i ujrzałam Sama. A wtedy uświadomiłam sobie, że on wiedział o wszystkim. Próbował mnie ostrzec, zatrzymać, nie doprowadzić do złamania mego serca, a teraz było już za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro