Rozdział 13
- Dzieje się tam coś ciekawego w ogóle? - spytała Nina przez telefon.
Podniosłam się z wersalki, kiedy usłyszałam otwieranie bramy.
- Nie, tu się nie dzieje nic. O, czekaj, ktoś przyjechał - mruknęłam, wyglądając przez firankę - Chyba moja kuzynka z kuzynem i dzieckiem, mieli przyjechać.
- A co z Jackiem? Dzisiaj jak go widziałam, to był jakiś taki przygaszony, ale nic nie chciał powiedzieć - zaczęła dziewczyna.
- Nie wiem - westchnęłam - Nie odpisuje na moje wiadomości ani nie odbiera.
- Pewnie coś mu się stało z telefonem, on ma tendencję do niszczenia go - zaśmiała się - Tak się cieszę, że w końcu jesteście razem! Wiesz, jak on się ekscytował w czwartek? Chyba nigdy nie wiedziałam go tak szczęśliwego! Nie licząc momentu, kiedy dowiedział się, że będzie redaktorem TT.
Uśmiechnęłam się szeroko. To był jeden z najlepszych dni mojego życia i praktycznie przez cały czas myślałam o tym.
- Wiesz, tak naprawdę to nie uzgodniliśmy naszego związku. Po prostu się pocałowaliśmy.
- Wiem, mówisz mi to chyba po raz setny. - Byłam pewna, że dziewczyna wywróciła oczami. - Musicie o tym pogadać!
- Jak mam z nim pogadać, skoro nie mam z nim kontaktu? - prychnęłam zirytowana, bo tłumaczyłam to dziewczynie już kilka razy.
- A no tak - mruknęła, a ja zachichotałam - Wiem! Mam idealny pomysł!
- Czekam - rzuciłam, po czym znowu opadłam na miękką, nową wersalkę.
- Wyślij mu list!
- Boże, dlaczego ukarałeś mnie tak głupią przyjaciółką? - pisnęłam ze śmiechem, podnosząc oczy ku górze.
- Ej! Co jest nie tak z listem?
- Hmm... No nie wiem, może dlatego, że ja wrócę, zanim list przyjdzie? - spytałam retorycznie.
- A! No w sumie... To ja ci go dam do telefonu i sobie pogadacie! Jack! Gdzie jest Jack?! - zaczęła krzyczeć dziewczyna, a ja się lekko wystraszyłam konfrontacji z blondynem.
Usłyszałam znajome głosy oraz piski w kuchni, co oznaczało przyjazd reszty rodziny. Szybko podeszłam do starego, zniszczonego lustra, które stało w kącie pokoju i przejrzałam się. Ponieważ byłam u babci, nie malowałam się ani nie stylizowałam. Palcami rozczesałam niespięte włosy.
- Hmm... Jack nie wie, gdzie jest Jack, więc... - rzuciła.
- No trudno, nic takiego się nie stało. I tak wracam w niedzielę, przecież to nie wieczność - uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
Założyłam różowe kapcie z puszkiem.
- Ja już muszę lecieć, rodzina przyjechała. Odezwę się niedługo, dobra? - spytałam, ruszając do wyjścia.
- Jasne, jasne, my i tak zaraz jedziemy na plażę - rzuciła zadowolona.
- Sami? Nad Missouri? J też? - zapytałam zainteresowana.
- Tak, nad Missouri, razem z dziewczynami i Samem. A J... Powiedział, że musi coś innego załatwić - odpowiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.
Pożegnałam się z dziewczyną, rzuciłam telefon na sofę, po czym wyszłam z pokoju. W kuchni zastałam kuzynkę Sofię. Kobieta miała długie blond włosy splecione we dwa warkocze. Ubrana była w ciemne dżinsy oraz białą, luźną koszulkę. Jej mała córeczka, Clara, biegała dookoła całego domu w różowej sukience oraz złotych bucikach. Osiemnastoletni kuzyn, Tyler, siedział przy małym, starym stoliku i dyskutował o czymś zawzięcie z moim bratem. Chłopak był bardzo przystojny i podobny do Nate'a. Też miał ciemne, brązowe włosy oraz bladą cerę. W zielonych oczach widniały wesołe ogniki. Zauważyłam pojawienie się nowych mięśni. Musiał dużo trenować na siłce, by osiągnąć taką sylwetkę w krótkim czasie.
- Cześć wam - rzuciłam, uśmiechając się szeroko, po czym przytuliłam Sofię i Tylera.
- Any, nic się nie zmieniłaś! - rzucił chłopak, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.
Ty zawsze mówił do mnie imieniem siostry, kiedyś się mylił, ale teraz robił to dla żartu. Chyba.
- Wiem, bo jestem Arią - mruknęłam.
- Przecież to właśnie powiedziałem - żachnął się, machając ręką.
- Gdzie wszyscy? - spytała Sofia.
- Rodzice pojechali do babci do szpitala. Podobno ją wypisują. Na długo zostajecie?
- Ja z Clarą wracam dzisiaj, ale zostawiam wam Tylera - oznajmiła dziewczyna.
- Nie, błagam! Nie zostawiaj go tu! - jęknęłam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Aria, wszyscy wiemy, że to za mną tęskniłaś najbardziej - stwierdził - I wolisz mnie od Nathana.
- No na pewno - mruknął brat, mierząc go wzrokiem.
Prawda była taka, że ja i Tyler mieliśmy naprawdę świetny kontakt, traktowałam go jak drugiego brata. Zawsze razem spędzaliśmy czas, kiedy się spotykaliśmy na rodzinnych wydarzeniach. Robiliśmy wiele głupich rzeczy, ale z chłopakiem nigdy nie było nudno.
- A gdzie będziesz spać? Rodzice zajmują jedną kanapę, babcia zajmie drugą, ja trzecią, a Nate czwartą. - Zmarszczyłam brwi.
- Razem z tobą. - Wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja prychnęłam.
- Uważaj, bo twój Jack będzie zazdrosny - zaśmiał się Nathan, a ja miałam ochotę go zabić.
Wczoraj wygadałam wszytko chłopakowi o tym, co Jack zrobił dla mnie i o pocałunku. Był szczęśliwy, słysząc to. Oczywiście nie obyło się bez zbędnych, złośliwych i zboczonych komentarzy.
- Jack? - powtórzył Ty, a w tym samym momencie rozległ się płacz dziecka.
- O nie! - warknęła Sofii, po czym pobiegła do pokoju babci.
Ten dom był bardzo mały. Miał raptem cztery pokoje, malutki korytarz, łazienkę oraz ganek. Najbardziej lubiłam w nim to, że każde pomieszczenie było połączone z drugim, można było więc biegać dookoła. W budynku znajdowała się kuchnia, w której zawsze urzędowali goście, dwa pokoje służące jako sypialnie oraz nieduży pokój babci, który łączył w sobie cechy sypialni, kuchni oraz jadalni.
- Kim jest Jack? - zapytał podniesionym głosem kuzyn.
- Chłopak Arii.
- To nie mój chłopak! - pisnęłam, a mój głos podniósł się o oktawę.
- Ale się całowaliście - przypomniał mi, a ja zarumieniłam się na samo wspomnienie tego.
- Uuuuaaaaa, ostro - zaśmiał się Ty, a wraz z nim Nate.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, a ja ujrzałam rodziców oraz babcię, która wolno kroczyła po zimnych kafelkach. Zakończyliśmy naszą bezsensowną wymianę zdań, po czym podeszliśmy do nich i zaczęliśmy się gorąco witać.
- Jak się czujesz, babciu? - zapytałam głośno, pamiętając o tym, że babcia miała coraz gorszy słuch.
- A dobrze, dobrze - odpowiedziała, machając ręką.
Ruszyła do innych pomieszczeń, zapewne chciała sprawdzić, czy wszystko stało na swoim miejscu.
- Nie chcę was wyganiać, ale może pójdziecie na zewnątrz? - zaproponowała mama - Babcia by poszła spać, a ja zrobię obiad.
- Obiadki cioci Stelli, tak! - krzyknął Ty, podskakując, a mama uśmiechnęła się szeroko, po czym poczochrała jego włosy, jakby nadal był małym dzieckiem. - Może pójdziemy nad staw?
- On jeszcze istnieje? - zapytał z niedowierzaniem Nate.
Staw był kiedyś typową młodzieżową miejscówką. Schodziło się tam mnóstwo dzieciaków, by się kąpać i poopalać. Potem okazało się, że to teren prywatny, a jego właściciel wrócił i zaczął strzelać ze strzelby, przez co większość osób zapomniała o tej małej plaży. Nie byłam tam prawie dwa lata, a ostatnim razem była bardzo zaniedbana i zarośnięta.
- No jasne! Powiększyli plażę, przywieźli piasek, pogłębili staw. To już w pełni na legalu - oznajmił Tyler.
- W takim razie się zbierajmy! - rzuciłam i energicznym krokiem poszłam do pokoju, by spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
- Tylko uważajcie na siebie! I nie kąpcie się! - krzyknęła mama, chociaż pewnie sama dobrze wiedziała, że i tak t zrobimy.
Promyki słońca miło muskały moją nagą, bladą skórę. Odwróciłam głowę w drugą stronę, by zobaczyć chłopców w wodzie. Przesiadywaliśmy na plaży od dobrej godziny i było naprawdę super. Mimo tego, że był piątek, nad stawem zauważyłam tylko jedną parę oraz małżeństwo z dzieckiem. Pewnie cała młodzież szykowała się na jakąś imprezę, która odbywała się w okolicy.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Mimowolnie jęknęłam, ale podniosłam się. Serce zabiło mi szybciej, miałam nadzieję oraz pewność, że to Johnson i już się ucieszyłam. Ku mojemu rozczarowaniu, była to Nina.
- Hej, kocie. Co tam? - zapytał, naśladując głos Gilinskiego.
Myślałam, że dziewczyna się zaśmieje, ale nic takiego nie nastąpiło, co bardzo mnie zdezorientowało.
- Fajnie się bawisz? - Usłyszałam jej wściekły ton, a ja zmarszczyłam brwi.
- O co ci chodzi? - zapytałam, szybko wstając i poprawiając dżinsowe szorty.
- Mówisz, że jesteś u babci, a widziałam cię przed chwilą w parku! - krzyknęła.
- To nie jest możliwe, ja naprawdę jestem u babci - zaczęłam.
O co chodziło? Przecież dziewczyna nie mogła mnie widzieć w Omaha, skoro siedziałam tutaj.
- Ta, a ja jestem blondynką - prychnęła.
- Nina, nie ma mnie w mieście - oznajmiłam zirytowana.
- Siostra, chodź z nami! - krzyknął Nate, machając do mnie dłonią, a ja w tym samym czasie coś sobie uświadomiłam.
- Jesteś pewna, że to byłam ja? A nie Anabelle? - zapytałam.
Po drugiej stronie telefonu zapadła niezręczna cisza.
- Fakt, wołałam cię, ale ty mnie ignorowałaś - powiedziała w końcu, a ja westchnęłam.
Ciągle zdarzały nam się takie sytuacje, a ja w pełni to rozumiałam. W końcu wyglądałyśmy tak samo. Prawie tak samo.
- Przepraszam - rzuciła Nina.
- Nic się nie stało, naprawdę. W ciągu tylu lat zdążyłam się już przyzwyczaić - zaśmiałam się, by rozładować atmosferę.
- Współczuję.
- A widziałaś się może z Johnsonem? Nadal się do mnie nie odzywa, a ja nie wiem, o co chodzi - oznajmiłam zaniepokojona.
Kątem oka zauważyłam, jak podchodził do mnie Ty.
- Widziałam go, ale nie długo. Wpadł na chwilę do G po coś tam. Zapytałam, czemu ci nie odpisuje, ale nie chciał mi nic powiedzieć i cały czas mnie ignorował.
Kuzyn złapał mnie w talii i zaczął ciągnąć w stronę wody, a ja bezskutecznie starałam się wyrwać z jego objęć.
- Zaproponowałam mu nawet, że ja do ciebie zadzwonię i pogadacie, ale powiedział, że nie ma teraz czasu. Naprawdę nie wiem, co się dzieje - dodała, a ja westchnęłam ponownie.
Ponieważ staliśmy niebezpiecznie blisko stawu, musiałam kończyć rozmowę.
- Zadzwonię jutro, okej? - spytałam, po czym, nie czekając na odpowiedź, rzuciłam telefon do brata.
Ty złapał mnie i wrzucił do cholernie zimnej wody.
Starałam się skupić na chwili, ale w mojej głowie ciągle siedział Jack Johnson. Gdyby chciał, na pewno przystałby na propozycję Niny. Nawet jeśli był zajęty, przecież to by zajęło góra dwie minuty. I co takiego ważnego mógł robić w piątkowy wieczór, jeśli nie spotykał się z ekipą? Może był na mnie zły? Ale z jakiego powodu? Że go zostawiłam tak nagle w czwartek? Bo wtedy nie wyglądał na bardzo wkurzonego. Zraniłam go? Te spekulacje były niedorzeczne, to nie mogła być moja wina, więc o co mu do cholery chodziło?
*****
Ktoś wie, co się dzieje z Jackiem? Jakieś sugestie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro