Epilog
Zawsze kochałam czerwiec, każdy kochał. Czas bliski wakacji, wyjścia na plażę, opalanie się, pierwsze mocne upały, długie dni i piękne zachody słońca. I nagle czerwiec stał się moją zmorą. Nie chciałam, by nadchodził, ale zrobił to, kompletnie ignorując moje prośby i błagania.
Starałam się nie płakać, nie chciałam pokazywać mojej słabości. Po prostu patrzyłam na niego, a on na mnie. Chciałam dokładnie zapamiętać każdą rysę jego twarzy, każdą jaśniejszą plamkę na niebieskiej tęczówce. Chciałam widzieć jego charakterystyczny uśmiech, który pojawiał się za każdym razem, gdy byłam obok. Chciałam słyszeć jego cudowny śmiech, kiedy ktoś mówił coś śmiesznego. Chciałam czuć jego zapach, przesączony mocnymi perfumami, jego i moimi. Chciałam czuć jego usta na swoich. Chciałam go dotykać. Chciałam być budzona przez jego cichy szept oraz pocałunki. Chciałam pamiętać go całego. Chciałam, by mnie nie zostawiał.
- Kurwa, Aria - powiedział w końcu i przeczesał dłonią włosy - Kocham cię.
Zachichotałam mimowolnie.
- Ja też cię kocham - szepnęłam, a on wziął mnie w objęcia.
- Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdybyś nie pozwoliła mi jechać - mruknął.
- Dobrze wiesz, że nie mogłabym tego zrobić.
- I to jest najgorsze.
Nastała cisza, a ja wdychałam jego perfumy. Cieszyłam się jego obecnością, dopóki mogłam.
- Nigdy nie sądziłem, że mogę kogoś kochać - oznajmił nagle - Nie rozumiałem tego. Fakt, miałem dziewczyny, ale to było coś luźnego. Nie kumałem, jak Gilinsky mógł spędzać z Niną każdą wolną chwilę, gdzie był czas tylko dla siebie? - Zaśmiał się gorzko. - A potem poznałem cię. I wszystko wywróciłaś mi w głowie. Nagle przestała być dla mnie ważna drużyna, gazetka, oceny, wszystko. Liczyło się dla mnie tylko to, by cię spotkać na korytarzu, czy na stołówce. Pamiętam, jak się poznaliśmy. Byłaś taka nieśmiała, niepewna, słodka. A potem ta impreza... Idealne zrządzenie losu. Wydobyłem tyle informacji na twój temat od dziewczyn, w ciągu tygodnia zapamiętałem połowę twojego planu lekcji. A wiesz, jakie było najlepsze uczucie?
Patrzyłam zafascynowana historią na ukochanego, nie spodziewałam się takiego wyznania. Było to takie urocze, a jednocześnie intymne.
- Jakie? - zapytałam cicho.
- Kiedy naprawdę spotykałem cię przez przypadek. - Uśmiechnął się szeroko, a ja wraz z nim. - I nagle widziałem cię wszędzie, spośród tysiąca ludzi w całej szkole, zawsze się gdzieś pojawiałaś. Na początku uważałem to za typową fascynację, ale dopiero Wilkinson uświadomił mnie, że się zakochałem. Dusiłem to w sobie bardzo długo, ale w końcu przyznałem mu rację. Kiedy uwierzyłem twojej siostrze w te wszystkie brednie... I tak nie mogłem o tobie zapomnieć, wtedy było jeszcze gorzej. Chciałem cię wymazać z pamięci, ale nie mogłem, tak naprawdę to nie chciałem. Po naszym pierwszym pocałunku... - Przygryzł wargę. - Cholera, chciałem więcej! Uzależniłem się od ciebie. Coś mnie do ciebie ciągnęło, jakaś nieznana siła. Nawet z tym nie walczyłem. Poddałem się twojemu czarowi i urokowi. I nie żałuję tego.
Uśmiechałam się szeroko do Jacka, bo jego słowa były naprawdę piękne. Pocałowałam go. Po raz ostatni. Chciałam, by czas się zatrzymał, ale do moich uszu dotarło ogłoszenie informujące o odlocie samolotu do Los Angeles za pół godziny, więc chłopcy musieli się zbierać na odprawę. Przycisnęłam usta mocniej do niego, czułam obecność Gilinskiego obok. Przekazałam Johnsonowi całą miłość, jaką czułam, całe oddanie, wszystko. Przez nasze usta przewijał się ból.
- Stary... - zaczął nieśmiało Gilinsky.
Opuściłam głowę na klatkę piersiową Jacka, poczułam, jak całuje mnie we włosy. Przymknęłam powieki, by odgonić łzy. Nie mogłam. Zwróciłam się w stronę bruneta i przytuliłam go mocno.
- Pilnuj Niny - szepnął mi na ucho, a ja parsknęłam śmiechem.
- Pilnuj Jacka - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham - mruknął.
Odsunęłam się od przyjaciela, by znowu spojrzeć na Johnsona. W jego oczach czaiły się łzy.
- Będę na ciebie czekać - powiedziałam cicho.
- A ja do ciebie wrócę - uśmiechnął się - Kocham cię, malutka - dodał, przytulając mnie po raz ostatni.
- Kocham cię, Jack.
Poczułam, jak chłopak mnie puszcza. Przycisnął usta do mojego policzka, posłał smutny uśmiech i odwrócił się. Nina stanęła obok mnie i przytuliła mocno. Miała we włosach wpiętą różową wstążkę, którą podarowałam jej na znak zgody. Sama nosiłam identyczną, ale fioletową. Obserwowałyśmy, jak nasi chłopcy przechodzą przez odprawę, a potem znikają w tłumie. Kiedy straciłam go z pola widzenia, rozpłakałam się. Już mogłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro