Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 65


Z perspektywy Paula.

Powoli otworzyłem oczy i spróbowałem poruszyć rękoma, ale było to dość trudne. Jedna była strasznie ciężka, a za drugą ktoś mnie trzymał. Spróbowałem znów poruszyć ręką, ale nadal było to na nic.

Spojrzałem na lewą stronę swojego ciała, Ler była wtulona w mój bok, miała zamknięte oczy i miarowy oddech więc stwierdziłem, że spała. Spojrzałem na prawą stronę, wzdłuż swojego ciała i zobaczyłem, że na prawej ręce mam gips. Jęknąłem w duchu. Co ja na robiłem.

Zamiast spokojnie z nimi porozmawiać narobiłem im masę problemów, uciekając z domu. Mama napewno się martwi i denerwuje, co tylko jej szkodzi. Nie powinna się teraz denerwować, przecież ona musi o siebie dbać, a nie zajmować się osiemnastoletnim synem, tylko dlatego, że jemu zachciało się wybiec w środku miasta, na światłach z samochodu. Powiem szczerze, jestem na siebie cholernie mocno wściekły, ponieważ przeze mnie cierpi cała moja rodzina.

Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. W pokoju było jeszcze kilka wolnych łóżek. Przy oknie stał tata, a obok niego o ścianę opierał się Matt i miał zamknięte oczy, a co jakiś czas przeczesywał dłonią włosy, więc stwierdziłem, że o czymś myśli, a poza tym Scar była w niego wtulona, a on przytulał ją drugą ręką.

Na jego twarzy dostrzegłem kilka ran i zadrapań. Przecież ja aż tak mu nie przywaliłem, co najwyżej po moim uderzeniu mógłby mieć niewielką rysę.

-Paul?- usłyszałem po prawej stronę głos mamy.- Och synku...- powiedziała z ulgą, a jej oczy się zaszkliły.-Alan- zawołała męża.

Tata odwrócił się w moją stronę, on też miał na twarzy kilka ran, ale niewielkich. Zobaczyłem jak odetchnął z ulgą. Poczułem jak dziewczyna przy moim boku się porusza.

-Paul?-zapytała zaspanym głosem i przetarła oczy dłońmi. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, a po chwili poczułem na policzku pieczenie.

Spojrzałem, na nią z szeroko otwartymi oczami. Moja mała dziewczynka całkiem nieźle bije.

-Ty zasrany dupku- zaczęła się na mnie wydzierać. Kątem oka Zauwarzyłem jak mama i tata tłumią śmiech, a Matt i Scar się cicho śmieją.- Coś ty sobie wyobrażał! Czy ty masz pojęcie jak myśmy się o ciebie martwili?! Czy ty wiesz przez co musieliśmy przejść?!

-Dobra, wiem, należało mi się- powiedziałem i skrzywiłem się lekko.

-Proszę o spokój- ze strony drzwi dobiegł głos pielęgniarki.- To jest szpital, a pacjent potrzebuje odpoczynku. Słychać państwa na cały oddział. Jeszcze jedno upomnienie i będę musiała państwa wyprosić.

-Przepraszamy- powiedział tata poważnie.- Syn już się wybudził i dziewczyna daje mu popalić.

-Ale tutaj nie wolno palić- pisnęła pielęgniarka, nie rozumiejąc o co chodzi.

Kobieta spojrzała na mnie i Ler, a po chwili wyszła z sali mrucząc coś pod nosem z czerwonymi wypieki na twarzy.

Ler spojrzała na mnie groźnie, a na jej policzkach pojawiły się wypieki.

-Paul- do moich uszu dotarł głos ojca. Zadowolony to on nie był. Nieźle nagrabiłem i wiem o tym.- Masz nam coś do powiedzenia?- zapytał kładąc dłoń na ramieniu mamy. Zapewne, gdy ja patrzyłem na Ler on podszedł.

-Tak- odpowiedziałem cicho i spuściłem głowę.- Przepraszam- powiedziałem i podniosłem wzrok na rodziców.- Nie powinien był się tak zachowywać. To wszystko poprostu tak szybko się działo. Przepraszam, że tak się zachowywałem i nie słuchałem, jak do mnie mówiliście. Wiem jak się starcie, a ja po prostu zachowywałem się jak bachor. Przepraszam mamo. Przepraszam tato. Więcej nie będę- te słowa brzmią jakbym był małym dzieckiem, które właśnie przed chwilą zrobiło coś bez zgody rodziców. Czuję się conajmniej trochę dziwnie.

-Już dobrze synku- powiedziała mama i pogłaskała mnie po głowie. Nie powiem czułem się jak małe dziecko.

-Witaj w śród żywych stary- powiedział ze śmiechem Matt, podchodząc do łóżka, na którym leżę.

-Też się ciesze, że cię widzę- mruknąłem z uśmiechem.

-Proszę zejść z łóżka pacjenta- pielęgniarka skarciła Ler wchodząc po raz kolejny do sali. Brunetka spłonęła rumieńcem i zeszła z posłania. Robiąc miejsce tej kobiecie i lekarzowi.

-Jak się czuje pacjent?- zapytał sprawdzając coś przy kroplówce. Zadał mi jeszcze kilka pytań, na które odpowiedziałem i wyszedł.

-Mam wrażenie jakby odcieli mi nogę- mruknąłem po chwili ciszy.

-Jest w gipsie- powiedział Matt ze śmiechem.

-Super- mruknąłem z ironią.- Naprawdę bardzo cieszę się z tego powodu. Ominęło mnie coś? Sądząc po waszych twarzach, stwierdzam, że tak - powiedziałem patrząc to na brata, to na ojca.

-Opowiem ci w domu- machnął ręką ten pierwszy z uśmiechem.

-Emmm...- zacząłem lekko skrępowany.- Pomoże mi ktoś usiąść?

Wszyscy wybuchneli śmiechem, ale po chwili tata i Matt mi pomogli.

-Od razu lepiej- powiedziałem z rozkoszą.- Mam jeszcze jedno pytanie.

Bliźniak jęknął i posłał mi zabójcze spojrzenie.

-No normalnie mnie...- nie dokończył widząc spojrzenie mamy, na co się zaśmiałem.- Jeszcze jedno pytanie i obiecuję ci, że gips na nodze i ręce to będzie pikuś przy tym co ci zrobię - warknął z chytrym uśmiechem.

-I tak zapytam- wyszczerzyłem się.- Powie mi ktoś dlaczego Ler nie jest kuzynką moją i Matta?- zapytałam w końcu. Przecież Damian jest twoim bratem. Prawda mamo?- zapytałem patrząc na rodzicielkę.


****

Rozdział poprawiła: Mysza_69.

Mam nadzieję, że się wam podoba.

Co o nim sądzicie?

300 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro