Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog 2




Z perspektywy Paula.


Zakończenie roku szkolnego.

-Może ktoś z uczniów chciałby powiedzieć kilka słów na zakończenie nauki w naszej szkole?- zaproponował dyrektor spoglądając na wszystkich z ostatnich klas.

Wymieniliśmy się spojrzeniami z bratem i podszedłem do mikrofonu, a on razem ze mną.

-Cześć wszystkim- powiedziałam patrząc po wszystkich zebranych i im pomachałem.- Cieszę się, że nareszcie mogę skończyć tę szkołę- osoby siedzące na krzesłach zaśmiały się, a ja razem z nimi.

-Chcielibyśmy powiedzieć kilka słów - zaczął Matt przy drugim mikrofonie.

-Mianowicie chcielibyśmy się do czegoś przyznać, a raczej się czymś z wami podzielić .Skoro już i tak mamy tutaj nie wrócić, a wy nauczyciele nie będzie nas już więcej uczyć...

-To możemy, to powiedzieć - dokończył bliźniak. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na panią od angielskiego.

-Płaz w pani szufladzie to nasza sprawka- przyznałam, a uczniowie siedzący za mną zaczęli się śmiać. Sam ledwo powstrzymywałem śmiech.

-Prezent w pana gabinecie to również nasza sprawka- przyznał Matt, patrząc na trenera.

Nauczyciele tylko stawali się czerwoni na twarzy, a my dalej wymieniliśmy nasze przekręty.

-Olej na korytarzu również jest naszym pomysłem.

-Kościotrup zwisający z sufitu? Oczywiście, że nasz pomysł- zaśmiałem się.

-Dyrektorze- powiedział Matt tłumiąc śmiech.- Pierdząca poduszka jest również naszą sprawką- dokończył.

Wybuchnęliśmy śmiechem, w momencie, w którym twarz dyrektora przybrała kolor buraka.

-Panowie może już usiądą- zaproponował jeden z nauczycieli stający obok mnie i brata.

-Ależ panie nauczycielu, my mamy jeszcze dużo do powiedzenia- zaśmiałem się.

-Usiądźcie- warknął tak żebym tylko ja i Matt usłyszał.

Zaśmialiśmy się i zrobiliśmy co chciał. Przybiłem piątkę z kolegami z klasy siadając na swoim miejscu.


-To wybieramy się gdzieś?- zapytałem Matta i Scar zarzucając rękę na ramię mojej dziewczyny Ler.

-Ja i Scar jedziemy za miasto, wrócimy wieczorem- powiedział bliźniak.

-Ja muszę coś załatwić- powiedziałem i westchnąłem. Muszę naprawić swój błąd. Wszystko już jest załatwione trzeba tylko po to pojechać.- Jedziesz ze mną skarbie?- zapytałem brunetkę całując ja w skroń.

-Chętnie- odpowiedziała.

-Do wieczora- powiedziałem bratu i pociągnąłem Ler w stronę mojego samochodu.

-Psiak?- zapiszczała Ler, gdy wróciłem do samochodu z małym psiakiem w kartonowe pudełku.

-Dla mamy- powiedziałem.-Potrzymasz go?

-Oczywiście- pisnęła i wzięła pudełko z moich kolan.

-Gdybym wiedział, że tak cię ucieszy widok szczeniaka też bym ci jednego załatwił- zaśmiałem się sugestywnie poruszając brwiami.

-Wystarczy mi jeden - odpowiedziała wywracając oczami.

-Ale przecież ty nie masz...- przerwałem orientując się o co jej chodzi.- Niech tylko zostaniemy potem sami w domu to pokażę ci co ten twój szczeniak potrafi zrobić tymi palcami- powiedziałem unosząc do góry przed jej twarz swoją dłoń. Policzki dziewczyny zrobiły się czerwone, na co się zaśmiałem.

-Mamo!- krzyknąłem wchodząc do domu z pudełkiem w rękach.

-Zamknij się Paul dzieci śpią- skarciła mnie kobieta wychodząc z salonu.

Mama urodziła dwóch bliźniaków, znów, i teraz wszyscy się śmieją, że tata produkuje tylko bliźniaków.

Chłopcy mają na imię Cameron i Jack.

Wiem, że to pedalsko brzmi i w ogóle... ale oni są strasznie słodcy i kochani. Uwielbiam moich braci.

Położyłem karton na podłodze, a po chwili wyłoniła się z niego mała główka szczeniaka. Mam zapiszczała głośno, a po chwili z pokoju obok usłyszałem płacz dzieci. Zaśmiałem się i wymieniłem spojrzeniami z Ler.

-To za to co zrobiłem na tamtych wakacjach- powiedziałem cicho patrząc w podłogę.- Przepraszam, za to jak się wtedy zachowywałem. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

-Och synku- powiedziała mama i podeszła do mnie.

-Nadia- krzyknął tata zbiegając po schodach.- Co się dzieje?- Stanął na ostatnim schodku i spojrzał na zaistniałą sytuacje, a potem się zaśmiał. -Zajmę się chłopcami- powiedział ze śmiechem i skierował się w stronę pokoju w którym w ciągu dnia śpią bliźniacy.

-Nie musiałeś- powiedziała rodzicielka i mnie przytuliła.

-Ale chciałem- odpowiedziałem i oddałem gest.

-Mam najlepszych synów na świcie- powiedziała.

-A o mężu to już nie łaska wspomnieć?!- krzyknął tata.

Na co wszyscy wybuchneliśmy śmiechem, a mam odsunęła się ode mnie i wzięła szczeniaka na ręce.

-Jest taki podobny do Nalli- powiedziała łamiącym się głosem.- Pamiętam jak tata ją przyniósł do domu- dodała i po jej policzki spłynęła łza.

Uśmiechnąłem się zakłopotany. Nie chciałem, aby mama płakała. Chciałem żeby była szczęśliwa. Kobieta odwróciła się w moją stronę i Zmrużyła oczy przytulając pieska.

-Coś znów wykombinował?- zapytała przyglądając mi się uważnie.

I tak oto w moje głowie zrodził się nowy pomysł.

-No wiesz- zacząłem drapiąc się po karku.- Tak jakoś wyszło i no... ten... tego...- zacząłem się jąkać.

-Paul- warknęła kobieta.- Mów mi w tej chwili. Chodź bym nawet najgorsza prawdę miała usłyszeć.

-No bo Ler jest w ciąży- powiedziałem powstrzymując śmiech. Oczy mamy rozszerzyły się, na twarzy pojawił się szok.

-Że co?!- wrzasnęła. Skrzywiłem się lekko i wybuchnąłem śmiechem.

-Czy ciebie to bawi?- zapytała odkładając przerażonego psa, który zaczął skomleć, na podłogę.

-Żartowałem- powiedziałem i oberwałem od mamy, a potem od Ler.- Wasze miny były bezcenne- dodałem.

-Won mi z domu do końca dnia. Chcę cię widzieć dopiero na kolacji i twojego bliźniaka tak samo. Przed kolacją mi się w domu nie pokazywać- warknęła i skierowała się do kuchni biorąc psa na ręce. Zaśmiałem się i razem z Ler wyszedłem z domu.

Skoro mama wydania mnie z domu Matta tez znaczy, że razem z tatą planują powiedzieć coś ważnego wieczorem przy kolacji.


****

Rozdział poprawiła: jaga2002

Jak się wam podoba rozdział?

Co o nim sądzicie?

300 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro