Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 72

- Nie wierzę, że mam dziewczynę masochistkę - rzucił Jack, kiedy zamknął za sobą drzwi. 

Zrzuciłam z nóg niewygodne buty, po czym odstawiłam je na półkę. Posłałam mu ironiczne spojrzenie. Po tym, jak się ogarnęłam w łazience, Jack czekał na mnie i zaproponował podwózkę. Nigdzie nie widziałam Niny, bardzo dobrze, bo nadal była wściekła. Fakt, czułam się trochę głupio, że tak na nią naskoczyłam, ale to ona zaatakowała mnie! Co ja miałam niby wtedy zrobić? Ta idiotka rozwaliła mi nos! Przez dobry kwadrans próbowałam powstrzymać krwawienie, w końcu Anabelle wsadziła mi do obydwu dziurek tampony i miałam problem z głowy. Już nie wspominałam o rozciętej wardze oraz śladach po jej szponach na moich policzkach, to był prawdziwy dramat. Nie miałam bladego pojęcia, co chłopcy widzieli w tych całych bójkach. To nie było fajne, wręcz przeciwnie! Nigdy więcej, nigdy więcej. 

- Naprawdę pokłóciłyście się tylko o głupi kolor zaproszenia? - zapytał znowu z niedowierzaniem chłopak, a ja pokiwałam twierdząco głową ze wstydem. Jak to brzmiało? Zdawałam sobie jednak sprawę, że tu chodziło o coś więcej. Ja zaczęłam o Gilinskym, a to był bardzo niebezpieczny teren, jeśli chodziło o Ninę. Nic jednak nie usprawiedliwiało jej dzikiego zachowania. W życiu bym się nie spodziewała tego po przyjaciółce, ale życie często nas zaskakuje, prawda? 

- Daj już spokój. - Wywróciłam oczami, naprawdę chciałam o tym zapomnieć. 

Wystarczał mi fakt, iż wszyscy w szkole o tym nadali, dosłownie wszyscy. Na Snapchacie zaczęły pojawiać się krótkie filmiki oraz zdjęcia, jak się bijemy. Powstał nawet gif, w którym Nina się na mnie rzuca.

- Dobrze, kotku - powiedział, po czym objął mnie i pocałował w czoło - Tylko nie bij, proszę - dodał, wybuchając śmiechem. 

Westchnęłam głęboko. Wieczne dziecko. 

Weszliśmy do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice. Zdziwił mnie fakt, że nie byli w pracy. Ich miny nie wyrażały żadnych emocji, a ja już wiedziałam, co to oznaczało. Dyrektor najwyraźniej wykonał kilka nieprzyjemnych telefonów. Zagryzłam wargę wyczekująco, a mój wzrok powędrował na ścianę, jakby ta nagle stała się pasjonująca. Nie byłam w stanie patrzeć w ich oczy, już zdążyłam wyczuć, jak bardzo ich zawiodłam. 

- Dzień dobry - rzucił Jack, wyczuwając atmosferę w salonie. 

Mama westchnęła głęboko. 

- Dzień dobry, Jack - odpowiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech. Następnie jej twarz skierowała się w moją stronę, uśmiech zniknął, a ja dostrzegłam chłód w oczach matki. - Ario, musimy porozmawiać. 

- Poczekasz na górze? - zapytałam ukochanego, a on jedynie pokiwał twierdząco głową. Zanim ruszył na górę, lekko musnął mój nadgarstek, zapewne by przekazać mi swoje wsparcie. Usiadłam na kanapie w ciszy, słychać było tylko szybkie kroki Jacka. Kiedy usłyszeliśmy zamykanie drzwi na górze, popatrzyłam na rodziców. 

- Co się stało dzisiaj w szkole? - zapytał tata zimnym tonem. 

- Trochę posprzeczałam się z Niną i... - zaczęłam.

- I się pobiłyście - dokończyła mama, a ja kiwnęłam twierdząco głową. 

- Tak - przyznałam, zagryzając wargę. 

Mogłam wcześniej pomyśleć o tym, by przygotować się mentalnie na rozmowę z rodzicami, przecież to było oczywiste, że dostaną szału. Byłam jednak zbyt pochłonięta własnymi myślami, by się tym przejąć, a teraz kompletnie nie wiedziałam, jaką pozycję przybrać. Co ja miałam im powiedzieć? Anabelle była dobra w tych gierkach, ja nigdy nie miałam takich problemów z rodzicami. Cholera jasna! 

Poczułam łzy w oczach. Mrugnęłam kilkakrotnie, by je odgonić. Spuściłam głowę. Było mi wstyd. 

- Co ty miałaś w głowie? - zapytała Stella. 

- Mamo, to Nina się na mnie rzuciła, fakt, trochę jej wypominałam, ale to ona mnie przewróciła! - Podniosłam głos poddenerwowana.

- Przestań z siebie robić ofiarę, nie masz pięciu lat! - krzyknął tata, a mnie aż przeszła gęsia skórka. - Jesteś tak samo odpowiedzialna za tę sytuację!

- Bić się z własną przyjaciółką, Aria? - zapytała z niedowierzaniem mama - Aż tak nisko upadłaś? 

Łza spłynęła po moim policzku. Zmarszczyłam brwi i pociągnęłam nosem. Przejechałam dłonią po twarzy, przy okazji ścierając puder. 

- Zawiedliśmy się na tobie, Ario - oznajmił tata, a jego słowa były dla mnie jak sztylet w serce. Zawsze robiłam wszystko, by przypodobać się rodzicom, kłóciłam się z nimi, ale akceptowałam każdą decyzję. Dążyłam do tego, by byli ze mnie dumni w każdej chwili, dlatego te słowa sprawiły, że coś we mnie pękło. 

- Po przygodach z Anabelle liczyliśmy na ciebie. Najwyraźniej została nam tylko Mandy - dodała mama. 

- Przestańcie, każdy popełnia błędy! - załkałam, nie przejmując się łzami płynącymi z oczu. 

Szczęka mi się trzęsła, a twarz na pewno nabrała czerwieni. Nie mogłam zapanować nad swoim głosem. 

- Aria, nie rozumiesz?! - wrzasnął tata, gwałtownie wstając z fotela, a ja wzdrygnęłam się przestraszona - Musieliśmy prosić dyrektora, by nie zgłaszał tego na policję! To nie jest butelka wódki, Aria! To jest zwykła bijatyka! Zachowałaś się skandalicznie! Kim ty jesteś? Dobrze wychowaną, pilną uczennicą czy dewiatorką z jakiegoś gangu?! 

- Nie tak cię wychowaliśmy - rzuciła mama, a we mnie się aż zagotowało.

- Czy wy nigdy nie popełniliście błędu za czasów liceum?! - zapytałam wściekła podburzonym tonem. 

Tata z powrotem usiadł na fotel, po czym wziął kubek z kawą do dłoni i spojrzał na swój zegarek. 

- Na twoim miejscu bym tak nie pyskował. Za godzinę masz autobus, nie trać czasu i się pakuj - zawiadomił, a mnie zamurowało. 

- Co? Jaki autobus? - zapytałam zdezorientowana. 

- Myślałaś, że będziesz tutaj tkwić bezczynnie ze swoim chłopakiem przez dwa tygodnie, tym samym unikając kary? Nie, moja panno, poniesiesz odpowiedzialność za swoje czyny - odpowiedział ojciec. 

Spojrzałam zaskoczona na mamę. O czym on mówił? Kobieta miała łzy w oczach i patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Co ten mężczyzna znowu wymyślił? 

- Jaką odpowiedzialność? - warknęłam, a on uśmiechnął się szeroko. 

- Wyjeżdżasz do ciotki i Tylera. 

- Co?! - wrzasnęłam i wstałam - Nie możecie tego zrobić!

- Możemy, może to ci pomoże oczyścić myśli. Pakuj się! 

Z głośnym wrzaskiem wbiegłam po schodach na górę. Łzy zamazały mi widok, ale bez większego problemu trafiłam do swojego pokoju. Z całej siły trzasnęłam drzwiami sfrustrowana, a Johnson aż podskoczył na łóżku. 

- Jezu, ty naprawdę masz problem z wyładowaniem złości - rzucił ze śmiechem, lecz spoważniał, gdy zobaczył mój stan - Co się stało? 

Wyciągnęłam z szafy różową walizkę Anabelle i rzuciłam na łóżko. 

Wywalalam przypadkowe ubrania, szukając czegokolwiek. Jack szybko podszedł do mnie i złapał mocno za nadgarstki, tym samym uniemożliwiając wszelkie ruchy. 

- Co się stało? - powtórzył stanowczym głosem, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej. 

Zapadła cisza, która przerywana była jedynie przez moje głośne łkanie.

- Muszę wyjechać - rzuciłam w końcu.

- Co?! 

- Tata mi kazał jechać do ciotki na dwa tygodnie...

Johnson bez słowa złapał mnie, po czym przytulił mocno. W co ja się wpakowałam? Zostałam zawieszona. W ostatnich tygodniach szkoły. Za pobicie z najlepszą przyjaciółką, bo wybrała inny kolor zaproszenia, niż ustaliłyśmy.

Nagle wybuchnęłam głośnym śmiechem, a chłopak patrzył na mnie jak na idiotkę. 

- To takie głupie, że aż śmieszne - powiedziałam w końcu i zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej. 

Może nie będzie tak źle, przecież spotkam się z Tylerem, a ciocia to ciocia. Na wszystko zawsze pozwala. 

- Chyba pora zabrać cię do jakiegoś specjalisty - westchnął Jack, zanim mnie pocałował. 


******

No to papatki, Aria! Hahah 

Urodzinowy rozdział miał być wczoraj, ale wiecie... Imprezom nie było końca, z resztą nadal nie ma, więc wstawiam coś na szybko... 17 lat to nowy cel, dlatego niedługo musimy się pożegnać na PEWIEN czas...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro