Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Była niedziela, a ja odpoczywałam sobie po długiej i nużącej nauce języka angielskiego. Miałam jutro kartkówkę z gramatyki, która była kompletnie bezsensowa i zbędna. 

Po raz kolejny odwiedziłam wszystkie social media. Niestety nikt do mnie nie napisał. Jack nie odzywał się do mnie od piątkowego ogniska, a ja zaczęłam się zastanawiać czy nie popełniłam jakiegoś błędu. Westchnęłam. Trochę się martwiłam, ale za bardzo bałam się pierwsza do niego napisać. Postanowiłam poczytać książkę na balkonie, byłam już naprawdę zdesperowana. Zgarnęłam pierwszą lepszą lekturę z półki, ale zanim wyszłam, do pokoju weszła moja siostra bliźniaczka. Ostatnia akcja odeszła w zapomnienie, normalnie ze sobą rozmawiałyśmy oraz spędzałyśmy ze sobą czas. Nie chciałam jej znowu denerwować, bo, mimo wszystko, brakowało mi trochę siostry.

- Obejrzymy The Originals? - zaproponowałam.

Po minie Anabelle zorientowałam się, że była wściekła. Pewnie znowu Mandy zabrała jej kosmetyki, czy coś w tym stylu.

- Ładne zdjęcia wrzuciła Charlotte z piątkowego nocowania- fuknęła, a ja przygryzłam wargę.

Fakt, wczoraj wysłałam gotowe fotki na konwersację, do której dodała mnie Nina. Była tam cała ekipa i czasem coś sobie pisaliśmy. Najczęściej naśmiewaliśmy się z Sama albo kłóciliśmy się o jakieś pierdoły. Najśmieszniejsze były awantury między Niną, a jej chłopakiem. Podczas tych wiadomości śmiałam się do łez. Jack zawsze próbował jej się podporządkować, a szatynka udawała wielce obrażoną. Oczywiście to zwykłe żarty. Ja, Charlie, Nessie i Nina miałyśmy jeszcze jedną grupę. Wtedy naprawdę zaczęłam czuć, że do nich przynależę.

Mogłam się spodziewać, że ktoś powstawia zdjęcia gdzieś. Nie przemyślałam tego do końca. Teraz musiałam użerać się ze wściekłą Anabelle.

- Any... - zaczęłam, lecz dziewczyna nie dała mi dojść do słowa.

- Jak mogłaś, Aria?! - wrzasnęła, a ja byłam pewna, że wszyscy mieszkańcy to słyszeli, jeśli sąsiedzi nie - Najpierw sama się do mnie przywalasz, że niby cię odrzucam i tak dalej, a teraz sama imprezujesz za moimi plecami? Jesteś pieprzoną hipokrytką!

Teraz zrozumiałam, jak zraniona czuła się blondynka. Bardzo rzadko przeklinała, tylko w sytuacjach kryzysowych.

- Nie wiedziałam, że będzie tyle osób, okej?! Myślałam, że... - Nie wiedziałam, co powiedzieć, nawet nie chciałam się tłumaczyć, czy kłamać. Byłam w pełni winna za to, co zrobiłam.

- No co? No co? Dokończ, proszę. - W oczach siostry pojawiły się łzy, przez co ja sama miałam ochotę się popłakać.

- Chciałam cię wziąć ze sobą, ale nikt w tamtym towarzystwie po prostu cię nie lubi! Co miałam zrobić? - zapytałam zrozpaczona.

- Nie iść wcale! I nie zamieniać mnie na innych!

- Anabelle, nie powiesz mi, że jesteś bez winy - warknęłam, czując narastające zdenerwowanie.

- Jasne, zwal wszystko na mnie, jak zwykle z resztą. - Wywróciła oczami, a we mnie się zagotowało.

- Słucham?! To ja cię kryłam, kiedy pierwszy raz się schlałaś jak świnia! To ja powiedziałam, że zabrałam mamie perfumy i jej ulubione perły i, że je zgubiłam! To ja poniosłam odpowiedzialność za zniszczony samochód, a to ty jechałaś bez prawa jazdy i zderzyłaś się z innym samochodem na parkingu! Nie masz prawa powiedzieć na mnie nic złego! To ty zaczęłaś umawiać się z Mią, a mnie ignorować! Zjawiasz się tylko wtedy, kiedy coś chcesz! Jak pasożyt!

Wiedziałam, że przesadziłam, ale po prostu wybuchnęłam niczym wulkan. Nie wytrzymałam zachowań i fochów mojej siostry, to było dla mnie po prostu za dużo.

- Odwal się ode mnie, co?! - krzyknęła.

- Co, zabolało?! Taka jest prawda! O co ci chodzi?! Masz mnie gdzieś, a jak znajdę przyjaciół, to masz problem! Mam cię dosyć, Anabelle! Zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka - fuknęłam.

- A ty nagle sobie przyjaciół znalazłaś i myślisz, że jesteś fajniejsza?!

- Nie uważam tak, ale masz się odwalić od moich przyjaciół, a tym bardziej Jacka! Mogę wiedzieć, po jaką cholerę z nim rozmawiałaś?! Chcesz namieszać, tak?! Nie pozwolisz, by twoja siostra była szczęśliwa! - Obraz dziewczyny rozmazał się z powodu nadmiaru łez w oczach.

- Narada rodzina! - Usłyszałyśmy z dołu.

Rzuciłam książkę na łóżko, po czym, nie czekając na siostrę, zeszłam. Na kanapie zastałam już rodziców, a między nimi Mandy.

- Co się dzieje? - zapytał Nate, wychodząc z kuchni.

Gdy zobaczył mój stan, od razu zrozumiał, że dużo się działo. Chciał mnie o to spytać, lecz pokiwałam przecząco głową, a on włożył mi czekoladowe ciastko do ust. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

- To my chcemy wiedzieć, co się dzieje - odparła mama.

Usiadłam na fotelu obok kanapy, naprzeciwko Any. Podkuliłam nogi i oparłam brodę na kolanach.

- Od kilku dni atmosfera w tym domu jest po prostu okropna. Ciągle słyszę trzaskania drzwiami i jakieś krzyki - dodał tata.

- Dziewczynki, co się dzieje? - spytała z troską rodzicielka.

Jej smutne, zmartwione oczy patrzyły na nas, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Aria... - zaczęła siostra, a ja już czekałam, co złego na mnie powie - Ma nowych przyjaciół, a mnie to boli.

Na każdej naradzie rodzinnej czułam się jak bym była u psychologa. Moja mama studiowała psychologię, uważała, że rozwiązanie wszystkich naszych problemów to jej priorytet. Zaraz po wykarmieniu nas oczywiście.

- Dlaczego cię to boli, Anabelle?

- Bo... - W oczach blondynki pojawiły się łzy - Zawsze ja byłam jej najlepszą przyjaciółką, a teraz czuję, jakby wywaliła mnie i zastąpiła innymi.

Dokładnie wiedziałam, co dziewczyna czuła, gdyż czułam to samo.

- Co masz do powiedzenia w tej sprawie, Ario? - Spojrzał na mnie tata, a ja się zirytowałam.

- Anabelle, nawet jeśli ty byłaś moją najlepszą przyjaciółką, to ja nie byłam twoją najlepszą przyjaciółką. Ja po prostu znalazłam paczkę znajomych, ty wymieniasz mnie na inny model średnio raz na kilka miesięcy, a potem wracasz jak bumerang - oznajmiłam spokojnym głosem.

- Zgadzam się z Arią. Uważam, że całej tej sytuacji zawiniła Anabelle, ponieważ to ona ma teraz problem. Wcześniej, kiedy ona wystawiała Arię milion razy, to się nic nie działo - powiedział Nate, a ja uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu.

- Hmm... W takiej sytuacji uważam, że powinnyście to w pełni zaakceptować. Fakt, jesteście bliźniaczkami, ale nie jesteście objęte wyłącznością. Anabelle, Aria ma prawo spotykać się ze swoimi przyjaciółmi, dopóki nie zacznie cię ignorować i wystawiać - oznajmiła Stella - Wstańcie.

Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, ale wykonałam jej polecenie, podobnie jak siostra.

- A teraz stańcie naprzeciwko siebie. Anabelle, czy akceptujesz innych przyjaciół Arii i dajesz jej wolną przestrzeń? - zapytała mama.

- To jakaś ceremonia? Nie jestem odpowiednio ubrany i nie mam prezentu! - pisnął Nate, a ja wybuchnęłam śmiechem.

Mama zgromiła go spojrzeniem, a tata uderzył w ramię.

- Tak - powiedziała Anabelle, jak na ślubie.

- Ario, czy akceptujesz innych przyjaciół Anabelle i dajesz jej wolną przestrzeń?

- Tak - uśmiechnęłam się lekko, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

- To teraz przytulcie się na zgodę - uśmiechnęła się blondynka.

- Stop! - krzyknął Nate - Muszę coś dodać!

- Nathanielu, proszę, nie psuj nam tego pięknego momentu - westchnęła mama.

- Anabelle, czy akceptujesz przyszłego chłopaka Arii i obiecujesz nie wtrącać się, nie przeszkadzać im i dać rozwinąć się naturalnie tej pięknej relacji?

- Przyszłego chłopaka?! - Mama zaskoczona zakryła dłonią usta.

- Obiecuję - westchnęła Any, zanim mnie przytuliła.

- Przepraszam - powiedziałam jej na ucho.

- Też przepraszam.

- I, jeśli ktoś jeszcze raz trzaśnie drzwiami, sam je odkupuje, bo ja nie będę płacić za naprawdę - zagroził tata.

- Czy teraz zagramy w coś? Nudzę się! - jęknęła Mandy.

- Może Scrabble? - zaproponował tata.

- Nie, ta gra jest dla mądrych ludzi i zawsze przegrywam - jęknął Nathan - Wy wybierzcie coś normalnego, a ja i Aria zrobimy coś do jedzenia, głodny jestem.

- Ty zawsze jesteś głodny - zaśmiałam się, lecz poszłam za chłopakiem.

Postanowiliśmy przyszykować popcorn, dodatkowo ja wzięłam krakersy dla mnie i brata, gdyż nikt z reszty rodziny ich nie lubił.

- Myślisz, że teraz będzie okej? - zapytał po kilku minutach ciszy.

- Nie wiem - przyznałam szczerze, połykając przekąskę.

- Jeśli nie, rozprawię się własnoręcznie z naszą siostrą - powiedział groźnie.

- Spokojnie, bracie - zachichotałam.

- Twój telefon wibruje - mruknął, zerkając na wyświetlacz mojej komórki - Mmm, twój misiaczek dzwoni!

- Przestań! - syknęłam, szybko odbierając.

Nate zaczął szarpać się za włosy i jęczeć, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.

- Halo?

- Hej, Aria. - Usłyszałam głos Johnsona, a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech.

Gdyż brat nie przestawał, wręcz przeciwnie, jego zachowanie nasilało się, rzuciłam w niego pomarańczą prosto w twarz, a on wrzasnął z bólem.

- Jesteś zajęta? Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać - powiedział.

- Nie przeszkadzasz - mruknęłam, starając się uniknąć ataku winogronami.

- Jutro jest nowy numer TT. Będą twoje zdjęcia, cieszysz się?

- Jasne! - pisnęłam, prowadząc wojnę z chłopakiem.

- Ymm... Okej, a tak w ogóle to wiesz... Teraz będzie trzeba praktycznie codziennie zostawać po lekcjach w piwnicy, nie masz nic przeciwko?

Nagle brunet zgarnął z blatu wielkiego pomidora i rzucił mi prosto w twarz. Poczułam w ustach sok pomidorowy, który wraz z miąższem spływał mi po twarzy.

- Ty debilu! - krzyknęłam wściekła, próbując się ogarnąć, w efekcie czego telefon rozbił się na podłodze. - Jack!

Spojrzałam z mordem w oczach na braciszka, po czym rzuciłam mu się na plecy. Zaczął chwiejnie biec w stronę salonu, gdzie siedziała reszta rodziny.

- Jezus Maria! Co się dzieje? - pisnęła mama.

Nagle Nate się o coś potknął. Upadliśmy na dywan. Czułam ból w całym ciele, a zwłaszcza w lewym nadgarstku, który szybko zaczął zmieniać barwę.

Typowa niedziela u rodziny Mackenzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro