Rozdział 63
- Aria, pilnie potrzebuję twojej pomocy!
Do mojego pokoju wkroczył Nate. Akurat się malowałam, więc nie mogłam na niego spojrzeć. Umówiłam się z dziewczynami na zakupy, to była ostatnia okazja, by zdobyć sukienki przed balem. Właśnie wybiła druga po południu, więc była spóźniona, jak zwykle. Nina miała pojawić się u mnie za kwadrans, a ja nawet nie uczesałam włosów.
- Hm? - mruknęłam, nakładając na rzęsy dużą ilość tuszu.
- Popatrz na mnie! - warknął groźnym tonem, a ja zachichotałam.
Posłusznie odłożyłam tusz i spojrzałam na brata. Chłopak stał zamyślony, z dziwną miną, a w dłoniach trzymał fioletową muszkę oraz czarny krawat.
- Tak? - zapytałam, wracając do kończenia makijażu.
- Aria, no! Pomóż mi! - krzyknął zdenerwowany, po czym opadł na łóżko Anabelle.
- Mam ci pomóc wybrać, tak? - zapytałam, drocząc się z nim trochę.
Przypudrowałam twarz, po czym złapałam niesforne kosmyki włosów, nawet ich nie czesząc, w kucyka. Szybkim ruchem przekształciłam go w wysokiego koka. Wyglądałam trochę śmiesznie, więc poprawiłam fryzurę za pomocą kilku długich wsuwek.
- No brawo - rzucił ironicznie - Sprytem to ty nie grzeszysz.
Zaczęłam się śmiać ze słów brata.
- W jakim kolorze Charlotte ma sukienkę? - zapytałam, bo naprawdę się spieszyłam.
- Mówiła, że w czarnym. Długą, z tiulem - odparł.
- W takim razie czarny krawat. Lottie będzie elegancka, ty też musisz - rzuciłam.
Wyjęłam z szafy biały sweter ze złotymi nitkami i nałożyłam go na białą bokserkę.
- Dzięki siostra! - powiedział ucieszony chłopak i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Pokręciłam głową ze śmiechem. Niby dwadzieścia jeden lat, ale umysłem to nadal pięć. Musiałam jeszcze znaleźć gdzieś moje ulubione legginsy. Wiedziałam, że czeka nas kilkugodzinne przymierzanie, więc nie mogłam założyć obcisłych dżinsów, zanim bym je zdjęła, minąłby dobry kwadrans. Pochyliłam się nad półką, by zaleźć spodnie, przecież Mandy ich nie zjadła. Cholera, byłam spóźniona! Wiedziałam, że dziewczyny mnie zabiją!
Nagle drzwi ponownie otworzyły się z impetem.
- Jezu, Nate! - warknęłam, nie odwracając wzroku - Ja naprawdę nie mam czasu na wybieranie dla ciebie ubrań! Czemu Charlie się tym nie zajmie? - spytałam.
- Od tego mam ciebie. - Usłyszałam.
Zaskoczona oraz przestraszona podniosłam się gwałtownie, w efekcie czego moja głowa uderzyła z impetem w górną półką. Jęknęłam głośno, masując obolałe miejsce.
- Pierdoła jak zawsze.
Morderczym wzrokiem patrzyłam na Lemonda. Założyłam ręce na piersi oraz wysunęłam podbródek.
- Co ty tu robisz? - syknęłam.
- Przyszedłem do moich dziewczyn - odparł jasno, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nie jestem twoją dziewczyną! - warknęłam oburzona jego słowami.
Co on sobie myślał, do cholery?! To był jakiś psychopata! Coś mu się w głowie poprzestawiało!
- Muszę sprawdzać, czy aby na pewno milczysz. Nie byłoby fajnie, gdyby wszyscy się dowiedzieli, co zrobiłaś siostrze - odparł i zbliżył się do mnie.
Odruchu odsunęłam się, lecz nie miałam żadnej drogi ucieczki.
- Czemu po prostu nie dasz mi spokoju? - zapytałam - Nikomu nic nie powiem!
- Och, daj spokój! - Chłopak zaśmiał się gorzko. - Dobrze wiem, że wypaplałaś wszystko swoim psiapsiółkom! Nie taka była umowa!
Przełknęłam ślinę. Skąd on o tym wiedział? Kto mu powiedział? Cholera jasna! W co ja się wpakowałam! Nie, nie mogłam tak żyć!
- Jeśli odwalisz się ode mnie i mojej siostry, przysięgam, że zapomnę o całej sprawie - oznajmiłam stanowczym tonem.
- Gdybym się od was odwalił, nie było takiej zabawy - odpowiedział cicho z uśmiechem na twarzy, zaraz po tym, jak się zbliżył do mnie.
Lemond mnie odpychał, wprawiał w obrzydzenie.
- Dlaczego ty to robisz? Czemu chcesz zniszczyć to, co mam? - zapytałam drżącym głosem.
Byłam bliska łez. Ciągle mnie to zastanawiało, po co? Jaki on miał w tym cel?
- Nie pamiętasz? - zdziwił się. Pokręciłam przecząco głową.
Zrobił dziwny ruch głową, jakby nie dowierzając w moje słowa.
- Naprawdę tego nie pamiętasz - stwierdził w końcu, patrząc prosto w moje oczy, co cholernie mnie onieśmielało.
Szukałam jakichś wspomnień w głowie, co ja mu kiedyś zrobiłam? Skrzywdziłam go, zraniłam? Uderzyłam? Nie, to nie było możliwe. Nie miałam przecież z nim dobrego kontaktu, to Any była jego ukochaną ulubienicą. A może on się mścił na mnie za coś, co zrobiła mu Anabelle? Minęło dziesięć lat od naszego ostatniego spotkania, a on w dalszym ciągle o tym myślał? Na pewno było z nim coś nie tak.
- Nie pamiętasz, jak zniszczyłaś mój związek z Any dziesięć lat temu? - spytał, a ja uniosłam szerzej brwi ze zdziwienia.
Co ja miałam z tym wspólnego? Przecież nic im nie zrobiłam, o czym on gadał?! Ta sytuacja z każdą sekundą stawała się coraz bardziej popieprzona! Naprawdę czułam się jak w jakimś horrorze czy thrillerze. Odkrywałam tajemnicę z dzieciństwa, która zmieniła moje życie w koszmar.
- Przecież ja nic nie zrobiłam! - zaprzeczyłam zaskoczona, a zarazem zdezorientowana.
- Owszem, zrobiłaś! Ja i Anabelle kochaliśmy się najmocniej na świecie, a ty to wszystko zniszczyłaś! Zabroniłaś jej przyjaźni ze mną! Nastawiłaś ją przeciwko mnie! - krzyczał.
Nic z tego nie rozumiałam, przecież to była całkiem inna historia!
- Ale... Ty wyjechałeś - oznajmiłam - To ty to zakończyłeś, zostawiając załamaną Anabelle! To ja ją musiałam pocieszać po tym, co zrobiłeś!
- Mój wyjazd nie miał nic do rzeczy! Już wcześniej było źle! Anabelle nigdzie nie chciała ze mną wychodzić, bo nie mogła cię zostawić! Nastawiłaś ją przeciwko mnie, sama Any już nie chciała mieć ze mną do czynienia! Zniszczyłaś mój związek, teraz ja zniszczę twój.
Zadrżałam na jego ostatnie zdanie. Zaczynało to być naprawdę przerażające, zwłaszcza jego dziwny i tajemniczy ton głosu.
- Coś ci się chyba pomyliło - warknęłam - Poza tym, daj spokój! To było dobre dziesięć lat temu! A teraz możesz być z Anabelle, nic wam nie stoi na przeszkodzie!
- Nic, poza jej tragiczną osobowością. - Wywrócił oczami, a ja naprawdę miałam ochotę dać mu w twarz. Fakt, Any była charakterystyczną i dość specyficzną osobą, często irytującą i wywyższającą się, ale nikt nie miał prawa tak o niej mówić! A już zwłaszcza jakiś popieprzony debil, który miał coś nie po kolei w głowie!
Drzwi otworzyły się, a ja ujrzałam mojego brata z dwoma różnymi butami. Odetchnęłam z ulgą, od razu czując się bezpiecznie.
- Aria? Które buty? - mruknął chłopak, po czym zobaczył mnie oraz Lemonda.
Jego mina od razu się zmieniła. Z niepewności przerodziła się wściekłość, wręcz furia. Rzucił buty na łóżko. Szybkim krokiem podszedł do Bishopa, po czym złapał go za ramię i popchnął prosto na ścianę z dużą siłą. Rozległ się huk, a ja pisnęłam i od razu się odsunęłam. Przez chwilę bałam się, że ramka na ścianie ukazująca mnie, siostrę oraz Nathana, spadnie na podłogę.
- Posłuchaj, skurwysynu - warknął brat, mocno trzymając Lemonda. W jego oczach dostrzegłam strach, nie spodziewał się tego. Nate rzadko przeklinał, więc chłopak naprawdę musiał go wytrącić z równowagi. - Odpieprz się od Arii, rozumiesz? Jeśli jeszcze raz poślesz jej groźbę, dotkniesz, a nawet się zbliżysz, porozmawiamy inaczej. Rozumiesz?
Przerażony Bishop pokiwał twierdząco głową, a szatyn go puścił. Lemond zaczął oddychać, jakby przebiegł maraton.
- A teraz wypierdalaj stąd, zanim zmienię zdanie.
Brunet posłusznie wyszedł z pokoju, a Nathan podszedł do mnie. Przyciągnął mnie do siebie, a ja westchnęłam w jego ramionach.
- Wszystko okej? - zapytał cicho, spokojnie.
- Tak - mruknęłam drżącym tonem - Dowiedziałam się ciekawych informacji.
- Jakich?
Mój telefon zaczął dzwonić, więc odsunęłam się od brata. To Nina, zapewne już wyjeżdżała z domu. Odrzuciłam połączenie i szybko napisałam krótką wiadomość, że źle się czuję i okres mnie dopadł. To była najlepsza wymówka na wszystko. Dziewczyny świetnie to rozumiały, bo również przechodziły przez to piekło, chłopcy natomiast słyszeli odpowiednio dużo na ten temat, więc już nie chcieli wchodzić w szczegóły. Opadłam na łóżko, a Nate tuż obok mnie. Czy ja naprawdę nie mogłam mieć zwykłego życia? A może miałam jakiś magnes, który przyciągał mnie do psychopatów?
********
Hmm... Jutro będzie fajnie :))))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro