Rozdział 62
Nasze spotkania były już tradycją. Musieliśmy się spotkać całą siódemką poza szkołą, żeby na spokojnie porozmawiać, powygłupiać się i miło spędzić czas. W tę sobotę Gilinsky zaprosił nas do siebie. Nie przejmował się swoją rodziną: siostry poszły na imprezę urodzinową koleżanki, a rodzice wyszli na rocznicową kolację.
- Charlie, czemu jesteś taka poddenerwowana? - spytał Sam, który leżał miękkim, puchatym dywanie w beżowym kolorze.
- Boję się, że nie dostanę się na studia w Los Angeles - rzuciła z westchnięciem, po czym przeczesała dłonią rude włosy.
- Wtedy zostaniesz z nami w Omaha - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Dajcie spokój, jest weekend, nie rozmawiajmy o studiach - poprosił Gilinsky i oparł się wygodniej na białej kanapie.
Salon w domu chłopaka był naprawdę duży oraz przestronny. Panowała w nim jasność, ściany były białe, podobnie jak dwie sofę stojące naprzeciwko siebie oraz fotele obok. W samym środku owych mebli znajdował się nieduży, drewniany stoliczek. Dużym zaskoczeniem był dla mnie brak telewizora. Jak się później okazało, rodzina Gilinskych w piwnicy miała wyznaczony do rozrywki pokój, w którym nie brakowało niczego. Dodatkowo wszyscy mieli telewizję w swoich sypialniach. W salonie znajdowała się jedynie wieża, z której aktualnie leciała latynoska muzyka.
Poprawiłam się wygodniej na kanapie i oparłam głowę na poduszce.
- Powiedział ten, co jeszcze nie złożył papierów. - Wywróciła oczami Nina, a G wysłał jej spojrzenie spod byka.
- Nikt miał o tym nie wiedzieć - warknął w stronę swojej dziewczyny.
- Co? Nawet ja już wysłałem papiery! - krzyknął zdziwiony Wilkinson i podniósł się z podłogi - Masz jakieś chipsy?
- Tam, gdzie zawsze - mruknął - Spokojnie, na wysłanie papierów mam jeszcze tydzień!
- Założę się, że G obudzi się w północ w piątek i będzie dzwonił do każdego o poradę. Aria, uważaj - dodała Nina.
- Służę wszelką pomocą - zachichotałam.
W naszym gronie szczyciłam się pomaganiem w wyborze odpowiedniej uczelni. Przeżywałam to już kiedyś z własnym bratem, więc znałam większość placówek w Omaha, Michigan, Los Angeles oraz Nowym Jorku. Teraz chętnie dobierałam je dla swoich przyjaciół, biorąc pod uwagę ich potrzeby oraz ambicje. Sama nie zamierzałam wybierać się poza Omaha, ewentualnie Los Angeles, ale to zależało tylko od Jacksów.
- Chociaż na jedną mogę lizyć - powiedział brunet i wysłał mi buziaka.
Parsknęłam śmiechem, łapiąc go. W tym samym czasie do salonu wrócił Wilkinson z paczką chipsów cebulowych i usiadł obok mnie.
- Dziewczyny, ogarnęłyście już sukienki na bal? To już w przyszłym tygodniu - jęknęła Nessie.
- Idziesz w końcu z Carlem? - zapytała zaciekawiona.
Chłopak podkochwał się w latynosce od dobrego roku, ale ona zawsze go oleała, twierdząc, że nie pssują do siebie. Ostatnimi czasy dziewczyna bardziej skupiła się na nauce, całkowicie ignorując zaloty płci przeciwnej, dlatego niedużym zaskoczeniem był fakt, iż tylko Carl zaprosił ją na bal wiosenny.
- Oszalałaś? - zapytała, otwierając szerzej duże oczy - Aż tak to mnie nie powaliło! Sam mnie zaprosił.
- Sammy, myślałam, że idziemy razem! - pisnęłam, udając oburzoną i uderzyłam chłopaka w żebra.
- Razem to my idziemy w czwartek do fryzjera - oznajmił - Chciałem z tobą iść, ale Jack mi zabronił.
Wydęłam wargi w smutku i przytuliłam się do Johnsona.
- Właśnie, nie wiem, czy zrobić sobie niebieski kolor włosów, czy może różowy - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
- Myślę, że w różowym będzie ci do twarzy - stwierdziła Charlotte.
- Jeśli zrobisz niebieski, nie idę z tobą na bal! - zagroziła palcem Vanessa.
- Sam, nie zdradzaj naszych tajemnic! To będzie niespodzianka! - rzuciłam ze śmiechem.
- Znowu robicie się na bliźniaków? - zapytał brunet.
- Nie ma innej opcji - powiedział jasno Wilk.
Telefon zawibrował mi w kieszeni, więc wyjęłam go. Na wyświetlaczu pojawiła się nowa wiadomość o dziwnej treści. Praktycznie codziennie dostałam taką. Dobrze wiedziałam, kto był nadawcą. Lemond. Tylko on był na tyle nienormalny. Nie wysłuchaj mojej niemej prośby, nadal za mną łaził, ostatnio nawet próbował mnie pocałować, ale szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy. Po tamtej sytuacji wszelkie próby poderwania mnie się skończyły, zostały zastąpione przez właśnie tego typu wiadomości, ostrzeżenia oraz groźby. Wątpiłam w to, czy chłopak mógł mi coś zrobić. Musiałam jednak pamiętać, że Bishop przyjaźnił się z Alexem, a ten typ był bardzo niebezpieczny i to jego się obawiałam. Te SMS-y były naprawdę nużące i irytujące, nie dawały mi zapomnieć o tej prawie, przypominały o pocałunku, a wraz z tym wspomnieniem silne poczucie winy powracało.
- Kto to? - zapytał blondyn ze zmarszczonymi brwiami.
Na ekranie widniało tylko jedno słowo: csiiiii...
- Ym... Nate znowu się bawi ze mną w jakąś durną grę, a ja jeszcze nie rozgryzłam, o co mu chodzi - skłamałam gładka i szybkim ruchem odłożyłam telefon.
- Twój brat czasami bywa taki głupi - stwierdził, a ja zachichotałam.
Przytuliłam się mocniej do Jacka, nosem dotknęłam jego obojczyk. Cudownie pachniał męskimi perfumami.
- To może pójdziemy na te zakupy jutro? Potrzebuję szałowej sukienki - zapytała Nina.
- Widzę, że nie tylko ja zostawiam wszystko na ostatnią chwilę - zaśmiał się Gilinsky, a dziewczyna uderzyła go lekko.
- Zamknij się - mruknęła.
- Popieram ten pomsył - dodałam, odwracając się do przyjaciółki.
- Boże, ja sukienkę kupiłam już dwa tygodnie temu. - Wywróciła oczami ruda. - G, masz jeszcze trochę tego ciasta?
- Boże, jak wy na mnie żerujecie. - Pokiwał przecząca głową, śmiejąc się. - W kuchni. Częstujcie się.
Charlie wysłała nam znaczące spojrzenia.
- Czekaj, ja też chcę - dodała Nessie.
- To ja pójdę do łazienki - mruknęłam, niechętnie odsuwając się od blondyna. Przy okazji pocałowałam go w kącik ust.
Całą czwórką ruszyłyśmy w stronę kuchni, jednak potem Nina skręciła do łazienki.
- Nie wierzę - mruknęłam.
- No co? To jedyne miejsce, w którym chłopcy nas nie usłyszą - odpowiedziała brunetka - Robiłyśmy już tak nie raz, nie dwa.
Zmieściłyśmy się w niedużej łazience z wielkim trudem. Ja i Nessie leżałyśmy w dużej, trójkątnej wannie z masażami, Nina siedziała na dywanie, a Lottie na kibelku.
- Boję się, że między Samem a mną znowu coś się wydarzy - zaczęła latynoska niepewnym tonem.
- Nie chcesz tego? - zapytała Nina.
- Nie wiem - przyznała - Nawet jeśli, to prawdopodobnie i tak wyjadę we wrześniu do Los Angeles. Będę musiała go zostawić, ja nie wierzę w poważne związki na odległość.
- Coś w tym jest - przytaknęłam zamyślona - Nie wyobrażam sobie trzech miesięcy bez Johnsona.
- Ja udaję, że ta trasa mnie cieszy, ale jestem załamana - oznajmiła Nina, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Johnson ciągle mi powtarzał, że powinnam cieszyć się i wspierać go, tak jak Nina robiła z Gilinskym. - Popatrzcie na Jacka, przecież te fanki się na niego rzucą, a on im się nie oprze.
- Lemond w dalszym ciągu mnie prześladuje, mam już naprawdę tego dosyć, to mnie wykańcza - westchnęłam.
To był nasz stały sposób na wyżalanie się. Każda mówiła to, co ją dręczyło, a my słuchałyśmy, ewentualnie dawałyśmy jakieś porady, czy własne przemyślenia. Nie pocieszałyśmy się, bo to nie miało kompletnego sensu.
- Musisz powiedzieć Jackowi - stwierdziła Charlie.
- Nie możesz powiedzieć Jackowi - odparła Vanessa - Ześlij na niego jakąś mafię.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jezu, Nina, zazdroszczę ci tej wanny - powiedziałam rozmarzona - Jak wy musicie miło spędzać tutaj czas...
- Żebyś wiedziała! - przytaknęła z chichotem.
- Jezu, Nina, ja nie chcę sobie tego wyobrażać - odpowiedziała Nessie z przerażonymi oczami, naśladując mnie.
- Wiecie co? - zaczęła Lottie - Cokolwiek by się z nami nie stało, zawsze będziemy trzymać się razem.
- Amen! - Kiwnęłam twierdząco głową, co ponownie wywołało śmiech przyjaciółek.
Po ponad kwadransie postanowiłyśmy się zebrać do chłopaków. Cały czas się śmiejąc z nieporadności Vanessy, która nie potrafiła sprawnie wyjść z łazienki.
- Gdzie to ciasto? - zapytał Sam, kiedy weszłyśmy do salon.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu obok Johnsona siedziała Layla. Była ubrana w krótką, dżinsową spódniczkę, czarne rajstopy oraz białą koszulkę z dekoltem w serek.
- Layla? Co ty tu robisz? - spytała Nina, uważnie obserwując dziewczynę i usiadła obok swojego ukochanego.
Rzuciła mu zdziwione spojrzenie, lecz on jedynie wzruszył ramionami.
- Byłam sama w domu, a Jack wspominał mi wcześniej, że się spotykacie tutaj, więc pomyślałam, że się dołączę. Nie macie nic przeciwko?
Bez słowa usiadłam obok Jacka, od razu przykładając głowę do jego obojczyka. Założyłam swoje nogi na jego, a on zaczął delikatnie krążyć palcami po moim nagim kolanie.
Czułam spojrzenia innych na sobie. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, dlaczego postanowiłaś po prostu do nas wpaść, skoro się nie przyjaźnimy, ale jeśli musisz, to chyba możesz zostać - dodałam obojętnym tonem, chociaż zachowanie dziewczyny naprawdę mnie zirytowało.
Przyszła do nas, jakby uważała się za jakąś członkinię naszej grupy. Ona była zwykłą przyjaciółką Jacka, nikim specjalnym, ja już o to odpowiednio zadbałam. Powoli Johnson odpuszczał sobie tę znajomość, nie naciskałam na niego, ale złośliwe komentarze po prostu musiałam mu wciskać.
- Ja chcę się z wami zaprzyjaźnić - oznajmiła, a Nina prychnęła. Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Aria, wiem, że możesz uważać, iż chcę poderwać Johnsona, ale to nieprawda. My się po prostu przyjaźnimy. Nie musisz go kontrolować, sprawdzać go. Zaufaj mu. Jestem jego przyjaciółką - mówiła szczerze, od środka, nie sposób jej nie uwierzyć.
Dla własnego spokoju postanowiłam iść z nią na sojusz. Mimo to wkurzyły mnie jej słowa. Czy ona naprawdę myślała, że stanowi dla mnie jakiekolwiek zagrożenie? Nie, już nie.
- Spokojnie, ufam Jackowi bezgranicznie. I ja go nie sprawdzam, piszę z nim, bo go kocham i chcę być z nim w całym kontakcie. To jest element związku, nie wiem, czy wiesz - odpowiedziałam.
Jack spojrzał na mnie, a nasze usta szybko połączyły się w czułym pocałunku. Rozległy się brawa, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
- Jakie słodziaczki! - pisnął Sammy.
- No w końu - mruknęłam ze śmiechem, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
Ufać Layli? Czy nie ufać?
************
Komentarze i opinie mi wystarczą : )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro